New York
61°
Cloudy
5:36 am8:08 pm EDT
8mph
77%
29.92
SatSunMon
64°F
72°F
72°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Wiadomości
Polska
Polonia

Pora odesłać Polonusa do lamusa!

15.11.2023

CYTAT

Nie czuję się emigrantką. Czuję się Polką mieszkającą poza granicami kraju. Mój głos w polskich wyborach to jak najbardziej głos człowieka, który wie, co w Polsce działa, a co się sypie.

Eliza Sarnacka-Mahoney

Emocje po wyborach w Polsce wciąż nie ostygły i pewnie długo nie ostygną – jak zawsze, gdy dochodzi do dużych zmian w obozie rządzącym. Rekordowa frekwencja wyborców głosujących poza granicami kraju potwierdziła, że zainteresowanie Polonii aktywnym uczestnictwem w polskiej polityce rośnie. Odgrzało to odwieczny spór o to, czy Polonia powinna „mieszać się” do spraw swojej starej ojczyzny.

Obozy mamy tutaj tradycyjnie trzy. Pierwszy wskazujący na prawo do głosowania gwarantowane wszystkim obywatelom Polski konstytucyjnie. Drugi przemawiający z pozycji „ludowej mądrości”, wedle której każdy urządza swój dom jak chce i obcym nic do tego, bo nie mają pojęcia, co dobre, co nie. Ci „obcy” to oczywiście Polacy za granicą, oderwani od polskiej rzeczywistości i nieznający codziennych polskich bolączek, które są stawką w wyborach. Obóz trzeci wstrzymuje się od głosu z tych samych przyczyn, z których wstrzymują się od głosu wyborcy na całym świecie.

Jestem z obozu pierwszego, i to nie tylko przez szacunek dla konstytucji. Leży mi na sercu los mojego rodzinnego kraju, bo mam z nim silny związek. Tutaj wciąż żyje moja rodzina, tutaj przyjeżdżam w odwiedziny kilka razy w roku, tutaj przez kilka tygodni każdego roku żyję, mam też związki na niwie zawodowej. Tutaj, wreszcie, zostawiam moje pieniądze i nie są to grosze. Turystyka i zakupy na bok, spore kwoty idą na opiekę nad starzejącymi się rodzicami, zagadnienie, które dotyczy masy Polaków mieszkających poza granicami kraju. W dzisiejszej Polsce to nie tylko maraton z przeszkodami przez meandry biurokracji i polskiego systemu opieki zdrowotnej, ale konieczność delegowania oddzielnego budżetu na „załatwianie” tych spraw. Przy okazji co za lekcja życia w polskich realiach. Mój głos w polskich wyborach to jak najbardziej głos człowieka, który wie, co w Polsce działa, a co się sypie, i świadomie głosuje za zmianą.

Zakończę ten wątek jeszcze jedną przypominajką. Śledzenie polskiego życia, nawet jeśli nie ma się w Polsce najbliższej rodziny, która pomoże polską współczesność zrozumieć, a co trzeba „doobjaśni”, jest prostsze niż kiedykolwiek. Umożliwia nam to postęp technologiczny. Polak za granicą ma dziś dokładnie ten sam dostęp do informacji co Polak w kraju, a od czasów pandemii nawet uczestnictwo w spotkaniach i wydarzeniach (także wiecach wyborczych) jest możliwe. Są zoomy i streamingi. Oczywiście, to wszystko wymaga aktywności, zachodu. Czasy mamy jednak ciekawe i iście przełomowe. Wszyscy staliśmy się dużo bardziej homo sapiensami politicusami. Osobiście nie znam ani jednego rodaka za granicą, który nie śledziłby, i to z dużą atencją oraz zaangażowaniem, tego, co dzieje się w Polsce i nie znał z nazwiska oraz urzędu kluczowych polityków, w tym ich przedsięwzięć i afer. Nazywanie naszego udziału w wyborach „mieszaniem się” do nie swoich spraw jest nie tylko leksykalnym chybieniem, jest afrontem. Wiele wskazuje też na to, że po prostu bazuje, jak mnóstwo innych stereotypów na temat polskich emigrantów, zwłaszcza w USA, na przestarzałym i kompletnie niepasującym już dziś do otaczającego nas świata przeświadczeniu, że wraz z wyjazdem z kraju zostaliśmy od niego automatycznie „odcięci” na wszystkich frontach. Rzecz, niestety, będąca w sporej mierze pokłosiem naszej specyficznej tradycji emigracyjnej, w tym też uwielbiającej taczać się w męczennictwie i cierpieniu literaturze, gdzie nad samym słówkiem „emigracja” wciąż unosi się widoczny i wyczuwalny dla nosa dym z komina, snujący się za liniowcem uwożącym polskich emigrantów w siną, samotną dal ich życia na obczyźnie. O szkodliwości tych do dziś pokutujących, zwłaszcza nad Wisłą, stereotypów na temat Polonii pisałam już tu wielokrotnie. Potrzeba zmiany tego stanu rzeczy jest coraz bardziej paląca.

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam niedawny felieton redaktora Waldemara Binieckiego (Kuryer Polski, Tygodnik Solidarność) pt. „Bardzo osobiście” (https://www.tysol.pl/a111967-felieton-ts-waldemar-biniecki-bardzo-osobiscie) podsumowujący tzw. polonijny stan rzeczy po ostatnich wyborach parlamentarnych w Polsce. Jakie są szanse na zmiany w relacji Polski z Polonią, szczególnie amerykańską, zobaczymy. O ile nie jestem przekonana do idei tworzenia fotela polonijnego senatora (musielibyśmy tu mówić co najmniej o kilku, ze względu na to, że byłaby to praca na rzecz de facto społeczności globalnej, więc sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, wymaga co najmniej głębszego przemyślenia), o tyle kwestia walki o głosowanie korespondencyjne jest absolutnie priorytetowa.

Redaktor Biniecki otwarcie wyjawił, że należy do grupy polskich obywateli, którym konstytucyjne prawo w pewnym sensie zostało odebrane. Na wyprawę do najbliższego punktu wyborczego w USA musiałby poświęcić

blisko 10 godzin jazdy samochodem, co dla niego i rosnącej, by nie rzec eskalującej, rzeszy osób w podobnej do jego sytuacji, nie było możliwe. Nie było, bo znów kłaniają nam się owe nowe realia polonijnego życia, którym utarte stereotypy wyrządzają tyle szkody. Na naszych oczach kurczą się bowiem tradycyjne enklawy polonijnej społeczności, pod które onegdaj ustanawiano punkty konsularne (główne punkty wyborcze dla Polonii w USA), a rośnie liczba Polaków legitymujących się ważnym polskim paszportem rozproszonych po całej Ameryce. O jakich dokładnie liczbach mówimy? Wstyd i strata nie tylko dla samej Polonii, ale przede wszystkim dla Polski, że nie ma na ten temat żadnych badań. Nie ma nawet inicjatywy, by spróbować poznać prawdziwy obraz demograficzny, zawodowy, ekonomiczny dzisiejszej Polonii w USA.

I moja ostatnia refleksja w temacie praw wyborczych, która dopada mnie coraz częściej, nie tylko zresztą przy okazji wyborów. Czy słowo „emigrant” w jego potocznym, tradycyjnym pojęciu w ogóle ma jeszcze w dzisiejszym świecie miejsce? W globalnej wiosce, w której, chcemy czy nie, wszyscy dziś żyjemy, to świadomość coraz częściej określa byt, nie na odwrót. Często łapię się na tym, że gdyby nie inny język używany instrumentalnie do komunikacji, moja codzienność, wybór spraw, którym poświęcam czas i uwagę, niczym nie różniłyby się od tego, jak funkcjonuje i czym swój czas i uwagę zaprząta osoba mieszkająca na co dzień w Polsce. Czym więc różnię się od „Polaka z Polski”? Czy różnię się od Polaka „tylko wyjeżdżającego” za granicę – a takie wyjazdy mogą trwać długie miesiące! – który w dowodzie tożsamości jako stały adres zamieszkania ma wpisany Polskę? W oczach tych, którzy każą Polonii nie mieszać się do polskiego życia, prawo wyborcze takiej osoby nie podlegałoby dyskusji. Nie czuję się emigrantką. Czuję się Polką mieszkającą poza granicami kraju, nie „Polonuską”. Wiem, że nie tylko ja mam takie odczucia. Naprawdę czas na zmiany.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner