New York
54°
Rain
7:08 am4:30 pm EST
7mph
94%
29.46
ThuFriSat
41°F
37°F
37°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Polonia
Publicystyka
Społeczeństwo
50-lecie Nowego Dziennika

Przygodo… trwaj!

27.01.2024
Kadr z kącika "Muzyczna Śmietanka" nadawanego w ramach programu NDTV / Foto: LESZEK SADOWSKI

Złoty jubileusz najstarszej polskiej gazety na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych traktuję jako swoje osobiste święto, i to z wielu powodów. „Nowy Dziennik” towarzyszy mi od pierwszych dni pojawienia się w Nowym Jorku i od samego początku był dla mnie wzorem rzetelnego dziennikarstwa i profesjonalizmu. Nigdy nie myślałem, ani nawet nie marzyłem o tym, że kiedyś dołączę do jego zespołu redakcyjnego.

Wojtek Maślanka

O „Nowym Dzienniku” po raz pierwszy usłyszałem w 2001 roku, kiedy to mieszkając jeszcze w Polsce przygotowałem fotorelację z kompletnie zniszczonego przez rwącą wodę Budzowa – mojej rodzinnej miejscowości, która podczas ówczesnej powodzi została na kilka dni całkowicie odcięta od świata.

Zdjęcia te były potrzebne do akcji pomocowej, jaką wówczas przygotowywała dla najbardziej poszkodowanych rodzin z naszej gminy moja koleżanka Agnieszka Barszczak, pracująca w Polskim Radiu 910 AM w Pomonie. Wielki charytatywny bal odbył się wtedy w Polskim Domu „Cracovia Manor” w Wallington, NJ, a pięknie na łamach „Nowego Dziennika” zrelacjonował go Janusz Szlechta. Otrzymałem kopię tego artykułu i byłem dumny, nie tylko z tego powodu, że przyczyniłem się do pomocy poszkodowanym, ale także dlatego, że moje zdjęcia zamieszczono w tak ważnym polonijnym piśmie. Nawet zacząłem szukać w internecie informacji na temat tej – mającej wówczas trzydzieści lat – gazety.

Wojtek Maślanka podczas pracy na Piątej Alei na Paradzie Pułaskiego / Foto: ARCHIWUM WOJTKA MAŚLANKI

Dwa lata później, gdy zdecydowałem się przylecieć do Nowego Jorku do pracy w Polskim Radiu Rytm, „Nowy Dziennik” był dla mnie nie tylko dodatkowym źródłem informacji, ale przede wszystkim „wyszukiwarką” ofert mieszkań do wynajęcia… Powoli poznawałem niektórych redaktorów, w tym wspomnianego wcześniej autora relacji z charytatywnej akcji, do której przygotowałem fotorelację… Janusz często odwiedzał studio Radia Rytm, więc ta znajomość bardzo szybko zaczęła się zacieśniać, a nawet krystalizować w koleżeństwo. Z biegiem czasu zacząłem poznawać kolejnych redaktorów, a także odwiedzać Galerię „Nowego Dziennika”, przy okazji robiąc różne relacje i wywiady dla Polskiego Radia Rytm. Tak to trwało kilka kolejnych lat.

Zdarzyło mi się nawet napisać kilka artykułów, a właściwie relacji z podróży dookoła świata polonijnego globtrotera Andrzeja Sochackiego, z którym „radiowo” byłem cały czas w kontakcie i co chwila na antenie rozmawialiśmy o kolejnych etapach jego światowych podbojów. Wysłałem je do „Nowego Dziennika” do Kingi Bagnowskiej, która je wykorzystała w dodatku podróżniczym. Jakże byłem zaskoczony, gdy pewnego dnia w skrzynce pocztowej znalazłem list z logo „Nowego Dziennika” i czekiem w środku.

„Napisałeś? Opublikowaliśmy to, więc dostałeś wynagrodzenie” – usłyszałem od Janusza Szlechty, gdy zapytałem go, jak to się stało, że otrzymałem zapłatę za teksty, które napisałem tylko po to, aby wesprzeć zaprzyjaźnionego podróżnika. Dla mnie wówczas wynagrodzeniem za włożoną pracę był już sam fakt, że ktoś je zechciał przeczytać i opublikować, na co zresztą nie do końca liczyłem. I w ten sposób zarobiłem pierwsze pieniądze w „Nowym Dzienniku”.

Wojtek Maślanka z koleżanką redakcyjną Aleksandrą Słabisz / Foto: ARCHIWUM WOJTKA MAŚLANKI

Nie odważyłem się jednak na nawiązanie bliższej współpracy – z dwóch powodów. Po pierwsze radio od zawsze było moją wielką miłością, więc praca z mikrofonem była dla mnie spełnieniem marzeń i świata poza nią nie widziałem, a po drugie uważałem, że „Nowy Dziennik” to dla mnie… „za wysokie progi”. Nie oznacza to, że bałem się pisania, wręcz przeciwne od czasu do czasu pisałem do innych polonijnych gazet, najwięcej do nieistniejącego już „Dwutygodnika Polonijnego”. W dodatku od ławy szkolnej lubiłem pisać, a nawet byłem współzałożycielem, istniejącego chyba do dzisiaj, akademickiego pisma „Eurostudent”.

Przyszedł jednak taki czas, że zostałem zaproszony do współpracy z „Nowym Dziennikiem”, która bardzo szybko przerodziła się w pełnoetatowe zajęcie. To był pierwszy rok działalności „Nowego Dziennika” pod nowym zarządem i wydawcą. Wtedy też, na początku 2012 roku, powstała telewizja NDTV, do współtworzenia której zachęcił mnie ówczesny wiceprezes Leszek Sadowski.

Znając moją muzyczną pasję – przez prawe 20 lat zajmowałem się muzyką w rozgłośniach radiowych, z którymi byłem związany (Radio Akademickie Kraków-Radio RAK, Polskie Radio Rytm Nowy Jork, Polskie Radio 910 AM) – stwierdził, że jestem odpowiednią osobą do prowadzenia kącika z polskimi teledyskami. Po chwili namysłu przyjąłem tę propozycję i zaczęliśmy współpracę. Na pewno podjęcie tej decyzji ułatwił mi fakt, że obie polonijne rozgłośne, z którymi wcześniej byłem związany, już nie istniały, a ja zajmowałem się zupełnie inną pracą.

Wojtek Maślanka podczas wywiadu z Tomaszem Szczepanikiem z zespołu Pectus / Foto: ARCHIWUM WOJTKA MAŚLANKI

Nagrywając „Muzyczną Śmietankę” – bo tak nazywał się ten kącik (zresztą we wszystkich rozgłośniach miałem też programy autorskie pod tą nazwą, współprowadzone z wirtualną „Mućką”) – podesłałem też ówczesnemu sekretarzowi redakcji Tomaszowi Bagnowskiemu tekst na temat Roberta Gawlińskiego i zespołu Wilki. Spodobał mu się ten materiał i go opublikował… i to właściwie był początek mojej redakcyjnej „gazetowej” przygody z „Nowym Dziennikiem”. Otrzymałem propozycję, żeby zacząć pisać i na pierwszy ogień dostałem temat dotyczący romansu Angeliny Jolie i Brada Pitta. W ten sposób nawiązałem bliższy romans z „Nowym Dziennikiem”, który trwa do dzisiaj.

Patrząc na tę medialną przygodę z perspektywy ponad dekady muszę stwierdzić, że był to czas, który przyniósł mi wiele nowych oraz bardzo cennych znajomości i doświadczeń. Wiele się także nauczyłem i dzisiaj trudno mi stwierdzić, czy mając propozycję powrotu za mikrofon do studia radiowego byłbym skłonny porzucić gazetę.

Wojtek Maślanka podczas wywiadu z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim / Foto: ARCHIWUM WOJTKA MAŚLANKI

Każde z tych mediów niesie ze sobą inny rodzaj emocji, doświadczeń i kontaktów. Ma też swoją magię.

Radio nauczyło mnie, żeby zwracać uwagę na to, co i jak się mówi. Telewizja wymusiła na mnie, żeby zwracać uwagę na mimikę oraz zachowanie, a gazeta wyrobiła we mnie dbałość o język polski i sposób pisania. Są to nawyki, na które na co dzień mało kto zwraca większą uwagę, a jednak mają one ogromne znaczenie.

Poza tym w radiu byłem „głosem”, który codziennie mówił do dziesiątków tysięcy słuchaczy. Przez to stał się on rozpoznawalny, nawet do tego stopnia, że kilka lat temu na pewnej imprezie zostałem zapytany przez jedną z pań, czy nie nazywam się Wojtek Maślanka. Odpowiedziałem, że tak, i zapytałem, skąd takie podejrzenie i pytanie. Usłyszałem: „Wiedziałam od razu… poznałam pana po głosie”. Może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie mały szczegół – Radio Rytm nie istniało już wówczas od ośmiu lat. I na tym polega magia radia.

Wojtek Maślanka podczas wywiadu z mezzosopranistką Edytą Kulczak / Foto: ARCHIWUM WOJTKA MAŚLANKI

W telewizji byłem „twarzą”, którą łatwo było rozpoznać na ulicy. Natomiast praca w gazecie spowodowała, że zacząłem się częściej pojawiać na różnych imprezach i wydarzeniach polonijnych, przez co również zostałem „twarzą” z „Nowego Dziennika”.

To wszystko sprawiło, że czasem na ulicy ktoś mówi do mnie „cześć” lub „dzień dobry”, a ja nie wiem, kto to jest i skąd się znamy… Oczywiście zawsze grzecznie odpowiadam na pozdrowienie, a jak mam czas, to staram się chwilę porozmawiać, by – nie zadając pytania – „zdemaskować” mojego nieznajomego-znajomego.

Takie przygody zdarzają się zapewne nie tylko mnie, ale większości moich koleżanek i kolegów po fachu.

Reasumując – gdyby to był Facebook, to pod tym tekstem dałbym symboliczną „łapkę w górę”, to jednak jest gazeta, więc napiszę, że „to lubię”, i to bardzo, oczywiście pracę w mediach. Przygodo… trwaj! A trwasz już prawie 30 lat!

Wojtek Maślanka podczas wywiadu z Adamem Kownackim / Foto: JOANNA/MAJ

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner