Krzysztof Hołowczyc z Łukaszem Kurzeją po niedzielnym wypadku stracili już szansę na dobre miejsce w Rajdzie Dakar. „Dla nas to tragedia, ale jedziemy dalej dla siebie i Jurka Owsiaka” – powiedział na mecie trzeciego etapu obolały kierowca z Olsztyna.
Do nieszczęścia załogi doszło na 214. kilometrze etapu z Al Hinakiyah do Al Dawadimi. Ich Mini uderzyło w głaz i długo musieli czekać na serwis, by naprawić urwane koło. Auto udało się doprowadzić do sprawności, ale w sytuacji, gdy i tak stracili już szanse na wysoką lokatę, Polacy zdecydowali, że do biwaku pojadą nie trasą OS-u, lecz drogą serwisową, co jest dopuszczalne, ale wiąże się z wielogodzinną karą.
Hołowczyc tak opisuje tę sytuację: „To był jeden z najtrudniejszych momentów w życiu. Dogoniłem na długiej prostej Denisa Krotowa i jechaliśmy za grupą motocyklistów. Łukasz nacisnął sentinel (system ostrzegawczy – PAP), pewnie Krotow też. Był wielki kurz, Krotow ich minął, a w pewnym momencie jeden z motocyklistów wyjechał mi prosto pod koła. Myślę, że po prostu uznał, że był za nim jeden samochód, a nie dwa.
– Zareagowałem odruchowo, gwałtownie skręciłem kierownicą, ustawiło mnie bokiem i polecieliśmy w jakiś wielki kamień, których w tym miejscu było naprawdę niewiele. Śmiejemy się przez łzy, że trzeba grać w Lotto, bo trafić akurat w niego to była sztuka” – podkreślił.
Uderzenie było bardzo mocne, co odczuli obaj Polacy.
„Poczułem potworny ból, straciłem czucie w rękach i pomyślałem: no to pozamiatane, koniec. Ale później stopniowo mrówki zaczęły mi chodzić po rękach. Teraz jest tak trochę dziwnie, końcówek palców właściwie nie czuję. Mój fizjoterapeuta ma mnóstwo roboty i mówi, że jak wytrzymam ból, to mogę dalej jechać. Łukasz też ucierpiał, ma problem z kręgosłupem lędźwiowym. Żartujemy, że jemu noga drętwieje, a mi ręka, więc jeden komplet mamy sprawny. Dzisiaj też mi to bardzo dokuczało, bardzo boli mnie też szyja” – dodał Hołowczyc.
Na trzecim etapie Al Duwadimi do Al Salamiya Hołowczyc z Kurzeją uzyskali 25. czas. W klasyfikacji generalnej mają jednak blisko 32 godziny straty do prowadzącego w rajdzie Saudyjczyka Yazeeda Al-Rajhi (Toyota).
„Cóż powiedzieć, dla nas to tragedia. Właściwie już po rajdzie, brak motywacji, bo wyniku już nie będzie. A z drugiej strony obiecaliśmy Jurkowi Owsiakowi, że za każdy przejechany kilometr na jego Orkiestrę idą pieniądze. Trzeba więc jechać. Także dla samych siebie” – zakończył Hołowczyc.
Na masce jego Mini widnieje duże logo Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Z Al Salamiya – Kryspin Dworak (PAP)
krys/ cegl/