Minęły już dwa miesiące od momentu, kiedy wicepremier Piotr Gliński odznaczył Pana Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej przyznanym przez prezydenta Andrzeja Dudę. Myślę, że po upływie tego czasu pewnie już Pan trochę ochłonął z wrażenia i może spokojnie to skomentować. Proszę powiedzieć jak Pan postrzega to wyróżnienie? Co ten order dla Pana oznacza?
Ja to odebrałem jako pewną formę podziękowania od Rzeczypospolitej Polskiej, za czas poświęcony w sprawęodzyskania obrazów znajdujących się w Le Moyne College w Syracuse. Rzeczywiście zajęło mi bardzo dużo czasu, a dodatkowo od samego początku nie było żadnej pewności, że cokolwiek uda się w tej kwestii zrobić. Uważam, że to jest pewna forma uhonorowania mojego wysiłku włożonego w tę sprawę. Była to także dla mnie duża niespodzianka ponieważ ja nie oczekiwałem żadnego odznaczenia
Gdy rozmawiałem na ten temat z wicepremierem Piotrem Glińskim to usłyszałem od niego, że to odznaczenie zostało Panu przyznane jako podziękowanie za pracę na rzecz ochrony polskiego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, a przede wszystkim za pomoc w odzyskaniu siedmiu obrazów malarzy z Bractwa św. Łukasza i czterech makat Mieczysława Szymańskiego, znajdujących się w Le Moyne College w Syracuse, co wydawało się wręcz nierealne. Po pierwsze gratuluję tego osiągnięcia, a po drugie proszępowiedzieć w jaki sposób Pan zadziałał, że te dzieła sztuki udało się odzyskać? Jest to tym bardziej ciekawe, że przez ostatnie dziesięciolecia wiele osób próbowało to zrobić i im się nie udawało, a byli wśród nich bardzo dobrzy negocjatorzy jak np. były polski ambasador przy ONZ Bogusław Winid i prezes Fundacji Kościuszkowskiej Marek Skulimowski.
Wydaje mi się, że duże znaczenie miała tu różnica w podejściu do tej sprawy. Oni włożyli w to bardzo dużo pracy, ale oboje starali się udowodnić władzom college’u, że te dzieła są polską własnością. Ja odszedłem od takich argumentów i użyłem tezy, że stanowią one bardzo ważnączęść polskiej historii. W Polsce pojawiło się w prasie wiele artykułów opisujących sprawę Wystawy Światowej w Nowym Jorku w 1939 roku, w których mowa była, że Stefan de Ropp, komisarz generalny zarządzający polskim pawilonem przejął te eksponaty bezprawnie. Ja, po analizie archiwalnych dokumentów, ująłem tę kwestię w ten sposób, że on nie miał żadnego wyboru w podejmowanych decyzjach ponieważ wybuchła druga wojna światowa. W związku z tym stracił wsparcie z Polski oraz został odcięty od jakichkolwiek funduszy i musiał sobie sam radzić z zapłatą za pawilon oraz jego likwidacją po zakończeniu wystawy. Był autoryzowany do sprzedaży eksponatów, ponieważ mówi o tym dokument z 16 września 1939 roku. Są w nim także wymienione różne rzeczy na sprzedaż z tego pawilonu, co pozwoliło mu pokryć spore koszty związane z tą wystawą. Mając tę wiedzę odszedłem od tezy, że zrobił to bezprawnie i starałem się udowodnić, że on robił wszystko, żeby obrazy przekazane do Le Moyne College w Syracuse zachować w dobrym stanie oraz żeby ewentualnie kiedyśmogły wrócić do Polski. Wydaje mi się, że to podejście było trochę lepsze od twierdzenia, że są one własnością Polski i dlatego powinny zostać oddane. Argumenty, że są bardzo znaczące dla polskiej historii i kultury, oraz że nie zostały skradzione, tylko złożone w tym college’u jako pewien dar, który miał tam przeczekać do momentu, kiedy będzie mógł spokojnie wrócić do Polski, na pewno w jakiś sposób przemówiły do władz tej uczelni i nie stawiały jej w świetle bezprawnego posiadania tych dzieł sztuki. Należy podkreślić, że college w Syracuse bardzo profesjonalnie podszedł do znajdujących się tam obrazów i nie tylko ładnie je wyeksponował, ale również zadbał o ich kosztownąkonserwację. Jeszcze zanim otrzymałem od Jacka Millera, dyrektora Departamentu do spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą w Ministerstwie Kultury, list z prośbą żebym się zaangażował w tę sprawę, był list od ministra Piotra Glińskiego dotyczący zwrotu tych obrazów. Proponował on prezydentowi Le Moyne College w Syracuse, którym jest Linda LeMura, rekompensatę w wysokości 70 tys. dolarów za przeprowadzoną renowację. Niestety władze uczelni podziękowały za tę propozycję i stwierdziły, że obrazy znajdują się w dobrym i bezpiecznym miejscu, oraz w ogóle nie były zainteresowane jakimikolwiek rozmowami i negocjacjami. Gdy zacząłem do nich pisać i argumentować, że obrazy te mają bardzo duże znaczenie dla polskiej historii i kultury, oraz że powinny być bardziej wyeksponowane i dostępne dla większej publiczności, to pani Linda LeMura zaczęła trochę działać w tym kierunku przez co stworzono nową stronę internetowąpoświęconą tej kolekcji, a także powołano komitet, który miał dokonać przeglądu tej sprawy. Szefem tego komitetu, w którym znalazły się osoby należące do rady college’u został jego rektor ks. Joseph Marina. Niestety po dokonaniu przeglądu komitet uznał, że sprawa ta może pozostać bez zmian. Wówczas ja poprosiłem ks. Marinę o możliwość zaprezentowania polskiej strony tej sprawy. On się zgodził i w październiku 2019 roku zorganizował spotkanie w bibliotece Le Moyne College, w której znajdowały się te obrazy. Wzięli w nim udział: ks. Joseph Marina, dyrektor biblioteki Inga Barnello, konsul honorowa z Pensylwanii Debbie Majka oraz ja. Wtedy omówiliśmy sprawę znaczenia tych obrazów dla polskiej historii i kultury, a także w jaki sposób trafiły do tej uczelni, jakie istnieją dokumenty w tej kwestii, itd. Rozmowa przebiegała oraz zakończyła się w bardzo pozytywnym tonie i postanowliśmy, że na pewno sięjeszcze spotkamy. Jednak kilka tygodni później dostałam informację od ks. Mariany, że jest gotowy na rozmowę ze stroną polską na temat zwrotu tych obrazów oraz warunków na jakich powrócą one do Polski. Wstępnie, podczas naszego spotkania, sugerowaliśmy im, że dzieła te powinny znaleźć się w powstającym Muzeum Historii Polski w Warszawie, i sądzę, że ten argument był bardzo ważny, ponieważwszystko skupiało się na tym, że powinny one spełniać swoją pierwotną rolę, czyli prezentować polską historięszerokiemu kręgowi odbiorców, a to miejsce idealnie się do tego nadawało. Potem rozmowy objął minister Piotr Gliński i jego zespół.
Wspomniał Pan o znaczeniu tych obrazów dla polskiej historii i kultury. No więc proszę powiedzieć parę słów na ich temat oraz dlaczego są takie cenne i co przedstawiają.
Po pierwsze sceny z tych obrazów, to są bardzo kluczowe dla polskiej historii. Zaczyna się od spotkania Ottona III z Bolesławem Chrobrym, a kończy się na podpisaniu Konstytucji 3 maja. Poza tym jest tam przedstawiony chrzest Litwy, nadanie przywileju zwanego jedlnieńskim, unia lubelska, konfederacja warszawska i odsiecz wiedeńska. To były wybrane specjalnie momenty mające na celu pokazanie, że Polska zawsze dążyła do tego, żeby być chrześcijańskim i demokratycznym krajem. I wydaje mi się, że te ujęcia były bardzo dobrze zrobione i świetnie to ilustrują. Po drugie obrazy te pochodzą z bardzo ważnej Wystawy Światowej z 1939 roku w Nowym Jorku. To było wydarzenie ważnie nie tylko dla Polski, ale także dla Stanów Zjednoczonych. W ogóle ta wystawa jest uznawana za najbardziej widoczną ze wszystkich wystaw, które miały miejsce w Stanach Zjednoczonych, a w szczególności w Nowym Jorku. I po trzecie, artyści, którzy je malowali to był bardzo specyficzny zespół 11 osób. Bractwo Świętego Łukasza, to był pewien ruch artystyczny w Polsce, który działał w Kazimierzu Dolnym oraz nie uznawał żadnej konwencji i był gotowy „zaatakować” sztukę ze zupełnie innych kierunków niż to miało miejsce dotychczas. Byli to artyści nowatorscy i otwarci na wiele różnych nowych idei.
Prócz tych obrazów, do Polski wracają również cztery makaty Mieczysława Szymańskiego. Dlaczego one też sątakie cenne?
Artystycznie są one bardzo ładnie wykonane. W przeciwieństwie do obrazów nie były robione specjalnie na tę nowojorską Wystawę Światową ponieważ wcześniej były wystawiane w Paryżu. Trzy nawiązują do króla Jana III Sobieskiego i przedstawiają różne sceny. Na czwartym jest anioł, a na pozostałych m.in.: Sobieski i Marysieńka oraz Sobieski po Wiedniem. Jest też pewien łącznik pomiędzy tymi makatami a obrazami ponieważ na jednym z nich również jest przedstawiona odsiecz wiedeńska.
Panie Piotrze. Dzięki Panu do Polski wraca ważna część Wystawy Światowej z 1939 roku, jednak tych rzeczy, które były na niej wyeksponowane były setki, a nawet tysiące. Wiele z nich nadal jest gdzieś rozproszonych, niektóre są w Muzeum Polskim w Chicago, w Central Parku mamy pomnik króla Jagiełły, a co się dzieje z pozostałymi? Czy sączynione jakieś starania o ich odzyskanie i powrót do Polski?
Gdy zamykano Wystawę Światową w Nowym Jorku i likwidowano polski pawilon to Stefan de Ropp, jako jego komisarz musiał się pozbyć wielu rzeczy tam sięznajdujących. Nie wszystkie miały znaczenie historyczne czy kulturowe, ale posiadały swoją wartość. Dlatego teżzostały przez niego wystawione na aukcję celem zdobycia pieniędzy potrzebnych na koszty związane z pawilonem i jego likwidacją. Tak więc wiele eksponatów zostało sprzedanych i znajduje się teraz w różnych miejscach, placówkach dyplomatycznych i organizacjach polonijnych. Jedną z osób kupujących był pewien Polak mieszkający w Stanach Zjednoczonych i jego spadkobierczyni przekazała je do tego nowego Muzeum Historii Polski w Warszawie. Czy coś jeszcze powróci? To wszystko zależy od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nie wszystkie eksponaty da się odzyskać na podobnej zasadzie jak obrazy. Niektóre z nich na pewno trzeba by było odkupić ponieważzostały legalnie sprzedane. Każda sprawa jest w tym przypadku bardzo indywidualna. Przykładowo rząd polski zrzekł się praw do wszystkich tych rzeczy, które zostały złożone w Muzeum Polskim w Chicago. Kolekcja, która tam się znajduje jest piękna i wydaje mi się, że jest sens, żeby tutaj została, oraz by nie tylko Polacy i Polonia, ale także amerykańskie społeczeństwo mogło ją oglądać. Kilka lat temu była zrobiona w tym muzeum taka retrospektywna wystawa rzeczy, które oni odziedziczyli po Światowej Wystawie z 1939 roku w Nowym Jorku i faktycznie te zbiory są piękne i imponujące. Również pomnik króla Jagiełły, który został przekazany miastu Nowy Jork i umieszczony w Central Parku świetnie spełnia swoją rolęjaką miał w polskim pawilonie na Światowej Wystawie w 1939 roku, a mianowicie promuje polską historię, budzi ciekawość i przynosi nam chwałę. Jak wiemy kilka lat temu przeszedł on konserwację, co świadczy o tym, że dla Amerykanów też jest ważny i odpowiednio o niego dbają. Z kolei niedawno dowiedziałem się o figurce przedstawiającej polską Nike, która znajduje się w Bad Nauheim w Niemczech. Tamtejszy archiwista miejski zwrócił się do mnie o jej bliższy opis celem zrobienia dokładnej dokumentacji do informatora dotyczącego atrakcji tego miasta. Poinformowałem o tej figurce Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale nie wiem czy jest ono zainteresowanie jej odkupieniem ponieważ miasto nabyło jąprawnie. Myślę, że jednak dla Polski ma ona o wiele większe znaczenie kulturowe niż dla Niemiec. Nie wiem dokładnie jaki zamiar w stosunku do tej figurki mają władze miejskie Bad Nauheim i czy są zainteresowane jej przekazaniem lub też sprzedażą, ale jeżeli Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego będzie chciało jąodzyskać to jestem gotowy kooperować i pomóc w sposób jaki tylko mogę.
Sprawa odzyskania obrazów i makat z Le Moyne College w Syracuse to na pewno bardzo ważna i znacząca pańska zasługa, ale jednocześnie jest to tylko mały fragment aktywności jakie Pan podejmuje w kwestii ochrony polskiego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych. Zauważył to również prezydent Andrzej Duda przyznając Panu wspomniany na początku order, a także wicepremier Piotr Gliński wyjaśniając, że prócz pomocy w odzyskaniu dzieł z Wystawy Światowej z 1939 roku działa Pan na wielu innych płaszczyznach.
Rzeczywiście, tak jak mówią Amerykanie: „mam wiele kapeluszy”. Przede wszystkim jestem pracownikiem fundacji Poles in America (Polacy w Ameryce), która była założona przez pana Edwarda Pinkowskiego, historyka, który zmarł w 2020 roku mając 103 lata. On założył tęfundację, dając mi pracę oraz włączył mnie w nurt badania historii Polaków w Ameryce. W związku z tym prowadziłem dla niego i fundacji wiele różnych spraw badawczych w archiwach i w różnych miejscach m.in. w Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego w Warce. On też badał różne inne sprawy związane z Pułaskim i Kościuszką, a jego wielkązasługą jest muzeum Tadeusza Kościuszki w Filadelfii. To on zbadał miejsce, gdzie Kościuszko przebywał przez pewien czas i tam powstało to muzeum, nad którym pieczętrzyma National Park Service. Właśnie teraz, w okresie letni, można to muzeum zwiedzać w weekendy. Sam zaprowadziłem tam wiele osób z Polski. I jest to takie miejsce, które łączy Polaków z Ameryką, bo zarówno Kościuszko jak i Pułaski wnieśli wielki wkład podczas rewolucji, która ustanowiła niezależne Stany Zjednoczone. Odegrali także dosyć ważną rolę pomagając George’owi Waszyngtonowi podczas tej wojny. Nasza fundacja zaczęła też stawiać na polu bitwy w Savannah w stanie Georgia – gdzie śmiertelnie został ranny gen. Kazimierz Pułaski – tablice upamiętniające polskich uczestników tej wojny o niepodległość. I właśnie tam, 9 października, będzie odsłonięcie pięciu tablic, w tym trzech poświęconych Polakom, jedna żołnierzowi węgierskiemu i jedna przyjacielowi Tadeusza Kościuszki. Był nim Agrippa Hull, czarnoskóry adiutant, którego mu przydzielił George Waszyngton. Znajomość ta na pewno ukształtowała pogląd Kościuszki na niewolnictwo w Ameryce. Jest to opisane w książce pt. „Friends of Liberty” („Przyjaciele wolności”), której bohaterami są: Thomas Jefferson, Tadeusz Kościuszko i właśnie Agrippa Hull. Jest to bardzo ciekawa historia i chyba mało znana wśród Polonii, mimo że doskonale wiemy o tym, że Kościuszko zawarł w swoim testamencie informację, że pieniądze zarobione podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych chce przekazać na wykupienie niewolników i danie im odpowiedniego wykształcenia. Kolejną płaszczyzną moich działań jest stawianie tablic historycznych upamiętniających Polaków, którzy brali udział w budowaniu Pensylwanii. Ostatnio w samym centrum Filadelfii postawiliśmy tablicę dla Leopolda Stokowskiego, który był dyrygentem promującym na różne sposoby muzykę klasyczną i jest zapamiętany w muzycznych kręgach Filadelfii jako pionier, którego muzyka była nawet wykorzystywana w produkcjach hollywoodzkich.
Tych tablic, które powstały dzięki Panu oraz fundacji Poles im America jest zdecydowanie więcej ponieważ udało wam się upamiętnić także m.in. Rudolfa Modrzejewskiego, Franka Piaseckieo czy też Waltera Golaskiego. To świadczy, o tym, że żaden z Polaków zasłużonych dla Ameryki nie jest Panu obojętny.
Taka jest misja fundacji Poles in America, dla której pracuję, a stworzonej przez pana Edwarda Pinkowskiego. To właśnie on stwierdził, że Polacy powinni mieć swoje miejsce w tutejszej historii i dzięki naszym wspólnym wysiłkom udało nam się coś w tej kwestii zrobić. Dlatego też ja go bardzo chętnie i dobrze wspominam ponieważ był on nie tylko dobrym i genialnym historykiem, ale także ogóle niesamowicie ciekawym człowiekiem, który podchodził do różnych spraw w bardzo oryginalny sposób.
Myślę, że należy również wspomnieć o pańskiej działalności publicystycznej, ponieważ oprócz tego, że stawia Pan tablice upamiętniające Polaków zasłużonych dla Ameryki to również promuje ich Pan w różnych mediach, w tym m.in. w „Nowym Dzienniku”. Proszę również opowiedzieć coś o tym „kapeluszu”.
To prawda, napisałem szereg artykułów, zwłaszcza gdy zacząłem się angażować w sprawę odzyskania obrazów Bractwa św. Łukasza. Myślę, że dzięki temu wiele osób skorzystało z moich badań i przekazywanych wiadomości ponieważ wiem, że w Polsce temat Wystawy Światowej z 1939 roku w Nowym Jorku nie jest ogólnie znany. Była to zasługa m.in. władz PRL-u, które nie chwaliły się tą sprawą, ponieważ nie chciały, aby II Rzeczpospolita miała jakieśdobre cechy. Oni właśnie promowali same negatywne informacje na temat tego międzywojennego okresu.
Na szczęście PRL jest już dawno za nami i teraz trzeba na światło dzienne wyciągać i promować ważne dla Polski historie. Prócz „Nowego Dziennika” publikuje Pan także w innych magazynach i periodykach, prawda?
Tak, systematycznie udostępniam swoje materiały w „The Polish American Journal”. Udało mi się także szeroko opisać sprawę wspomnianych obrazów w anglojęzycznej publikacji wydawanej raz w roku przez lady Blankę Rosenstiel. Teraz właśnie pracuję nad artykułem o odzyskanych obrazach dla polskiego magazynu „Spotkania z zabytkami”. Opisałem także historię mojej siostry Urszuli, która w 1982 roku była w Polsce podczas stanu wojennego. Była pierwsządziennikarką, która pojechała tam pół oficjalnie i zdobyła dokładne wiadomości o masakrze w kopalni Wujek oraz zdjęcia z nią związane, które przeszmuglowała do Ameryki. Opublikowała je później w lutym 1982 roku w „Philadelphia Daily News”. O mały włos nie wpadła z tymi materiałami na lotnisku w Warszawie, ale na szczęście udało jej siębezpiecznie wrócić do Stanów Zjednoczonych. Ja właśnie opisałem ostatnio tę jej historię i wydaje mi się, że to ona powinna dostać medal a nie ja.
Myślę, że to może się jeszcze zdarzyć, tym bardziej, że wykazała się niesamowitą odwagą ponieważ w tamtym czasie za wyszukiwanie szczegółów takich wiadomości, które były utajnione, i wywożenie ich za granicę, mogła być nawet posądzona o szpiegostwo.
Fotografie, które wywiozła miała zaszyte w płaszczu i gdyby one zostały znalezione, to nie tylko by trafiła do więzienia, ale – będąc dodatkowo obywatelką Polską – posądzono by jąo zdradę stanu.
Na zakończenie proszę powiedzieć czym – prócz wspomnianych artykułów i tablic – zajmuje się Pan obecnie?
Znów przypomnę tu postać pana Edwarda Pinkowskiego, który przed śmiercią zamówił całą serię obrazów różnych polskich bohaterów. Teraz właśnie szukamy dla nich miejsca w polonijnych i amerykańskich muzeach ponieważ chcemy je rozdać by jak najwięcej osób mogło te portrety zobaczyć. Kilka z nich trafiło już do muzeum na Long Island, o czym pisałem niedawno w „Nowym Dzienniku”. Ciągle też badam sprawę polskiego pawilonu na Wystawie Światowej z 1939 roku w Nowym Jorku, a także pracuję nad książką, w której chcę opisać sprawę obrazów, które były w Le Moyne College w Syracuse. Chciałbym też oddać w niej uznanie dla pana Bogusława Winida i Marka Skulimowskiego, którzy również włożyli ogromny wysiłek i starania w ich odzyskanie. Niestety nie mieli tego szczęścia żeby trafić na odpowiednie osoby. W czasie ich działań prezydentem uczelni był człowiek raczej negatywnie nastawiony do tej sprawy. Gdyby to była obecna prezydent Linda LeMura to być może również im by się udało doprowadzić do tych rozmów i dyskusji.
W takim razie trzymam kciuki za kolejne sukcesy i serdecznie dziękuję za rozmowę.
ROZMAWIAŁ: WOJTEK MAŚLANKA