DACA – program ochrony przed deportacją osób, które wjechały do USA jako dzieci, został uznany za nielegalny. Około 600 tys. osób, w tym prawie 2 tysiące Polaków, może już wkrótce stanąć przed groźbą deportacji. Tymczasowy w zamyśle program Deferred Action for Childhood Arrivals może zostać zamknięty jeszcze zanim Kongres rozstrzygnie o permanentnym statusie tzw. Dreamersów.
Tomasz Deptuła
Decyzja dotycząca DACA zapadła w ubiegłym tygodniku. Federalny Sąd Apelacyjny 5. Dystryktu w Nowym Orleanie podtrzymał decyzję sądu niższej instancji z konserwatywnej części Teksasu uznając funkcjonujący od 10 lat program za nielegalny. Odesłał też sprawę do niższego sądu.
Obecnie wygląda na to, że program nadal funkcjonuje, tzn. daje ochronę przed deportacją, choć nie przyjmuje nowych uczestników, ale jego przyszłość wisi na przysłowiowym włosku, uzależniona od kolejnych decyzji sądów. Prognozy są raczej pesymistyczne – sąd niższej instancji, do której wraca sprawa, już raz podważył legalność DACA. Z kolei jeśli administracja Joego Bidena odwoła się do Sądu Najwyższego – na co się zapowiada – to należy wątpić, czy zdominowane przez konserwatystów 9-osobowe gremium podważy orzeczenia niższej instancji.
DREAM ACT – CZYLI NIESPEŁNIONE MARZENIE
Aby zrozumieć, dlaczego sprawa Dreamersów może być moralnym wyrzutem sumienia Ameryki, warto zajrzeć do najnowszej historii. Pierwsze projekty DREAM Act (skrót od Development, Relief, and Education for Alien Minors Act) pojawiły się w Kongresie na początku obecnego tysiąclecia. Wydawało się wówczas, że uregulowanie statusu imigrantów wwiezionych do USA jako dzieci będzie sprawą prostą.
Na Kapitolu jednak nic nie jest przesądzone aż do ostatniego głosowania w obu izbach Kongresu. W czasach, gdy upadały kolejne projekty zmian w prawie imigracyjnym, do kosza trafiały także kolejne projekty regulujące na stałe status Dreamersów. W ciągu minionych 21 lat można doliczyć się co najmniej dziesięciu poważniejszych planów rozwiązania sytuacji tej grupy nieudokumentowanych imigrantów. Żadnemu z projektów nie udało się jednak przejść przez pełną procedurę legislacyjną w Kongresie i trafić na biurko prezydenta w Białym Domu.
PERMANENTNA PROWIZORKA
Wprowadzony w 2012 roku program DACA miał być z założenia rozwiązaniem tymczasowym. Ówczesny prezydent Barack Obama chciał chronić przed deportacją Dreamersów do momentu, gdy Kongres kolejnej kadencji przegłosuje kolejną wersję DREAM Act. Biały Dom wyszedł z założenia, że skoro rząd nie ma fizycznej możliwości deportowania całej populacji nieudokumentowanych imigrantów, to istnieje możliwość rozwinięcia parasola ochronnego nad Dreamersami, spełniającymi pewne wymagania. Aby kwalifikować się do DACA, trzeba było wjechać do USA przed skończeniem 16 lat, przebywać bez przerwy w USA od 15 czerwca 2007 roku do czasu wystąpienia o ochronę przed deportacją, być obecnym w Stanach zarówno w dniu 15 czerwca 2012 i w dniu wypełnienia wniosku. Dodatkowe warunki, w zamian na dwuletni okres ochronny z prawem do zatrudnienia, to chęć kształcenia się i/lub odbycia służby wojskowej. No i oczywiście niekaralność.
Spodziewano się, że przegłosowanie DREAM Act to kwestia kilku, maksymalnie kilkunastu miesięcy. Prowizoryczne rozwiązanie trwa już ponad dekadę.
W 2017 roku prezydent Donald Trump podjął próbę zamknięcia DACA, która nie powiodła się po serii rozpraw sądowych. Biały Dom przegrał nawet w konserwatywnym Sądzie Najwyższym, ale konserwatywne gremium nie odniosło się do meritum, jakim było orzeczenie o zgodności DACA z konstytucją, ale do kwestii proceduralnych, których nie dopełniła ówczesna administracja. Prezydentowi Trumpowi udało się jednak czasowo ograniczyć przyjmowanie nowych wnioskodawców do DACA, a także wprowadzić obowiązek odnawiania statusu ochronnego raz na rok, a nie co 24 miesiące. Administracja Bidena przywróciła jednak stare zasady, choć kolejne orzeczenia sądowe sprawiły, że DACA można tylko przedłużyć, ale nie można do niego przystąpić. US Citizenship and Immigration Services przyjmuje co prawda nowe wnioski, ale ich nie rozpatruje.
MORALNY KAC SPOŁECZNY
Nawet w okresach wzrostu antyimigracyjnych nastrojów kwestia legalizacji Dreamersów cieszyła się poparciem społecznym. We wszystkich badaniach opinii publicznej za taką opcją opowiadała się większość Amerykanów. W jednym z ostatnich – przeprowadzonym już w czasie kryzysu granicznego, na zlecenie National Immigration Forum – aż 79 proc. opowiedziało się za ścieżką do obywatelstwa dla tej grupy imigrantów. Poparcie wśród demokratów było zawsze dużo większe niż wśród republikanów, ale pozytywne nastawienie społeczeństwa do Dreamersów trudno było podawać w wątpliwość: oto mamy młodych ludzi, którzy dostali się do USA wskutek decyzji innych ludzi, niepamiętających często innej ojczyzny niż Stany Zjednoczone. Do tego są ludźmi, którzy chcą się uczyć lub służyć w siłach zbrojnych. Trudno znaleźć inną grupę osób, która bardziej zasługiwałaby na pełną legalizację w USA i na szansę na spełnienie American Dream. Także w najnowszym badaniu większość Amerykanów chciałaby, aby Kongres uregulował kwestię statusu Dreamersów jeszcze przed listopadowymi wyborami. Za pełną legalizacją tej grupy opowiada się także wielki biznes, organizacje społeczne, kościoły, a nawet wielu republikanów, głosujących zwykle przeciwko liberalnym reformom w prawie imigracyjnym. Dominują opinie, że sprawa Dreamersów powinna być wyrzutem sumienia amerykańskiego systemu imigracyjnego.
Statystyczny uczestnik DACA ma dziś 26 lat, ale są i tacy, którzy mają już ponad 30 lat (przypomnijmy – aby kwalifikować się do programu musieli wjechać do USA przed 2006 rokiem), mają założone rodziny i są wtopieni w amerykańskie społeczeństwo. Często wykonują prace w zawodach, które w czasie epidemii uznano za kluczowe – takie jak służba zdrowia czy oświata. Mają urodzone w USA rodzeństwo, które żyje tu w pełni legalnie.
Niemożność załatwienia tej sprawy przez Kongres jest konsekwencją uczynienia z imigracji jednego z głównych przedmiotów sporu politycznego. To sprawiło, że ostatnią poważną ustawę regulującą kwestię nieudokumentowanych imigrantów przebywających w USA uchwalono w… 1986 roku, kiedy prezydentem USA był republikanin Ronald Reagan. Od tamtych czasów konstruktywna dyskusja na temat reformy systemu imigracyjnego stawała coraz trudniejsza. Dziś jest praktycznie mission impossible. Do tego stopnia, że brakuje zwykłego politycznego pragmatyzmu, aby rozwiązać raz na zawsze kwestię statusu Dreamersów.