Kilkaset osób wzięło udział w Pierwszej Paradzie Dyngusa, która przeszła ulicami Greenpointu. Było wesoło i radośnie. Uczestnicy śpiewali ludowe przyśpiewki, harcerskie szlagiery, a także piosenki stworzone z myślą o Dyngus Day – „What da Heck is Dyngus Day”, „Everybody’s Polish on Dyngus” i „We Love Dyngus Day”. Impreza zakończyła się staropolskim poczęstunkiem oraz wspólnym polewaniem się wodą. Tą zrosiła wszystkich także nowojorska straż pożarna.
To było wyjątkowe i niespotykane wcześniej na Greenpoincie wydarzenie. W poniedziałek wielkanocny, 18 kwietnia, spod kościoła św. Stanisława Kostki wyruszył długi pochód, który maszerując poprzez Humboldt Street, Nassau Avenue i Monitor Street dotarł do parku McGolricka. Tam nie tylko zorganizowany był gorący poczęstunek, ale także rozpoczęło się prawdzie dyngusowe szaleństwo. Dzieci, ale także i dorośli – mimo niezbyt sprzyjającej pogody – polewali się wodą i mieli z tego powodu wiele radości, a nawet satysfakcji, że dzięki temu nie tylko wskrzesili w Nowym Jorku staropolski zwyczaj, ale także zaszczepili go wśród Amerykanów i ludzi z innych grup etnicznych obecnych w parku. Wielką niespodzianką był dla wszystkich – a zwłaszcza dla dzieci – wóz strażacki, który przyjechał pod koniec imprezy i lejąc wodę wysoko do góry stworzył fontannę, której krople spadały na uczestników poniedziałkowego wydarzenia.
W paradzie wzięli udział parafianie kościoła św. Stanisława Kostki z Greenpointu, mieszkańcy tej i innych polskich dzielnic, członkowie Klubu Seniora „Krakus”, członkowie chóru Angelus, przedstawiciele zespołów folklorystycznych Polish American Folk Dance Company oraz Krakowianki i Górale, przedstawiciele ZHP, uczniowie Polskiej Szkoły im. Konopnickiej z Greenpointu oraz wiele innych osób. Głównym organizatorem parady był ks. Grzegorz Markulak, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, którego wspierali członkowie Theatre and Opera Society „Theos” (Kasia Drucker, prof. David Musial i Martyna Sokół). Nagłośnienie zorganizował Klub Seniora „Krakus” działający w Centrum Polsko-Słowiańskim, a bezpłatny poczęstunek był możliwy dzięki wsparciu sklepu Kiszka Meat Market, Syrena Bakery, Cafe Riviera, cukierni Peter Pan oraz pani Małgosi. Patronat medialny nad wydarzeniem sprawował m.in. „Nowy Dziennik”.
WIELKANOCNA TRADYCJA
„Bardzo mi się tutaj podoba i jestem zadowolona, że przyszliśmy na tę paradę” – powiedziała 5-letnia Emilka, która wraz z koleżankami polewała się w parku wodą. Oczywiście wszystko działo się pod kontrolą i za zgodą rodziców, którzy na Paradę Dyngusa przyjechali z Forest Hills na Queensie. „Ona nawet nie chce wracać do domu. Świetnie się tu czuje i bawi wraz z innymi dziećmi” – powiedziała jej mama Ewelina Śmiechowicz.
„Szkoda tylko, że pogoda nie dopisała, bo na pewno byłoby jeszcze więcej ludzi. Dzisiaj jest trochę za zimno, ale nas to nie wystraszyło” – stwierdził jej mąż Arkadiusz Świechowicz, zapewniając, że za rok na pewno znów się na wybiorą na paradę, jeśli tylko zostanie zorganizowana.
„Potrzeba więcej takich imprez, ponieważ jest to bardzo fajna inicjatywa, która połączyła Polonię i zachęciła do wspólnego świętowania” – dodała pani Ewelina. Oboje – mimo że mieszkają prawie 30 lat w Nowym Jorku – pamiętają zwyczaj śmigusa-dyngusa z Polski. Również dla Danuty Piaseckiej poniedziałkowa parada przywołała piękne wspomnienia z przeszłości. W rozmowie z „Nowym Dziennikiem” podkreśliła, że w czasach jej młodości polewanie wodą było nie tylko świetną wielkanocną zabawą, ale także często miało wpływ na późniejsze życie, a przynajmniej na jego postrzeganie.
„Młode dziewczyny biegały w sukienkach, a chłopaki w krótkich spodenkach i polewali się wodą z wiader. W moich czasach z reguły temperatura była wtedy na poziomie ok. 30 stopni Celsjusza. Dziewczyny niby uciekały przed chłopakami, ale każda chciała być oblana. Jak któraś z nich została złapana, to polewali ją z góry na dół wodą z wiader, tak że była mokra jak 'kura w deszczu’. Jednak te, które zostały całkowicie polane, później były bardzo szczęśliwe i miały fajne życie, ponieważ były uwielbiane i kochane przez chłopaków” – wspominała pani Danuta.
Pod wielkim wrażeniem Parady Dyngusa była legenda polskiej piosenki – Stan Borys, który wraz ze swoją życiową partnerką i menedżerką Anią Maleady uczestniczył w tym wydarzeniu jako gość honorowy.
„To wydarzenie było dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Cieszę się bardzo, że ten staropolski zwyczaj znany jako śmigus-dyngus został przeniesiony z Polski do Ameryki i zaszczepiony wśród Polonii. Jest to coś wspaniałego, wszyscy świetnie się bawią, zarówno dzieci, jak i dorośli. Jest cudownie” – zapewnił Stan Borys.
W podobnym tonie wypowiedział się Bogdan Blusewicz, prezes chóru Angelus, który również uczestniczył w paradzie.
„Do tej pory poniedziałki wielkanocne były w Nowym Jorku bardzo smutne, ponieważ nic się nie działo. Po przyjeździe do Ameryki bardzo brakowało nam tej staropolskiej tradycji, którą pielęgnowaliśmy w dzieciństwie. Świetnie, że śmigus-dyngus został w końcu pokazany Amerykanom w taki sposób, bo pamiętam jak my początkowo polewaliśmy się wodą w pobliżu swoich domów, to sąsiedzi nie mogli tego zrozumieć. Dzisiaj był dużo zabawy i dobrego jedzenia, a dzieci mają wielką frajdę i poznały trochę naszych zwyczajów” – stwierdził Bogdan Blusewicz.
Zadowolenia i ciepłych słów nie krył Eugeniusz Buczek, znany także jako komisarz Nixon, regionalista i folklorysta pochodzący z Widełki koło Kolbuszowej, który akurat przebywa w Nowym Jorku.
„Jeżdżę bardzo dużo po świecie, ale tak pięknej parady związanej z polskimi tradycjami i zwyczajami jeszcze nie widziałem. Tego typu wydarzenia mają bardzo duże znacznie dla Polonii, a przede wszystkim dla utrwalenia naszej kultury i tradycji wśród młodego pokolenia. Dzisiaj było bardzo dużo ludzi zarówno starszych, jak również młodzieży i dzieci, i to jest bardzo dobry znak na przyszłość. To była wspaniała i świetnie zorganizowana parada. Takich imprez powinno być dużo więcej, co najmniej jedna w każdym miesiącu, bo słysząc na ulicy i w parku polski śpiew oraz tradycyjne piosenki serce nam wszystkim rosło z dumy” – stwierdził Eugeniusz Buczek.