New York
45°
Cloudy
6:45 am7:16 pm EDT
5mph
85%
29.95
WedThuFri
54°F
48°F
55°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Kultura
Polonia

Andrzej Piaseczny… jest jak wino

02.02.2023
Andrzej Piaseczny jest na scenie już ponad 30 lat / Foto: OSKAR SZRAMKA

„Jeszcze bliżej”, „15 dni”, „Chodź, przytul, przebacz”, Śniadanie do łóżka”, „Noc za ścianą”, a przede wszystkim „Niecierpliwi”, „Prawie do nieba” czy też „Budzikom śmieć” – to przeboje, które wszyscy kojarzymy z Andrzejem Piasecznym. Na pewno nie zabraknie ich podczas jego jubileuszowego występu, który będzie miał miejsce już w najbliższy piątek, 3 lutego, w Melrose Ballroom na Queensie.

Zapowiada się bardzo ciekawy i przebojowy koncert artysty, który z idola nastolatek stał się nie tylko doświadczonym piosenkarzem, ale także dojrzałym artystą, który swoją muzyką potrafi czarować kilkupokoleniową publiczność. Zapewne tak też będzie podczas najbliższego występu, w trakcie którego – w związku z jubileuszem – zaprezentuje przekrojowy materiał, złożony z przebojów, które wszyscy kojarzą i lubią.

„30 lat na scenie oznacza ni mniej, ni więcej, jak tylko to, że będą to piosenki, które doskonale znacie, potraficie zaśpiewać i zatańczyć. Gwarantuję, że wyjdziecie z koncertu z tak dużym uśmiechem na twarzy jak banan” – zapewnia Andrzej Piaseczny, w krótkiej wypowiedzi, którą można znaleźć na facebookowym profilu „Nowego Dziennika”.

A przeboje lansował od samego początku swojej artystycznej działalności, którą profesjonalnie rozpoczął w 1992 roku wygrywając w Ogólnopolskim Młodzieżowym Przeglądzie Piosenki we Wrocławiu oraz biorąc udział w koncercie „Debiutów” na 29. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.

W jego karierze można zauważyć kilka różnych etapów, jednak w każdym z nich świetnie sobie radził zdobywając publiczność i fanów, a zwłaszcza fanki. I tak jest dzisiaj, gdy pojawia się solo na scenie jako Andrzej Piaseczny, i tak było podczas jego kilkuletniej współpracy z zespołem Mafia, z którym wydał trzy płyty i wylansował kilka przebojów, jak np. „Krótka piosenka o… miłości”, „Gabinety marzeń”, „Ja (moja twarz), „W świetle dnia”, „Imię deszczu”, „Noc za ścianą” czy też „Moja mafia”. Zresztą często włącza je także do repertuaru koncertowego. Tak też jest z przebojami, które zaśpiewał na solowej płycie Roberta Chojnackiego, wówczas saksofonisty zespołu De Mono. W końcu „Budzikom śmierć”, „Prawie do nieba”, a zwłaszcza „Niecierpliwi” to hity, które do tej pory ludzie bardziej kojarzą z Andrzejem Piasecznym niż z Robertem Chojnackim. W dodatku są to przeboje, które na stałe weszły do kanonu polskiej muzyki lat 90. ub.wieku i obowiązkowego zestawu koncertowego obu artystów.

„Dzisiaj te piosenki brzmią nieco inaczej, i to nie tylko dlatego, że są trochę inaczej zagrane, ale poprzez to, że barwa mojego głosu nabrała trochę szlachetności, co wiąże się z upływem czasu” – podkreślił Andrzej Piaseczny w jednym z wywiadów, zwracając uwagę, że to także efekt doświadczenia i ciągłego progresu, jakiemu jest poddany poprzez obecność na scenie oraz pracę nad sobą.

A patrząc na trzy dekady jego działalności artystycznej można śmiało powiedzieć, że jest on trochę takim kameleonem muzycznym, a nawet jest jak… wino – im starszy, tym lepszy. Bo jeśli przypomnimy sobie Piaska z początku jego solowej działalności, naznaczonej trochę tym pseudonimem i zarazem tytułem debiutanckiej solowej płyty, czy późniejszej „Popers”, i spojrzymy na niego przez pryzmat ostatnich lat, to te zmiany wizerunkowe, jak i muzyczne są bardzo łatwo dostrzegalne. Zresztą można to było zauważyć już 20 lat temu, gdy jego trzecia płyta nie była już sygnowana pseudonimem, a na jej okładce pojawiło się jego pełnie imię i nazwisko.

„To był mój pewien wybór, któremu chcę hołdować, i taka moja pewna granica. Oczywiście wiem, że całkowita ucieczka od tego pseudonimu nie jest możliwa. Dla mnie ta zmiana była zakończeniem pewnego etapu, podczas którego wszyscy mnie prosili, żebym się uśmiechnął do zdjęcia, bo trzeba być wesołym i superfajnym. Myślę, że to wszystko też powinno mieć swoje granice i powinno się gdzieś kończyć, bo uważam, że nie ma człowieka, choćby największego wesołka, który nie ma chwil zastanowienia, i który takich momentów nie chce przekładać na swój wizerunek – powiedział Andrzej Piaseczny podczas jednego z wywiadów, który miałem przyjemność z nim przeprowadzić kilka lat temu. – Ja nie jestem chłopcem z plakatu, mimo że długie lata nim byłem. Dzisiaj już tak nie jest i cenię sobie to, że mogę się tak przedstawiać” – dodał wokalista.

Ta postawa na pewno miała też wpływ na jego muzykę, która cały czas ewoluowała i zmieniała się, co na pewno było też efektem jego dojrzewania scenicznego.

„To wynika z mojego charakteru i jest to ewolucja, która mi odpowiada” – podkreślił Andrzej Piaseczny dodając, że dla niego bardzo ważna jest publiczność, której chodzi o to, o czym śpiewa i dlaczego.

Ta postawa, jak i przebieg jego kariery przypominają trochę artystyczną drogę George’a Michaela. Zresztą kiedyś zapytałem Andrzeja Piasecznego o to porównanie oraz czy taka paralela mu schlebia czy go denerwuje.

„Na pewno nie denerwuje, a jeśli tak, to tylko z tego powodu, że ja mam absolutną świadomość tego, że nie śpiewam ani w połowie tak jak George Michael i jestem dopiero gdzieś na początku drogi, którą on zakreślił sobie płytą 'Listen Without Prejudice’. Nawet nie wiem, czy mi wystarczy na tyle charakteru, bo to co on tam wyśpiewywał, to są ogromnie poważne rzeczy, na które nie wiem czy ten rynek jest jeszcze gotowy” – tak stwierdził Andrzej Piaseczny jakieś 15 lat temu. Wszystko wskazuje na to, że artysta dojrzał również do tego, o czym wtedy nawet nie chciał myśleć. Jego ostatnia studyjna płyta pt. „50/50” jest właśnie takim odważnym krokiem, zwłaszcza w sferze tekstowej. W jeden z piosenek dokonał nawet tzw. coming outu.

„Wiem i czuję na własnej skórze, że życie potrafi przejść nasze najśmielsze oczekiwania i zaskakiwać do tego stopnia, że wzbiera w nas bunt i niezgoda, którą trzeba jasno wypowiedzieć” – napisał Andrzej Piaseczny w materiałach promocyjnych związanych z tym albumem. – Jaki masz wybór, kiedy ktoś na ciebie krzyczy? Możesz odkrzyknąć albo też, choćby nawet ten jeden raz, spróbować zapisać protest po swojemu. Ja najlepiej mogę zrobić to w piosence” – dodał artysta.

Zresztą, jak często podkreśla, właśnie analizując jego teksty można go poznać najlepiej, bowiem często dotyczą jego osoby.

„Mój repertuar pozwala uciekać w wiele różnych odnóg stanów emocjonalnych i często tak jest” – wyznał w innym wywiadzie. Dlatego też jest bardzo autentyczny w tym, co robi, bo w ten sposób oddaje publiczności swoje serce i duszę. A scena i muzyka to jego pasja. To hobby pozwala mu nie tylko spełniać się artystyczne, ale również jest jego sposobem na życie, czyli pewnego rodzaju pracą, którą wykonuje się z przyjemnością. Mimo tego, żeby złapać przysłowiowy oddech oraz mieć trochę prywatności, jest jednak w stanie całkowicie oderwać się od muzyki.

„Potrafię zejść ze sceny i mówiąc umownie wyjść z pracy. Takie momenty są mi potrzebne, żeby złapać trochę kontekstu do tego, co robię na scenie, żeby nabrać nieco innego oddechu. A kiedy ten odpoczynek jest już we mnie spełniony, to powrót na scenę jest tym bardziej radosny” – stwierdził Andrzej Piaseczny w jednym z wywiadów dodając, że ma nawet świadomość, że publiczność to widzi i docenia. Często też podkreśla, że jest artystą międzypokoleniowym, co uważa za bardzo duży sukces.

„W tej chwili, gdy podchodzi do mnie ktoś młodszy i prosi mnie o autograf lub pozdrowienia, to zwykle robi to dla swojej mamy, a nawet czasami dla babci, ale z drugiej strony te mamy i babcie przyprowadzają na moje koncerty swoje córki i synów. Zdarza się to bardzo często i to jest genialne” – powiedział z dumą piosenkarz.

Na tę wielopokoleniową popularność na pewno wpływ miał także jego udział w filmach i serialach telewizyjnych, a zwłaszcza w „Złotopolskich”. Grę aktorską traktuje jednak jako dodatkową przygodę, wzbogacającą jego życie, a nie pracę zawodową. Stwierdził tak w jednym z wywiadów, który miałem przyjemność z nim przeprowadzić w czasie największej popularności tej telenoweli.

„Dla mnie te lata spędzone na planie serialu to jest szkoła życia. Życia i odchodzenia również, bo nie mogę uciekać od tego, że poznałem tam ludzi, których dziś już nie ma z nami. I tak właśnie wygląda życie, to nie są tylko przyjemności i rzeczy, o których opowiada się z pełnym uśmiechem, ale to jest także pełnia będąca drugą stroną medalu” – zaznaczył artysta. Właśnie na planie „Złotopolskich” poznał Annę Przybylską, z którą się bardzo zaprzyjaźnił, a której odejście mocno przeżył. Napisał też o niej piękną piosenkę pt. „Ania” – promującą film opowiadający o tej zmarłej w 2014 roku aktorce.

Być może również i ten utwór pojawi się podczas jubileuszowego koncertu Andrzeja Piasecznego, który 3 lutego odbędzie się w Melrose Ballroom na Queensie, tym bardziej że również pokaz filmu „Ania” cieszył się ogromną popularnością w metropolii nowojorskiej.

Autor tekstu: Wojtek Maślanka

Muzyka jest dla Andrzeja Piasecznego pasją życia / Foto: OSKAR SZRAMKA

Koncert w Nowym Jorku:

Piątek, 3 lutego, godz. 8 wiecz.

Melrose Ballroom

36-08 33rd St, New York, NY 11106

Bilety na koncert dostępne na: www.mojbilet.com

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

CO GDZIE KIEDY

02.04.2023 @ 13:00

Kiermasz

09.04.2023 @ 14:00

Polskie Spotkanie Wielkanocne