Nowy Jork poszedł śladem Kalifornii i powołał własną komisję ds. reparacji dla Afroamerykanów. I choć Złoty Stan pozostaje w tej kwestii pionierem, Empire State też chce wnieść do idei zadośćuczynienia współczesnym czarnym Amerykanom za krzywdy ich przodków. Zdaniem niektórych ekspertów „historia rasizmu” w stanie Nowy Jork wykracza poza sferę rządową. Czy obciążony zostanie także sektor prywatny?
Gubernator Kathy Hochul powołała w lutym dziewięcioosobowy panel na wzór grupy zadaniowej ds. reparacji dla Afroamerykanów z Kalifornii. Zespół ma rok na wydanie bliźniaczego raportu o szkodach wyrządzonych czarnym przez Empire State na przestrzeni ostatnich wieków.
Nikt nie wie dokładnie, ja będzie wyglądało podejście Nowego Jorku do kwestii zadośćuczynienia za niewolnictwo, segregację rasową. Czy będzie bardziej radykalne, czy mniej, niż to kalifornijskie. Tam suma szkód została wyceniona na ponad 800 miliardów dolarów, ale gubernator Gavin Newsom wykluczył wypłaty reparacji w formie gotówkowej.
W Kalifornii opierano się jednak głównie na „przewinieniach” stanu wobec czarnej ludności – chociaż niewolnictwo w Kalifornii przed wejściem do Unii nie było powszechne, a po dołączeniu do Stanów Zjednoczonych w 1848 roku Kalifornia była „wolnym stanem”, w którym niewolnictwo było zakazane.
Zaś w kontekście Nowego Jorku niektórzy eksperci wskazują, iż odpowiedzialność za krzywdy czarnej ludności ponosi nie tylko rząd, ale także sektor prywatny.
„Istniała polityka FHA [Federalnej Administracji Mieszkaniowej], ale to prywatne banki, firmy ubezpieczeniowe i stowarzyszenia brokerów upewniały się, że czarnoskórzy nie mieli możliwości nabycia mieszkań w pożądanych dzielnicach i byli powstrzymywani przed nabywaniem domów, a tym samym odmawiano im pokoleniowego bogactwa” – mówi założycielka Reparations Equity Lab, Enith Williams.
Dodała, że prowadzenie prac komisji bez uwzględnienia „wkładu” sektora prywatnego w uciskanie czarnej ludności prowadzi do „niezrównoważonego rozpatrywania” tej kwestii i ogranicza się tylko do obowiązujących ówcześnie norm prawnych.
Jak się okazuje – historia niewolnictwa nie ominęła nawet nowojorskiej finansjery. W 2005 roku JP Morgan Chase przeprosił za przyjęcie 13 000 niewolników w postaci zabezpieczenia, a w konsekwencji niewywiązania się zastawiającego z umowy– przejęcia na własność 1000 z nich.
Citibank ujawnił niedawno z kolei, że „prawdopodobnie wzbogacił się na niewolnictwie”.
W kalifornijskim raporcie pojawiła się wzmianka o „roli Wall Street” w finansowaniu „zniewolenia na Południu”. Niektóre firmy ubezpieczeniowego z Nowego Jorku miały w tamtych czasach świadczyć usługi ubezpieczeniowe dla handlarzy niewolników – np. ubezpieczenia od śmierci niewolników, których beneficjentami byli ich właściciele.
„Niektóre z tych firm były wczesnymi przodkami najważniejszych dzisiejszych firm ubezpieczeniowych, w tym New York Life, US Life i Aetna” – pisała w raporcie kalifornijska komisja. „Nowy Jork jest dobrym przykładem tego, jak mieszkańcy północy uczestniczyli w zniewoleniu i czerpali z niego zyski” – dodano.
Poruszano nawet takie kwestie jak budowa Wall Street przez czarnych niewolników czy zorganizowanie tam pierwszego targu niewolników.
Nie wszyscy zgadzają się ze słusznością ewentualnej wypłaty reparacji. To m.in. lider mniejszości w Radzie Miasta Nowego Jorku, Joseph Borelli.
„Nigdy nie zapłacę ani dolara z nowojorskich podatków, aby odpokutować za niesprawiedliwość, której nie popełniłem ani ja, ani nikt żyjący obecnie na ziemi” – powiedział Borelli.
„Jeśli komitet ds. zadośćuczynienia poszukuje restytucji, powinien zacząć od jedynej wciąż aktywnej instytucji, która była ideologicznie odpowiedzialna za kontynuację niewolnictwa i wdrażanie rasistowskiej polityki segregacji na całym amerykańskim Południu. Oczywiście mówię o Partii Demokratycznej” – dodał radny NYC.
Red. JŁ