Adam Kownacki (20-3, 15 KO) przegrał jednogłośnie na punkty z Turkiem Alim Erenem Demirezenem (17-1, 12 KO) podczas gali Premier Boxing Champions w nowojorskiej hali Barclays Center. To trzecia z rzędu porażka polskiego boksera wagi ciężkiej na zawodowych ringach.
Już wcześniejsze dwie porażki z Finem Robertem Heleniusem spowodowały, że notowania 33-letniego Kownackiego w wadze ciężkiej mocno spadły.
„Teraz to dla mnie być, albo nie być w boksie. Jeżeli wygram, to znowu wrócę do czołówki rankingów wagi ciężkiej i znowu będzie o mnie głośno. Zbliżę się do walki o mistrzostwo świata. Jeżeli jednak przegram, to będę się musiał zastanowić, co dalej” – mówił „Babyface” przed walką z Demirezenem. Polak nie krył, że ciąży na nim presja nie mniejsza od tej, którą odczuwał przed rewanżowym starciem z Heleniusem. Kownacki na czas przygotowań do starcia z Demirezenem przemodelował swoje treningi, kładąc większy nacisk na przygotowanie fizyczne i pracę nóg. Efektem było 114 kg wniesione przez 33-latka podczas oficjalnego ważenia na dzień przed pojedynkiem na Brooklynie.
CIOS ZA CIOS
Turecki pięściarz był od początku pewny swego. „Jestem przekonany, że Adam nigdy nie walczył z kimś, kto prezentuje taki styl, jak ja, więc dla niego będzie to coś nowego. Nie przeszkadza mi, że walczę na jego terenie, przy jego kibicach, bo w ringu będziemy tylko my, a uczciwego traktowania i sędziowania jestem pewien. Muszę tylko realizować mój plan taktyczny” – przekonywał przed walką.
Turek poszedł na wojnę z Polakiem i wykorzystał w ringu bokserskie niedoskonałości „Babyface’a”.
Gdy pochodzący z Łomży i mieszkający aktualnie w Miami 33-latek powiedział przed walką, że interesuje go pobicie rekordu zadanych ciosów ze swojego pojedynku z Chrisem Arreolą sprzed trzech lat, nie wszyscy kibice oraz eksperci uważali, że to dobry pomysł. Wręcz przeciwnie. Kownacki w pojedynku z „Koszmarem” wprawdzie zadał rekordową liczbę uderzeń, ale prawie drugie tyle także przyjął. W sumie wyprowadzili ich razem 2172, z czego 667 celnych.
W sobotę Polak i mieszkający w Niemczech Turek wyprowadzili podczas 10-rundowej walki łącznie 1766 ciosów, co jest drugim wynikiem w historii kategorii ciężkiej. Celnych uderzeń z obu stron było 532. Polak zadał ich więcej – 276 wobec 256 rywala, ale Turek miał dużą przewagę w mocnych trafieniach – 239:186.
MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI
Kownacki dobrze wszedł w pojedynek, narzucił od pierwszego gongu tempo, był bardziej agresywny, zadawał więcej ciosów, pamiętał o lewym prostym, uderzeniach na tułów, skutecznie odpowiadał z bloku oraz po unikach. Kolejna odsłona to popis pięściarza z Łomży – po kilku seriach ciosów mieszkający w Hamburgu rywal wydawał się być zamroczony. W porównaniu z ostatnim pojedynkiem z Heleniusem, Polak nie miał żadnych problemów ze skracaniem dystansu i zadawaniem kolejnych uderzeń – Demirezen zainkasował ich naprawdę dużo w pierwszej fazie walki.
Mimo widocznej poprawy w defensywie w pierwszych rundach, Kownacki nie uniknął błędów. Mający na rozkładzie Artura Szpilkę i Charlesa Martina 33-latek chwilami zapominał o podniesieniu rąk i nadziewał się na podbródkowe oraz sierpowe uderzenia z rąk rywala. Już w trzeciej odsłonie olimpijczyk z Rio wyglądał lepiej niż w pierwszych dwóch odsłonach. W piątej i szóstej rundzie Demirezen coraz bardziej się rozkręcał – złapał drugi oddech, znalazł odpowiedni rytm boksowania, który zdecydowanie nie pasował polskiemu pięściarzowi. Ciosy Kownackiego nie robiły większego wrażenia na Turku, ale Polak starał się akcentować końcówki rund.
Trener Keith Trimble przed ósmym starciem prosił swojego podopiecznego w narożniku, aby wrócił do częstszego zadawania lewego prostego i ciosów na tułów. Kownacki zaczął ponownie realizować wskazówki szkoleniowca i w ósmej odsłonie przystopował zapędy przeciwnika. Doceniła to trójka arbitrów, która zgodnie przyznała tę rundę Polakowi, który w tym momencie przegrywał na dwóch kartach punktowych 75:77, a na jednej remisował 76:76.
Rundy dziewięć i dziesięć zdominował jednak Turek. Zadał sporo ciosów z prawej ręki, które dochodziły celu, był odporny na uderzenia Kownackiego, potwierdzając, że jest bardzo twardym i nieustępliwym pięściarzem. Po dziesięciu emocjonujących rundach wszyscy sędziowie punktowali na korzyść Turka – dwoje (Martha Tremblay i Steve Weisfeld) 97-93, a jeden (Mark Consentine) 96-94.
Zwycięstwo nad Kownackim jest najcenniejszym osiągnięciem w karierze Demirezena. Pozwoliło mu przy okazji awansować na 15. pozycję w światowym rankingu wagi ciężkiej Boxrec.com. Kownacki, pomimo trzeciej kolejnej porażki, wciąż zajmuje w rankingu 19. miejsce i jest najwyżej klasyfikowanym polskim pięściarzem w tej kategorii wagowej.
JESZCZE JEDNA WALKA?
Krótko po walce Kownacki udzielił krótkiego wywiadu telewizji Showtime. Polak nie był zadowolony ze swojej postawy oraz zapowiedział, że nie chce żegnać się w nowojorską publicznością porażką.
„Czułem się w ringu zardzewiały. Miałem długą przerwę, nie boksowałem od października i czułem to w trakcie walki. Mój obóz treningowy był naprawdę dobry, ale coś nie zagrało. Nie potrafiłem go wyprzedzać. Przyjąłem sporo ciosów. Popełniałem stare błędy, zamiast kontynuować to, co robiłem w pierwszych dwóch rundach. Muszę teraz porozmawiać z żoną, mam dwoje dzieci, ale nie chcę odchodzić jako przegrany. Miałem tu wiele świetnych walk, i mam sporo wspaniałych wspomnień, więc nie chcę kończyć jako przegrany. Chcę, aby kolejna walka przyniosła moim fanom zwycięstwo” – powiedział „Babyface”.
Polak po walce miał porozcinaną twarz i narzekał na bóle obu dłoni, jednak tym razem obyło się bez poważnych urazów.
„Babyface” zaraz po przegranym na punkty pojedynku został przebadany przez ekipę medyczną w Barclays Center, a później udał się na szczegółową kontrolę do szpitala. Na szczęście prześwietlenia nie wykazały żadnych złamań kości.
KOLEKCJONER GARCIA
W walce wieczoru Danny Garcia (37-3, 21 KO) wygrał niejednogłośnie na punkty z Jose Benavidezem jr. (27-2-1, 18 KO). Po dwunastu rundach sędziowie punktowali 117-111, 116-112 i… 114-114.
Walka była jednostronnym widowiskiem, w którym Benavidez nie miał zbyt wiele do powiedzenia.
Dla Garcii, który w przeszłości zdobywał mistrzowskie pasy w kategoriach super lekkiej i półśredniej, był to debiut w limicie wagi super półśredniej. Benavidez na zawodowe zwycięstwo czeka już od ponad czterech lat.
Podczas tej samej gali swoją serię wygranych przed czasem podtrzymał Gary Antuanne Russell (16-0, 16 KO). Amerykanin w szóstej rundzie zastopował byłego mistrza świata dwóch kategorii wagowych Rancesa Barthelemy’ego (29-2-1, 15 KO). Pojedynek zakończył się po celnym prawym sierpowym, ale sędzia ringowy zdecydowanie pospieszył się z odesłaniem do narożnika Barthelemy’ego.