New York
57°
Clear
6:37 am4:42 pm EST
6mph
59%
29.72
TueWedThu
55°F
54°F
50°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Sport
Warto przeczytać
Nowy Jork
Społeczeństwo

Podążałem za głosem serca

22.04.2024
Kent Washington nadal jest zafascynowany Polską / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Nie miał świadomości, że zapisał się w historii jako pierwszy amerykański sportowiec występujący w klubie zza żelaznej kurtyny. Do niedawna nie wiedział też, że jego epizodyczna rola w „Misiu” stała się jedną z kultowych scen z tej komedii. Kent Washington spotkał się niedawno z nowojorską publicznością i opowiedział o swoich przeżyciach w komunistycznym kraju.

Wojtek Maślanka

„Nigdy nie żałowałem decyzji o wyjeździe do Polski, ponieważ dzięki temu poznałem moją wspaniałą żonę, spotkałem tam wielu wspaniałych ludzi. Wszystko, co się w związku z tym działo, było niesamowite” – stwierdził czarnoskóry, amerykański koszykarz Kent Washington, po zakończeniu spotkania, podczas którego wspominał czas spędzony w polskich klubach: w Starcie Lublin i Zagłębiu Sosnowiec. Miało to miejsce na przełomie 70. i 80. lat ub. wieku.

Spotkanie z legendarnym koszykarzem, który był pierwszym amerykańskim sportowcem występującym za żelazną kurtyną, odbyło się 25 marca w Konsulacie Generalnym RP na Manhattanie. Po jego zakończeniu moderator – którym był wicekonsul Mateusz Dębowicz – stwierdził, że „jego największą wartością była historia Kenta Washingtona i jego doświadczenie życiowe, oraz to, jak dużo optymizmu potrafił wyciągnąć z tego okresu”. Bohater spotkania chętnie odpowiadał na pytania i dzielił się swoimi wspomnieniami, przez co jego uczestnicy mieli okazję poznać nie tylko jego wrażenia z pobytu w naszym kraju, ale także historię ówczesnej komunistycznej Polski.

Spotkanie z Kentem Washingtonem (z prawej strony) prowadził wicekonsul Mateusz Dębowicz / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Kent Washington swoją przygodę z polską koszykówką rozpoczął w styczniu 1979 r. w Starcie Lublin, gdzie spędził dwa i pół sezonu, po czym został przetransferowany na kolejne dwa sezony do Zagłębia Sosnowiec. W sumie w polskich klubach grał prawie pięć lat. Do Polski trafił po tym jak nie udało mu się dostać do jednej z najlepszych amerykańskich drużyn – Los Angeles Lakers, mimo że przez jakiś czas trenował z tym zespołem. Wtedy przypomniał sobie o Lublinie, mieście, które odwiedził w 1976 r. wraz z uniwersytecką drużyną Southampton, gdzie poznał trenera Zdzisława Niedzielę. Odszukał kontakt do trenera Startu Lublin.

„Wysłałem telegram do Zdzisława Niedzieli i już na początku stycznia 1978 r. pojawiłem się w jego zespole” – wspominał nowojorski koszykarz. Kent Washington szybko zyskał sobie sympatię wśród polskich kibiców, i to nie tylko z tego powodu, że był czarnoskórym Amerykaninem w polskich klubach, ale przede wszystkim w związku ze swoimi umiejętnościami i nietypowymi, a także efektownymi i efektywnymi trikami oraz zagraniami. Również dzięki niemu wówczas w Polsce koszykówka zaczęła bardzo szybko zdobywać wielką popularność. Na mecze z jego udziałem przychodziły tłumy ludzi, bilety sprzedawały się jak „świeże bułeczki”, a miejsc na trybunach brakowało nie tylko podczas rozgrywek, ale nawet w trakcie treningów z udziałem czarnoskórego koszykarza.

W szarej i komunistycznej Polsce zapanowała wówczas istna „kentomania”. Zresztą tak też zatytułowana jest autobiograficzna książka napisana w 2021 r. przez Washingtona. W roku ubiegłym została ona przełożona na język polski i wydana pt. „Kentomania: Czarnoskóry wirtuoz koszykówki w komunistycznej Polsce”. Książka ta zawiera m.in. jego wspomnienia związane z pobytem w naszym kraju. Podczas spotkania w konsulacie legendarny koszykarz odpowiadając na zadawane pytania często do niej odsyłał, ponieważ wiele ważnych i ciekawych kwestii opisał w niej bardzo szczegółowo.

Kent Washington z przyjemnością odpowiadał o swoich przeżyciach związanych z pobytem w Polsce / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

W trakcie dyskusji zdradził m.in., że wyjazd do Polski traktował jako spełnienie swojej pasji.

„Nie pojechałem tam dla pieniędzy, byłem tam z miłości do koszykówki. Podążałem za głosem swojego serca. Dlatego trenowałem bardzo dużo, miałem obsesję na jej punkcie” – wspominał Washington, który w ówczesnej szarej polskiej rzeczywistości, poza uprawianiem sportu, nie miał zbyt dużo innych zajęć ani atrakcji.

„Trenowałem koszykówkę cały czas, poza tym oglądałem 'Pszczółkę Maję’, „Bolka i Lolka’, a także serial o 'Kojaku’. Oczywiście także odpoczywałem, wysypiałem się, ale najbardziej uwielbiałem grę i trenowanie koszykówki” – opowiadał amerykański sportowiec. Dzięki telewizji oraz słuchaniu radia, które grało u niego przez 24 godziny na dobę, oswajał się z językiem polskim. Wspominał też polskie jedzenie i babcię Kowalską, u której wynajmował mieszkanie.

„Wołała na mnie Jen, a nie Kent. 'Jen, śniadanie czeka’… 'Jen, chodź na obiad'” – przywoływał jej polskie zawołania. Uwielbiał ją, a ona jego. Opowiadając o polskiej kuchni zwrócił uwagę, że mimo iż była zupełnie odmienna od tej, do jakiej był przyzwyczajony w Nowym Jorku, to ją polubił. Podkreślił, że była oparta głównie na mięsie i ziemniakach. Uwielbiał kurczaka z frytkami, którego jadał głównie w hotelu Victoria, gdzie czasami chodził na kolację, jednak jego najbardziej ulubionym daniem jest bigos, który także obecnie może znaleźć w sklepach i restauracjach w metropolii nowojorskiej.

Kent Washington podkreślił, że nigdy nie czuł się w Polsce źle, ani też nie odczuwał żadnego rasizmu, mimo iż czasem kibice wołali na niego „Kunta Kinte”, nawiązując tym samym do głównego bohatera słynnego wówczas serialu „Korzenie”. Odbierał to jako sympatyczne skojarzenie. Strachu nie czuł nawet podczas stanu wojennego. Jako że był bardzo charakterystyczną i znaną postacią, to nawet ludzie reprezentujący reżim komunistyczny mieli do niego respekt.

„Policjanci i żołnierze widząc mnie na ulicy wołali: 'Kent Washington, koszykarzu, chodź tutaj”. Jak się później okazywało, chcieli, żebym dał im autograf” – wspominał z uśmiechem na twarzy sportowiec.
Okazało się, że był do tego stopnia popularny, że nawet zaangażowano go do udziału w filmie, który później okazał się kultową polską produkcją.

Kent Washington (z prawej) wraz z prowadzącym spotkanie wicekonsul Mateuszem Dębowiczem / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

To był słynny „Miś” Stanisława Barei, w którym Kent Washington zagrał rolę Stanisława Tyma, czyli filmowego Ryszarda Ochódzkiego. Czarnoskóry koszykarz pojawia się w scenie, w której główny bohater mówi do swojej kochanki: „Jak ja byłem młody, to też byłem Murzynem i grałem w kosza” (oryginalny cytat). Po tych słowach Ryszard Ochódzki wstaje z krzesła, zdejmuje szlafrok i zamienia się w Kenta Washingtona kozłującego piłkę.

„Niestety dali mi jakąś plastikową piłkę, która nie chciała się za bardzo odbijać, ale dałem radę” – opowiadał podczas rozmowy z „Nowy Dziennikiem”. Zdradził też, w jaki sposób trafił na plan filmowy. „Wraz z Wojtkiem Popiołkiem, który był moim przyjacielem i tłumaczem, odwiedziłem biuro prezesa klubu Andrzeja Frączkowskiego, który powiedział mi o udziale w filmie. Byłem tym bardzo zaskoczony i do końca w to nie wierzyłem. Jednak pojechaliśmy do Warszawy na spotkanie ze Stanisławem Bareją i Stanisławem Tymem, którzy wyjaśnili mi, co to jest za film i jaki ma być mój udział. Zgodziłem się i w ten sposób trafiłem na plan filmowy” – wspominał Kent Washington.

Kent Washington z sentymentem nie tylko wspominał różne sytuacje, które przeżył w Polsce, ale także niedawną podróż do naszego kraju, który odwiedził po 40 latach od jego opuszczenia. Będąc we wrześniu ub. roku na promocji swojej książki w Lublinie przeżył szok, gdy zobaczył, jak bardzo Polska się zmieniła. Zresztą pierwszy kontakt z naszym krajem też był dla niego szokiem.

„Polska wyglądała wtedy na bardzo biedny kraj, ale za to ludzie byli bogaci w godność i charakter, co mi się bardzo podobało” – wspominał legendarny koszykarz, który nadal jest zakochany w Polsce. Tym bardziej że po ubiegłorocznej wizycie jest pod jej wielkim wrażeniem.

„Ludzie nadal mają swoją godność i charakter, ale zmienił się wygląd kraju, są piękne budynki, wszędzie dominuje nowoczesna technologa, drogi są w bardzo dobrym stanie i jeżdżą po nich nowe samochody. Polska teraz to po prostu jeden z najbardziej nowoczesnych krajów w Europie” – stwierdził nasz rozmówca.

W spotkaniu z Kentem Washington wzięli udział przedstawiciele Polonii oraz środowisk nowojorskich i polonijnych środowisk sportowych / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Z kolei pod wielkim wrażeniem jego wspomnień i opowieści byli uczestnicy spotkania. Również organizatorzy byli zachwyceni jego przebiegiem i zainteresowaniem międzynarodowej publiczności. „Ideą tego spotkania było przyciągnięcie do konsulatu Amerykanów, dlatego skierowane było głównie do nich. To dlatego, że jego bohaterem był człowiek urodzony pod Nowym Jorkiem, który poznał kawałek naszej historii i mógł ją im osobiście opowiedzieć” – wyjaśnił wicekonsul Mateusz Dębowicz. Pełnił on także rolę moderatora.

„Ponieważ tematyka –opowiadanie o koszykówce – nie była typowa dla placówki dyplomatycznej, dlatego też mieliśmy dużą nadzieję, że przyjdą do nas osoby związane ze środowiskiem sportowym oraz nowojorskim sportem akademickim” – dodał nasz rozmówca. Okazało się, że te oczekiwania zostały spełnione. Wśród uczestników, prócz członków polonijnych organizacji sportowych oraz społeczno-kulturalnych, byli m.in.: przedstawiciele nowojorskich klubów koszykarskich, a także reprezentant zarządu grupy lekkoatletycznej z New York University.

„Mamy nadzieję, że dla nich to spotkanie będzie pewnego rodzaju inspiracją do zainteresowania się Polską, polskim sportem i kulturą, ale też odwiedzania nas częściej, ponieważ zależy nam na poszerzaniu kręgu odbiorców, którym opowiadamy o Polsce, a w kontekście dzisiejszego spotkania również o przemianach, które zaszły w naszym kraju na przestrzeni 40 lat, jakie minęły od wyjazdu Kenta Washingtona do Szwecji i powrotu do Stanów Zjednoczonych. A on sam, jak nam dzisiaj udowodnił, zachował Polskę w swojej pamięci” – podkreślił Mateusz Dębowicz.

Prowadzący spotkanie wicekonsul Mateusz Dębowicz (z lewej) z Kentem Washingtonem i jego żoną Susaną / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner