W wojnę rosyjsko-ukraińską włączył się nowy gracz. Chiny przedstawiły 12-punktowy plan zakończenia walk, choć trudno uznać ich stanowisko za podstawę wyjściową do jakichkolwiek negocjacji. Pekin najwyraźniej jednak chce odegrać aktywniejszą rolę w konflikcie w Europie, choćby po to, aby utrzeć nosa Amerykanom. Jednocześnie przygotowuje się do przejęcia Tajwanu.
Tomasz Deptuła
Ogłoszony kilka dni temu plan pokojowy – a raczej oficjalne stanowisko komunistycznych władz w Pekinie – pełen jest sprzeczności. Mówiąc o “poszanowaniu integralności” Ukrainy, Chiny jednocześnie powielają rosyjską narrację dotyczącą obecności NATO we wschodniej Europie, mówią o “otaczaniu” Rosji i konieczności “gwarancji bezpieczeństwa” dla Kremla. Krytykują Zachód za rozpętanie “mentalności zimnowojennej”, piętnują Amerykanów i Pakt Północnoatlantycki jako prowodyrów toczącej się wojny. To niemal słowo w słowo język propagandy Władimira Putina, który w niedawnym orędziu do Dumy oskarżył Zachód o doprowadzenie do zbrojnego konfliktu.
NEUTRALNOŚĆ DLA ŚWIATA, ŻYCZLIWOŚĆ DLA KREMLA
Pekin jednocześnie wzywa obie strony do powrotu do rozmów pokojowych, ochronę ludności cywilnej i elektrowni jądrowych. Tyle jeśli chodzi o humanitaryzm, bo w języku propagandy nie ma mowy o agresji na Ukrainę.
Chiny od początku ostro krytykują wprowadzenie sankcji na Rosję, a do samej Moskwy apelują o niewykorzystanie w konflikcie z Ukrainą broni jądrowej. Jednocześnie na użytek wewnętrzny powtarzana jest narracja o “wojnie zastępczej” USA i NATO ze “sprowokowaną do ataku” Rosją.
Chęć spotkania z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem wyraża także prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który zapewnia, iż zrobi wszystko, aby Chiny nie dostarczały broni do Rosji. Trudno nie zauważyć jednak, że owa “neutralność” i “życzliwość” Pekinu jest wyraźnie promoskiewska. Wsparcie dyplomatyczne okazywane jest reżimowi Putina, a nie Ukrainie, ma na celu, zdaniem ekspertów, budowę pozytywnego wizerunku Chin wśród krajów Południa, na innych kontynentach – Afryce, Ameryce Południowej i Azji Południowej. Te regiony są zainteresowane jak najszybszą stabilizacją rynku żywnościowego poprzez zakończenie wojny. I z reguły nie lubi się tam USA.
ŁUKASZENKA JAKO POŚREDNIK
Pojawiły się także spekulacje dotyczące chińskiej pomocy wojskowej dla rosyjskich sił zbrojnych. Kreml potrzebuje dostaw sprzętu wojskowego, bo działania na Ukrainie znacznie uszczupliły rosyjskie arsenały. Moskwa może kupić w Pekinie drony bojowe, amunicję i różne rodzaje broni. Oficjalna pomoc dla Kremla wydaje się mało prawdopodobna, bo jeśli Chińczycy zdecydują się na taki ruch, Waszyngton i inne zachodnie stolice mogą zdecydować się na wprowadzanie sankcji na Pekin. Biorąc pod uwagę skalę wymiany handlowej mogłoby to bardzo dużo kosztować Państwo Środka, które także przeżywa coraz poważniejsze trudności. “Jakakolwiek pomoc Chin w dostarczaniu Rosji broni będzie się wiązała z realnymi kosztami” – ostrzegł prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. Z kolei Linda Thomas-Greenfield, stała przedstawicielka USA przy ONZ, ostrzegła, że dostawy broni do Rosji będą przekroczeniem “czerwonej linii”.
Wobec stanowczej reakcji Amerykanów prawdopodobnym scenariuszem może być obchodzenie gróźb Zachodu poprzez udzielanie pomocy za pośrednictwem Białorusi lub innego podporządkowanego Moskwie kraju. Mińsk ma już zresztą przetarte szlaki – niejednokrotnie pośredniczył w wysyłaniu rosyjskiej broni do różnych krajów, z którymi było trudno otwarcie handlować. Temu także ma podobno na służyć podróż Aleksandra Łukaszenki do Pekinu i jego rozmowy z Xi Jinpingiem. Sfałszowana dokumentacja dotycząca transferu broni może pomóc w ominięciu lub uniknięciu przez Pekin międzynarodowych sankcji. A Chińczycy w ten sposób wejdą w kolejny etap rywalizacji z Ameryką. I tak wiele wskazuje na to, że pomoc do Rosji już płynie. Chodzi o produkty o tzw. podwójnym zastosowaniu, formalnie cywilnym, ale także potencjalnie również wojskowym. Zmieniają się też same relacje chińsko-rosyjskie. To Moskwa występuje coraz częściej w roli klienta, a nie odwrotnie, choć oba kraje starają się prezentować wobec reszty świata jako niezależne od światowego układu sił, z NATO, Unią Europejską i sojuszem państw zachodnich na czele.
POPANDEMICZNE UPIORY
W tym samym czasie kolejna amerykańska agencja zasugerowała, że pandemia koronawirusa mogła zostać wywołana przez wyciek z chińskiego laboratorium. Tym razem chodzi o tajny raport Departamentu Energii, do którego dotarł “Wall Street Journal”. Wcześniej do podobnego wniosku doszło także Federalne Biuro Śledcze (FBI). Inne amerykańskie służby związane z wywiadem wciąż jednak uchylają się od podobnych konkluzji bądź przychylają się do teorii o naturalnym pochodzeniu Covidu-19. Za tezą Departamentu Energii przemawia fakt, że nie udało się zidentyfikować zwierzęcego źródła koronawirusa, w prowincji Wuhan, gdzie rozpoczęła się pandemia i prowadzono zaawansowane badania biologiczne. Środowisko wywiadowcze uważa jednak, że Covid-19 nie pochodził z wojskowych laboratoriów i nie miał w zamyśle być wykorzystany jako broń biologiczna. Doniesienia “WSJ”, którym stanowczo zaprzeczyły Chiny, przyczyniły się do jeszcze większego wzrostu napięcia. Świat nie zapomniał, skąd dotarł koronawirus i jakie miał konsekwencje dla zdrowia publicznego i ekonomii.
NAPIĘCIE WOKÓŁ TAJWANU
Jeśli wierzyć szefowi Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) Williamowi Burnsowi, niepowodzenia Rosji w Ukrainie nie zachęcają władz w Pekinie do przeprowadzenia inwazji na Tajwan. Tym niemniej amerykańskie środowisko wywiadowcze traktuje zagrożenie związane z przygotowaniami do zajęcia zbuntowanej wyspy jako bardzo poważne. Jeśli wierzyć Burnsowi, wyznaczonym terminem zakończenia przygotowań ma być rok 2027. A ponieważ Stany Zjednoczone deklarują pomoc w obronie Tajwanu, konfrontacja wydaje się nieuchronna. Napięcie na Morzu Południowochińskim nie słabnie. Nie ma praktycznie tygodnia bez incydentów z udziałem samolotów bojowych obu stron oraz floty wojennej. Amerykańscy piloci mówią o coraz większej agresji ze strony chińskich pilotów myśliwskich. W tych okolicznościach nietrudno o prowokację lub incydent, który postawi oba mocarstwa na krawędzi wojny.
Czy trzeba zatem bać się Chińczyków? Z pewnością trzeba uważnie obserwować wydarzenia w Państwie Środka. Pekin realizuje swoją politykę, która nie od dziś znajduje się na kolizyjnym kursie z amerykańską, nie tylko na polu gospodarczym, ale także politycznym i wojskowym. Dla wielu ekspertów pytanie o ewentualną konfrontację nie jest pytaniem “czy?”, ale “kiedy?”. Dlatego włączenie się Chińczyków w próbę rozwiązania konfliktu w Ukrainie należy traktować z dużą nieufnością. Ewentualne sukcesy walczących zachodnią bronią Ukraińców mogą jednak zmusić Pekin do modyfikacji planów dotyczących Tajwanu. Chińczycy mogą trzymać się mocno, ale znani są też z ostrożności.