“Na stacji metra ukryło się przed bombardowaniem około 600 ludzi, którzy zostali bez wody i pożywienia, nie mieli też na czym spać. I właśnie Rycerze Jana Pawła II zawieźli zorganizowane przez nas artykuły dokładnie na stację metra w Charkowie, bez żadnych pośredników” – mówi ks. Leszek Kryża SChr, dyrektor biura Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski.
Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie powstał w roku 1989 z konkretnym przesłaniem. Jakie są jego podstawowe cele?
Ksiądz Leszek Kryża: – Pierwotnie zespół ten powstał jako Zespół Pomocy Kościelnej dla Katolików na Wschodzie. Stosownie do wskazań 238. Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski kardynał Józef Glemp, dekretem z 30 grudnia 1989 roku, powołał Zespół Pomocy Kościelnej dla katolików w ZSRR. Miał on koordynować pomoc podejmowaną przez poszczególne diecezje i zgromadzenia zakonne, a także organizować pomoc osobową oraz rzeczową. W roku 1992 dokonano zmiany w nazwie na obecną: Zespół Pomocy Kościelnej dla Katolików na Wschodzie.
Ksiądz został dyrektorem biura Zespołu w roku 2011. To duża odpowiedzialność, ale jak pokazało życie, radzi sobie ksiądz w wieloma problemami do dziś.
Do naszego biura w Warszawie wciąż napływają pisemne prośby z wielu diecezji, parafii oraz ze zgromadzeń zakonnych pracujących na Wschodzie. W przeszłości dominowały prośby remontowo-budowlane. Od ponad 10 lat zdecydowanie więcej jest projektów dotyczących szeroko rozumianej formacji i pomocy charytatywnej. Dziś chodzi najczęściej o dofinansowanie odbudowy oraz renowację kościołów, budowę nowych świątyń, plebanii oraz sal katechetycznych. Dotujemy również niektóre akcje duszpasterskie – na przykład wakacyjne spotkania z Bogiem dla dzieci i młodzieży czy stołówki i kuchnie prowadzone przez siostry i braci zakonnych, dożywiające najmłodszych, starszych i najbiedniejszych.
Zespół świadczy wreszcie pomoc liturgiczną dla Kościoła katolickiego na Wschodzie poprzez zakupy dla konkretnych parafii: tabernakulów, kielichów mszalnych, monstrancji, paschałów, nagłośnień do kaplic i świątyń, ornatów, alb, stół, bielizny kielichowej, ksiąg liturgicznych, a także modlitewników i śpiewników. Zespół pośredniczy również w udostępnianiu prasy katolickiej, a także przekazuje pomoce katechetyczne takie jak: Pismo Święte, modlitewniki, filmy religijne, śpiewniki, kalendarze itp. Aktualnie pomoc Kościołowi na Wschodzie świadczy ponad 250 kapłanów diecezjalnych, 450 kapłanów zakonnych, prawie 550 sióstr zakonnych oraz 23 braci zakonnych z Polski.
Ostatnie miesiące przyniosły wiele zasadniczych zmian w Waszej działalności. Główny powód to napaść Rosji na Ukrainę…
Minionelata były bardzo intensywne, i to pod wieloma względami. Każdego bowiem roku realizowaliśmy ponad 500 różnych projektów napływających do nas ze Wschodu. I to ze wszystkich 15 krajów powstałych po rozpadzie ZSRR. Dochodziły do tego także coraz liczniejsze prośby o wsparcie z Rumunii, Bułgarii, a nawet z Kuby i Chin. Staramy się, w miarę naszych możliwości, na każdą z tych próśb możliwie szybko i pozytywnie odpowiedzieć. Wszystko się zmieniło, kiedy w lutym tego roku wybuchła wojna w Ukrainie. Do ostatniej chwili nikt z nas nie przypuszczał, że do tego dojdzie. A jednak stało się. Pierwszy telefon z Ukrainy miałem już 24 lutego rano. Powiedzieli mi, że wojna właśnie się rozpoczęła. Musieliśmy szybko zmienić prawie wszystko w naszej działalności i możliwie szybko stanąć na wysokości nowych zadań.
Utworzyliście w Waszym biurze specjalny sztab kryzysowy. Jakie są jego najważniejsze zadania?
Zaczęliśmy otrzymywać telefony od tych, którzy potrzebowali pomocy i od tych, którzy tej pomocy chcieli i mogli udzielić. Nasza rola polegała na skontaktowaniu obu stron i staniu się pewnego rodzaju pośrednikiem. I właśnie wtedy zaczęli się zgłaszać ludzie, którzy wyrażali gotowość przyjęcia do siebie uchodźców wojennych z Ukrainy. Wiele osób podkreślało, że są w stanie wesprzeć ich w takiej czy innej formie i że są gotowe odpowiedzieć na konkretne potrzeby. Sprawa kolejna to organizacja transportów humanitarnych. Nasz zespół, tak jak wiele innych organizacji społecznych w Polsce, podjął się natychmiast tego zadania. Mieliśmy jednak świadomość, że sami niewiele możemy na tym polu zrobić. Ale dzięki temu, że współpracowaliśmy z różnymi instytucjami państwowymi, organizacjami społecznymi, wspólnotami czy konkretnymi ludźmi, udało się nam coś w sprawie pomocy zrobić. Tak było na przykład z kilkunastoma poważnymi transportami na Ukrainę. Konkretnym przykładem jest tu współpraca z Caritas Polska czy z Kancelarią Prezydenta RP. Ta współpraca dotyczy zbiórek żywności czy środków czystości. W przewożeniu pomocy do Ukrainy bardzo owocnie pomagają nam Rycerze Jana Pawła II z katolickiego stowarzyszenia, które dysponuje własnym samochodem. I to właśnie oni dostarczają zebrane przez nas dary do konkretnych miejsc.
Ilustracją tej pomocy niechaj będzie nasza pomoc dla Charkowa. Tam na stacji metra ukryło się przed bombardowaniem około 600 ludzi, którzy zostali bez wody i pożywienia, nie mieli też na czym spać. Uznaliśmy, że powinniśmy im natychmiast pomóc. I właśnie ci Rycerze Jana Pawła II zawieźli zorganizowane przez nas artykuły dokładnie na stację metra w Charkowie, bez żadnych pośredników.
Kolejna ważna sprawa to wizyty w Ukrainie…
Staram się bywać tam nawet w tych najtrudniejszych chwilach. Osobiście chcę rozpoznać ich wszystkie potrzeby. Odwiedzam głównie miejsca, do których dociera nasza humanitarna pomoc, a mianowicie do Drohobycza czy Sambora. Z tych ośrodków, po ponownym sortowaniu, nasza pomoc rozwożona jest po całej zachodniej i południowej Ukrainie. Byłem tam już kilka razy oraz w wielu innych miastach Ukrainy.
Wyjątkowy dla mnie był wyjazd do Truskawca. Miasto to jest dziś przykładem gościnności dla wewnętrznych uchodźców wojennych w ramach samej Ukrainy. Wielu uciekinierów ze wschodniej, ostrzeliwanej przez Rosjan Ukrainy zatrzymało się w zachodniej jej części – np. w Truskawcu. W mieście liczącym około 22 tys. stałych mieszkańców przebywa aktualnie 27 tys. uchodźców. Podobnie dzieje się w innych miastach zachodniej Ukrainy. Uchodźcy zatrzymują się we wszystkich możliwych miejscach, takich jak: szkoły, przedszkola czy sanatoria. Wielu z nich nie ma na czym spać. I to nas zmobilizowało do kolejnej akcji, aby zorganizować dla nich materace. I udało się. Odwiedziliśmy również tamtejszy szpital, który cierpiał m.in. na brak środków opatrunkowych. I ponownie udało się nam zaspokoić ich potrzeby. I takich miejsce, w których pomogliśmy i w których pomagamy, jest dużo, dużo więcej.
Opiekujecie się również i pomagacie na co dzień Ukraińcom, którzy przebywają w Polsce…
Chcemy pomagać w rozwiązywaniu problemów tym, którzy uciekli z Ukrainy i są aktualnie na terenie naszego kraju. Staramy się do nich docierać i pomagać im, aby jak najszybciej mogli się indywidualnie odnaleźć. Mamy już kilka takich grup, którymi się zaopiekowaliśmy. Jedną z nich jest grupa w Grójcu pod Warszawą. Są to uciekinierzy z okolic Kijowa – Buczy, Irpienia i Borodzianki. Wielu z nich nie ma już do czego wracać. Ich domy są zupełnie zniszczone. I razem ze Stowarzyszeniem Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, organizacją pozarządową łączącą katolików świeckich, organizujemy dla nich regularną pomoc materialną i duchową.
Dziś wielu uchodźców zaczyna wracać na Ukrainę. Spora jednak ich część pozostaje na terenie Polski. Niektórzy podejmują pracę i zaczynają jakoś sobie radzić. Wspieramy ich na tyle, na ile jest to tylko możliwe. Ostatnio np. zorganizowaliśmy wakacje nad morzem dla dzieci z domu dziecka w Bałyniu w obwodzie chmielnickim, którego mieszkańcy znaleźli schronienie u sióstr w Puławach. Siostry benedyktynki, które się nimi w Ukrainie opiekowały, musiały ewakuować się razem ze swoimi wychowankami. A są to dzieci w wieku 3-14 lat, pochodzące głównie z rodzin patologicznych lub rozbitych. Są też wśród nich pełne sieroty, które przeszły w swoim życiu jakiś dramat.
Wspominał już ksiądz wcześniej, że cały czas napływają do Was kolejne prośby z różnych terenów Ukrainy.
Tak. Ostatnio napłynęła prośba z Energodaru – miasta w obwodzie zaporoskim, położonym nad brzegiem Dniepru, w którym znajduje się największa elektrownia jądrowa w Europie. Dziś to miasto jest pod rosyjską okupacją. I udało nam się, nie będę mówił jakim sposobem, dostarczyć tam leki i żywność. W okresie wakacji robiliśmy wszystko, aby jak najwięcej dzieci mogło wyjechać ze swoich domów. Dla nich właśnie prowadziliśmy przed wojną wiele projektów wakacyjnych. To były m.in. wyjazdy nad Morze Czarne. Ale okazało się, że dziś jest to zupełnie niemożliwe, bo trwa tam wojna. Dlatego musieliśmy wszystko zmienić. W najgorszym wypadku, jeżeli się nie da nigdzie wyjechać, to organizujemy im ciekawe wydarzenia na miejscu. Chodzi o to, aby te dzieci były razem i aby odciągnąć je od wojennej traumy.
Prośby o pomoc napływają do Was również z wielu innych krajów powstałych po rozpadzie ZSRR i z Rosji…
Otrzymujemy prośby z dalekiej Syberii, z Uzbekistanu, Tadżykistanu, Armenii i Azerbejdżanu, które także obejmujemy naszą działalnością. I oczywiście z Białorusi, o której nie możemy zapomnieć, a która jest ciągle w sytuacji bardzo trudnej. Także z Kuby, na której posługuje dziś kilku kapłanów z Polski. Są też tam siostry ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Ufundowaliśmy im pomoce liturgiczne, które już dojechały na Kubę. Wspólnota katolicka w tym wyspiarskim kraju jest bardzo uboga, tak jak zresztą całe tamtejsze społeczeństwo. Tamtejsi ludzie są bardzo otwarci na Boga i bliźnich. Oni cieszą się naprawdę ze wszystkiego, nawet z najdrobniejszych sukcesów.
Przez minione lata udało się nam zrobić wiele pięknych rzeczy. Jedną z nich, z której jesteśmy bardzo dumni, jest wolontariat syberyjski. Jest on skierowany do osób, które odkrywają w sobie pasję wyjścia z pomocą ku drugiemu człowiekowi. Jest to kolejny bardzo ważny rozdział życia naszej organizacji. Projekt ten powstał 4 lata temu podczas odwiedzin Syberii. Tamtejsi duszpasterze zaprosili osoby świeckie z Polski, aby przyjechały i zobaczyły, jak oni tam żyją, i trochę pomogły. Taki był początek powołania do życia wolontariatu syberyjskiego. I nasi ochotnicy nadal tam wyjeżdżają – m.in. do wsi Wierszyna – dawnej polskiej osady położonej nad rzeką Idą, około 100 km na północ od Irkucka. Wieś ta została założona przez polskich emigrantów, głównie z zachodniej Małopolski, którzy osiedlili się w niej około 1910 roku. W Wierszynie oraz przyległych wioskach – Dundaju, Chonzoju i Naszacie – mieszka dziś około 300 polskich rodzin. Wraz z kilkoma rodzinami buriackimi i rosyjskimi jest to około 1000 osób.
Obecnie płynnie językiem polskim posługuje się tam tylko niewielka grupa mieszkańców, co wynika głównie z wieloletniego braku kontaktu z Polską. W Wierszynie działa wiejska szkoła. Jest tam również drewniany kościółek, w którym funkcję proboszcza, od roku 2009, pełni ojciec Karol Lipiński OMI. We wsi działa również Dom Polski, będący miejscem spotkań mieszkańców. W tym roku, ze względu na wojnę, niestety, tam nie pojedziemy. Nasi wolontariusze odwiedzą natomiast Kazachstan. Będą też pomagać w Ukrainie.
Od kilku lat Wasz Zespół pracuje nad książkowym wydaniem wspomnień kapłanów i sióstr zakonnych, którzy posługiwali na terenach byłego ZSRR. Na jakim etapie są prace nad tą książką?
Staramy się spisywać ich wspomnienia. I Bogu dzięki, że zaczęliśmy to wreszcie robić, bo wielu z nich już na tym świecie nie ma. A chcemy to wszystko wydać w formie książkowej. Pierwszy tom jest już w przygotowaniu. Są to autentyczne wspomnienia ludzi, którzy piszą to, co przeżyli w krajach byłego ZSRR. Jest to naprawdę piękny kawałek historii polskiego Kościoła na Wschodzie. Przewidujemy 3 tomy takich wspomnień. W pierwszym są wspomnienia duchowieństwa diecezjalnego. Kolejne poświęcimy duchowieństwu zakonnemu i siostrom zakonnym. Zebraliśmy już ponad 1200 takich wspomnień. Firmujemy to jako Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie, ale we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej.
Rozmawiał Leszek Wątróbski