„Tylko garstka ludzi w Polsce wiedziała o tym, że kardynał Stefan Wielki Wyszyński zanim został prymasem, narażał swoje życie w szpitalu podczas powstania warszawskiego, w którym brał czynny udział, a raz nawet założył opaskę Armii Krajowej” – mówi Maciej Syka, współproducent filmu „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”, opowiadając „Nowemu Dziennikowi” o nieznanych faktach z życia Prymasa Tysiąclecia.
Panie Macieju, gratuluję rewelacyjnego przyjęcia filmu „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”. Proszę powiedzieć, czy decydując się na tę produkcję spodziewał się pan takiej reakcji publiczności i takiego odbioru jaka była w Polsce i towarzyszy amerykańskim pokazom?
Przede wszystkim początkowo planowaliśmy zrobić krótki film dokumentalny, który w dodatku kręciliśmy w czasie pandemii. Jednak w trakcie pracy zdarzył się jakiś wyjątkowy cud – i mówię to na poważnie – że w tych ciężkich warunkach, z filmu dokumentalnego kręconego wraz z moim bratem Tadeuszem Syką, który napisał scenariusz pod okiem Krzysztofa Zanussiego, wszystko przybrało na sile. Dlatego musieliśmy podjąć ciężką decyzję, czy robić film dokumentalny przeznaczony dla starszego pokolenia, które pamięta kardynała Stefana Wyszyńskiego, czy zrobić coś, co przede wszystkim młodemu pokoleniu pokaże żywego bohatera. To nie była łatwa decyzja, ale jednak postanowiliśmy nakręcić fabułę. Pracowaliśmy w ciężkich warunkach covidowych, a w pracę nad filmem włączyła się cała Polska. Dzisiaj możemy powiedzieć, że warto było podjąć się tego wyzwania ponieważ Polacy do tej pory nie wiedzieli, co się działo z Wyszyńskim przed 1946 rokiem. Wszyscy doskonale wiemy, że właśnie wtedy został biskupem lubelskim, a później prymasem, jednak biografie milczały o jego wcześniejszym życiu. Wraz z bratem udało nam się odnaleźć we wspominkach Wyszyńskiego z lat 70. jego słowa: „To powstanie warszawskie mnie ukształtowało”. Dlatego zaczęliśmy szperać i szukać oraz przesłuchiwać starsze siostry, i okazało się, że młody ksiądz Wyszyński, z narażeniem życia, pomagał chorym i cierpiącym powstańcom w szpitalu w Laskach. Efektem tego jest to, że dzisiaj wszyscy już doskonale wiemy, że w tym czasie był w stopniu porucznika. Do tej chwili film „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie” zobaczyło już ponad 160 tys. widzów w kinach w Polsce, więc faktycznie nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy i takiej popularności naszej produkcji.
Wynika z tego, że dzięki temu filmowi nie tylko udało wam się uzupełnić biografię kardynała Stefana Wyszyńskiego, ale również odkryć nieznane fakty z nim związane, a także pokazać jego współpracę z matką Różą Czacką, z którą wspólnie w tym samym dniu został beatyfikowany.
Absolutnie. 90 procent lokalizacji, w których kręciliśmy film to były miejsca oryginalne. Szpital w Laskach działa do dzisiaj, dzięki czemu nagrywaliśmy sceny na korytarzach, na których leżeli powstańcy. Dopiero teraz w 2022 roku ten budynek, w którym był szpital, będzie remontowany, więc mieliśmy bardzo dużo szczęścia, bo kręcąc w 2020 i 2021 roku pracowaliśmy w oryginalnych pomieszczeniach, w których były sale operacyjne. 66 łóżek szpitalnych, które zostały użyte w naszym filmie to nic innego jak oryginalne łóżka, na których umierali powstańcy. Wraz z pomocą Wojska Polskiego zrzucaliśmy te łóżka ze strychu, gdzie przeleżały kilkadziesiąt lat. Są to powstańcze łóżka pokryte oryginalną farbą. Skrzynka, w której w naszym filmie ksiądz Wyszyński przemyca lekarstwa to nic innego jak jego oryginalne pudełko po butach, oryginalna jest także jego sutanna. Widzieliśmy również ten kawałek kartki, która tak naprawdę do dzisiaj jest w Laskach, a która pochodzi z płonącej Warszawy. Ksiądz Wyszyński przechadzając się po lesie w Puszczy Kampinoskiej, pośród różnych papierów znalazł kartkę z napisem – „Będziesz miłował nieprzyjaciół”, co wpłynęło na jego późniejszą postawę. Tak więc mieliśmy do czynienia nie tylko z nowymi faktami i oryginalnymi rzeczami, ale również atmosfera towarzysząca nam podczas kręcenia zdjęć była niesamowita. W filmie mamy tak naprawdę dwójkę gigantów – niewidomą zakonnicę, matkę Różę Czacką, która zakłada ośrodek dla niewidomych i księdza Wyszyńskiego, który na początku nie rozumie dlaczego musi w tym szpitalu w Laskach tyle cierpieć. Dlatego buntuje się i zastanawia, jak kochać Niemców, którzy na jego oczach rozstrzeliwują kobiety z dziećmi. Z kolei matka Róża Czacka mówi mu: „Księże poruczniku, musimy robić swoje”. Tak więc jest to film o wielkiej nadziei, i jest on absolutnie aktualny na dzisiejsze czasy. Zemsta czy przebaczenie, czyli innymi słowy – miłość czy nienawiść, to dwie postawy, pomiędzy którymi trzeba się odnaleźć. Oczywiście możemy pielęgnować w sobie miłość jak i nienawiść. Niestety ta druga opcja nas zabije, zeżre nas od środka i wykończy, dlatego lepiej przebaczać, lepiej żyć z ludźmi w zgodzie. I to jest właśnie film o tym wyborze.
Czyli właściwy wybór postawy życiowej jest głównym przesłaniem tego filmu?
Nie chcę zdradzać zbyt dużo szczegółów, natomiast jego przesłaniem absolutnie jest przebaczenie.
Z pańskich opowieści dotyczących produkcji tego filmu wynika, że dzięki temu, że był on kręcony w oryginalnych pomieszczeniach i z wykorzystaniem tych prawdziwych rekwizytów, których dotykał ksiądz Wyszyński czy matka Róża Czacka, odnosi się wrażenie, że ta praca była czymś magicznym bo właściwie mieliście styczność z rzeczami, które są nie tylko dokumentem tamtych czasów, ale również w pewnym sensie relikwiami, zwłaszcza w obliczu tego, że zarówno kardynał Stefan Wyszyński jak i matka Róża Czacka są obecnie beatyfikowani. Jak wyglądała ta praca?
Niesamowicie gonił nas czas. Mimo że beatyfikacja była przekładana to jednak mieliśmy go niewiele. Na szczęście świetnie nam się współpracowało na planie z całym zespołem aktorskim. Małgosia Kożuchowska, zagrała niewidomą ziemiankę, która miała majątek i wykształcenie, a która spadła z konia i straciła wzrok, a później założyła szpital w Laskach. To właśnie była matka Róża Czacka. Z kolei Ksawery Szlenkier, zagrał rolę prymasa. Poza tym w filmie pojawili się: znany z Netfliksa Adam Fidusiewicz, Agnieszka Kawiorska znana z „Pitbulla” Patryka Vegi, Marcin Kwaśny, Robert Czebotar, Lech Dyblik, a za kamerę złapał jej mistrz Krzysztof Mieszkowski, który jest prawą ręką Patryka Vegi, i który nakręcił wszystkie części „Pitbulla”. Ten zespół filmowy pod dowództwem moim i mojego brata Tadeusza, który był także reżyserem, walczył z czasem i stanął przed wyzwaniem jak zrobić, żeby współczesnym ludziom opowiedzieć nieznaną historię księdza porucznika Wyszyńskiego. Wspomnieć muszę także o Antanasie Valkov’ie kompozytorze znanym z muzyki do filmów: „Ostatnia rodzina”, „Król” czy „Belfer”. Jak tylko Valkov dowiedział się, że nasz film jest oparty na faktach, oraz że nagrywaliśmy go w prawdziwym szpitalu, który przyjmował nie tylko powstańców warszawskich, ale również Niemców, którym np. miny urwały nogi lub byli zranieni, a także że traktowano ich tam jak normalnych ludzi a nie nieprzyjaciół, to od razu zdecydował się skomponować do niego muzykę. Magię, o której pan wspomniał symbolizuje plakat reklamujący nasz film. Jest na nim postać eksterminatora, to przedzielona na pół twarz kardynała Stefana Wyszyńskiego, z jednej strony mamy księdza, a z drugiej żołnierza. I takie były fakty ponieważ ksiądz porucznik Wyszyński z narażeniem życia pomagał tym, którzy leżeli w szpitalu w Laskach.
Pozostańmy na moment przy tym plakacie. Niestety ja filmu jeszcze nie widziałem, ale z jego zwiastuna wnioskuję, że nie jest to produkcja pokazująca Prymasa Tysiąclecia od strony kościelnej, tylko bardziej dokument opowiadający o wojnie. Tak więc na ile jest to film religijny, a na ile dokument pokazujący udział księdza Stefana Wyszyńskiego w powstaniu warszawskim?
Przede wszystkim to nie jest film religijny. Kategoria tego filmu to dramat wojenny. Co prawda przedstawia on katolickiego księdza, ale jest w nim również wielu innych bohaterów, jak np. porucznik Brzoza, czy doktor Cebertowicz, który jest postacią prawdziwą i był jedynym lekarzem, który prowadził wszystkie operacje w szpitalu w Laskach. Nie zapominajmy, że w 1944 roku trafiały tam setki powstańców. Ten szpital przynosił im nadzieję. To jest typowy dramat wojenny, a to że w filmie tym pojawia się wątek katolickiego księdza nie ma wpływu na to, że jest on religijny. My (High Hopes Films) nie robimy produkcji religijnych, kręcimy filmy o życiu przez co bardzo często są to dramaty lub dokumenty, albo jak w tym przypadku – fabuły. A to jest film dla każdego ze względu na to, że historia, którą przedstawia jest oparta na faktach. Pokazuje on jak podczas powstania warszawskiego wykuwał się hart ducha późniejszego Prymasa Tysiąclecia. Gdy przebywał on w szpitalu w Laskach, miał wtedy 41 może 42 lata. To nie był dla niego przyjemny czas, a na pewno tragiczne były widoki jak Niemcy rozstrzeliwują matki z dziećmi. I jak w takich okolicznościach kochać nieprzyjaciół? To wszystko wpłynęło na jego charakter, dlatego gdy został prymasem i kiedy komuniści go więzili, to tak naprawdę mówiąc szczerze i może nieco dosadnie, „spływało” to po księdzu prymasie. On był już tak zahartowany, tak wypieczony w ogniu poprzez drugą wojnę światową, że to po prostu zostało w nim i dlatego też później był takim mocnym i nieugiętym człowiekiem. I nasz film właśnie o tym mówi. Nie zobaczycie w nim prymasa na tle złotej ramy i w purpurze. Nie! Zobaczycie natomiast księdza umorusanego, w podziurawionej sutannie, kapłana który pomaga chłopcom i dziewczętom z amputowanymi rękoma i nogami. Trzyma ich za rękę, spowiada, dodaje otuchy w ostatnich chwilach życia. O tym jest nasz film.
Ten dramat przejawia się nie tylko w określeniu gatunku tego filmu. Również tytuł „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie” czy też słowa, których pan użył zamiennie, czyli „miłość czy nienawiść” sugerują, że bohaterowie pewnie też przeżywają wewnętrzny dramat – dramat wyboru.
Oczywiście, ponieważ to nie były łatwe sytuacje. Ani ja, ani pan, ani nikt z czytających ten wywiad, nie jest w stanie zdać sobie sprawy z tego, co ci ludzie przeszli. Nie wyobrażamy sobie tego, bo nie żyliśmy w tych czasach kiedy kawałek chleba dzielono na 6 porcji, gdzie w zimnie nieraz nasi żołnierze siedzieli w lesie po kilka tygodni, gdy amputowano im ręce i nogi bez znieczulenia. Tak więc odnaleźć się w tym wszystkim i starać się jeszcze zostać człowiekiem, a nawet próbować pomagać nieprzyjaciołom jako ludziom i jeszcze ich miłować, to są rzeczy naprawdę bardzo trudne. To jest prawdziwy dramat wyboru. W przypadku porucznika Wyszyńskiego był on możliwy tylko ze względu na jego katolicką wiarę. Bo po ludzku to po prostu nie jest do wytłumaczenia, żeby takiego wyboru dokonać.
Natomiast żeby to odpowiednio pokazać i oddać tę atmosferę potrzebni są dobrzy aktorzy. Pan już wymienił kilka nazwisk. Świetna obsada pracowała nad tym filmem i to pod każdym względem, od gry aktorskiej począwszy, a na muzyce kończąc. Proszę powiedzieć, jak wam się udało zebrać i zaangażować te osoby?
Przede wszystkim część aktorów to nasi dobrzy przyjaciele i znajomi. Dlatego gdy ogłosiliśmy, że będziemy produkować film z takim scenariuszem oraz kiedy go im przesłaliśmy, wielu z nich natychmiast odpowiedziało – „Wchodzę w to”. Małgosia Kożuchowska od razu otrzymała rolę matki Róży Czackiej. Ksawery Szlenkier, który ma specyficzny orli nos, taki jak miał Prymas Tysiąclecia, a dodatkowo ma pieprzyk, otrzymał rolę głównego bohatera. W dodatku kiedy spojrzeliśmy na jego inicjały K.S. (Ksawery Szlenkier) to idealnie, mówiąc tak pół żartem, pół serio, pasował nam jako ksiądz – ksiądz porucznik Wyszyński. Współpracowaliśmy również z Robertem Czebotarem, który zagrał niemieckiego generała, a także z Lechem Dyblikiem, Idą Nowakowską czy Agnieszką Kawiorską. Dla tych wszystkich ludzi to była niesamowita przygoda. Podczas pracy mieszkaliśmy w tym Kampinosie, tam, gdzie jest dzisiaj szpital i wszyscy przesiąkliśmy atmosferą tamtego miejsca, co jeszcze bardziej dodawało takiej specyficznej atmosfery. Wspomniany wcześniej maestro Atanas Valkov jak tylko zobaczył zdjęcia i goły film, bez muzyki, to usiadł i nie spał wiele nocy. Powiedział mi też, że to była dla niego jedna z piękniejszych przygód muzycznych i ścieżek dźwiękowych, które robił. Muszę jeszcze wspomnieć o Krzysztofie Zanussim mieszkającym tuż obok szpitala w Laskach, który dodatkowo wraz ze swoją żoną wspomaga go finansowo. Krzysztof Zanussi, to także nasz stary, wieloletni przyjaciel i wraz z moim bratem naprawdę czujemy się jego uczniami. W dodatku on roztoczył nad nami opiekę artystyczną, żeby to wszystko dobrze przebiegło. Tak więc reasumując, dla wspaniałych, prawdziwych historii, których w Polsce nie brakuje, ludzie są gotowi zrobić wszystko, by je dobrze opowiedzieć. Dzięki temu mamy poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by ten film był jak najlepszy, a jaki jest, to ocenią widzowie.
Słuchając tych opowieści jestem przekonany, że praca na planie była dla wszystkich świetną przygodą, mimo że przypadła na okres pandemii. Czy w związku z tym napotkaliście na jakieś dodatkowe problemy podczas kręcenia zdjęć?
Trudność była jedna. W momencie, kiedy już podjęliśmy decyzję, że nie robimy filmu dokumentalnego tylko fabularny i zaczęliśmy pracę na planie, nagle okazało się, że jeden z głównych bohaterów zachorował na koronawirusa. Było to mniej więcej w połowie zdjęć. Dla nas, dla mnie i dla mojego brata, to oznaczało strzał w kolano. Wszystko wskazywało na to, że film nie powstanie. Podczas pracy codziennie o godz. 13:30 Wojsko Polskie badało nas testami, wszystkich kilkaset osób przebywających na planie filmowym. Pewnego razu, po połowie dnia zdjęciowego musieliśmy podjąć decyzję o przerwaniu pracy. Tak nakazała ewangelia, a jako że z bratem jesteśmy katolikami, doszliśmy do wniosku, że nie możemy narażać innych ludzi, że nie wolno niczego robić za wszelką cenę. Tak więc w ciągu 5 minut podjęliśmy decyzję o przerwaniu zdjęć na miesiąc. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację – wszyscy pozostali aktorzy mają „zaklepane” terminy na miesiąc, podobnie jak i grupy oświetleniowo-operatorskie czy też wypożyczony sprzęt, a my nie możemy kręcić filmu bo jeden z głównych bohaterów ma wirusa. Byliśmy bardzo zrezygnowani i czuliśmy, że jest duże ryzyko, że film nie powstanie, a przynajmniej nie zdążymy go nakręcić na beatyfikację. No i wtedy wraz z bratem stwierdziliśmy, że nasze moce się kończą. Powiedzieliśmy tak: „Księże poruczniku Wyszyński, który jesteś gdzieś tam wysoko w niebie, teraz wszystko jest w twoich rękach”. I wydarzył się absolutny cud, aktor ten wyzdrowiał szybciej niż myśleliśmy, a poza tym wiele rzeczy ułożyło się bardzo dobrze. Ponownie wielu ludzi nam pomogło m.in.: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, Wojsko Polskie, harcerze, a także wielu prywatnych przedsiębiorców i spółek skarbu państwa przez co szybko wróciliśmy na właściwy tor pracy. W dniu beatyfikacji film miał swoją uroczystą premierę w warszawskim Multikinie Złote Tarasy gdzie zgromadziło się 1200 zaproszonych gości. Dwa dni później wszedł do kin i do dzisiaj zobaczyło go już 160 tys. widzów w samej Polsce. A dodam, że film jest pokazywany na całym świecie, w Europie, w Stanach Zjednoczonych, a nawet w Azji. Jest to produkcja na dzisiejsze czasy, tak samo niełatwe jak wtedy, podczas wojny.
Jaka była reakcja ludzi podczas tej uroczystej premiery? Pytam o to ponieważ odbyła się ona w wyjątkowych okolicznościach, w dniu, w którym miała miejsce beatyfikacja jego dwóch głównych bohaterów – kardynała Stefana Wyszyńskiego i matki Róży Czackiej.
Było bardzo dużo łez i wzruszenia. Trzy czwarte polskich biskupów przyznało, że nie miało pojęcia o tym, co ksiądz Wyszyński robił do 43 roku życia. Wszyscy znali go jako biskupa i prymasa, ale nikt nie wiedział o jego przeszłości. A przecież 43-letni mężczyzna ma już za sobą pewien bagaż doświadczeń. Tak więc wszyscy byli tymi wiadomościami niesamowicie zaskoczeni. Poza tym było ogromne zainteresowanie tą premierą ze strony dziennikarzy z całej Polski. Na konferencji prasowej mieliśmy wszystkie media, od lewej do prawej strony. Pojawiło się na niej ponad 65 redakcji. Film dla wszystkich był ogromnym zaskoczeniem, ponieważ tak naprawdę tylko garstka ludzi w Polsce wiedziała o tym, że kardynał Stefan Wielki Wyszyński zanim został prymasem, narażał swoje życie w szpitalu podczas powstania warszawskiego, w którym brał czynny udział, a raz nawet założył opaskę Armii Krajowej.
Mam nadzieję, że reakcja publiczności polonijnej jest podobna do tej z polskiej premiery.
Oczywiście, że tak jest, reakcja jest rewelacyjna. Chicago zachwycone, Phoenix zachwycony, a teraz czas na Nowy Jork. Tak więc serdecznie wszystkich zapraszam na pokazy.
Dziękuję bardzo za rozmowę i jeszcze raz gratuluję świetnej produkcji.
Ja również serdecznie dziękuję.
************
Pokazy filmu „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”:
– 19 stycznia, środa – parafia św. Izydora w Riverhead, godz. 7:00 wieczorem;
– 22 stycznia, sobota – parafia św. Stanisława Kostki na Greenpoincie, godz. 8:00 wieczorem;
– 23 stycznia, niedziela – parafia św. Stanisława Kostki na Greenpoincie, godz. 6:00 wieczorem;
– 30 stycznia, niedziela – parafia św. Stanisława Kostki na Staten Island, godz. 1:00 po południu;
– 20 lutego, niedziela – Amerykańska Częstochowa, Doylestown, PA;
– 26 i 27 lutego, sobota, niedziela – parafia św. Alojzego na Ridgewood;
– 5 i 6 marca, sobota, niedziela – parafia Matki Bożej Cudownego Medalika na Ridgewood;
– 12 i 13 marca, sobota, niedziela – parafia Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Kazimierza na Brooklynie;
– 19 i 20 marca, sobota, niedziela – parafia św. Macieja na Ridgewood;
– 26 i 27 marca, sobota, niedziela – parafia św. Krzyża na Maspeth;