W tych dniach oprócz halloweenowych żartów ze śmierci i przemijania jest szansa na zaspokojenie innych ludzkich potrzeb: zadumy i refleksji, a w przypadku wierzących – modlitwy.
Tomasz Deptuła
Statystyki pokazują, że Halloween jest obchodzony przez dwie trzecie mieszkańców Stanów Zjednoczonych. To na pewno dużo więcej niż liczba katolików celebrujących w kolejnych dniach dni Wszystkich Świętych i Zaduszki. Ale przełom października i listopada zawsze wzbudza wśród Polaków emocje.
O duchowym przesłaniu Halloween trudno mówić, bo dziś to przede wszystkim komercja. Wydatki związane z tym świętem mierzone są w miliardach dolarów. Krajowa Federacja Sprzedawców Detalicznych (National Retail Federation) co roku wylicza, ile na celebracje wyda statystyczna amerykańska rodzina. W kategoriach komercyjnych Halloween zarówno w USA, jak i w sąsiedniej Kanadzie jest drugim po Bożym Narodzeniu świętem, na które mieszkańcy tych dwóch krajów wydają najwięcej pieniędzy. Pozostawia daleko w tyle walentynki, Wielkanoc, a nawet Thanksgiving Day.
W naszej strefie klimatycznej Halloween często oznacza też koniec pogodnej jesieni i wejście w najsmutniejszą porę roku. To kres polskiego babiego lata czy amerykańskiego Indian summer – dość depresyjny moment, sprzyjający myśleniu o przemijaniu. Nakłada się na to zmiana czasu – w Europie już w najbliższy weekend, w Stanach tydzień później – co sprawia, że wieczory nadchodzą szybciej.
Do Halloween zdążyliśmy się przyzwyczaić, wszak obchodzi się go także w Polsce, choć ciągle narzekamy na obcość tego święta. Jednak zarzut, że Halloween wdarł się z butami w naszą kulturę, też nie wytrzymuje do końca próby. Przecież w tradycji słowiańskiej istniał obrzęd dziadów, utrwalony zresztą w tak piękny sposób przez Adama Mickiewicza. W celtyckich obyczajach i polskiej kulturze ludowej można znaleźć wiele podobieństw. I nie tylko w celtyckich. W Meksyku Kościół katolicki usankcjonował tradycje azteckie. W Dia de Muertos, czyli nasze Zaduszki, ulice miast i wiosek wypełniają się kolorowymi paradami, a rodziny ucztują na grobach wspólnie ze swoimi zmarłymi. Choć hierarchia kościelna robiła wszystko, aby te obyczaje schrystianizować, domowe ołtarze dla powracających duchów wydają się dużo bardziej obce niż nasze zwyczaje zapalania lampek na grobach, wypominki i inne formy upamiętniania zmarłych. Ale już nie jest im daleko do oryginalnych słowiańskich dziadów, tak opisywanych przez etnografów: „Najważniejszą formą przyjęcia zmarłych dusz było ich nakarmienie i napojenie. Ludzie rozstawiali stoły pośrodku wsi, niekiedy na ich obrzeżach bądź bezpośrednio na cmentarzach. Posiłki stawiano także na grobach. Na stołach układano misy z jedzeniem i piciem oraz mocnym alkoholem”. Nawet dziś pozostały relikty tych tradycji: zwyczaj zanoszenia na groby jedzenia i picia jest praktykowany do dziś w niektórych miejscach na wschodzie Polski. Obyczajem związanym z kultem zmarłych było też palenie ognisk, początkowo na rozstajach dróg, wskazując kierunek wędrującym duszom, które przy ogniu mogły się ogrzać. Na przełomie XVI i XVII wieku zaczęto palić ogień na grobach. Dziś ustawiamy na nich świece i znicze. Tradycje azteckie i słowiańskie dzieli kilka tysięcy kilometrów i kilkaset lat. Ale elementów wspólnych jest sporo. Oswajanie śmierci poprzez próbę obcowania z duchami przodków najwyraźniej jest potrzebą wielu kultur. Z drugiej strony – wspominanie zmarłych „na poważnie” stało się elementem naszej narodowej tradycji, i to niezależnie od wyznawanych przez nas światopoglądów.
Może dlatego nie oburzam się na sam Halloween. To, co w nim obce naszej tradycji, wynika raczej z komercjalizacji święta, jego wyprania z jakiejkolwiek duchowości i sprowadzenia go do zabawy w wampiry, wiedźmy i upiory. Choć akurat w tym roku najpopularniejszym strojem są bez wątpienia kostiumy Barbie – rynek zawsze podąża za hollywoodzkimi blockbusterami i często się do nich ogranicza. Ktoś powie, że w Polsce też wydaje się przed 1 listopada miliony złotych na wieńce i znicze, ale ta komercja ma dać wyraz pamięci o konkretnych osobach, a nie służyć bezmyślnej zabawie.
Dla gospodarki liczy się jednak to, że w tygodniach poprzedzających ostatni dzień października konsumenci wydają gigantyczne pieniądze – na dekoracje, z dyniami plastikowymi bądź prawdziwymi, grobami na trawnikach, postaciami kościotrupów i wiedźm itd. Domowe ogródki zamieniają się przed Halloween w cmentarzyki lub miejsca sabatów czarownic, niejednokrotnie naszpikowane urządzeniami elektronicznymi i rzęsiście oświetlone, co dodatkowo napędza koniunkturę handlowcom. To kupione gargantuiczne ilości słodyczy rozdawane przebranym dzieciom pukającym do drzwi z pytaniem „trick or treat?”. To wreszcie miliardy dolarów wydane na kostiumy, jedzenie i alkohol konsumowane podczas niezliczonych Halloween parties. I kolejne dolary, często z publicznych pieniędzy, wydane na parady i pochody przebierańców przemierzające ulice miast.
Z komercjalizacją Halloween chyba już nie wygramy. Pozostaje zachowanie proporcji i umiaru. Choć korzenie Halloween są pogańskie, to nie znaczy jednak, iż dziecko, które weźmie w udział w zabawie, czy tradycyjnym “trick or treat”, zostanie opętane. Zamiast tworzyć opozycję Halloween – Zaduszki warto działać tak, aby święta te się uzupełniały. W tym całym szaleństwie chodzi o to, aby nie ulec halloweenowej gorączce.
W tych dniach oprócz halloweenowych żartów ze śmierci i przemijania jest szansa na zaspokojenie innych ludzkich potrzeb: zadumy i refleksji, a w przypadku wierzących – modlitwy. To kolejne doświadczenie emigrantów – często odwiedzamy w USA cmentarze, na których nie mamy nikogo z bliskich. Trudno o boleśniejsze przypomnienie tego, że jesteśmy na tej ziemi nowi niż brak na niej „naszych” grobów. Gdzieś tam, za oceanem zostają mogiły najbliższych – pradziadków, dziadków i coraz częściej – rodziców. W tych dniach – końca pogodnej jesieni – chcemy oddać im to, co – jak czujemy – jesteśmy im winni. Zapalić świeczkę, położyć kwiaty, odmówić modlitwę. Może więc warto odwiedzić w tych dniach groby, zostawić na nich kwiaty, zapalić choćby symboliczną świeczkę, nawet jeśli amerykański cmentarz w niczym nie będzie przypominał polskich nekropolii?