“Pomysł wchłonięcia Ukrainy nie zniknął, tylko nikt o tym nie wie” – tak przekonywał dziennikarzy prezydent Władimir Putin podczas obchodzonego w Rosji Dnia Jedności Narodowej. Kremlowski satrapa nie mówił jednak o własnym kraju, tylko o… Polsce, która rzekomo ma żywić zakusy terytorialne wobec sąsiada.
Tomasz Deptuła
Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że w Polsce nie ma nikogo poważnego, kto by marzył czy postulował zmiany terytorialne wobec Ukrainy. Podobnie jest w Rumunii i na Węgrzech, bo o roszczeniach terytorialnych tych krajów mówi także Putin i jego machina propagandowa. Nie od dziś zresztą. Pomysły rozbioru Ukrainy pojawiają się w rosyjskiej sferze medialnej od początku wojny.
DZIEŃ HISTORYCZNYCH KŁAMSTW
W ostatnich miesiącach Putin wraz ze swoją propagandą wielokrotnie powtarzał kłamstwa dotyczące Polski, Zachodu i rzekomych planów rozbioru Ukrainy. Kolejną okazją do powtórzenia tych bzdur był Dzień Jedności Narodowej, który zastąpił w oficjalnym kalendarzu obchodzoną z pompą w Związku Sowieckim rocznicę wybuchu rewolucji październikowej. Święto ustanowiono w Rosji na pamiątkę wypędzenia Polaków z Kremla na początku XVII wieku i dzielą je od bolszewickiej rocznicy zaledwie trzy dni.
W tym roku Putin wrócił do swojej chorej wizji historii. Przypomniał, że w przeszłości “niektóre rosyjskie terytoria znalazły się w granicach innych państw”, a jednym z nich była Polska. “W Polsce te zajęte tereny były polonizowane. Wystarczy spojrzeć na dokumenty AK. Ortodoksyjni Rosjanie pisali do Moskwy, by wziąć ich do Rosji i żeby Polska respektowała ich tradycje” – opowiadał Putin w Klubie Wałdajskim, think tanku ściśle powiązanym z Kremlem i jego wizją historii.
Trudno nawet z tymi bredniami polemizować, podobnie jak z oskarżeniem Zachodu o agresywne plany wobec Rosji.
W forpoczcie propagandowej machiny kroczy Dmitrij Miedwiediew, były prezydent Rosji (w latach, gdy Putin był premierem, bo konstytucja uniemożliwiała mu prezydenturę), a obecnie wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. W przeszłości kilkakrotnie groził zniszczeniem Warszawy. Teraz znów powtarza brednie o “szalonych nazistowskich narkomanach” rządzących Ukrainą. Dostaje się także Polsce. Jego zdaniem moment wypędzenia Polaków z Kremla w 1612 r. rozpoczął okres z niekończącymi się rozbiorami Polski. Jednocześnie Miedwiediew uderza w mesjanistyczne tony: “Słuchamy słów Stwórcy w naszych sercach i jesteśmy mu posłuszni. Te słowa dają nam święty cel. Celem jest powstrzymanie najwyższego władcy piekła, bez względu na to, jakiego imienia używa – Szatana, Lucyfera czy Ibisa. (…) Jego broń to zawiłe kłamstwo. A naszą bronią jest prawda”.
“Bojownikiem przeciwko antychrystowi” jest także Władimir Putin w oczach moskiewskiego patriarchy Cyryla. Cała machina propagandowa Rosji podporządkowana jest uzasadnianiu inwazji na Ukrainę.
SŁOWA I RZECZYWISTOŚĆ
Propagandowe deklaracje trudno ignorować. Rok temu, na długo przed inwazją, Putin zupełnie otwarcie przedstawił swoje plany wobec Ukrainy. Podpisany własnym nazwiskiem manifest ukazał się na oficjalnej stronie internetowej Kremla, a także w rządowych gazetach. Putin bez ogródek napisał o tym, co myśli o Ukraińcach i Ukrainie. Tych pierwszych nie uznał za odrębny naród, tej drugiej odmówił prawa do suwerennego bytu. O władzach w Kijowie pisał jako o nazistach, których należy zlikwidować. Działo się to latem 2021 roku. Kilka miesięcy później Rosja podjęła nieudaną próbę zmiany rządu w stolicy Ukrainy, a obliczona na trzy dni “specjalna operacja wojskowa” zamieniła się w otwartą wojnę.
Dziś nie ulega wątpliwości, że Kremlowi w tym konflikcie chodzi przede wszystkim o zniszczenie Ukrainy jako państwa. Po prawie 9 miesiącach od napaści nie ulega wątpliwości, że Rosjanie wkroczyli do Ukrainy z planami eksterminacji elit tego narodu i zlikwidowania suwerenności kraju. To nie tylko zbrodnia w Buczy i innych miejscowościach, gdzie najwyraźniej zatrzymywano i zabijano ludzi na podstawie przygotowanych wcześniej list proskrypcyjnych. Z miast zajętych przez wojska rosyjskie dotarły informacje o działaniach skierowanych przeciwko ukraińskiej inteligencji. Zatrzymywani i prześladowani są przedstawiciele lokalnych władz wiernych rządowi w Kijowie. Uchodźcy przepuszczani są przez obozy filtracyjne. Najbardziej dramatyczne są doniesienia o ukraińskich dzieciach, wywożonych w głąb Rosji i poddawanych przymusowej rusyfikacji. Taki los spotyka przede wszystkim pensjonariuszy domów dziecka, nieletnich mieszkających w internatach i te dzieci, które straciły kontakt z rodziną i bliskimi. Ukraińska prokuratura donosi o przypadkach przymusowych adopcji, przypominając, że siłowe odbieranie dzieci w celu zniszczenia grupy narodowej stanowi naruszenie międzynarodowych konwencji, a rosyjskie media pokazują propagandowe filmy pokazujące przylot ukraińskich chłopców i dziewczynek do Nowosybirska (2000 mil od Ukrainy), gdzie czekają na nich rodziny adopcyjne. To także nic nowego – Rosja wykorzystuje swoją przestrzeń jako narzędzie inżynierii społecznej.
PERMANENTNE DĄŻENIE DO DESTABILIZACJI
Wypowiedzi Putina czy Miedwiediewa dotyczące Polski i Polaków mają służyć przede wszystkim wewnętrznej machinie propagandowej. Nie znaczy to jednak, że należy je lekceważyć. Bo nawet jeśli nie wszyscy Rosjanie wierzą w oficjalne opinie, to antypolskie wypowiedzi pozostaną w głowach milionów ludzi. I niezależnie od tego, kto rządzi krajem zajmującym 1/6 powierzchni naszego globu, płynący obecnie przekaz będzie wpływać na postrzeganie Polski w oczach jej sąsiadów.
Kreml nie zaprzestał także prób destabilizacji innych krajów, w których podsyca za pomocą internetowych trolli i różnych “pożytecznych idiotów” niechętną atmosferę wobec ukraińskich uchodźców, a raczej uchodźczyń, bo większość stanowią kobiety z dziećmi. Kryzys energetyczny i żywnościowy jest wykorzystywany do tego, aby przekonać biedniejszą część świata, że to Zachód dąży do eskalacji działań na Ukrainie. Wizja biedniejszej mniejszości, która ulega presji “bogatego miliarda” mieszkańców Europy i Ameryki, to kolejna narracja, którą usiłuje wykorzystać reżim Putina.
Biorąc pod uwagę działania Rosji na zajętych ukraińskich terytoriach trudno ignorować to, co powiela oficjalna rosyjska propaganda. Podobnie lekceważono “Mein Kampf” Adolfa Hitlera, uznając książkę za brednie austriackiego ćwierćinteligenta. Jak to się skończyło, nie trzeba Polakom tłumaczyć.