New York
55°
Rain
5:27 am8:19 pm EDT
7mph
79%
30.21
ThuFriSat
73°F
77°F
72°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.

Rubinowy jubileusz polskiej szkoły na Maspeth

Wojtek Maślanka

Jubileusz związany z czterema dekadami działalności Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth odbył się w sobotę, 26 kwietnia i miał dwuczęściowy charakter. Rozpoczął się okolicznościową mszą św. odprawioną w godzinach popołudniowych w kościele św. Krzyża, przy którym funkcjonuje ta polonijna placówka edukacyjna.

Z kolei wieczorem w szkolnym audytorium odbył się okolicznościowy bankiet połączony z występami uzdolnionych uczniów. Uroczystość cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem, a sala balowa wypełniona była do ostatniego miejsca.

Dyrekcja i aktualne grono pedagogiczne Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Wśród uczestników bankietu byli zarówno nauczyciele i rodzice uczniów, absolwenci i młodzież szkolna, mieszkańcy Maspeth, a także zaproszeni goście. Wśród nich m.in.: prezes Centrali Polskich Szkół Dokształcających dr Dorota Andraka, przedstawiciele Polskiej Szkoły Sobotniej działającej przy parafii św.św. Cyryla i Metodego na Greenpoincie, Polskiej Szkoły im. św. Jadwigi Królowej na Ridgewood oraz Polskiej Szkoły Dokształcającej im. Henryka Sienkiewicza z Brooklynu, zarząd oddziału Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej z Maspeth oraz nowojorskiego Koła Przyjaciół Fundacji Jana Pawła II, a także przedstawiciele różnych polonijnych organizacji. Funkcję gospodarza miejsca pełnił bp Witold Mroziewski, opiekun duchowy szkoły i zarazem proboszcz parafii św. Krzyża, a obecni byli także: jej administrator ks. Andrzej Salwowski oraz nowy wikariusz ks. Dariusz Strzelecki.

W związku z rubinowym jubileuszem specjalne listy gratulacyjne przesłali: prezydent RP Andrzej Duda wraz z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą, konsul generalny Mateusz Sakowicz oraz minister edukacji Barbara Nowacka. Pisma te zostały zamieszczone w specjalnej Księdze Pamiątkowej wydanej z okazji 40-lecia działalności szkoły.   

Pamiątkowa fotografia dyrekcji i grona pedagogicznego Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth oraz gości honorowych / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

WYJĄTKOWY JUBILEUSZ

Rocznicowa uroczystość odbyła się w wyjątkowym dniu, w przeddzień święta Miłosierdzia Bożego. Na tę zbieżność zwrócił uwagę bp Witold Mroziewski, który o swoim spostrzeżeniu opowiedział w rozmowie z „Nowym Dziennikiem”.

„W wigilię Miłosierdzia Bożego odszedł do Pana patron tej szkoły, św. Jan Paweł II, a dzisiaj był pogrzeb Ojca Świętego Franciszka. Tak więc te rocznicowe uroczystości zostały spięte taką klamrą apostołów miłosierdzia jakimi byli wspomniani papieże. Dlatego ten jubileusz stał się bardzo wymownym znakiem dla naszej społeczności. Poza tym ma on miejsce w Oktawie Wielkanocnej, co napawa nas ogromną radością. Jest ona dzielona pomiędzy najmłodszych, którzy przygotowali piękny program artystyczny, młodzież, która w pełni zaangażowała się przy organizacji uroczystości, absolwentów szkoły, którzy przybyli na jubileusz, nauczycieli i dyrekcję szkoły, a także rodziców, którzy mieli ogromny wkład pracy w ten jubileusz” – podkreślił bp Witold Mroziewski.

Okolicznościowe przemówienie wygłosił opiekun duchowy szkoły bp Witold Mroziewski. Z tyłu stoją: Izabela Wysocka i Waldemar Rakowicz / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Proboszcz parafii św. Krzyża, przy której działa Szkoła Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth zwrócił też uwagę na okolicznościową mszę św., którą odprawił kilka godzin wcześniej. Aktywny udział mieli w niej także uczniowie.

„Uroczystość w kościele dała początek tym jubileuszowym obchodom, bo jak podkreśliłem w homilii: 'Bez Boga ani do proga’. W liturgii tej brały udział grupy muzyczne, śpiewające dzieci i młodzież, co nadało jej wyjątkowego charakteru” – stwierdził kapłan.

To wszystko w połączeniu z wieczornym bankietem sprawiło, że rubinowa rocznica działalności szkoły miała nie tylko uroczysty, ale także duchowy wymiar.

„Podsumowując można powiedzieć, że to co zostało zapoczątkowane 40 lat temu rozwinęło skrzydła, i mimo że trudny czas pandemii przeszkodził nam w dynamicznym rozwoju, to to co dzieje się teraz jest dobrym impulsem do pracy, współpracy oraz wzajemnego szacunku i relacji, które są wzorowe” – podkreślił bp Witold Mroziewski.

Wieloletnim dyrektorem Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth – prawie od początku jej działalności – jest jej współzałożyciel Waldemar Rakowicz / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Polonijna placówka oświatowa na Maspeth powstała 13 października 1985 roku z inicjatywy: Roberta Dąbrowskiego, Waldemara Rakowicza, Teresy Ciborowskiej, Krystyny Dojlidko i Andrzeja Cieślika. Pierwszym kierownikiem szkoły został ówczesny proboszcz parafii św. Krzyża ks. Andrzej Kurowski. Mimo iż początkowo uczęszczało do niej tylko 20 uczniów, to ich liczba systematycznie rosła, a najwięcej, bo prawie 600 dzieci było w 2015 roku. Wówczas była to jedna z największych polonijnych placówek oświatowych na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Niestety zdziesiątkowała ją pandemia koronawirusa do tego stopnia, że obecnie szkoła ta liczy nieco ponad 300 uczniów, co również – w porównaniu do innych tego typu placówek – stawia ją w czołówce pod względem liczebności.

Prawie od samego początku działalności Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth jej dyrektorem jest Waldemar Rakowicz. Jest to z jego strony nie tylko poświęcenie i pasja, ale także spora część życia.

Absolwenci Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth – Julia Izak oraz Piotr Draus – wyrazili swoją wdzięczność za otrzymaną edukację oraz wychowanie / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Przez tyle lat, ta praca z dziećmi utwardziła się w mojej mentalności psychicznej. Oczywiście pewne mógłbym bez tego żyć i zająć się innymi sprawami, ale robię to dla polskich dzieci i młodzieży. Dla mnie jest to ogromna satysfakcja, że mogę dla nich coś zrobić, coś co później w tym młodym polonijnym pokoleniu w jakiś sposób owocuje” – powiedział „Nowemu Dziennikowi” współzałożyciel szkoły.

Waldemar Rakowicz jest także dumny z tego, że dzięki tej placówce już kilka pokoleń dzieci nie tylko opanowało język polski, ale również poznało naszą ojczystą historię, kulturę i tradycję, a także nawiązało i utrzymuje za sobą towarzyskie kontakty.

„Dowodem na to jest fakt, że na dzisiejszym jubileuszowym bankiecie prawie dwa stoły zajęli nasi absolwenci, którzy kilka lat temu ukończyli szkołę i pracują już zawodowo, ale cały czas utrzymują z nami kontakt. Poza tym mówią piękne po polsku i pielęgnują stare znajomości oraz czują się częścią Polonii. To napawa mnie dumą, bo to jest ogromna satysfakcja i owoc naszej pracy. To dowód na to, że udało nam się zaszczepić wśród nich polskość i to jest najważniejsze i najpiękniejsze” – stwierdził nasz rozmówca.

Absolwenci Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth świetnie się bawili na jubileuszowym balu / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

CZĘŚĆ OFICJALNA

Jubileuszową uroczystość prowadził dyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth Waldemar Rakowicz wraz z dyrektorką ds. pedagogicznych Izabelą Wysocką. Rocznicowa ceremonia rozpoczęła się od odśpiewania hymnów narodowych – polskiego i amerykańskiego, które wykonały uczennice tej placówki oświatowej. Następnie głos zabrali jej dyrektorzy.

Waldemar Rakowicz zwrócił uwagę, że mimo iż szkolny czas odmierzają lekcje, dni, miesiące i lata, to jednak co jakiś czas pojawiają się także wydarzenia niepowszednie, dzięki którym możliwe jest dokonanie podsumowania oraz oceny funkcjonowania placówki edukacyjnej, i temu służą m.in. jubileusze.

Tradycyjny polonez w wykonaniu najmłodszych uczniów wzbudził ogromne zainteresowanie uczestników jubileuszowego balu / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Nasza Szkoła Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II przy parafii św. Krzyża na Maspeth nigdy nie była jedynie miejscem czy instytucją, ale zawsze zwartą społecznością stworzoną przez pokolenia uczniów i ich rodziców oraz nauczycieli, którzy oddali szkole swoje umiejętności, entuzjazm i serce” – podkreślił Waldemar Rakowicz. Ta więź była doskonale widoczna podczas jubileuszowego balu, którego uczestnicy świetnie się rozumieli oraz wspólnie świętowali i bawili.

„Mamy wrażenie, że dziś wzruszają się nawet mury naszej szkoły, bo to chwila, która splata ze sobą zapisane na kartkach cztery dekady wspólnych przeżyć, osiągnięć i wspomnień” – dodała Izabela Wysocka.

W części oficjalnej głos zabrał także bp Witold Mroziewski. Opiekun duchowy szkoły wyraził swoją wdzięczność za jej wieloletnią i owocną działalność, a także udzielił zebranym okolicznościowego błogosławieństwa.

Jubileusz uświetnił występ szkolnego zespołu wokalno-instrumentalnego pod kierownictwem Ewy Gindorowicz / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Z radością i dumą stajemy dzisiaj w dziękczynieniu za 40 lat funkcjonowania tej wspaniałej placówki oświatowej” – zaznaczył na wstępie kapłan. Dodał, że jej sukces to zasługa pokoleń nauczycieli, którzy starali się oraz nadal starają kształtować i kształtować dzieci, a także widzą świetlaną przyszłość szkoły.

„Dlatego z dziękczynieniem uczestniczymy w tym bankiecie, aby cieszyć się z naszą jubilatką, 40-latką” – dodał bp Witold Mroziewski składając jednocześnie podziękowania wszystkim, którzy przyczynili się do rozwoju i sukcesu Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth.

Krótkie przemówienie wygłosiła też dr Dorota Andraka, prezes Centrali Polskich Szkół Dokształcających, do której także należy placówka z Maspeth. W swoim wystąpieniu przekazała wyrazy wdzięczności zarówno dyrekcji, nauczycielom i księżom, jak również uczniom i ich rodzicom.

Dr Dorota Andraka, prezes Centrali Polskich Szkół Dokształcających (pierwsza z prawej) wraz z jej sekretarzem finansowym Moniką Tyszuk (w środku) wręczyła wieloletniej nauczycielce Joannie Mróz-Rakowicz (pierwsza z lewej) statuetkę im. Janiny Igielskiej przyznaną przez zarząd CPSD. Z tyłu stoją: Izabela Wysocka i Waldemar Rakowicz / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Coś co można powiedzieć dzisiaj, to słowo – dziękuję, płynące z głębi serca za to, że 40 lat temu otworzyły się drzwi w tym miejscu i państwo zbudowali tu małą Polskę, w której bije serce, słychać ojczysty język oraz mówi się o naszej kulturze i tradycji” – podkreśliła dr Dorota Andraka. Wręczyła również dyplomy prezesa zarówno szkole, jak i jej nauczycielom. Natomiast specjalne wyróżnienie – statuetkę im. statuetkę im. Janiny Igielskiej przyznaną przez zarząd CPSD za 20 lat pracy pedagogicznej, poświęcenie i trud, otrzymała Joanna Mróz-Rakowicz.  

Nagród, dyplomów i jubileuszowych upominków było zdecydowanie więcej. Dyrekcja Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth – Waldemar Rakowicz oraz Izabela Wysocka – wręczyli je zarówno obecnym jak i byłym nauczycielom jak również zarządowi szkoły oraz zasłużonym osobom.

Był także jubileuszowy upominek dla Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth – czek na 1000 dolarów ufundowany przez Polsko-Słowiańską Federalną Unię Kredytową. Na ręce Waldemara Rakowicza i Izabeli Wysockiej przekazały go przedstawicielki dyrekcji oddziału PSFCU z Maspeth: Hanna Olszowska i Alicja Olszówka. 

Przedstawicielki zarządu oddziału PSFCU z Maspeth – Hanna Olszowska (druga z lewej) i Alicja Olszówka (pierwsza z prawej) – wręczyły na ręce dyrekcji polskiej szkoły – Waldemara Rakowicza i Izabeli Wysockiej – czek na 1000 dolarów / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Pod koniec części oficjalnej głos zabrali przedstawiciele absolwentów placówki oświatowej z Maspeth – Julia Izak oraz Piotr Draus. Wyrazili oni swoją wdzięczność za otrzymaną edukację oraz wychowanie. Słowa te skierowali do dyrekcji i nauczycieli.

„Dziękujemy za wszystkie lekcje, które otwierały nas na piękno polskiej kultury, języka i historii. To dzięki wam mogliśmy dorastać w dwóch językach i dwóch kulturach jednocześnie z dumą nosząc w sobie polskie korzenie” – podkreślił Piotr Draus.

„Ta szkoła była, jest i zawsze będzie ważną częścią w naszych sercach” – dodała Julia Izak, która aktualne jest nauczycielką w dwujęzycznym, polsko-angielskim programie nauczania w jednej z amerykańskich szkół podstawowych.

Jubileuszowe wyróżnia otrzymali m.in. przedstawiciele zarządu szkoły. Od lewej: Piotr Pszeniczny, Małgorzata Klak, Patrycja Makles-Chuchro i Alina Kurzyna / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

PROGRAM ARTYSTYCZNY

W trakcie jubileuszowego balu nie mogło zabraknąć części artystycznej, podczas której swoje umiejętności zaprezentowali uczniowie Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth, a także profesjonaliści. Niesamowicie wszystkim uczestnikom uroczystości spodobał się polonez w wykonaniu najmłodszych uczniów. Również duży aplauz był podczas występu szkolnego zespołu wokalno-instrumentalnego pod przewodnictwem Ewy Gindorowicz, który zaprezentował kilka piosenek przeplatanych pięknie recytowanymi wierszami, w tym także związanymi z działalnością Szkoły Języka i Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II na Maspeth oraz z jej patronem.

Na koniec wystąpiła sopranistka Juney Li, której akompaniował pianista Nicholas Kaponyas. Artyści zaprezentowali kilka klasycznych utworów w tym „Życzenie” Fryderyka Chopina. Ich występ został bardzo ciepło przyjęty przez uczestników jubileuszowej uroczystości i nagrodzony gromkimi brawami. Później rozpoczęła się zabawa taneczna. Przy muzyce serwowanej przez zespół The Masters wszyscy świetnie się bawili do późnych godzin nocnych. 

Jubileuszową atrakcją był recital sopranistki Juney Li, której akompaniował pianista Nicholas Kaponyas / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Przesłanie solidarności i człowieczeństwa

Wojtek Maślanka

Była to wyjątkowa Msza Papieska, ponieważ została odprawiona w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, święta ustanowionego w 2000 roku przez Jana Pawła II. Polskiemu Ojcu Świętemu była też dedykowana w związku z przypadającą na 18 maja 105. rocznicą jego urodzin oraz 20. rocznicą śmierci, która miała miejsce 2 kwietnia.

W niedzielę, 27 kwietna, minęła także 11. rocznica kanonizacji Jana Pawła II, której dokonał papież Franciszek. Jemu również dedykowana była ta uroczysta msza św. w związku z jego śmiercią, która nastąpiła w poniedziałek wielkanocny, 21 kwietnia, i pogrzebem mającym miejsce w sobotę poprzedzającą Niedzielę Miłosierdzia Bożego.

Tegoroczna Msza Papieska była dedykowana zarówno św. Janowi Pawłowi II jak i zmarłemu niedawno papieżowi Franciszkowi / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

W związku z tym podczas tegorocznej Mszy Papieskiej w centralnym miejscu prezbiterium katedry św. Patryka wyeksponowany był portret papieża Franciszka oraz pamiątki, jakie po nim pozostały w tej świątyni: ferula, kielich, krzesło, na którym siedział podczas mszy św. odprawionej w ramach pielgrzymki do Stanów Zjednoczonych we wrześniu 2015 roku w Madison Square Garden na Manhattanie, a także piuska i stuła, które wówczas miał założone na sobie.

Mszy Papieskiej przewodził bp Witold Mroziewski, a towarzyszyli mu m.in. ks. Andrew King i proboszcz katedry św. Patryka, ks. Enrique Salvo, który wygłosił okolicznościowe kazanie. Wspominał w nim św. Jana Pawła II oraz zmarłego papieża Franciszka, a także św. Faustynę, apostołkę Bożego Miłosierdzia. Proboszcz katedry św. Patryka dużo czasu poświęcił zmarłemu biskupowi Rzymu. Mówił o jego odejściu, które nastąpiło w szczególnym okresie Zmartwychwstania Pańskiego, w świąteczny poniedziałek, 21 kwietnia.

„Przez to mieliśmy połączenie wielkanocnej radości i smutku związanego ze śmiercią papieża Franciszka” – podkreślił kapłan. Przybliżył także jego duchową drogę i moment, w którym mając 17 lat poczuł powołanie kapłańskie. Ks. Enrique Salvo zwrócił także uwagę na akt miłosierdzia i jego znaczenie w naszym życiu, jak również w przesłaniu z jakim do ludzi wychodził zmarły Ojciec Święty.

Okolicznościowe kazanie wygłosił ks. Enrique Salvo, proboszcz katedry św. Patryka na Manhattanie / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Kochajmy Boga tak, jak nas tego uczył Jezus. Będziemy wówczas jego narzędziami w przekazywaniu miłości i miłosierdzia na tym świecie, o czym papież Franciszek przypominał nam wielokrotnie” – podkreślił kapłan wygłaszający kazanie.

O znaczeniu nauczania i pontyfikatu obu papieży – św. Jana Pawła II oraz zmarłego niedawno Franciszka – mówił także uczestniczący w uroczystej mszy św. konsul generalny Mateusz Sakowicz, który tuż przed jej zakończeniem wygłosił krótkie przemówienie. Jako współorganizator Mszy Papieskiej podziękował kardynałowi Timothy’emu Dolanowi za możliwość odprawienia tej dorocznej liturgii, a celebransowi bp. Witoldowi Mroziewskiemu oraz wszystkim koncelbransom za jej poprowadzenie. Słowa wdzięczności skierował także do wszystkich uczestników mszy św. za liczną obecność. Jednak najważniejsze były słowa jakie konsul generalny wypowiedział na temat św. Jana Pawła II i papieża Franciszka.

„Pamiętamy o nich obu, jako o przywódcach Kościoła katolickiego i jako o światowych autorytetach moralnych, którzy postawili ludzką godność w centrum swojej misji” – podkreślił Mateusz Sakowicz. Dyplomata podkreślił, że Jan Paweł II był duchowym przywódcą, który w sposób pokojowy doprowadził do politycznych zmian oraz do upadku komunizmu w Polsce i w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Przypomniał jego słynne słowa: „Nie lękajcie się”, które wielu ludziom pomogły przetrwać walkę o pełną wolność i suwerenność.

„Pokazał światu, że wiara, oparta na godności i wolności człowieka, posiada moc, która może zmienić bieg historii” – wyjaśniał konsul generalny. Dodał też, że papież Franciszek był kontynuatorem tej drogi wytyczonej przez polskiego Ojca Świętego.

„Obaj ci wielcy papieże, na swój sposób, wywarli głęboki wpływ na świat, w którym żyjemy. Wzywali nas do słuchania ubogich, do obrony wolności i sprawiedliwości oraz do bezwarunkowej miłości. Niech ich pamięć żyje w naszych sercach, a co ważniejsze, w naszych czynach” – zaapelował na koniec Mateusz Sakowicz. Przemówienie konsula generalnego nie tylko podkreśliło wyjątkowość tej mszy św., ale również przypomniało wiernym przesłanie solidarności i człowieczeństwa będące sednem pontyfikatów obu Ojców Świętych.

Polskich elementów w tej uroczystej Mszy Papieskiej było więcej. Funkcję lektorów czytających Biblię (tzw. pierwsze i drugie czytanie) pełnili członkowie zarządu Polskiego Stowarzyszenia Młodzieży: Isabelle Mazgaj i Jakub Staniewski. Z kolei tzw. modlitwę wiernych odczytali: Emilia Idec, Maya Kopczewski, Peter Wojtaś i Dawid Pietruszewski, a dary chleba i wina podawały dzieci z zespołu Krakowianki i Górale. Poza tym pięknym śpiewem uroczystość uświetniła sopranistka Małgorzata Kellis. Ukochaną pieśń św. Jana Pawła II – „Barkę” zaśpiewali z nią wszyscy polscy wierni zebrani w katedrze św. Patryka.

Uroczystego charakteru tej wyjątkowej mszy św. dodawały poczty sztandarowe Ligi Morskiej z Ozone Park, Polskiej Szkoły Dokształcającej im. Henryka Sienkiewicza z Brooklynu, a także parafii Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Kazimierza na Brooklynie oraz działającej przy niej Polskiej Szkoły Dokształcającej. Poza tym, prócz konsula generalnego Mateusza Sakowicza oraz wielu wicekonsulów i pracowników Konsulatu Generalnego, w dorocznej Mszy Papieskiej wziął udział ambasador RP przy ONZ Krzysztof Szczerski oraz Maja Steczkowska, pełniąca funkcję dyrektora Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Liczną reprezentację stanowili także przedstawiciele polonijnych organizacji, ZHP, Komitetu Głównego Parady Pułaskiego, lokalni marszałkowie i młodzież szkolna.

Podczas Mszy Papieskiej katedra św. Patryka była wypełniona po brzegi. W pierwszym rzędzie siedzą polscy dyplomaci – konsul generalny Mateusz Sakowicz (pierwszy z lewej) i ambasador RP przy ONZ Krzysztof Szczerski (drugi z lewej) – oraz Maja Steczkowska, pełniąca funkcję dyrektora Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku (w środku) i pracownicy konsularni / Foto: MICHAEL CALLEJAS
Dyrektorka Polskiej Szkoły Dokształcającej im. Henryka Sienkiewicza Anna Kubicka wraz ze szkolnymi pocztami sztandarowymi / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK
Poczet sztandarowy parafii Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Kazimierza na Brooklynie oraz działającej przy niej Polskiej Szkoły Dokształcającej / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Benedykt Polak uhonorowany na Manhattanie

Wojtek Maślanka

„Myślę, że pokazywanie takich ludzi jak Benedykt Polak w The Explorers Club w Nowym Jorku, w klubie odkrywców, ludzi, których interesuje nauka i eksploracja oraz dochodzenie do pewnej historycznej prawdy jest niesamowicie ważne” – powiedział „Nowemu Dziennikowi” Marcin Jamkowski, wiceprezes polskiego oddziału tej organizacji. Podczas konferencji mającej miejsce 25 kwietnia na Manhattanie wygłosił on prelekcję i przedstawił postać XIII-wiecznego franciszkanina i dyplomaty, którego odważna wyprawa do serca Imperium Mongolskiego stanowiła jedno z najwcześniejszych bezpośrednich spotkań między Europą i Azją. Benedykt Polak dokonał tego wraz z włoskim franciszkaninem Giovannim da Pian del Carpine, w dodatku pół wieku wcześniej niż Marco Polo.

Prezentacja zapomnianego polskiego odkrywcy związana była z wciągnięciem go w poczet Society of Forgotten Explorers tworzony przez nowojorski The Explorers Club. Była to inicjatywa jego członków, prezesa polskiego oddziału prof. Mariusza Ziółkowskiego, wspomnianego Marcina Jamkowskiego, filmowca i dziennikarza oraz byłego redaktora naczelnego polskiej edycji „National Geographic”, a także znanych odkrywców kanionu Colca: Piotra Chmielińskiego i Andrzeja Piętowskiego oraz dokumentalisty, korespondenta wojennego i podróżnika Tomasza Grzywaczewskiego.

Wykład na temat Benedykta Polaka wygłosił Marcin Jamkowski, wiceprezes polskiego oddziału The Explorers Club i zarazem filmowiec, dziennikarz oraz były redaktor naczelny polskiej edycji „National Geografic” / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

TOWARZYSTWO ZAPOMNIANYCH ODKRYWCÓW

„The Explorers Club jest organizacją, która promuje odkrycia oraz odkrywanie świata. Do niedawna zajmowała się przede wszystkim współczesnymi odkrywcami, ludźmi eksplorującymi świat podwodny, kosmos, czy też tymi co osiągnęli coś szczególnego, coś czego nie zrobił nikt wcześniej” – wyjaśnia Marcin Jamkowski. Dodaje, że jednak od pewnego organizacja ta zaczęła także interesować się i nagłaśniać historie dawnych odkrywców oraz pokazywać tych, którzy w przeszłości dokonali czegoś wielkiego, ale z różnych powodów zostali zapomniani.

„W związku z tym w ramach programu Diversity, Equity and Inclusion został powołany zespół Society of Forgotten Explorers. Właśnie do tego Towarzystwa Zapomnianych Odkrywców zgłosiliśmy Benedykta Polaka, XIII-wiecznego franciszkanina, dzięki któremu udała się wielka wyprawa do Mongolii. Jej celem było zawiezienie listu papieża Innocentego IV do mongolskiego chana” – podkreśla nasz rozmówca. Zarówno on, jak i pozostali inicjatorzy uhonorowana polskiego zakonnika uczestniczący w konferencji byli bardzo dumni z faktu, że udało im się ten pomysł wprowadzić w życie i doprowadzić go do owocnego finału.

Prezentacja Marcina Jamkowskiego na temat Benedykta Polaka cieszyła się dużym zainteresowaniem publiczności / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Cieszę się, że The Explorers Club zdecydował się włączyć Benedykta Polaka do Society of Forgotten Explorers” – zaznacza wiceprezes polskiego oddziału tej organizacji. Dodaje, że jest to niezwykle ważne, ponieważ nowojorski i zarazem główny oddział The Explorers Club jest światowym centrum eksploracji. Jest to miejsce, w którym ludzie z całego świata dowiadują się o ważnych wydarzeniach i odkryciach naukowych, których dokonuje się w terenie oraz o dawnych wielkich postaciach eksploracji.

„Cieszę się bardzo, że w tym centrum będzie można dowiedzieć się także więcej na temat Benedykta Polaka” – podkreśla Marcin Jamkowski.

Natomiast Tomasz Grzywaczewski zwraca uwagę na inny aspekt misji, jaką zrealizował polski franciszkanin. Jego zdaniem postać tego zapomnianego odkrywcy ważna jest również z innego powodu, mającego odbicie w obecnych czasach.

„Dowodzi także, że Polacy zawsze pomagali Europie zrozumieć jak funkcjonuje i jak działa Wschód, a także Azja. Benedykt Polak został wybrany do misji papieskiej dlatego, że znał podstawy języka mongolskiego, a także znał Europę Wschodnią i jako jedyny mógł odpowiednio poprowadzić tę wyprawę. Myślę, że my podobnie, jako Polacy, jesteśmy w stanie dzisiaj, szczególnie w tych trudnych czasach, dobrze objaśniać Wschód Zachodowi. Tym razem już nie w kwestii państwa mongolskiego, ale współczesnej Rosji” – stwierdza dokumentalista i korespondent wojenny. Wyjaśnia też, że ma na myśli jej imperialistyczne ambicje, napaść na Ukrainę i odwieczną chęć podbicia Europy.

Marcin Jamkowski (drugi z prawej) wraz z prowadzącym konferencję oraz prelegentami wygłaszającymi wykłady na temat pozostałych zapomnianych odkrywców wciągniętych w poczet Society of Forgotten Explorers / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Mam wrażenie, że Benedykt Polak jest przykładem misji, którą my dzisiaj również możemy kontynuować, czyli jak wspomniałem wcześniej, tego objaśniania Wschodu Zachodowi. Jest to bardzo ważne zarówno z punktu widzenia historii jak i współczesności” – dodaje Tomasz Grzywaczewski.

Z kolei Andrzej Piętowski, który również – podobnie jak Marcin Jamkowski – jest wiceprezesem polskiego oddziału The Explorers Club, zauważa we wciągnięciu polskiego franciszkanina w poczet Towarzystwa Zapomnianych Odkrywców i nagłośnieniu jego niesamowitych osiągnięć kilka innych zalet.

„Postanowiliśmy wykorzystać postać Benedykta Polaka i jego wyprawę do Azji z wielu powodów. Po pierwsze była ona 50 lat przed wyprawą Marco Polo. O nim wie cały świat, bo Włosi mogli sobie pozwolić na jego wypromowanie, w przeciwieństwie do Polski, która przez dziesiątki lat musiała zmagać się z różnymi problemami. Dlatego wcześniej nikt nawet nie myślał o promowaniu jakiegokolwiek podróżnika. Drugi ważny aspekt to fakt, że dla Anglosasów świat kończy się na Berlinie, a to co znajduje się za nim w stronę wschodnią w ogóle ich nie interesuje” – wyjaśnia jeden z odkrywców kanionu Colca.

Podczas wykładu na temat Benedykta Polaka sala wypełniona była do ostatniego miejsca / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Właśnie wciągnięcie Benedykta Polaka do Society of Forgotten Explorers ma służyć promocji Polski oraz polskich odkrywców i podróżników. Zarówno prelekcja, jaką zaprezentował Marcin Jamkowski, jak również wcześniejsze zebrania i dyskusje, w których uczestniczyli oboje wiceprezesi polskiego oddziału The Explorers Club służyły zachęcaniu uczestników tych spotkań do zainteresowania się postacią Benedykta Polaka oraz do odwiedzania i poznawania Polski.

„Zachęcaliśmy także szefów poszczególnych oddziałów The Explorers Club do przekazywania ich członkom tych informacji oraz zaproszenia do odwiedzenia naszego kraju” – podkreśla Andrzej Piętowski. Dodaje, że świetną okazją ku temu jest doroczna uroczystość wręczenia nagrody Benedykta Polaka, która zawsze odbywa się w starych zamkach – w Łęczycy, Krakowie, Łańcucie lub Warszawie. Jej tegoroczna edycja będzie miała miejsce pod koniec czerwca w Pałacu Kazimierzowskim na Uniwersytecie Warszawskim.

„Chcemy budować więzi na poziomie różnych oddziałów The Explorers Club, przez konkretnych ludzi i eksploratorów, a nie tylko poprzez centralę w Nowym Jorku. Oni mogą przyjechać do nas z różnymi wykładami, my z kolei możemy zrobić to samo w ich oddziałach, a poza tym myślmy o wspólnych projektach. W tym celu nawiązaliśmy już kontakty z oddziałami europejskimi m.in. w sprawie poszukiwania zatopionej łodzi podwodnej ORP 'Orzeł’ będącej naszym flagowym okrętem” – wyjaśnia wiceprezes polskiego oddziału The Explorers Club.

Andrzej Piętowski przy okazji zachęca polskich podróżników i odkrywców mających różne osiągnięcia do wstępowania w szeregi klubu, który ma globalny zasięg, obejmuje wszystkie kontynenty i posiada 45 oddziałów, w tym jeden w Warszawie, do którego należy 48 członków.  

Wśród publiczności uczestniczącej w wykładach na temat zapomnianych odkrywców był m.in. wicekonsul Wiktor Cichecki (drugi z lewej). Obok siedzi Marcin Jamkowski / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

BENEDYKT POLAK I JEGO MISJA

Niestety nie jest znana ani dokładna data, ani też miejsce narodzin i śmierci Benedykta Polaka. Wiadomo tylko, że urodził się ok. 1200 roku, a zmarł po 1251 roku. Nie ma również informacji na temat tego czy imię Benedykt nadano mu podczas chrztu, czy też przybrał je wstępując do zakonu i przyjmując święcenia kapłańskie, co miało miejsce ok. 1236 roku. Wiadomo natomiast, że 1245 roku, w szczytowym momencie inwazji mongolskich, papież Innocenty IV zainicjował kilka wypraw poselskich, aby odkryć naturę tajemniczej mocy zagrażającej chrześcijaństwu.

Spośród czterech misji dyplomatycznych wysłanych na Wschód, tylko jedna zakończyła się sukcesem. Brał w niej udział m.in. Benedykt Polak, którego główny papieski wysłannik Giovanni da Pian del Carpine zwerbował z wrocławskiego zakonu franciszkanów. Jego głównym atutem było biegłe posługiwanie się językiem starosłowiańskim i podstawami języka mongolskiego oraz znajomość regionalnej dynamiki.

W ciągu dwóch lat i siedmiu miesięcy wspólnie przebyli 19 000 kilometrów, a przejeżdżając przez dzisiejszą Ukrainę, Rosję i Azję Środkową, dotarli na dwór wielkiego chana Gujuka w Karakorum w Mongolii. Towarzyszył im także inny, pochodzący z Brzegu, polski zakonnik C. de Bridia (C. z Brzegu), który jednak nie dotarł z nimi do głównego celu wyprawy, ponieważ nie został wpuszczony do obozu władcy Imperium Mongolskiego.

Marcin Jamkowski podczas wykładu zaprezentował wiele archiwalnych dokumentów / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Benedykt Polak i Giovanni da Pian del Carpine w Karakorum spędzili kilka tygodni. Spotkali się z chanem, wręczyli mu prezenty i list od papieża, w którym zawarta była m.in. prośba o nawrócenie na chrześcijaństwo. Otrzymali dyplomatyczny list z odpowiedzią, w której wielki chan Gujuk w grzeczny i stanowczy sposób oświadczył, że nie ma żadnych szans na nawrócenie.

Wszyscy trzej wysłannicy po ponad dwuletniej podróży, w 1247 roku, wrócili do Europy i spisali oraz przekazali papieżowi Innocentemu IV swoje relacje. Niestety, księga Benedykta Polaka zaginęła i została odnaleziona dopiero po 600 latach, po czym została opublikowana w mało znanym francuskim czasopiśmie naukowym. Relacja trzeciego zakonnika – C. de Bridia również zaginęła, ale w 1965 roku została przez przypadek odkryta w zbiorach Yale University.

Szczęśliwe zakończenie papieskiej misji pozwoliło nawiązać kontakty dyplomatyczne, ale także rozpocząć rozmowy z Mongołami, którzy wcześniej byli tylko i wyłącznie siłą niszczącą Europę, najeźdźcami, którzy dotarli aż pod Legnicę.

Trasa jaką podczas misji papieskiej pokonali: Benedykt Polak, Giovanni da Pian del Carpine oraz C. de Bridia / Foto: ODDZIAŁ POLSKI THE EXPLORERS CLUB

„Dzięki tej wyprawie udało się również zebrać mnóstwo informacji dotyczących Mongolii i jej mieszkańców, a także wiadomości na temat ich kultury, języków, jazdy konnej, taktyki i strategii wojskowej, architektury, zainteresowań, wierzeń i struktury społecznej. Te wszystkie rzeczy były Europie niesłychanie potrzebne, ponieważ jej mieszkańcy nie wiedzieli nic na temat Mongołów, którzy najeżdżali na państwa europejskie” – wyjaśnia Marcin Jamkowski. Dodaje, że wcześniej nawet nie wiedziano, kto ich napada i uważano, że byli to ludzie z piekieł (w języku grackim: z tatarlaru), stąd nazwa – Tatarzy.

Warto dodać, że nazwisko Benedykta Polaka pojawia się kilka razy w archiwaliach dotyczących jego wyprawy do Mongolii. Zakonnik ten widnieje również na liście świadków w procesie kanonizacyjnym św. Stanisława ze Szczepanowa, a także wymieniany jest jako „opiekun franciszkanów”.

Wciągnięcie Benedykta Polaka w poczet Society of Forgotten Explorers jest pierwszym nowojorskim upamiętnieniem jego zasług. Natomiast w Polsce od dziesięciu lat polski oddział The Explorers Club – z inicjatywy jego prezesa, prof. Mariusza Ziółkowskiego – honoruje najlepszych naukowców i odkrywców promujących transkulturowe i międzynarodowe badania nagrodą Benedykta Polaka. Jest także m.in. pamiątkowa tablica oraz kilka ulic noszących jego imię. 

„Historia Mongalorum” – raport Giovanniego da Pian del Carpine z wyprawy do Imperium Mongolskiego / Foto: DOMENA PUBLICZNA/ZAKŁAD NARODOWY IM. OSSOLIŃSKICH

Moralna powinność i zobowiązanie

Wojtek Maślanka

Rocznicowe obchody związane z tragicznymi wydarzeniami dotyczącymi polskiej historii odbyły się w niedzielę, 6 kwietnia, i miały miejsce przy pomniku Katyń 1940 znajdującym się na Exchange Place w Jersey City, NJ. Tradycyjnie wzięli w niej udział przedstawiciele wielu polonijnych organizacji i instytucji, weterani ze SWAP, ZHP, młodzież szkolna, a także lokalni amerykańscy politycy i działacze. Uczestniczył także wicekonsul Mateusz Dębowicz oraz goście z Polski.

Uroczystość, którą prowadziła Bogusława Huang, prezes Komitetu Ochrony Pomnika Katyńskiego i Obiektów Historycznych, rozpoczęła się od odśpiewania hymnów narodowych – polskiego i amerykańskiego – którym przewodził baryton Wojciech Bonarowski.

Uroczystość rozpoczęła się od odśpiewania hymnów narodowych – polskiego i amerykańskiego – którym przewodził baryton Wojciech Bonarowski / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Były przemowy i wystąpienia, okolicznościowe proklamacje, a także część artystyczna przygotowana przez młodzież z polonijnych szkół. Pojawił się również Apel Poległych, który odczytała Elżbieta Sługocka, córka zmarłego niedawno sybiraka Stanisława Sługockiego.

Minutą ciszy uczczono pamięć ofiar Katynia i poległych w obronie Ojczyzny oraz osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej, a także zmarłych obrońców pomnika Katyń 1940 – Janusza Sporka i radnego Michaela Yuna, którego 5. rocznica śmierci minęła właśnie w tym dniu, 6 kwietnia.

Złożono również kwiaty i wieńce, a okolicznościową modlitwę odmówił ks. kanonik Józef Urban, proboszcz parafii św. Antoniego z Jersey City. Przytoczył w niej słowa Zygmunta Krasińskiego z „Modlitwy za umarłych”. Na zakończenie obchodów specjalnego błogosławieństwa ich uczestnikom udzielił  ks. Bogumił Chruściel.

Pamiątkowa fotografia grupy uczestników rocznicowej uroczystości przy pomniku Katyń 1940 w Jersey City / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

PRZEMOWY I WYSTĄPIENIA

„Sowiecka agresja na Polskę, 17 września 1939 roku, była wyrokiem dla narodu polskiego. Jej skutkiem było ludobójstwo w Katyniu i innych miejscach. Projekt tej haniebnej zbrodni był starannie przygotowany i wykonany przez sowiecką służbę NKWD” – podkreśliła na początku swojej przemowy Bogusława Huang.

Przypomniała również ideę jaka przyświecała mistrzowi Andrzejowi Pityńskiemu gdy tworzył monument, przy którym odbywała się rocznicowa uroczystość. Zwróciła także uwagę, że był to pierwszy pomnik w Stanach Zjednoczonych upamiętniający zbrodnię katyńską, która mimo wielu zabiegów i prób fałszowania historii przez Rosję, w końcu i tak wyszła na jaw.

Część oficjalną obchodów prowadziła Bogusława Huang, prezes Komitetu Ochrony Pomnika Katyńskiego i Obiektów Historycznych (z lewej). Towarzyszyła jej Julia Skiba, która tłumaczyła przemówienie na język angielski / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Przerwali życie elity narodu polskiego i zakopali ich ciała w zbiorowych dołach, ale nie przewidzieli, że wykiełkuje ziarno prawdy i usłyszy o tym cały świat” – stwierdziła prezes Komitetu Ochrony Pomnika Katyńskiego i Obiektów Historycznych. Dodała, że ta haniebna zbrodnia zapisała się w naszej pamięci jako bolesna rana. Przypomniała też, że o ludobójstwie w Katyniu wielu ludzi, a zwłaszcza Amerykanów, dowiedziało się w czasie walki o pozostawienie monumentu mistrza Andrzeja Pityńskiego na Exchange Place, gdy w 2018 roku chciał go stamtąd usunąć burmistrz Jersey City Steven Fulop.

Zwróciła również uwagę, że od 15 lat, rocznice upamiętniające mord katyński splotły się z oddaniem czci ofiarom tragedii pod Smoleńskiem, gdzie 10 kwietnia 2010 roku zginęło 96 członków państwowej delegacji – z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele – udającej się na obchody 70. rocznicy tej zbrodni.

Amerykaųscy politycy i radni Jersey City przygotowali na rocznicową uroczystość specjalne proklamacje i rezolucje / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Katyń jako symbol pamięci wydarzeń z 1940 roku nabrał dla nas Polaków kolejnego bolesnego wymiaru” – podkreśliła Bogusława Huang. Zaznaczyła też, że ta wielka narodowa tragedia do dnia dzisiejszego nie została dokładnie wyjaśniona.

„Reasumując, gdyby nie było 17 września 1939 roku, to nie byłoby zbrodni ludobójstwa w Katyniu i nie byłoby tragedii pod Smoleńskiem w 2010 roku” – skonkludowała prezes Komitetu Ochrony Pomnika Katyńskiego i Obiektów Historycznych.

Przemowę wygłosił także wicekonsul Mateusz Dębowicz, który w pierwszych słowach podziękował wszystkim uczestnikom uroczystości za bardzo liczny udział, a Bogusławie Huang i organizacji, którą reprezentuje, za przygotowanie tegorocznych obchodów katyńsko-smoleńskich oraz za obronę monumentu mistrza Andrzeja Pityńskiego.

„On swoją obecnością w tym miejscu przypomina nie tylko nam, ale również Amerykanom, o polskiej historii, o tym czym była naznaczona i jak wiele narody Europy wycierpiały w XX wieku” – podkreślił przedstawiciel polskich władz. Stwierdził, że obchody 85. rocznicy zbrodni katyńskiej obligują nas do zastanowienia się nad tym jakie znaczenie ma obecnie dla nas niepodległość, w dodatku w czasie trwającej wojny na Ukrainie.

Wspomniał też o obchodzonej niedawno 85. rocznicy zsyłek Polaków na Syberię, które również upamiętnia specjalna tablica zainstalowana na wschodniej stronie cokołu pomnika Katyń 1940.

„To wszystko sprawia, że polska historia XX wieku usłana jest tragedią i zniszczonym życiem, ale przede wszystkim poświęceniem osób, które nie zawahały się stanąć do obrony Ojczyzny wtedy, kiedy to było potrzebne” – zaznaczył dyplomata.

Wicekonsul podkreślił też, że naszym obowiązkiem jest dbanie nie tylko o historię, ale również o rozwój Polski i jej niepodległość, którą w pełni cieszymy się od 35 lat, oraz że powinniśmy robić wszystko, aby przynajmniej przez najbliższe 200 lat Polska była krajem bezpiecznym.

„Aby te 'doły śmierci’, w których spoczęły ofiary zbrodni katyńskiej nie stały się losem kolejnych pokoleń polskiej inteligencji, która powinna służyć Polsce swoją wiedzą dla jej rozwoju i bezpieczeństwa, a nie dla jej ochrony na linii frontu” – powiedział na zakończenie swojego wystąpienia Mateusz Dębowicz.

Głos zabrał również radny Jersey City Richard Boggiano, który w kilku zdaniach przypomniał na czym polegała obrona pomnika Katyń 1940.

„Widzę dzisiaj wiele nowych twarzy i chciałbym im powiedzieć dlaczego ten monument ciągle tu stoi” – podkreślił na początku radny, po czym opowiedział o walce jaką wraz z Polonią oraz m.in. ze śp. radnym Michaelem Yunem stoczył celem pozostawienia dzieła mistrza Andrzeja Pityńskiego na Exchange Place.

W uroczystości wzięli udział zarówno przedstawiciele Polonii jak i środowiska amerykańskiego / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

UZNANIE ZE STRONY AMERYKAŃSKICH POLITYKÓW

W trakcie oficjalnej części uroczystości na ręce Bogusławy Huang, prezes Komitetu Ochrony Pomnika Katyńskiego i Obiektów Historycznych, zostało wręczonych kilka okolicznościowych proklamacji i rezolucji. Wcześniej ich treść zaprezentowali przedstawiciele różnych amerykańskich instytucji, które je wydały.

Proklamację Rady Miasta Jersey City podpisaną przez burmistrza Stevena Fulopa odczytał radny James Salomon. Z kolei dokument wydany przez Izbę Stanową z New Jersey i podpisany przez senatora Josepha Cryana oraz członkinię Zgromadzenia Ogólnego Annette Quijano odczytała poseł stanowa New Jersey Jessica Ramirez. Proklamację wydał także Craig Guy, dyrektor hrabstwa Hudson. Odczytał ją James „Jim” McGreevey, były gubernator New Jersey (w latach 2002-2004) ubiegający się obecnie o stanowisko burmistrza Jersey City. Na zakończenie zaprezentowana była rezolucja uchwalona i podpisana przez radnych Jersey City. Jej treść odczytała Pam Andes z biura Richarda Boggiano.

Grupa weteranów ze SWAP biorących udział w rocznicowych obchodach / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

We wszystkich tych okolicznościowych dokumentach mowa była o zbrodni katyńskiej i bestialskim zamordowaniu prawie 22 tys. polskich obywateli i oficerów przez Sowietów wiosną 1940 roku na terenie ZSRR, a także o ich upamiętnieniu. W rezolucji radnych Jersey City wspomniano również o tragedii smoleńskiej, w której zginęło 96 ważnych polskich polityków i osobowości z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele.

W uroczystości upamiętniającej te dwa tragiczne wydarzenia, prócz wymienionych wcześniej amerykańskich polityków i działaczy uczestniczyli także: przewodniczący Rady Komisarzy powiatu Hudson Anthony Romano oraz komisarz Yraida Aponie-Lipski, radny Yousef Saleh oraz Vernon Richardson z biura śp. radnego Michaela Yuna.

Motocykliści z klubu Husaria RC zawsze stanowią liczną grupę podczas uroczystości odbywających się przy pomniku Katyń 1940 / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

KWIATY I WIĄZANKI

Ważnym elementem rocznicowych obchodów było złożenie kwiatów i biało-czerwonych wiązanek pod pomnikiem Katyń 1940.

Wśród delegacji różnych organizacji i instytucji, które w ten sposób upamiętniły ofiary mordu katyńskiego oraz tragedii smoleńskiej byli m.in.: radny Jersey City Richard Boggiano, wicekonsul Mateusz Dębowicz, delegacja Komitetu Ochrony Pomnika Katyńskiego i Obiektów Historycznych, SWAP, członkowie KPA i Komitetu Pamięci Zbrodni Katyńskiej, przedstawiciele rodzin katyńskich Bogumiła i Adam Matuszewscy, Elżbieta Sługocka reprezentująca rodziny zesłańców na Sybir, Wielki Marszałek Parady Pułaskiego 2025 Arkadiusz Bagiński z żoną Ashley, Emilia i Dawid Kopalowie z Komitetu Głównego Parady Pułaskiego, menedżerka oddziału PSFCU z Linden Izabela Spolnik-Zuska, hm. Maria Bielska reprezentująca ZHP, Stanisław Śmiałek z Ligi Morskiej z Jersey City, motocykliści z klubu Husaria RC, sybiraczka Helena Knapczyk, Koło Młodej Polonii z Connecticut oraz amerykańska obrończyni pomnika Katyń 1940 Kristen Zadroga-Hart.

Kwiaty złożyli także przedstawiciele licznych polonijnych placówek oświatowych uczestniczących w uroczystości, m.n.: Polskiej Szkoły Sobotniej przy parafii św.św. Cyryla i Metodego oraz Polskiej Szkoły im. Marii Konopnickiej z Greenpointu, Akademii Młodej Polonii z Clifton, NJ, Akademii Języka Polskiego w Manchester, NJ, Polskiej Szkoły Dokształcającej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego z Jersey City, NJ, oraz Polskiej Szkoły im. św. Stanisława Kostki w Wallington.

CZĘŚĆ ARTYSTYCZNA

Obchody 85. rocznicy zbrodni katyńskiej oraz 15. rocznicy katastrofy smoleńskiej zakończyły się występami artystycznymi. Jako pierwsi zaprezentowali się uczniowie i absolwenci Polskiej Szkoły Dokształcającej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Jersey City, NJ, którzy przedstawili program „Pamięć i tożsamość”. Zwrócili w nim uwagę na znaczenie i szacunek do polskości, tradycji, pochodzenia oraz historii.

„Pamięć o zbrodni katyńskiej jest naszą moralną powinnością i zobowiązaniem wobec Ojczyzny, w której urodzili się nasi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie… I my wyrośliśmy z tych samych korzeni” – podkreślała polonijna młodzież z Jersey City.

Z kolei uczniowie z Polskiej Szkoły im. św. Stanisława Kostki w Wallington z dyrektorką Agnieszką Kasprzak na czele zaprezentowali program słowno-muzyczny. Zaśpiewali m.in. patriotyczną piosenkę „Polskie kwiaty” oraz przypomnieli historię zbrodni katyńskiej.

Na zakończenie części artystycznej piosenkę swojego autorstwa „Brońmy Polski to nasz dom” zaśpiewał Wojciech Bonarowski. Teledysk to tego utworu nakręcony został właśnie przy pomniku Katyń 1940.   

Po zakończeniu część artystycznej organizatorka rocznicowych obchodów Bogusława Huang podziękowała wszystkim za bardzo liczny udział w uroczystości, a młodzieży szkolnej za piękne występy.

Wcześniej wyrazy wdzięczności przekazała sybiraczka Helena Knapczyk, a także Michał Krzemień, jeden z obrońców pomnika Katyń 1940, który w 2018 roku zebrał najwięcej podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie decyzji burmistrza Stevena Fulopa o usunięciu monumentu dłuta mistrza Andrzeja Pityńskiego z Exchange Place. Zaprosił też wszystkich na poczęstunek – pyszne kanapki, które funduje od kilku lat przy okazji każdej uroczystości mającej miejsce przy pomniku Katyń 1940.

Tegoroczne obchody zakończyło wspólne odśpiewanie pieśni „Boże coś Polskę” oraz „God Bless America”.

Żywioł Miśka Koterskiego

Podobno Nowy Jork, a zwłaszcza Greenpoint to miejsce, w którym nie tylko świetnie się czujesz i odnajdujesz, ale przede wszystkim jesteś osobą bardzo dobrze rozpoznawalną. Jak postrzegasz i jak odbierasz Polonię?

Tak, to rzeczywiście prawda. Nowy Jork nie jest mi obcy i niejeden raz byliśmy tam gośćmi, a właściwie podróżnikami odwiedzającymi to miasto. Nigdy nie zapomnę pierwszej przygody związanej z Nowym Jorkiem, ponieważ jest to miasto, które każdy przyjeżdżając do niego pierwszy raz ma poczucie jakby je znał od lat. To dlatego, że wszystkie ulubione i ukochane filmy, począwszy od „Kevina samego w domu”, a na „Gangach Nowego Jorku” kończąc, rozgrywają się na ulicach tego miasta. Tak więc kiedy byliśmy tam z moją żoną, przy okazji pokazu filmu „7 uczuć”, w którym gram główną rolę Adasia Miauczyńskiego, to akurat była zima i rzeczywiście nie mogliśmy się napatrzeć na te ulice budzące skojarzenia ze wspomnianych filmów, a nawet z bajek typu „Madagaskar”. To rzeczywiście budzi w człowieku ogromne emocje i wzruszenie. Natomiast jeśli chodzi o sam Greenpoint, to człowiek czuje się tam jak w domu, bo są tam polskie sklepy i restauracje, są też polskie nazwy no i jest dużo Polaków. Może to zabrzmi śmiesznie, ale rzeczywiście w Nowym Jorku czuję się jak gwiazda, bo wszędzie mnie znają, wszędzie mnie zaczepiają, a nawet wybiegają za mną z restauracji i zapraszają na kawkę lub na pogawędkę. Są to oczywiście Polacy, którzy wyemigrowali tam lata temu, albo którzy są dziećmi polskich emigrantów i tam kontynuują swoje życie. Tak więc rzeczywiście „New York, New York”, jak to śpiewał Frank Sinatra, jest bardzo bliski mojemu sercu i uwielbiam tam przyjeżdżać. Uwielbiam też patrzeć jak Greenpoint się zmienia, a stał się już nawet taką kulturalną dzielnicą Nowego Jorku i rzeczywiście można tam zobaczyć dużo fantastycznych i pięknych miejsc. Ostatnio takim nowym doświadczeniem było dla mnie to, że otworzyłem w Polsce klinikę leczenia uzależnień i będąc z rodziną przez ponad półtora miesiąca w Stanach Zjednoczonych wizytowałem różne miasta jak: Miami, Chicago, a także Nowy Jork, gdzie też mogłem odwiedzić tego typu polskie placówki, które pomagają osobom uzależnionym. Spotkania z polskimi terapeutami, którzy pomagają i pracują z uzależnionymi, również były dla mnie niesamowitym doświadczeniem. W ogóle uważam, że Polacy mieszkający na tzw. emigracji w Stanach Zjednoczonych, to jest ogromna siła, to są ludzie, którzy są solą tamtej ziemi. Są to osoby bardzo pracowite, które osiągnęły wielkie sukcesy i rzeczywiście liczy się z nimi cała Ameryka, łącznie z prezydentem Donaldem Trumpem, który za każdym razem wspomina o wartości i wartościach Polaków, a także o ich wkładzie w rozwój Stanów Zjednoczonych.

Aktorzy występujący w spektaklu „Sex, drugs & disco polo” tworzą zespół The Strings / Foto: FACEBOOK THE STRINGS

Wspomniałeś o spotkaniach z terapeutami i z osobami zmagającymi się z uzależnieniami. Ten temat – czego nie ukrywasz – nie jest Ci obcy. Zresztą bardzo dokładnie opisałeś to w swojej książce „Michał Koterski. To już moje ostatnie życie”. Jak wspominasz te spotkania i jakie znaczenie dla Ciebie mają takie dyskusje?

Tak, rzeczywiście byłem gościem w takich ośrodkach i uczestniczyłem w różnych spotkaniach. Poza tym, tak jak mówiłem, we wrześniu ub.r. ruszyliśmy z naszą kliniką leczenia uzależnień „Odwróceni”. Jak widać nie jestem tylko artystą, ale jak często mówię żartem, jestem człowiekiem wielu talentów, aktorem, showmanem, dziennikarzem, youtuberem, a ostatnio nawet prowadzę na kanale Krzysztofa Stanowskiego program „Zero uzależnień”, dlatego też trochę w tę stronę skręciło moje życie. Jeżdżę i rozmawiam z młodzieżą na spotkaniach autorskich z moją książką „Michał Koterski. To już moje ostatnie życie”. Mimo że premierę miała ona dwa lata temu, to do dzisiaj jest jedną z najlepiej sprzedających się książek w naszym kraju, dlatego też tych zaproszeń i spotkań jest coraz więcej. Rzeczywiście ma to dla mnie ogromną wartość i ma w sobie coś terapeutycznego, dlatego, że nie tylko skupiam się na sobie, ale też przez swoją historię mogę pomagać innym, mogę ich w jakiś sposób inspirować. Gdy wraz z rodziną gościliśmy w Stanach Zjednoczonych u naszych przyjaciół Łukasza Zaborowskiego i Karoliny Kowalkiewicz – którzy byli świadkami na naszym ślubie w styczniu ubiegłego roku na Key West – to wówczas także odwiedziliśmy różne miejsca, w których polscy terapeuci pomagają wyjść z uzależnień naszym rodakom, ale też Amerykanom i osobom różnych narodowości. Wziąłem udział w spotkaniach z osobami uzależnionymi, podczas których odbyły się dyskusje na temat rozwoju terapii i technik jakie się obecnie stosuje, a także w jaką stronę to wszystko idzie. Było to dla mnie bardzo ważne, bo rzeczywiście chce się iść z tymi trendami do przodu. Uzależnienie jest chorobą, a terapia stanowi pewien odłam medycyny, która cały czas się zmienia. Taka też jest praca z osobami uzależnionymi. To było niesamowite i inspirujące doświadczenie. Mało tego, zaprzyjaźniłem się z polskimi terapeutkami, które pracują w Nowym Jorku i tak jak ja odwiedziłem ich kliniki, tak samo one przyjechały do mojej i miesiąc temu poprowadziły warsztaty w Polsce oraz spędziły czas z pacjentami. To był bardzo wartościowy i rozwojowy czas nie tylko dla mnie, ale i dla naszych pacjentów.

Niebawem znów pojawisz się na Greenpoince, tym razem w zupełnie innej roli, w roli zawodowej, czyli aktorskiej. Będziesz jednym z bohaterów przedstawienia „Sex, drugs & disco polo”. Tytuł ten w pewien sposób koresponduje z tym czego sam doświadczyłeś, a o czym opowiedziałeś we wspomnianej książce, dlatego też wcześniej do niej nawiązałem. Czy faktycznie odnajdujesz w tym spektaklu jakieś wątki znane ze swojego życia czy też jest to tylko pozorna zbieżność?

Spektakl ma tytuł „Sex, drugs i disco polo” tak więc to „drugs” zawsze będzie się kojarzyło z moją osobą. Natomiast czy ja się identyfikuję z tą osobą, którą tam gram? Nie chcę zbytnio spoilerować i opowiadać dokładnie o czym jest ta historia, ale mogę zdradzić, że jest przedstawiona troszkę pół żartem, pół serio. Jednak jak doskonale wiemy, nic nie śmieszy nas bardziej w różnego rodzaju komediach – czego przykładem jest chociażby „Dzień świra” – niż to, że główny bohater właśnie cierpi, a wszystkim, którzy to oglądają jest do śmiechu. To nasze przedstawienie też troszkę opowiada o trzech przyjaciołach, którzy spotykają się po latach i oczywiście najpierw opowiadają, że u każdego wszystko jest dobrze i fajnie, ale potem, po krótkiej rozmowie kiedy zaczynają się sobie zwierzać, okazuje się, że jednego zostawiła żona, że drugiego wyrzucili z zespołu, a trzeci ma problemy z alkoholem i że wcale nie jest tak fajnie i wcale nie wiedzie im się tak dobrze jak początkowo twierdzili. Dlatego też postanowili założyć zespół disco polo, który ma odmienić ich życie. Jednak tego, jak to dalej będzie, jakie będą ich perypetie i jak rozwinie się ta historia, nie chcę na razie zdradzać. Natomiast czy ja się odnajduję w tym spektaklu? Nie powiem, że się identyfikuję za każdym razem z kimś kto pije, czy z kimś ktoś ćpa, dlatego, że ja dziś – być może zabrzmi nieskromnie – ale jestem przede wszystkim człowiekiem sukcesu, a tym moim największym sukcesem jest to, że mam piękną, wspaniałą żonę, którą poznałem już w trzeźwym życiu i cudownego syna, który urodził się w trzeźwej rodzinie, a poza tym mam masę sukcesów zawodowych, które akurat przez te dziesięć lat trzeźwego życia udało mi się osiągnąć. W tym czasie zagrałem też w wielu filmach m.in.: główną rolę w filmie „7 uczuć”, czyli kultowego Adasia Miauczyńskiego, gdzie z małego Sylwusia, niepoukładanego dzieciaka przerodziłem się w dojrzałego Adasia, oczywiście też mającego problemy, ale będącego główną postacią filmów mojego ojca. Później miałem też wiele różnych ról w spektaklach i odnosiłem sukcesy na deskach teatralnych. Zagrałem również w bardzo ważnym filmie „Gierek”, z którego główna rola pozwoliła mi przejść do historii polskiego kina, bo była poważna, wielka i zupełnie jakby nie kojarzona z moją osobą. To dało mi przepustkę do zupełnie czegoś innego. Poza tym od tamtej pory wziąłem udział w wielu programach telewizyjnych i zagrałem mnóstwo różnych ról. Tak więc dzisiaj bardziej identyfikuję się z byciem ojcem, mężem i głową rodziny, aktorem oraz artystą. Oczywiście nie zapominam o tym, że jestem uzależniony, nie zapominam o tym skąd przyszedłem oraz ile miałem szczęścia i jaką wielką łaską jest to, że jestem dzisiaj trzeźwy. Dzielę się tym wszystkim z ludźmi, jeżdżę i opowiadam moją historię młodzieży w poprawczakach, w szkołach podstawowych, ponadpodstawowych i licealnych, pojawiam się w różnych miejscach gdzie tę pomoc trzeba nieść i daję świadectwo. Przez to łączę – jak to się mówi – przyjemne z pożytecznym.

Koncert The Strings podczas premiery przedstawienia „Sex, drugs & disco polo” / Foto: FACEBOOK THE STRINGS/JACEK PRONDZYŃSKI

Przedstawienie „Sex, drugs & disco polo”, jak wspomniałeś, opowiada o grupie przyjaciół, którzy znaleźli się na przysłowiowym zakręcie życiowym. Jednak jest to wszystko przekazane w sposób dowcipny, komediowy. Czy znając gorycz tego typu sytuacji można na nie patrzeć, a przede wszystkim opowiadać o nich w lekki i dowcipny sposób?

Myślę, że nawet trzeba odpowiadać w ten sposób, bo my często właśnie śmiejemy się z samych siebie. To co rzeczywiście w naszym życiu jest trudne, to do czego dorabiamy jakąś ogromną wagę, to potem, kiedy oglądamy takie właśnie sytuacje w filmach, na scenie, to sami się z tego śmiejemy. Śmiejemy się z tych bohaterów, ale tak naprawdę, śmiejemy się z samych siebie, z tego jak potrafimy wyolbrzymiać problemy, jak potrafimy wpakować się w różnego rodzaju kłopoty i jacy często jesteśmy ulegli oraz pogubieni. Tak więc przede wszystkim myślę, że teatr to też rozrywka i akurat ten spektakl zawiera w sobie to wszystko, co rozrywka powinna mieć. Jest komedia, śmiech, dobra zabawa, ale także coś do przemyśleń, trochę wzruszenia i wiele różnych emocji. Do tego jeszcze na koniec jest muzyka i koncert, który daje dodatkowe emocje.

Czym jest i jakie znaczenie ma dla Ciebie ten spektakl? Czy czasem nie jest to pewnego rodzaju forma terapii lub wyrzucenia z siebie złych emocji i przeżyć?

No nie, nie będę dorabiał historii, których ten spektakl nie ma. Na pewno nie jest to dla mnie forma terapii, broń Boże. Myślę, że kiedy go zobaczysz to sam zrozumiesz. Ta sztuka, jak zresztą każda inna moja działalność artystyczna, jest dla mnie przede wszystkim służbą dla drugiego człowieka. Kiedyś pewien ksiądz zapytał mnie czy ja modlę się przed spektaklami i koncertami, które prowadzę, programami i filmami. Odpowiedziałem mu, że nie, bo po co wtedy miałbym się modlić. Wtedy powiedział do mnie: „Zobacz na tych piłkarzy typu Cristiano Ronaldo, Neymar i innych z tej najwyższej półki, oni zawsze przed wyjściem na murawę patrzą w niebo i robią znak krzyża oraz dziękują Bogu za to, że mogą wykonywać ten zawód, że mogą służyć i dawać radość ludziom”. Dlatego uważam, że każdy człowiek, niezależnie od tego czy robi coś wielkiego, czy też wykonuje jakąś małą rzecz w życiu, stworzony jest do tego żeby służyć drugiemu człowiekowi. To moje aktorstwo, moje występy, to jest przede wszystkim służba ludziom, którzy po ciężkim tygodniu pracy przychodzą, kupują niezbyt tani bilet i chcą się rozerwać żeby mieć jakąś odskocznię od codzienności, od otaczających ich problemów. Więc myślę, że dla ludzi sztuka jest pewnego rodzaju terapią, pewnego rodzaju ucieczką i wyjściem na inny pułap, spotkaniem się z samym sobą. Oczywiście wiele filmów w pewnym sensie było bliskich mojemu sercu, np. rola w filmie „7 uczuć”, z którą się w jakiś sposób identyfikowałem, ale spektakl „Sex, drugs & disco polo” to przede wszystkim służba drugiemu człowiekowi. To są emocje, emocje i jeszcze raz emocje.

Kto Twoim zdaniem i dlaczego na pewno powinien wybrać się i zobaczyć przedstawienie „Sex, drugs & disco polo”?

Wszyscy, którzy chcą się dobrze bawić, którzy chcą spędzić fajnie czas i dostać to wszystko co każda sztuka powinna nieść ze sobą, czyli: wzruszenie, refleksje, śmiech, pozytywne emocje, dobrą muzykę i masę endorfin. To jest spektakl uniwersalny, to przedstawienie dla wszystkich, dlatego gwarantuję, że nikt nie wyjdzie z niego zawiedziony.

– Pamiątkowe zdjęcie aktorów biorących udział w spektakli „Sex, drugs & disco polo” z publicznością / Foto: FACEBOOK THE STRINGS

Dlaczego – Twoim zdaniem – o problemach i życiowych zakrętach warto mówić głośno i wykorzystywać do tego różne formy przekazu, zarówno poważne jak i dowcipne, czy wręcz komediowe? Pytam o to ponieważ wiem, że jednym z przesłań tego spektaklu jest uświadomienie ludzi, że nawet będąc na przysłowiowym dnie można odwrócić swój los i odnaleźć szczęście.

Myślę, że generalnie warto z jednej strony udzielać się w szeroko pojętej rozrywce, ale warto też czasami wzbić się ponad swój egoizm i dawać ludziom coś więcej od siebie. Moje przeżycia i doświadczenia, tak jak wcześniej powiedziałem, są na tyle wartościowe dla ludzi, że ja często o nich opowiadam, ale nie w spektaklach. Przedstawienie to jest rozrywka i dlatego ma dać ludziom szczęście, nie powinno ich dołować tylko przekazywać emocje, przede wszystkim pozytywne emocje. Jednak kiedy jadę ze świadectwem do dzieci i młodzieży, lub na spotkania autorskie z moją książką, to wtedy opowiadam o swoich historiach i wówczas rzeczywiście schodzimy na inny poziom, bo tam ludzie oczekują czegoś innego niż na spektaklu. Przychodzą na te spotkania właśnie po nadzieję, chcą usłyszeć, że wszystko w życiu jest możliwe i że można życie zmienić niezależnie od tego w jak trudnej sytuacji człowiek się znajduje.

Na zakończenie powiedz, gdzie lepiej się czujesz, czy w takich teatralnych i kameralnych spektaklach czy może jednak na planie filmowym, który chyba Ciebie ukształtował jako aktora? 

Ja generalnie wszędzie dobrze się czuję, zarówno w teatrze, jak i na planie filmowym. Zresztą mój ojciec zawsze mówił, że dobry aktor, który chce się rozwijać, nie istnieje bez teatru. Teatr to jest podstawa, teatr to jest rozwój, teatr to jest bezpośredni kontakt z widzami, a ja ten kontakt uwielbiam. Uwielbiam natychmiastowy odbiór i odzew, uwielbiam to jak mogę prowadzić widzów przez ten spektakl, jak mogę w jakiś sposób ich kierować i sterować ich emocjami oraz uczuciami. Tak więc to jest coś niesamowitego. Ten kontakt jest nieporównywalny z filmem, aczkolwiek tam też jest wspaniały, ponieważ te emocje też często są później gdzieś w cichej sali kinowej, każdy przeżywa sobie to co widzi na ekranie na swój, prywatny sposób. Więc kino, teatr, estrada, spotkania z ludźmi, czy książka, to jest to wszystko co kocham, to jest mój żywioł. Niezwykłe szczęście jest wtedy kiedy wykonujesz zawód, który kochasz. Chociaż nie zgodzę się z tym, że wtedy nie przepracujesz ani dnia, bo jeśli kochasz swój zawód, to robisz wszystko na 100, a nawet na 200 procent i zawsze jesteś szczery wobec odbiorcy. To znaczy, że nie popadasz w rutynę, zawsze traktujesz widza i zakładasz, że jest inteligentniejszy od ciebie, inteligentniejszy od twórcy, więc chcesz mu dać rozrywkę czy podać mu jakąś artystyczną rzecz na najwyższym poziomie i robisz to najlepiej jak tylko potrafisz. Tak jest jeśli kochasz swój zawód i szanujesz swoich odbiorców. Ja swój zawód uwielbiam i kocham i nie mogę się doczekać kiedy się zobaczę z polską widownią w Nowym Jorku, kiedy spojrzę im jako mój bohater w oczy i kiedy zabierzemy ich w niesamowitą podróż z zespołem The Strings. Kończąc chciałbym jeszcze dodać, że organizatorem tego przedstawienia jest Łukasz Zaborowski wraz ze mną. Naszym marzeniem było zaprezentowanie spektaklu „Sex, drugs & disco polo” w Nowym Jorku. Pamiętam jak Łukasz był gościem na tej sztuce i stwierdził, że jest rewelacyjna, że to petarda, że musimy ją tutaj ściągnąć i tak się stało. Łukasz wszystko zorganizował na miejscu, ja załatwiłem formalności żeby ten spektakl mógł się rzeczywiście odbyć w Nowym Jorku. Jako, że Łukasz wcześniej był jeszcze moim świadkiem na ślubie, tak wiec generalnie to przedstawienie jest nie tylko wydarzeniem artystycznym, ale też ogromną przyjemnością i pewnego rodzaju zabawą, zabawą przez pracę. Ja sobie najbardziej cenię w takiej współpracy to, że realizujemy nasze marzenia. Cieszę się też, że będę mógł  pokazać Nowy Jork moim kolegom, pokazać im jak tam żyją Polacy i jak tam rozdajemy karty, jak „jedziemy na grubo” i to na trzeźwo.

Rozmawiał Wojtek Maślanka

Spektakl Sex, drugs & disco polo” to gwarancja udanej świetnej zabawy i wielu pozytywnych wzruszeń / Foto: FACEBOOK THE STRINGS

baner