New York
70°
Partly Cloudy
6:40 am6:57 pm EDT
8mph
74%
29.92
SatSunMon
79°F
73°F
72°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Polska
Nowy Jork
Warto przeczytać
Wywiady
Polonia

Melduję Polonii wykonanie zadania

24.05.2022

Pańska wizyta w Stanach Zjednoczonych miała kilka ważnych przystanków i spotkań. Odwiedził Pan Waszyngton, Syracuse i Nowy Jork. Co było głównym i najważniejszym elementem tej podróży?
Na pewno udział w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ, które było poświęcone sytuacji na Ukrainie i odbyło się w pełnym składzie. Po raz pierwszy od miesiąca pojawił się na nim ambasador Federacji Rosyjskiej. To było ciekawe doświadczenie, ponieważ wojna w Ukrainie jest w tej chwili najważniejszym wydarzeniem, które koncentruje uwagę świata. W dodatku rekonfiguruje ona ogólną sytuację polityczną, i od tego, jak rozwiążemy ten konflikt, zależą przyszłe losy świata i globalny układ sił. To nie jest kwestia lokalna, sprawa Polski czy też naszego regionu Europy. To jest kwestia globalna, dlatego z nadzieją przyjmuję bardzo mocne stanowisko Stanów Zjednoczonych i innych krajów w tej sprawie. Najmocniejsze, najbardziej dobitne wystąpienia podczas tego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa miały właśnie ambasador amerykańska oraz przedstawicielka Wielkiej Brytanii. Bardzo poruszające było wystąpienie ambasadora ukraińskiego. Ja zabierałem głos w imieniu Polski, odwołując się do zbrodni na ludności cywilnej na Ukrainie, ale przede wszystkim pokazując konkretne przedsięwzięcia, które są realizowane w naszym regionie z udziałem Polski. My faktycznie mamy bardzo ważną rolę, przede wszystkim jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy, i to we wszystkich wymiarach. Jesteśmy takim „hubem pomocy” dla Ukrainy, bo przyjmujemy wszystkie osoby, które jeżdżą na Ukrainę i transport z pomocą z całego świata. Przyjmujemy też uchodźców, ale na ten temat akurat niewiele trzeba było mówić, bo wszyscy o tym doskonale wiedzą. Podczas całej wizyty w USA spotykałem się z wyrazami uznania i podziękowania za to, co robimy, bo faktycznie polskie państwo i polskie społeczeństwo zdają ten wyjątkowo trudny egzamin. Nasz kraj także realizuje i organizuje bardzo wiele różnych inicjatyw. Podczas gdy byłem w USA, w Warszawie odbyła się organizowana przez Polskę i Szwecję, przy udziale Unii Europejskiej, konferencja, której zadaniem było zbieranie funduszy pomocowych dla Ukrainy. Zebrano deklaracje na 6,5 miliarda dolarów, więc są to dosyć konkretne zobowiązania.

Czy to posiedzenie Rady Bezpieczeństwa było tylko serią wystąpień, czy też zakończyło się jakąś konkluzją?
W Radzie Bezpieczeństwa głosowania konkluzywne są rzadkie, dlatego też konkluzji żadnej nie było, ale to spotkanie zobrazowało aktualną sytuację geopolityczną. Zostały zaprezentowane – w relatywnie krótkim czasie kilku godzin, chociaż same obrady trwały dosyć długo – stanowiska najważniejszych graczy politycznych świata. Były to dosyć jednoznaczne wystąpienia, które wyraźnie pokazały, jak się kształtuje obecna sytuacja. Można z nich wnioskować, że sankcje będą postępowały, bo naszym głównym zadaniem, oprócz wsparcia dla Ukrainy poprzez wszelką pomoc, od humanitarnej aż po militarną, jest wywieranie presji na Rosję. Sankcje, które mają ją dotykać, muszą być coraz bardziej dotkliwe i skuteczne. Tymczasem od początku było wiadomo, że nie będą one zbyt skuteczne z wielu powodów, m.in. ekonomicznych, politycznych, a także mentalnych. Wielkie centra decyzyjne – czy to amerykańskie, czy też europejskie – charakteryzują się pewną inercją. Dlatego to wszystko czasami trochę trwa, zanim ta pętla sankcji się zaciśnie. Jednak zmiany w sposobie postrzegania sytuacji postępują cały czas. Mimo to nieustająco musimy wywierać presję i walczyć o skuteczne działania wobec Rosji.

Wspomniał Pan o tym, że na sesji pojawił się ambasador Rosji. Czy on też przemawiał? Jeśli tak, to jak zostało odebrane jego wystąpienie?
Tak, rosyjski ambasador również przemawiał, ale w ciągu całego swojego wystąpienia od początku, od pierwszego zdania, aż po ostatnie wypowiedziane słowo, kłamał. Podkreśliła to również amerykańska ambasador, która prowadziła całe spotkanie. Podsumowując jego wystąpienie wielokrotnie użyła słowa „kłamstwo”. Mimo że była to tylko wymiana stanowisk, to za tym idą mocne decyzje. I bardzo dobrze, bo bez konsekwentnego i twardego stanowiska świata dyktatorów się nie pokona.

A czego dotyczyły pańskie waszyngtońskie spotkania i rozmowy?
W ciągu dwóch dni odwiedziłem wiele instytucji i odbyłem bardzo dużo spotkań. Myślę, że warto wspomnieć przynajmniej o trzech z nich. W Waszyngtonie byłem m.in. na Georgetown University, gdzie chcemy sfinalizować uruchomienie katedry poświęconej polskiej historii i kulturze. Od lat były plany utworzenia tej katedry, zresztą podobne plany istnieją, jeżeli chodzi o stworzenie katedry polityki międzynarodowej im. Jana Karskiego, ale nią zajmują się inne osoby i instytucje. Natomiast Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego od kilku lat zajmuje się wsparciem inicjatywy, która dotyczy kształcenia w zakresie polskiej historii i kultury. Gdyby udało nam się szybko powołać takie centrum, to myślę, że łatwiej byłoby dołączyć do tego ten element ściśle politologiczny. Ta inicjatywa jest wynikiem nie tylko długich tradycji współpracy i obecności Polaków na Georgetown University, m.in. Jana Karskiego i Zbigniewa Brzezińskiego, ale także olbrzymiej roli, jaką odegrał – najpierw na Columbia University, a później tam – profesor Andrzej Kamiński, polski historyk i znawca Pierwszej Rzeczypospolitej, który wychował całą grupę amerykańskich profesorów, którzy znają polską historię i którzy popierają tę ideę. Warto zwrócić uwagę, że polska historia, gdy ją się dobrze poznaje, jest szeregiem wielkich i unikalnych osiągnięć w zakresie myśli politycznej, myśli dotyczącej rozwoju prawa, w tym także praw człowieka. Kolejne polskie konfederacje, przywileje, demokracja szlachecka, unia lubelska – to wszystko są wielkie osiągnięcia polityczne, ale także osiągnięcia w obszarze wolnościowym, zarówno jeżeli chodzi o jednostkę, jak i całe narody. Ta historia fascynuje wielu Amerykanów i od 15 lat prof. Kamiński organizował w Polsce konferencje popularyzujące te właśnie dokonania polskiej historii, poświęcone m.in. obecności tych wątków w podręcznikach akademickich i szkolnych. To jest wielkie wyzwanie, ponieważ – jak wiemy – słabsze kraje przegrywają rywalizację na polu dyplomacji kulturalnej, soft power, z mocniejszymi. Natomiast podczas tych konferencji historycznych wśród ich uczestników narodził się pomysł powołania specjalnej katedry, i my chcemy to wyzwanie podjąć. Polski rząd jest gotowy wspierać finansowo ten projekt, gotowa jest do tego także Polska Fundacja Narodowa.

A kiedy ewentualnie możliwe jest uruchomienie tej katedry?
Chcemy to zrobić jak najszybciej. Właściwie rozmawialiśmy o tym projekcie już jakiś czas temu, wszystko było przygotowane, mieliśmy nawet wstępne umowy, ale niestety COVID zablokował uruchomienie tego projektu, zresztą podobnie jak wielu innych. Życie akademickie też w tym czasie prawie całkowicie zamarło. Wracamy do tego tematu w pierwszym możliwym momencie.

Które jeszcze z pańskich waszyngtońskich spotkań należy do tych najważniejszych?
Drugim istotnym elementem mojej wizyty były odwiedziny w Muzeum Ofiar Komunizmu, które, można powiedzieć, budujemy wspólnie z Fundacją Ofiar Komunizmu. Polska, za pośrednictwem Polskiej Fundacji Narodowej, która jest partnerem tego projektu z naszej strony, zainwestowała w budowę tej instytucji 10 milionów dolarów. Na czerwiec jest zaplanowane otwarcie muzeum. Prawie wszystko jest już gotowe, więc mogłem zobaczyć, jak wygląda całość, a także spotkać się z zarządem tej instytucji. Zresztą to jest również pokłosie ich wizyty w Warszawie w lutym tego roku; nasze kontakty są dość regularne. To jest niewielkie muzeum, ale bardzo nowoczesne i multimedialne. Jego zadaniem jest pokazywanie młodym Amerykanom tego, czym naprawdę był komunizm, jakie były mechanizmy tego systemu, i przede wszystkim – jak wiele ofiar kosztował. Trzeba podkreślać, że w związku z rozwojem tej ideologii zginęło około 100 milionów ludzi, i to nie jest liczba ostateczna, bo w niektórych krajach na świecie system ten nadal funkcjonuje i ludzie nadal giną z jego powodu. Działalność tej nowo powstającej instytucji jest nieco szersza niż tylko muzeum. Przewidziano w niej salę wykładową, salę kinową, jest także przestrzeń na wystawy czasowe i na spotkania seminaryjne. Instytucje mają to do siebie, że chronią i opiekują się pewnymi wartościami oraz mają za zadanie je promować i rozpowszechniać. Tak też ma funkcjonować Muzeum Ofiar Komunizmu. Jego siedziba jest położona o dwie przecznice od Białego Domu, a więc w samym centrum Waszyngtonu. Bardzo się z tego cieszę, bo uważam, że taka instytucja powinna być właśnie tam, gdzie podejmowane są decyzje kluczowe dla światowej polityki.

Powiedział Pan wcześniej, że warto wspomnieć przynajmniej o trzech pańskich spotkaniach, zatem czego dotyczyło to trzecie?
Było to bardzo ważne spotkanie w Bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych. Jak wiadomo, to wyjątkowa instytucja, największa na świecie biblioteka, w dodatku zlokalizowana bezpośrednio przy centrum politycznym. Są w niej również polskie zbiory. Oprócz tego, że miałem okazję obejrzeć kroniki Jana Długosza czy też historyczne, pierwsze wydania „Pana Tadeusza” i „Konrada Wallenroda”, rozmawialiśmy również o ewentualnym powrocie do Polski pewnego zabytku bibliotecznego. Za wcześnie jeszcze, by mówić o szczegółach, ale prowadzimy rozmowy w konstruktywnym duchu i na podstawie obowiązujących wykładni prawnych.

Uchyli Pan może rąbka tajemnicy, co to za zabytek?
I tak za dużo już powiedziałem (śmiech). Natomiast mogę powiedzieć, że mamy wspaniale działający departament restytucji, który zajmuje się odzyskiwaniem dóbr kultury, zarówno tych, które zaginęły w czasie drugiej wojny światowej, jak i tych, które zostały skradzione. Robimy to na co dzień i często, będąc za granicą, tego rodzaju kwestie restytucyjne w różnych rozmowach podnosimy. Chciałbym też zwrócić uwagę na jeszcze jedno spotkanie – w waszyngtońskim Muzeum Holokaustu, z jego dyrektor i szefem Rady Muzeum. Warto o tym wspomnieć, ponieważ była to bardzo dobra rozmowa, podczas której – także w obecności mediów – kierownictwo muzeum deklarowało, że planują, a właściwie już zaczęli, zwracać w narracji tej instytucji uwagę na los nieżydowskich ofiar wojny i Holokaustu. Wiadomo przecież, że w ramach Holokaustu ginęli także nie-Żydzi, np. polscy Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Dlatego dobrze, że zarządzający tak ważną instytucją sami to przyznają. Chcemy wspólnie z nimi pracować nad przekazywaniem wiedzy na ten temat. Na marginesie tego spotkania warto wspomnieć też o uwadze jednej z prominentnych osób z tego środowiska, że ona sama myliła się co do Rosji i Putina. Przyznała, że Polacy mieli rację, a nie ona. Obecnie często spotykam się z tego typu wypowiedziami. Ostatnio nawet w Niemczech od jednego z wpływowych polityków usłyszałem: „To wyście mieli rację, a nie my”. Skoro tak mówią, to będziemy pilnowali, żeby były wyciągnięte z tego odpowiednie wnioski.

Rozszerzenie tematu Holokaustu o ofiary nieżydowskie jest bardzo dużym osiągnięciem, tym bardziej że w amerykańskich szkołach jest on nie tylko ograniczony do eksterminacji Żydów, ale nawet do tejże praktycznie sprowadzona jest cała tematyka drugiej wojny światowej.
Mamy tego świadomość. Wiemy też, że jak się mówi o powstaniu w Warszawie, to chodzi o powstanie w getcie, a nie wspomina się o Powstaniu Warszawskim, mimo że powinno się uczyć o obu, tym bardziej że one bardzo się różniły od siebie, miały różne cele i różne skutki. Staramy się to zmienić, dlatego m.in. spotykam się też z przedstawicielami społeczności żydowskiej. W końcu mamy wiele wspólnych tematów, bo żyliśmy przez lata z największą na świecie diasporą żydowską, która była właśnie w Polsce. Mamy wiele wspólnych spraw do rozwiązania i do poprawienia. Generalnie uważam, że te kontakty i rozmowy idą w dobrym kierunku. My nie możemy siebie nawzajem unikać i żyć w negatywnych emocjach, tylko musimy te sprawy rozwiązywać dla dobra nas wszystkich. Musimy jednocześnie dbać o własne interesy z poszanowaniem naszej racji stanu i naszych pozycji. Ale nie możemy się zamykać na rozmowę. To jest możliwe, tym bardziej że na świecie jest obecnie o wiele więcej widocznych i aktualnych zagrożeń, wobec których musimy wspólnie występować.

Wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński blisko współpracował z polonijnym działaczem Peterem Obstem przy akcji odzyskania siedmiu obrazów malarzy z Bractwa św. Łukasza i czterech makat Mieczysława Szymańskiego, znajdujących się w Le Moyne College w Syracuse. Za osiągnięcia związane z ocaleniem i promocją polskiego dziedzictwa narodowego wręczył polonijnemu działaczowi Krzyż Komandorski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Podkreślił Pan wcześniej, że nie może na razie nic więcej powiedzieć o tym zabytku bibliotecznym, o zwrot którego pańskie ministerstwo zabiega, ale myślę, że możemy porozmawiać na temat tych dzieł, które właśnie wracają do Polski, czyli obrazów i gobelinów z Wystawy Światowej z 1939 roku.
To był jeden z głównych powodów mojej wizyty w Stanach Zjednoczonych. Dzięki podpisaniu umowy z Le Moyne College w Syracuse Polska odzyskuje wyjątkowe dzieła sztuki, które przez 83 lata znajdowały się w USA. Do tej pory nie można było ich odzyskać, mimo że wielu moich poprzedników próbowało. Ja sam od 6 lat starałem się o załatwienie tej sprawy, ze zmiennym szczęściem. Przełom w rozmowach nastąpił tuż przed pandemią, w 2019 roku, kiedy zdecydowałem się na podjęcie pewnych działań, które doprowadziły do tego, że po stronie Le Moyne zmieniło się stanowisko – i krok po kroku, poprzez bardzo trudne prawnicze negocjacje, udało nam się doprowadzić do podpisania bardzo precyzyjnej ugody, dzięki której te dzieła wracają do Polski. Warto tu podkreślić, że wszystko komplikował fakt, iż obie strony nie mają żadnego materialnego dowodu własności dotyczącego tych dzieł. To wynika z powodów czysto historycznych. Teraz te dzieła, tzw. kolekcja Łukaszowców, będzie własnością Skarbu Państwa i będzie się znajdowała w dyspozycji Muzeum Historii Polski. Polonia amerykańska doskonale zna tę sprawę, bo od lat próbowała nam pomagać w ich odzyskaniu. Zresztą, to właśnie przedstawiciel Polonii, którego 5 maja w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku miałem przyjemność uhonorować Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, pan Peter Obst, przyczynił się do tego, że otworzyło się to „okno negocjacyjne” i mogliśmy doprowadzić sprawę do pozytywnego finału. Tak więc śmiało można powiedzieć, że była to współpraca Polonii i państwa polskiego. Profesjonalne podejście ze wszystkich stron i odpowiednio prowadzone rozmowy doprowadziły do porozumienia, dzięki któremu mamy dziś ten wielki sukces.

Proszę wyjaśnić, co to za dzieła?
Trzeba przypomnieć, że chodzi o siedem obrazów, które zostały zamówione w 1938 roku przez polski rząd specjalnie na Wystawę Światową w Nowym Jorku w 1939 roku u tzw. Bractwa św. Łukasza. To byli studenci i absolwenci ówczesnej Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie, pracujący pod kierunkiem wybitnego malarza, prof. Tadeusza Pruszkowskiego. W jego pracowni w Kazimierzu nad Wisłą w ciągu pół roku stworzyli oni siedem dzieł, obrazujących ważne, wybitne momenty polskiej historii, które warto pokazać światu. Owe wydarzenia wybrała specjalna komisja historyczna pod przewodnictwem prof. Oskara Haleckiego. Obrazowały one wkład polskiej myśli politycznej w budowę i obronę cywilizacji zachodniej. Wystawa Światowa w 1939 roku miała pokazać przyszłość świata. Niestety, w trakcie jej trwania w Europie wybuchła wojna i cała przyszłość została zakwestionowana na wiele lat przez Hitlera, Niemcy i bolszewię, która się również do tego dołożyła. „Nasze” obrazy były prezentowane na Wystawie Światowej razem z czterema pięknymi gobelinami wykonanymi przez polskie hafciarki, które pracowały w ówczesnej spółdzielni „Inicjatywa” w Warszawie. Gobeliny zostały utkane według projektu Mieczysława Szymańskiego, ucznia prof. Tadeusza Pruszkowskiego, i zdobyły Grand Prix na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 roku. W wyniku zawieruchy dziejowej po wojnie te dzieła zostały w USA i trafiły do Le Moyne College. Teraz, w ciągu 90 dni, trafią do Polski. Najpierw będą prezentowane na tymczasowych wystawach w naszych muzeach narodowych, m.in. już w lipcu obraz przedstawiający Konstytucję 3 maja zostanie pokazany w Muzeum Narodowym w Krakowie. W momencie, kiedy ukończymy siedzibę Muzeum Historii Polski, które powstaje obecnie na Cytadeli w Warszawie, te dzieła trafią tam na stałą ekspozycję. Obie strony się zgodziły, że te obrazy i gobeliny muszą być pokazywane w sposób trwały i stały. Taka jest bowiem misja tych dzieł, które miały edukować. Jeszcze raz podkreślę, że wiem, iż Polonia amerykańska doskonale zna temat. A zatem melduję Polonii, że wykonaliśmy zadanie.

Czy te dzieła zostały przekazane bezpłatnie, czy też Polska musiała ponieść jakieś koszty?
Zwróciliśmy Le Moyne College koszty konserwacji i przechowania dzieł. To naprawdę symboliczne kwoty w porównaniu do wartości tych dzieł. Jako państwo nie możemy płacić za coś, co uważamy za naszą własność, nie możemy tego „odkupywać”, bo wtedy sami byśmy sobie zaprzeczali. Ale podkreślam, że jesteśmy bardzo wdzięczni Le Moyne College za konstruktywne rozmowy i wielkie zrozumienie dla naszych racji. Dziękujemy!

A czy są czynione albo planowane jakieś ruchy w kierunku zwrotu pozostałych dzieł z Wystawy Światowej z 1939 roku, które również pozostały w Stanach Zjednoczonych?
Myślę, że nie będziemy na nikogo naciskali. Wiem, że te eksponaty trafiły w różne miejsca, ale na pewno nie będziemy zdejmowali pomnika Króla Władysława Jagiełły z Central Parku, bo tutaj on lepiej świadczy o Polsce i lepiej ją promuje, niż byłoby to w naszym kraju. W kilku innych przypadkach jest podobnie. Mamy już zresztą w Polsce sporo innych dzieł z tamtej wystawy, które dostaliśmy jako darowiznę m.in. dla Muzeum Historii Polski, a także kilka innych eksponatów z tej wystawy kupionych na aukcjach. Obrazy i gobeliny to były dzieła symboliczne, one akurat na pewno lepiej będą służyły w Polsce niż w Le Moyne College w Syracuse.

Wydaje mi się, że te dzieła sztuki i ich historię spina pewna symboliczna klamra. Utraciliśmy je w trakcie drugiej wojny światowej a wracają do Polski podczas wojny w Ukrainie.
Ja bym jednak tego nie łączył, te sprawy nie mają wspólnego mianownika. Myśmy już wcześniej wszystko uzgodnili, decyzje zostały podjęte dużo wcześniej, natomiast jakiś czas trwało uzgadnianie szczegółów i dopiero teraz przyjechaliśmy podpisać tę umowę. Trzeba jednak przyznać, że takie konflikty jak wojna w Ukrainie, z całym swoim złem i brutalnością, zawsze powinny dawać szansę na wyciągnięcie z nich czegoś pozytywnego. Z medycyny i psychologii znamy zjawisko dezintegracji pozytywnej, opisywane przez wybitnego polskiego psychiatrę Kazimierza Dąbrowskiego. Według jego teorii, z każdej klęski można, a nawet powinno się wydobyć jakiś pozytyw. Wojna w Ukrainie ma taki pozytywny wpływ, jeżeli chodzi o Polskę, ponieważ w tej chwili nasz kraj stał się jednym z centralnych punktów, w którym toczą się sprawy polityki światowej. W dodatku zdajemy egzamin zarówno jeśli chodzi o przyjmowanie uchodźców, jak i wsparcie dla Ukrainy oraz współpracę ze wszystkimi najważniejszymi graczami politycznymi. To jest pewne okno historycznych możliwości, które się przed Polską oraz przed całym światem otworzyło. Musimy nie tylko rozwiązać ten konflikt, doprowadzić do jego zakończenia, ale także ułożyć świat w inny, lepszy sposób. Dla Polski jest to czas bardzo pozytywny w tym sensie, że jesteśmy traktowani jako ważny gracz i jako państwo, które zasługuje na szacunek społeczności międzynarodowej.

A jak wygląda sprawa z polskim dziedzictwem narodowym znajdującym się w Ukrainie, bo jak wiadomo, nasza historia i kultura w wielu miejscach się zazębia. Obecnie podczas trwającej tam wojny wiele dzieł i obiektów niszczeje lub są rozkradane przez Rosję. Czy w jakiś sposób Polska stara się zabezpieczyć te miejsce lub obiekty, które są nam bliskie?
Na dzień przed wybuchem wojny powołaliśmy w ministerstwie zespół, który się tym zajmuje. Dzisiaj w Narodowym Instytucie Dziedzictwa, które jest instytucją Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, działa specjalne Centrum Pomocy dla Kultury na Ukrainie. W ramach jego działalności wysłaliśmy już prawie 30 transportów i cały czas zbieramy kolejne zamówienia i wysyłamy materiały służące do zabezpieczenia dzieł sztuki i zabytków. Nasi ludzie pracują tam na miejscu i jestem im za to bardzo wdzięczny. Oczywiście jest to robione we współpracy z ekspertami ukraińskimi, którzy od lat z nami współpracowali, m.in. przy konserwacji polskiego dziedzictwa. Na przykład we Lwowie czy w Żółkwi jesteśmy obecni od wielu lat. Wyszkoliliśmy bardzo dużo konserwatorów ukraińskich. Mamy bardzo dobrą współpracę pomiędzy Ossolineum a dawnym Ossolineum we Lwowie czyli Biblioteką Stefanyka. Digitalizujemy zabytki w Ukrainie. Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą „Polonika”, który założyliśmy kilka lat temu, digitalizuje w tej chwili 30 kościołów, głównie na zachodniej Ukrainie, ale także wspieramy Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy w ich systemowym programie digitalizacyjnym. Polski rząd przeznaczył milion euro na fundusz związany z digitalizacją kultury na Ukrainie. Mamy też świadomość, że dzisiaj stoi przed nami unikalna szansa na zamknięcie naszej trudnej, czasami brutalnej, wspólnej historii. W porozumieniu Trójkąta Lubelskiego w dziedzinie kultury, które zostało podpisane online już po rozpoczęciu wojny, choć rozmowy zaczęliśmy wcześniej, wprowadziliśmy temat wyjaśnienia i załatwienia kwestii historycznych – i na pewno będzie on rozwiązany, ponieważ są w tej chwili ku temu możliwości i jest dobra wola z obu stron. Po wojnie na pewno do tego tematu powrócimy. Natomiast wracając do pomocy, o której wspomniałem wcześniej, wspieramy np. trzy ukraińskie orkiestry symfoniczne i wysyłamy je na tournée w świat z przesłaniem świadectwa prawdy o tej wojnie. Kijowska Orkiestra Symfoniczna już koncertuje w Europie, młodzieżowa orkiestra z Charkowa przyjeżdża w maju do Lusławic, gdzie w Europejskim Centrum Muzyki im. Krzysztofa Pendereckiego będzie się przygotowywać do tournée, a trzeci projekt – Ukrainian Freedom Orchestra – ruszy latem i będzie prowadzony przez znaną dyrygent Keri-Lynn Wilson, żonę Petera Gelba, szefa Metropolitan Opera, z którym się spotkałem w Nowym Jorku m.in. w tej sprawie. Zadaniem tych orkiestr – podobnie jak i Narodowego Zespołu Pieśni i Tańca Ukrainy im. Grygoria Wieriowki z Kijowa „Veryovka”, który będzie przyjmowany u nas w Koszęcinie, w siedzibie zespołu „Śląsk” i też będzie się tam przygotowywał do występów – jest niesienie przesłania, czym jest wojna na Ukrainie, czym jest Federacja Rosyjska, oraz że świat musi się zmienić, a Polacy w tym pomagają.

A czy jest jakaś szansa na zacieśnienie współpracy z MET?
Z dyrektorem Metropolitan Opera rozmawialiśmy też o tym, aby polskie dzieła były wystawiane w jego instytucji. Współpraca miedzy polskimi instytucjami a MET już jest i związana jest ze wspólnymi przedsięwzięciami, ale nie dotyczą one polskiej muzyki. A my chcemy wprowadzić tutaj m.in. „Halkę”.

Trzymam zatem kciuki i dziękuję za rozmowę.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner