Amerykańskie siły zbrojne wydobywają z dna Atlantyku szczątki chińskiego balonu, który zanim został zestrzelony zdążył przelecieć nad niemal całą Ameryką. Bzzałogowy statek powietrzny stał się obiektem niezliczonych memów, ale sprawa jest dużo poważniejsza. Incydent z zestrzeleniem balonu przypomniał bowiem o rosnącym napięciu na osi Waszyngton – Pekin.
Tomasz Deptuła
Pentagon miał wszelkie powody, by sądzić, że “meteorologiczny” balon prowadził działalność szpiegowską. Obiekt przeleciał bowiem nad Alaską, a następnie w pobliżu atomowych silosów w Montanie i innych obiektów wojskowych. Myśliwiec F-22 zestrzelił go dopiero na wybrzeżu w Karolinie Południowej. Saga trwała kilka dni, przez co stała się przedmiotem zainteresowania mediów i była szeroko komentowana przez Amerykanów.
SZPIEGOWSKI POLICZEK
Chiny znane są ze szpiegowania: poczynając od inwigilacji na uniwersytetach, poprzez szpiegostwo przemysłowe po wywiad wojskowy. To dlatego z tak dużą rezerwą traktuje się korzystanie z chińskich urządzeń komunikacyjnych, a nawet z takich aplikacji jak Tik Tok. Pekin obciąża się odpowiedzialnością za cyberataki wymierzone w firmy z branży technologicznej, chemicznej, transportowej czy obronnej. Chińczycy robią to właściwie wszędzie i przy każdej okazji, dążąc do rozwijania swojego potencjału gospodarczego i militarnego w imię wartości obcych Ameryce i sprzecznych z demokratycznym sposobem życia.
Eksperci są więc zgodni, że balony mogą być wykorzystywane do zbierania danych wrażliwych z dużo mniejszej wysokości, niż przelatujące zupełnie bezkarnie satelity szpiegowskie, których Chinom także nie brakuje. Jednocześnie uważają, że szpiegowskie zagrożenie, jakie stwarzał obiekt, było stosunkowo niewielkie. Nie stanowił też bezpośredniego zagrożenia wojskowego i cywilnego – obiekt przelatywał znacznie powyżej wysokości zarezerwowanej dla komercyjnych samolotów. Ale nie o to tu chodziło. Nielegalna obecność obcego statku powietrznego w przestrzeni powietrznej USA, przelatującego bezczelnie nad Ameryką i gromadzącego informacje – tego supermocarstwo, jakim są Stany Zjednoczone, nie mogło zignorować. To był po prostu policzek, podobnie jak wyjaśnienia Pekinu, że obiekt po prostu zabłądził. Według Chin cywilne balony służą głównie “celom meteorologicznym”, w co oczywiście mało kto wierzy.
W reakcji na incydent przełożono wizytę sekretarza stanu Antony’ego Blinkena w Państwie Środka – pierwszą od 2018 roku. Z poprawy relacji dwustronnych na razie więc nic nie wyszło. Chińskie ministerstwo obrony skrytykowało amerykańską reakcję jako “przesadzoną”, a rząd w Pekinie zastrzegł sobie “prawo do dalszych działań”. Tamtejsza propaganda potraktowała zestrzelenie jako kolejny dowód amerykańskiej arogancji i imperialistycznych dążeń.
NIEJEDEN BALON
Balon mocno namieszał w polityce wewnętrznej. Już po zestrzeleniu intruza wywiad amerykański ujawnił, że nad USA przeleciało w przeszłości więcej szpiegowskich balonów z Chin, choć przedstawiciele administracji Donalda Trumpa temu zaprzeczają. Co więcej, podobny balon produkcji chińskiej przeleciał także w ostatnich dniach nad Kolumbią. Konserwatyści mocno skrytykowali administrację Bidena za opieszałość i niezestrzelenie balonu jeszcze nad Alaską, gdzie pojawił się jeszcze 28 stycznia. Donald Trump mówił o “szerzeniu dezinformacji” i “niekompetencji”. Biały Dom tłumaczył się z kolei, że musiano odczekać, aż obiekt znajdzie się nad Atlantykiem, aby spadające szczątki nie pospadały na ludzkie siedziby. Ale generalnie odczucia Amerykanów były podobne – nikt nie ma prawa wlatywać bez zezwolenia nad terytorium USA, a tym bardziej zbierać informacji.
JAK W 1960 ROKU?
Incydent przypomniał o najgłośniejszym chyba przechwyceniu szpiegowskiego statku powietrznego w historii, jakim było zestrzelenie amerykańskiego samolotu U-2 nad Syberią w 1960 roku, choć wówczas to Amerykanie zostali złapani na gorącym uczynku. W ręce Sowietów wpadł wówczas także pilot Francis Gary Powers. Propaganda ZSRR wykorzystała to jako dowód agresywnej polityki USA, wykorzystując także dość nieudolne próby tuszowania incydentu przez Pentagon i administrację prezydenta Dwighta Eisenhowera tuż przed szczytem Wschód – Zachód w Paryżu. Zestrzelenie U-2 popsuło stosunki na tyle, że ówczesny gensek Nikita Chruszczow odwołał zaproszenie Eisenhowera do Moskwy. W dwa lata później doszło do najpoważniejszego kryzysu zimnej wojny związanego z rozmieszczeniem sowieckiej broni jądrowej na Kubie, gdy cały świat (dosłownie) znalazł się na krawędzi zagłady nuklearnej.
SKAZANI NA KONFLIKT
W przypadku chińskiego balonu nie mieliśmy do czynienia z aż takim wzrostem napięcia, ale zimnowojenne nastroje w stosunkach Chin z Zachodem można wyczuć od dawna. Lista różnic jest długa – od problemów w wymianie handlowej, poprzez kwestię statusu Tajwanu i autonomii Hongkongu, przestrzeganie praw człowieka po ostatni okres współpracy Chin z agresywną Rosją.
W szerszej perspektywie stosunkowo błahy incydent, jakim jest strącenie bezzałogowego balonu, należy traktować jako kolejny przejaw konfliktu między komunistycznymi Chinami a Stanami Zjednoczonymi. To jest właśnie najpoważniejsza rywalizacja XXI wieku, która zajęła miejsce zimnowojennego konfliktu USA – ZSRR. Z perspektywy Europy często odsuwana jest na drugi plan wobec toczącego się konfliktu w Ukrainie.
Większość ekspertów uważa, że zestrzelenie balonu nie wpłynie radykalnie na bieżące relacje Waszyngtonu z Pekinem, choć na pewno ich nie poprawi. Dalsza eskalacja nikomu się na razie nie opłaca. Ale nie zmienia to faktu, że stosunki między tymi krajami stają się coraz bardziej wrogie. Pól konfrontacji jest wiele, tym bardziej że Chiny agresywnie poszerzają swoje wpływy w Azji, Afryce i Ameryce Południowej, stawiając przede wszystkim na ekspansję ekonomiczną. Stosują też politykę faktów dokonanych na Morzu Południowochińskim i cały czas dążą do przejęcia kontroli nad Tajwanem. Z konkurenta Stanów Zjednoczonych, głównie w sferze ekonomicznej, Chiny stają się w coraz większym stopniu przeciwnikiem militarnym, także jako mocarstwo nuklearne. Nie chodzi więc tylko o szpiegowski balon. Waszyngton i Pekin znajdują się na kursie kolizyjnym. Konflikt wisi w powietrzu i pytanie nie brzmi – czy, ale kiedy do niego dojdzie.