New York
54°
Clear
6:47 am7:15 pm EDT
1mph
32%
30.04
TueWedThu
52°F
54°F
52°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.

Rodzicielstwo i jak je przeżyłam

 Eliza Sarnacka-Mahoney

Początek roku szkolnego nieuchronnie uruchamia jednak wspomnienia i refleksje. Nie wiem, jakim byłabym rodzicem w Polsce. Może byłoby mi łatwiej, bo mogłabym sięgać do doświadczeń i odczuć z własnego dzieciństwa. Gdybym musiała o coś walczyć lub się przed czymś bronić – doskonale znałabym przeciwnika. Kultura, obyczaje i zbiorowy światopogląd nie zmieniają się tak szybko. Rodzicem zostałam jednak w Ameryce i nigdy nie kryłam, że rodzicielstwo po tej stronie świata było dla mnie wyzwaniem, na jakie przygotowana nie byłam. Było nim począwszy od pierwszych dni w przedszkolu Starszej, a na ostatnich dniach liceum Młodszej kończąc. Od chwili, gdy usłyszałam: „Ile razy w tygodniu będzie pani przychodzić do przedszkola razem z córeczką? Wszystkie mamy się udzielają i nam tutaj pomagają. Pani córeczce będzie bardzo przykro, jeśli pani z nami nie będzie!” – i trzy razy poprosiłam o powtórzenie pytania, bo pierwsze słyszałam, że pracujący rodzic ma zostawać z dzieckiem w przedszkolu i brać na to konto wolne w pracy. Do momentu, gdy dowiedzieliśmy się, że nauczycielka Młodszej zaległa z omicronem na dzień przed uroczystością zakończenia jej nauki w liceum i Młodsza padła na kanapę lamentując: „To nie miała również tego? Ile jeszcze najważniejszych i jedynych w życiu wydarzeń zostanie mi odebrane?”.

Nie byłam przygotowana na klasy o pozabijanych gwoździami oknach i kuloodpornych tablicach (zabezpieczenie przed wtargnięciem uzbrojonego mordercy), na kulturowe wojny, które rozgrywają się w szkołach nie mniej intensywnie niż w komitetach partyjnych i przy kościelnych pulpitach. Nie byłam w ogóle gotowa na oświatę, w której jedenastolatek zaczyna się kształcić w systemie, którego sama doświadczyłam dopiero na uniwersytecie. Bez klasy, bez wychowawcy, bez żadnego planu wychowawczego ani żadnych celów uspołecznienia dziecka ze strony szkoły. Nie byłam przygotowana na problemy psychiczne i psychologiczne, z jakimi przyszło się mierzyć moim dzieciom i większości ich znajomych. Nie byłam przygotowana na odkrycie, że w następstwie myśli lub wręcz prób samobójczych psychiatrycznie leczy się dzisiaj już prawie każdy amerykański nastolatek.   

Podczas tegorocznego pobytu w Polsce przydarzyła mi się niemiła przygoda na drodze. Pół godziny przed miejscowością, do której wiozłam Młodszą na kolonie, zepsuło nam się auto. Pech tym większy, że na autostradzie. Ledwie zdążyłam zjechać na boczny pas.  Byłyśmy ponad dwieście kilometrów od domu i od wypożyczalni, z której pochodził samochód. Pogotowie drogowe ściągnęło nas na najbliższy parking. Po trzech godzinach dotarła do nas wypożyczalnia. Młodsza dojechała na kolonie z sześciogodzinnym opóźnieniem, ja po raz pierwszy w życiu jechałam autolawetą. Okazało się, że kierowca przez dziesięć lat mieszkał z rodziną w USA, wrócił do Polski pod koniec pierwszego roku pandemii. Zeszliśmy na tematy szkolne i wychowawcze. 

– Starszy synek na szczęście dobrze odnalazł się w polskiej szkole – opowiadał mężczyzna. – Ale gnębią nas wyrzuty sumienia, że zrobiliśmy dzieciom krzywdę odbierając im szansę na amerykańską edukację. Podstawówka synka była fantastycznym miejscem. Przyjazna atmosfera, opiekuńcza kadra, potrzeby dziecka zawsze na pierwszym miejscu. Tymczasem w szkole w Polsce nie zmieniło się nic. Najważniejsze to wyrobić się z programem! 

 – Amerykańskie podstawówki rzeczywiście są fantastyczne. Niestety, potem bywa już bardzo różnie, jeśli to pana pocieszy – odpowiedziałam.

 – Mieszkaliśmy w dobrej dzielnicy, słynącej z bardzo dobrych szkół – upierał się. 

 – Punkt dla was. Niestety, renoma szkoły ma się nijak do doświadczeń, jakie tam mogą czekać na dziecko. W dzisiejszych przedziwnych czasach zauważalny jest wręcz trend, że im ambitniejszy program nauczania i ambitniejsze dziecko, tym częściej robi się z tego mieszanka wybuchowa. Najgorzej mają introwertycy i wrażliwcy. Na nich trzeba uważać najbardziej, bo system rozjeżdża ich najbardziej. 

Jak podejrzewałam, mój rozmówca – wychowany i wykształcony w Polsce (jego żona również) – miał nikłe pojęcie o realiach współczesnej amerykańskiej szkoły. Nasza rozmowa przypominała wiele innych, jakie na przestrzeni lat przeprowadziłam z ludźmi spoza Ameryki. Swoisty reality-check, który wpędzał ich w zdumienie, niedowierzanie, niekiedy przerażenie, a przy tym refleksje na temat ich własnego rodzicielstwa. Nie obyło się bez „sakramentalnego”: „I jak rodzic ma sobie z czymś takim poradzić?”. Na co ja i tym razem odpowiedziałam moim „sakramentalnym”: „Bezwarunkowo wspierać. Być dla dziecka i przy dziecku zawsze, gdy tego potrzebuje, nawet kosztem własnych planów. Jak najszybciej zapominać o wyrzeczeniach i cierpieniu, bo dziecko musi budować swoją przyszłość, a nie przepraszać nas za przeszłość. Wreszcie – modelować jego odpowiedzi na niepowodzenia własnym, dobrym przykładem. Co jest oczywiście najtrudniejszą rzeczą na świecie, bo to znaczy, że my sami w sytuacjach stresu i kryzysu musimy umieć zachować opanowanie i rozsądek”.

– A propos opanowania – przypomniał sobie mój rozmówca. – Dziękuję pani za pani dzisiejszą postawę. Że jak na mnie czekałyście te trzy godziny, to nie dręczyła mnie pani SMS-ami i telefonami z pytaniem, kiedy w końcu dojadę. I w ogóle, że pani tak to wszystko przyjęła ze spokojem. Z pani taki idealny, egzystencjalny stoik?

– O, bynajmniej! – poczułam się rozbawiona. – Z natury jestem niecierpliwa i wybuchowa. Tylko widzi pan, to jest to, o czym właśnie mówiłam. W aucie była przecież ze mną córka. To jej pierwsze takie zdarzenie na drodze. Zachowałam się tak, jak chciałabym, by ona się zachowała, gdy będzie sobie kiedyś musiała poradzić z czymś podobnym zupełnie sama.  

– A niech mnie! Nigdy tak na te rzeczy nie patrzyłem. Dziękuję pani! Wracam do domu z nowym spojrzeniem na życie.  

Rozmowa tak nas pochłonęła, że podróż minęła nie wiadomo kiedy. A że człowiek często dopiero w debacie z innymi wypowiada po raz pierwszy niektóre swoje sądy i argumenty, nasza pogawędka okazała odkrywcza nie tylko dla młodego ojca i kierowcy autolawety, ale również dla mnie. Nie wiem, co jeszcze przede mną. Moje córki dopiero stawiają pierwsze kroki w dorosłym życiu. Moje rodzicielstwo nie było wolne od błędów i jest milion rzeczy, które zrobiłabym inaczej, gdybym jakimś cudem dostała na to szansę. Ale ze spraw najważniejszych nie zmieniłabym niczego. To uskrzydlające i nawet wzruszające uczucie na nowy etap moich relacji z dziećmi.

 •

Eliza Sarnacka-Mahoney z okazji 8. Polonijnego Dnia Dwujęzyczności – podczas weekendu 14, 15, 16 października – odwiedziła kilka ośrodków edukacyjnych w naszej metropolii w ramach spotkań autorskich z serią książek dla dzieci pt. „Maja Orety” oraz wykładów pt. „Jak przeżyłam rodzicielstwo w USA: o dwujęzyczności i nie tylko”. Rozmowę z panią Sarnacka Mahoney – pomysłodawczynią i współorganizatorką Dnia Dwujęzyczności, a także dziennikarką, m.in. „Nowego Dziennika” – zamieścimy w jednym z najbliższych numerów naszego tygodnika.

Jeszcze nie czas na pokój

Tomasz Deptuła

Europa zmęczyła się już wojną w Ukrainie i martwi się o ciepłe kaloryfery podczas zbliżającej się zimy, Stany Zjednoczone żyją wyborami do Kongresu i rosnącym napięciem w stosunkach z Chinami. Niemiecki kanclerz Olof Scholz nie ukrywa, że woli dążyć do szybkiego zawarcia traktatu pokojowego, który miałby pozwolić Putinowi na ogłoszenie wymiernego (w oczach Rosjan) sukcesu, niż do wysyłania czołgów Ukraińcom. Do czego w historii prowadziła podobna strategia ustępstw wobec Rosji – nie trzeba Polakom tłumaczyć.

W tych okolicznościach odnoszone przez Ukraińców postępy w okolicach Chersonia czy Ługańska schodzą na dalszy plan. Wykorzystuje to Władimir Putin, który – nie mogąc pochwalić się sukcesami na froncie – straszy użyciem taktycznej broni jądrowej i przeprowadza ataki na miasta i cele strategiczne w Ukrainie, stosując dosłownie wszystko co ma pod ręką, od rakiet Kalibr i Iskander po świeżo nabyte irańskie drony. Od amerykańskich i brytyjskich ekspertów, mających dostęp do danych wywiadowczych, dowiedzieć się jednak można, że rosyjskie zapasy amunicji sterowanej znajdują się już na wyczerpaniu. Stąd decyzja o zakupie dronów i rakiet od Iranu, choć i tu możliwości odtwarzania arsenałów są raczej ograniczone.

ZNISZCZYĆ, CO SIĘ DA

Eksperci amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną, prestiżowego think tanku, który od początku wojny w Ukrainie publikuje bieżące i, najczęściej trafne, analizy aktualnej sytuacji w teatrze wojny, twierdzą, że jakiekolwiek próby zawieszenia broni będą pracować przede wszystkim na korzyść Moskwy, a nie Kijowa. “Ci, którzy chcą pokoju w Ukrainie, muszą się oprzeć pokusie zamrożenia frontu” – czytamy w najnowszej analizie ISW. Trudno bowiem uwierzyć, że Władimir Putin zmieni strategiczne plany wobec Ukrainy, której odmawia prawa do samostanowienia. Każda przerwa w działaniach wojennych zostanie wykorzystana do zwarcia szeregów i przygotowania nowej, szeroko zakrojonej ofensywy z udziałem świeżo zmobilizowanych żołnierzy. Rosja może próbować przegrupować swoje siły, aby ponownie uderzyć z północy – twierdzą eksperci.

Z pewnym niepokojem obserwowane jest także rozmieszczanie rosyjskich żołnierzy na Białorusi i coraz groźniejsze pomruki tamtejszego dyktatora Aleksandra Łukaszenki pod adresem Ukrainy, Polski i całego NATO. Choć nie brakuje opinii, że ewentualny udział białoruskich żołnierzy w zaczętej przez Rosję wojnie może zachwiać w posadach reżimem w Mińsku, nie ulega wątpliwości, że koncentracja sił rosyjskich wzdłuż północnej granicy Ukrainy zmusza Kijów do utrzymywania poważnych sił z dala od obecnego frontu, które odparłyby ewentualne uderzenie. Atak z Białorusi groziłby także przerwaniem dróg komunikacyjnych, pozwalających na dostarczanie zachodniej broni na front ukraiński.

PUTIN: ZŁAMAĆ UKRAIŃCÓW

Zamrożenie konfliktu pozwoliłoby też na punktowe, ale systematyczne niszczenie infrastruktury krytycznej Ukrainy – elektrowni, stacji przesyłowych, zbiorników gazu i ropy itd. Wszystko po to, aby zrujnować gospodarkę sąsiada. W tak zarysowanym scenariuszu Kremla chodzi także o złamanie ukraińskiego społeczeństwa, które musi zmierzyć się z perspektywą bardzo trudnej zimy, z przerwami dostaw prądu, którego jeszcze do niedawna było w tym kraju w nadmiarze. O tym, że takie postępowanie, którego celem jest wywołanie katastrofy humanitarnej na terytorium wroga, stanowi rażące naruszenie prawa międzynarodowego, nie trzeba nawet wspominać. Fikcyjne referenda, które posłużyły za pretekst do bezprawnej aneksji czterech ukraińskich obwodów, pokazały już wcześniej, że Kreml lekceważy sobie opinię wspólnoty międzynarodowej.

ISW: ODZYSKAĆ CO TYLKO MOŻLIWE

Według ISW, jednym z zadań dla ukraińskich sił zbrojnych powinno być wyzwolenie Zaporoskiej Elektrowni Atomowej – największej siłowni nuklearnej w Europie, która przed rosyjską agresją dostarczała prąd ogromnym połaciom wschodniej Ukrainy. Kontrofensywa powinna także dążyć do odzyskania Doniecka, Sewierodoniecka i Ługańska, miast niegdyś kluczowych dla ukraińskiej gospodarki – radzą eksperci ISW. Z kolei, z przyczyn strategicznych, NATO powinno wspierać odzyskanie przez Ukrainę kontroli nad większością zajętych przez Rosję terenów, przede wszystkim zaś Krymu. Nie pierwszy raz w historii półwysep ten ma ogromne znaczenie. Tym razem ISW zwraca uwagę, że ukraińska kontrola nad Krymem oznaczałaby odsunięcie o 300 km baz lotnictwa Federacji Rosyjskiej oraz systemów przeciwlotniczych i przeciwokrętowych.

Warto też dodać, że już odbicie przez Ukraińców Chersonia – największego miasta zajętego po 24 lutego – miałoby ogromne znaczenie propagandowe, a dla reżimu Putina stanowiłoby ogromną porażkę wizerunkową, także w oczach poddanych mu Rosjan.

Ukraińskie siły zbrojne stosują bardzo rozważną taktykę – skupiając się na niszczeniu obszarów koncentracji sprzętu wojskowego przeciwnika, odcinaniu go od logistyki i wzmacnianiu obrony przeciwlotniczej. O jej skuteczności świadczy utrata przez Rosję inicjatywy i bardzo poważne zdobycze terytorialne. Jeśli będą dobrze zaopatrywane w nowoczesne środki walki, to powoli będą odzyskiwać teren zarówno w okolicach Chersonia, jak i Ługańska, wykorzystując także demoralizację rosyjskiej armii i brak doświadczenia bojowego żołnierzy z poboru. W tej wojnie na przetrzymanie Kijów wydaje się mieć dziś więcej atutów niż Moskwa. Pod jednym warunkiem – że nikt nie będzie wymuszał na nim zawarcia szybkiego pokoju za cenę ustępstw, które – po odczekaniu – pozwolą Rosji na kontynuowanie agresywnej polityki wobec swoich sąsiadów. To nie jest więc dobry czas na zakończenie wojny. A Zachód powinien także bardziej na serio zabrać się za wzmacnianie własnego potencjału. Si vis pacem para bellum – mówi stare łacińskie przysłowie.

Wielokulturowy pociąg znów pędzi!

Prezentowanie wybitnych, światowych liderów z wielu dziedzin kultury (muzyki, malarstwa, fotografii), wśród których rozpoznajemy znakomitych Polaków, to zapewne wielki zaszczyt dla organizacji, która od 24 lat dokonuje tych prezentacji na amerykańskim, trudnym do zdobycia artystycznym rynku, rozsławiając Polskę i Polaków.

W tym roku cały program artystyczny opracował Jakub Polaczyk, obecny dyrektor artystyczny naszej organizacji. Program jest bardzo zróżnicowany i ambitny. Jakub – znakomity kompozytor i muzyk – superciekawie zaaranżował stronę muzyczną 14. festiwalu

W ramach tegorocznego festiwalu przedstawimy trzech znakomitych kompozytorów światowej sławy: Wojciecha Kilara (Polska), Oliviera Messiaena (Francja) i Johna Cage’a (USA). W tym roku współpracują z nami bardzo ważne instytucje, jak: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Narodowy Instytut Muzyki i Tańca, Instytut Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Bardzo się cieszymy z tej współpracy, którą widzowie i słuchacze będą mogli ocenić, zapoznając się z twórczością znakomitych artystów, których te instytucje poleciły na festiwal.

Przez te wszystkie lata Międzynarodowy Festiwal „Chopin i Przyjaciele” zyskał ogromny prestiż i uznanie w kręgu polonijnym oraz amerykańskim. To prawie ćwierć wieku artystycznej działalności. To najdłużej działający festiwal w naszym środowisku… Udało się i pociąg pędzi dalej!

Nigdy nie myślałem, że festiwal może przetrwać tyle lat. Dlatego już w tym momencie myślimy o jubileuszowej edycji, czyli o XXV Międzynarodowym Festiwalu „Chopin i Przyjaciele” w 2023 roku. Kolejny festiwal wymaga wspólnego, inowacyjnego myślenia o płaszczyznach programowych. Zaczynamy zawsze od czystej kartki. Najważniejsze to zaprosić ciekawych artystów i wybrać miejsca na koncerty. Ten proces zajmuje cały rok.

Czy pandemia zatrzymała ten pędzący latami wielokulturowy pociąg, czy tylko delikatnie zmniejszyła jego prędkość. Jestem pewna, że na tym etapie rozwoju naszej cywilizacji nie jesteśmy w stanie zatrzymać rozwoju kulturalno-społecznego, ale mogą pojawić się inne promocje, np. jakieś oryginalne technologie, drony, ect., które będą chciały zastąpić wybitnych twórców?

Na nasz festiwal pandemia też miała wpływ, i… udało się wykorzystać współczesne technologie poprzez media społecznościowe. Odkryliśmy, że podczas pandemii mieliśmy większą oglądalność niż zwykle. Podjęliśmy się transmisji przez Facebook na żywo, a następnie umieściliśmy nasze koncerty na kanale Youtube. Na koncercie w Konsulacie Generalnym RP było 30 osób, ponieważ takie były obostrzenia, a transmisję przez Facebook oglądało 1500, a po tygodniu na kanale YouTube obejrzało ją 8000. Okazało się, że pandemia nauczyła nas w inny sposób promować festiwal, co otwiera kolejne tory dla międzynarodowego pociągu. Korzystając z tego doświadczenia,planujemy, iż koncerty będą transmitowane na żywo na Facebooku i następnie umieszczane na naszym kanale YouTube.

Czy w takiej sytuacji, ogólnego powodzenia i rozwoju festiwalu, można liczyć na zwiększanie liczby wagonów tego wielokulturowego pociągu, który w ciekawy sposób rozpędziła organizacja, powołana przez znakomitego animatora kultury Mariana Żaka?

Aby zwiększyć liczbę koncertów organizacja musi zadbać o stronę finansową przedsięwzięcia, a to nie jest łatwe. W tym roku mamy wspaniałych sponsorów i z Polski, i USA. NYSCA to stanowa agenda artystyczna, która doceniła nasz festiwal i w tym roku dała nam znakomity grant. Mamy też stałych od lat sponsorów, takich jak: Konsulat Generalny RP, Polsko-Słowiańska Federalna Unia Kredytowa, Centrum Polsko-Słowiańskie, Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce Okręg 2, biura prawnicze, firmy, a także prywatni sponsorzy, jak np. Krystyna Piórkowska, Shinning Sung, dr Henryk Cioczek. Wszyscy sponsorzy zostaną wymienieni w naszym kolorowym programie festiwalu (który liczy 40 stron). Chciałbym bardzo podziękować wszystkim sponsorom za wsparcie tej artystycznej inicjatywy. Wszyscy razem możemy być dumni, że posiadamy Międzynarodowy Festiwal „Chopin i Przyjaciele”, który promuje sztukę wszystkich narodów, a w tym polskich artystów. Cieszy nas, że tak poważne instytucje dołączyły do współpracy, aby festiwal istniał i pomagał w promocji polskich artystów w Ameryce.

W ostatnich kilkunastu miesiącach nastąpiły zmiany w Centrum Polsko-Słowiańskim z siedzibą na Greenpoincie. Między innymi został Pan powołany na stanowisko prezesa tej non for profit organizacji. Uważam, że to Pana osobisty sukces i całej grupy społeczników, którzy uwierzyli w Pana zdolności organizacyjne i twórczą inicjatywę w prowadzeniu kolejnej organizacji o podobnym profilu.

Tak, już drugi rok jestem prezesem CP-S. Dużo zmienilo się w tym czasie w tej organizacji. Myślę, że CPS rozwija swoje możliwości, co zapewne wszyscy zauważyli. Podczas tegorocznego Zjazdu Polonii Świata w Krakowie, który zorganizowało Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, a uczestniczyłem w nim ze Zbigniewem Solarzem, skarbnikiem CP-S, mieliśmy możliwość nawiązania kontaktu z posłanką Joanną Fabisiak. Po pewnym czasie odwiedziła CP-S na Greenpoincie i w trakcie rozmów zaproponowała, aby obie instytucje – New York Dance & Arts Innovations połączyły siły z Centrum Polsko-Słowiańskim i wspólnie przygotowały jubileuszowy, 25. festiwal.Centrum przez wszystkie lata było naszym partnerem, współpraca istnieje od początku festiwalowych imprez. Tylko podczas pandemii nie mogliśmy mieć koncertów w Centrum, bo nie było zgody władz zwierzchnich. W tej sytuacji, jeśli będziemy wspólnie organizować jubileuszowe wydarzenie, to myślę, że możliwe będzie poszerzenie programu Międzynarodowego Festiwalu „Chopin & Przyjaciele”.

Prezes Marian Żak z prezydentem RP Andrzejem Dudą i pierwszą damą podczas spotkania z okazji 50-lecia CP-S

A jaki program zaprezentuje organizacja na tegorocznym festiwalu?

Z dumą zapowiem, że wystąpi plejada znakomitych artystów z różnych krajów.

11 listopada (piątek) wystąpi w CP-S Jakub Kuszlik, laureat 4. miejsca i nagrody Polskiego Radia za najlepsze wykonanie mazurków, podczas 18. Konkursu Chopin w Warszawie.  Wydarzeniem będzie wystawa Janusza Kapusty, który po powrocie do Polski przeżywa renesans swojej twórczości. Jego instalacja K-dron jest prezentowana w Narodowym Muzeum w Warszawie z okazji 500-lecia śmierci Leonarda da Vinci (2018).

Na otwarciu festiwalu w polskim konsulacie wystąpi słynny Krakowski Złoty Kwintet Dęty w składzie: Natalia Jarząbek (flet), Monika Wygoda (fagot), Damian Świst (obój), Tomasz Sowa (klarnet) i Konrad Gołda (waltornia). To oryginalny zestaw instrumentów i znakomici muzycy, sponsorowani przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Inspirującego Programu Kultury.

Portret Wojciecha Kilara zaprezentuje światowej sławy artysta fotografik Czesław Czapliński. Atrakcją będzie wystąpienie zdobywcy pierwszego miejsca w 5. Konkursie Kompozytorskim młodego Huijuana Linga z Chin. Konkurs kompozytorski pt. „New Vision” został zainicjowany przez Jakuba Polaczyka, dyrektora artystycznego festiwalu. Wielką artystyczną ciekawostką będą improwizacje na temat muzyki Kilara w wykonaniu trio w składzie: Brandon Seabrook, Kuba Cichocki, Bogna Kicińska.

5 listopada (środa) w CP-S wystąpi znakomity pianista z Kanady Carter Johnson; będzie to jednocześnie otwarcie wystawy Janusza Kapusty i Kamila Freitasa z Brazylii.

Jeden z festiwalowych wieczorów odbędzie się w Lincoln Center – w Brono Walther Auditorium – i rozpocznie wykładem Jerzego Stankiewicza o twórczości Messiaena. To znakomity znawca muzyki, który za pracę naukową wyróżniony został wieloma odznaczeniami i honorowymi doktoratami wielu uczelni. Następnie będzie można obejrzeć film dokumentalny o Olivierze Messiaenie w reżyserii Paula Moona, a potem wysłuchamy muzyki Oliviera Messiaena; będzie też utwór Jakuba Polaczyka dedykowany Messiaenowi. Wystąpi znakomity d’Arc-en-ciel Quartet w składzie: Yoonah Kim (klarnet), Mari Lee (skrzypce), Mihai Marica (wiolonczela), Henry Kramer (fortepian).

12 listopada (sobota) to prezentacja muzyki Johna Cage’a. Wystąpią utalentowani artyści: Margaret Leng Tan (fortepian-zabawka), Fabrizzio Viti (fortepian), Rossella Mattioli (aktorka).

Zakończenie festiwalu odbędzie się tradycyjnie w polskim konsulacie, 17 listopada. Podczas tego wieczoru będziemy mogli podziwiać instalacje Janusza Kapuścińskiego i posłuchać pianistów: S. Dobrzańskiego, Fei-Fei, a poezje zaprezentuje Maja Trochimczyk.

Dodam, że wieczory w konsulacie poprowadzi Weronika Woźniak, aktorka odnosząca sukcesy w USA.

Zapraszam do wzięcia udziału w XXIV Festiwalu „Chopin i Przyjaciele”, i życzę wszystkim niezapomnianych artystycznych przeżyć. Do zobaczenia!  

Rozmawiała Elżbieta Popławska

Marian Żak – były baletmistrz Opery Bytomskiej, od 30 lat promotor międzynarodowej – z wyróżnieniem polskiej – kultury i polskich artystów w USA, nauczyciel. Założyciel New York Dance & Arts Innovations, organizacji, która 24 lata temu zainicjowała Międzynarodowy Festiwal „Chopin i Przyjaciele”.

XXIV MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL „CHOPIN I PRZYJACIELE” DEDYKOWANY JEST CENTRUM POLSKO-SŁOWIAŃSKIEMU Z OKAZJI JUBILEUSZU 50-LECIA TEJ ORGANIZACJI.

MARIAN ŻAK, prezes New York Dance & Arts Innovations

Odsłonięcie pamiątkowych tablic w Savannah

Peter J. Obst

Organizatorzy wydarzenia oraz goście spotkali się najpierw w sobotę, 8 października wieczorem, w The Club at Savannah Quarters w Pooler, GA, na bankiecie przygotowanym przez Komitet Generała Pułaskiego w Savannah z Amerykańskiej Rady Kultury Polskiej (ACPC). W skład komitetu weszli: Glen Ball, Anthony Hejka oraz Camille i Edward Królikowski, przewodniczący komitetu, który był jednocześnie mistrzem ceremonii w mundurze kawalerzysty w armii Waszyngtona.

Przemawia Leszek Sieluk z Polskiej Fundacji Narodowej w Warszawie; z prawej – koordynatorka uroczystości Emily Beck
z Coastal Heritage Society

Gospodarzami przyjęcia byli Cecilia i Raymond Glembocki, prezes ACPC. Wśród wielu znamienitych gości znaleźli się: Krzysztof Szczerski, ambasador RP przy ONZ; Katarzyna Rybka-Iwańska, dyrektor ds. dyplomacji publicznej i kultury w Ambasadzie RP w Waszyngtonie; Leszek Sieluk z Polskiej Fundacji Narodowej w Warszawie; były ambasador Andrew Bremberg, obecnie prezes Muzeum Ofiar Komunizmu. Jedną z większych grup stanowili członkowie Klubów „Gazety Polskiej”, w tym Tadeusz Antoniak, komendant główny Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej, i jego żona Aneta. Był też Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej, oraz konsul honorowa na południowo-wschodnią Pensylwanię Debbie Majka.

Katarzyna Rybka-Iwańska, reprezentantka Ambasady RP w Waszyngtonie, z lewej – Peter J. Obst z Amerykańskiej Rady Kultury Polskiej

Stowarzyszenia reprezentowali m.in. Jadwiga Bankowska i komandor Stanisław Bankowski z Kadetów Pułaskiego w Perth Amboy, NJ; Maciej Smusz – prezes Polskiego Klubu w Atlancie, GA; Charles Sieracki – były prezes Polish-American Club w Charleston, Karolina Południowa. Z Fort Lauderdale na Florydzie przybyli państwo Monica i Jack Pinkowscy, prezes Fundacji Poles in America, która od wielu lat wspiera obchody na polu bitwy w Savannah.

Gościem uroczystości był m.in. ambasador Węgier Szabolcs Takacs

Główna część uroczystości odbyła się w niedzielę, 9 października. Wczesnym rankiem uczestnicy wydarzenia zebrali się przy Muzeum Historii Savannah i przy dźwiękach bębnów pomaszerowali na pole bitwy, obecnie znane jako Tricentenial Park. Aaron Bradford, w mundurze żołnierza kolonialnego, członek Coastal Heritage Society ­– organizatora wydarzenia – pięknie wyjaśnił działania, jakie podjęli żołnierze, gdy zbliżali się do pola bitwy. Koordynatorka uroczystości Emily Beck, również z Coastal Heritage Society, przedstawiła gości, którzy mówili o osobach upamiętnionych na odsłoniętych tego dnia tablicach. Wśród nich byli liderzy wspomnianych powyżej organizacji oraz ambasador Węgier Szabolcs Takacs, który opisał karierę pułkownika Mihalyego Kovacsa, podkreślając przy tym wieloletnią przyjaźń między Polską i Węgrami. Ta tablica została ufundowana przez Kadetów Pułaskiego, ponieważ płk Kovacs był przyjacielem Kazimierza Pułaskiego i walczył u jego boku w Polsce i Ameryce.

Edward Królikowski w mundurze kawalerzysty armii Waszyngtona

Po przemowach rekonstruktorzy historyczni zademonstrowali musztrę marszową. A po niej oddano uroczysty salut z muszkietów.

Poczet sztandarowy Kadetów Pułaskiego z Perth Amboy, NJ; z prawej (w ciemnej marynarce) – Tadeusz Antoniak, komendant główny Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej

Tablicami w Savannah uczczono następujące osoby:

marynarz Józef Gabriel

ok. 1744 – 14 sierpnia 1829

Urodzony w Polsce, po przybyciu do kolonii amerykańskich służył w marynarce wojennej USA. Walczył w Savannah podczas amerykańskiej wojny o niepodległość, a także później na statkach U.S.S. Vixen i U.S.S. Congress. Służył w wojnie 1812 r. i został ranny w walkach pod Baltimore. Zmarł w przytułku w Nowym Jorku.

Fundator tablicy: Kluby „Gazety Polskiej” w Ameryce  

Agrippa Hull

1759 – 1848

Wolny czarnoskórny ochotnik przydzielony jako ordynans inżyniera wojskowego gen. Tadeusza Kościuszki. Został jego towarzyszem broni, przewodnikiem i przyjacielem. To między innymi dzięki niemu Kościuszko poparł ruch abolicyjny, dążący do zniesienia niewolnictwa w USA. Po wojnie Hull osiadł w Stockbridge w stanie Connecticut, gdzie poślubił niegdyś zniewoloną kobietę Jane Darby. Został obywatelem i właścicielem ziemskim.

Fundator tablicy: Filadelfijski Oddział Fundacji Kościuszkowskiej

Mihaly Kovacs

ok. 1724 – 11 maja 1779

Szlachcic węgierski, służył jako oficer kawalerii na Węgrzech i podczas konfederacji barskiej w Polsce. Przybył do Ameryki w 1778 r. Był pułkownikiem kawalerii w Legionie Pułaskiego. Szkolił kawalerzystów amerykańskich, walczył na Osborne Island, pod Little Egg Harbor w stanie New Jersey i Charleston w Karolinie Południowej, gdzie poległ w bitwie.

Fundator tablicy: Kadeci Pułaskiego, Perth Amboy, NJ

Porucznik Karol Litomski

Oficer, który walczył w konfederacji barskiej Polsce i w amerykańskiej wojnie o niepodległość. Adiutant gen. Pułaskiego, który pomógł przenieść rannego Pułaskiego z pola bitwy pod Savannah na statek WASP, a później był świadkiem jego pochówku na lądzie. Po powrocie do Polski walczył w wojnach napoleońskich, ostatecznie osiedlił się w Brazylii.

Fundator tablicy: American Council for Polish Culture; Savannah Gen. Pulaski Committee

kapitan Jan K. Mieszkowski

30 marca 1744 – 27 lutego 1819

Urodzony w Karczewie w szlacheckiej rodzinie, wstąpił do legionu francuskiego zorganizowanego przez księcia de Lauzun. W Ameryce awansował na kapitana dowódcy Drugiego Szwadronu Huzarów w Legionie Lauzuna. Walczył z wielką odwagą pod Yorktown przeciw gen. Banastre Tarletonowi. Wrócił do Francji, przeżył rewolucję francuską, zmarł w Vassy.

Fundator tablicy: Polska Fundacja Narodowa, Warszawa, Polska.

O historii ważnej, lecz mało znanej

Janusz M. Szlechta

Dr Małgorzata Zaleska, prezes zarządu Polskiego Uniwersytetu Ludowego, witając gościa i słuchaczy, podkreśliła, że jest to pierwsze spotkanie po przerwie spowodowanej pandemią. Zaprosiła na kolejne spotkania, które są otwarte dla wszystkich, którym polskość i piękno języka polskiego szczególnie leżą na sercu.

KSIĄŻKA, KTÓRA ODKRYWA MAŁO ZNANĄ HISTORIĘ

Inspiracją do zaproszenia pani Danuty Piątkowskiej przez zarząd PUL był fakt, że jest ona autorką książki „Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane“. Książka została wydana przez Uniwersytet Opolski. Liczy 410 stron i zawiera 262 zdjęcia. Są to często zdjęcia unikatowe. Autorka opowiedziała, co ją zainspirowało do jej napisania oraz jak zdobywała materiały. Historyczne zdjęcia znalazła w różnych archiwach w USA, wiele z nich otrzymała z archiwów rodzinnych Część zdjęć wykonał znany wśród Polonii fotograf Wojciech Kubik.

Dr Małgorzata Zaleska, prezes Polskiego Uniwersytetu Ludowego, wręcza dr Danucie Piątkowskiej dyplom pamiątkowy

Dla znawców historii związanej z I wojną światową będzie to prawdziwy ratytas. Na rynku książka powinna się znaleźć pod koniec listopada. Autorka podkreśliła, że jej doradcą i krytykiem była siostra Wiesława Piątkowska-Stepaniak, współautorka książki, która pracuje w Instytucie Politologii Uniwersytetu Opolskiego.

GINĘLI ZA POLSKĘ I USA

Podczas I wojny światowej Stany Zjednoczone po raz pierwszy wysłały żołnierzy za granicę, aby bronili obcej ziemi. 6 kwietnia 1917 roku wypowiedziały wojnę Niemcom. Miały wówczas niewielką, stutysięczną armię. Wojska brytyjskie i francuskie, które walczyły z Niemcami od sierpnia 1914 r., straciły wielu żołnierzy i potrzebowały pomocy. Prezydent USA Woodrow Wilson ogłosił ochotniczy pobór do wojska. Zgłosiło się 100 tysięcy żołnierzy, w tym 40 tysięcy Polaków. Było to zbyt mało, więc prezydent wprowadził obowiązkową mobilizację. Szacuje się, że w armii znalazło się ćwierć miliona Polaków i Amerykanów polskiego pochodzenia.

W maju 1917 r. gen. John Joseph Pershing, nazywany „Black Jack”, został mianowany naczelnym dowódcą armii amerykańskiej we Francji. Utworzono Amerykańskie Siły Ekspedycyjne (AEF). 15 czerwca 1917 r. z terminalu w Hoboken w stanie New Jersey wypłynął do Francji pierwszy konwój 14 statków, na pokładach których znalazło się 12 tys. żołnierzy. W maju 1918 r. na terenie Francji było już ponad milion żołnierzy amerykańskich. Pani Danuta przypomniała, że Teofil Lachowicz w swoich książkach opisał losy Polaków, ochotników ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, którzy przeszli szkolenie w obozie w miasteczku Niagara-on-the-Lake w Kanadzie, a potem dołączyli do armii gen. Hallera we Francji. Było ich blisko 21 tysięcy.

Niestety, I wojna zabrała życie tysiącom amerykańskich żołnierzy – podkreśliła Danuta Piątkowska. Zostali pochowani na 6 cmentarzach we Francji, jednym w Belgii i jednym w Anglii. Największy cmentarz wojenny znajduje się w Meuse-Argonne we Francji – jest tu pochowanych 14 246 żołnierzy amerykańskich poległych podczas I wojny światowej, w tym 777 Polaków. Cmentarze te są administrowane przez Amerykańską Komisję Cmentarzy Wojennych (American Battle Monuments Commission ABMC).

Wykład dr Piątkowskiej wzbudził życzliwe zainteresowanie. Jego uczestnicy najpierw wysłuchali go z uwagą, a potem zadawali pytania 

„Po każdym żołnierzu, który zginął, pozostała karta pogrzebowa. To jest bardzo ważny dokument, gdyż zawiera nazwisko i imię żołnierza, jego rangę, datę i przyczynę śmierci, miejsce, gdzie jest pochowany, a także informacje o rodzinie – powiedziała Danuta Piątkowska. – Ja przejrzałam takich kart 77 747. Przejrzałam je dwukrotnie, aby upewnić się, że czegoś nie pominęłam. Każda z nich ma dwie strony. To była dla mnie kopalnia wiedzy. Posłużyła do analizy i ciekawych syntez zawartych w tej książce. Dodajmy, że ani jeden żołnierz amerykański nie został pochowany na ziemi niemieckiej“ – zaznaczyła.

Książka „Polski akcent w American Expeditionary Forces. Historie prawdziwe, fascynujące i prawie zapomniane“ nie stanowi kompendium wiedzy o udziale Polaków i Amerykanów polskiego pochodzenia w armii gen. Johna Pershinga walczącej w I wojnie, ale przybliża ten temat i wyznacza konieczność pogłębionych badań w tym zakresie. Jej wartość tkwi nie tylko w wykorzystaniu wielu dokumentów, ale także licznych fotografii z amerykańskich archiwów, muzeów, bibliotek, fundacji historycznych i polskich arcyciekawych archiwów prywatnych po obu stronach oceanu. Na pewno warto po nią sięgnąć.

Wojciech Budzyński podziękował dr Piątkowskiej za wspaniały wykład i za książkę. Podkreślił, że nie ma chyba drugiej takiej osoby, która by wykonywała tak ważną pracę dla Polonii, dla utrwalenia jej historii.

Wojciech Budzyński dziękuje dr Danucie Piątkowskiej za wspaniały wykład i za książkę

Dr hab. Danuta Piątkowska to dobrze znana pisarka i polonijny historyk. Jest autorką ponad 100 publikacji. Habilitację uzyskała w 2005 r. na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Dwukrotna stypendystka nowojorskiej Fundacji Kościuszkowskiej. Od 1991 r. mieszka i pracuje w Stanach Zjednoczonych, zajmując się historią Polonii amerykańskiej. Jest m.in. członkiem Instytutu Piłsudskiego w Ameryce. Ważniejsze książki jej autorstwa: „Związek Socjalistów Polskich w Ameryce (1900-1914)“, „Polskie kościoły w Nowym Jorku“, „Wyspa wiary“, „Droga bez powrotu. Emigracyjny szlak Tomasza Drewniaka“. Dr Piątkowska została odznaczona medalem Zasłużony Kulturze „Gloria Artis“ i medalem Towarzystwa Przyjaciół Prokocimia im. Erazma i Anny Jerzmanowskich. Jest laureatką konkursu Wybitny Polak w Ameryce w kategorii nauka.

*

Polski Uniwersytetu Ludowy zaprasza na następne spotkanie 20 listopada 2022 o godz. 3 ppoł. z Peterem J. Obstem, który wygłosi wykład „Powrót obrazów Bractwa św. Łukasza”. Będzie to opowiedziana historia 7 obrazów o tematyce historycznej, które znalazły się w polskim pawilonie na Światowej Wystawie w Nowym Jorku w 1939 r. Ponieważ po zamknięciu wystawy trwała II wojna światowa, obrazy zostały oddane pod opiekę Le Moyne College w Syracuse, NY. Przez ponad 50 lat wisiały one na ścianach biblioteki uczelni. Bezskutecznie podejmowano wiele prób przekonania uczelni do zwrotu ich do Polski. Ostatecznie w 2022 roku podpisano umowę na przeniesienie tych dzieł do nowego Muzeum Historii w Warszawie.

Adres:

9150 Academy Road

Philadelphia, PA 19114

e-mail: margaret.m.zaleska@gmail.com