We wzajemnych stosunkach USA – Chiny nie ma dzisiaj bardziej zapalnej kwestii niż Tajwan. Analitycy twierdzą, że z tego powodu może dojść do konfliktu zbrojnego między obu państwami.
Wiesław Cypryś
To, że kraje szpiegują się nawzajem, wiemy od dawna. Robią to państwa duże i małe, bogate i biedne, bliscy sąsiedzi i oddaleni od siebie oceanami, państwa demokratyczne i totalitarne, wrogowie i przyjaciele.
Czemu ma służyć ta działalność – nikomu nie trzeba tłumaczyć. Znane są także metody pozyskiwania tajemnic, które przeciętny obywatel może oglądać na ekranie kinowym lub telewizyjnym w tysiącach adaptacji. Ale od czasu do czasu akcja dzieje się na ich oczach.
W lutym br. Amerykanie na własnym niebie na żywo mogli zobaczyć chiński balon szpiegowski, który przemieszczał się z zachodu na wschód kraju. Chiny zaprzeczały, że jest to obiekt zwiadowczy, a jedynie meteorologiczny, który zboczył z zaplanowanego kursu ze względu na silny wiatr. Administracja waszyngtońska do incydentu podeszła bardzo poważnie – z czego część prasy się śmiała – i natychmiast odwołała długo wcześniej zaplanowaną wizytę sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena w Pekinie.
Balon został zestrzelony nad Atlantykiem przez myśliwiec F-22, gdy znajdował się sześć mil od wschodniego wybrzeża USA. Nie podano, co znajdowało się na jego pokładzie, co pozwala spekulować, że nie był to obiekt cywilny.
Epizod ten rzucił nowe światło na rozrastającą się i utrzymywaną w ścisłej tajemnicy rywalizację szpiegowską między obu krajami. Stanowi on skromną część chińskiego szpiegostwa i odzwierciedla agresywność Pekinu w gromadzeniu informacji wywiadowczych o Stanach Zjednoczonych, a także rosnące możliwości Waszyngtonu w zdobywaniu ważnych informacji o Kraju Środka.
Dla Waszyngtonu szpiegostwo odgrywa kluczową rolę w strategii prezydenta Joego Bidena powstrzymania militarnego rozwoju Chin, które wyrastają na najgroźniejszego wroga Ameryki.
Wobec powyższego należy zadać dwa podstawowe pytania: co chcą osiągnąć przywódcy rywalizujących państw oraz jakie mają militarne i technologiczne możliwości?
Chiny, z sekretarzem partii Xi Jinpingiem na czele, obsesyjnie dążą do wchłonięcia Tajwanu i temu celowi podporządkowują ogromne środki, w tym szpiegowanie. Jak wielka jest skala i jak wielkie są koszty aktywności szpiegowskiej Chin wobec Stanów Zjednoczonych, uzmysłowił społeczeństwu dyrektor FBI Christopher A. Wray w wywiadzie telewizyjnym emitowanym kilka miesięcy temu. Powiedział w nim, że obecne nakłady znacznie przekraczają te, które Ameryka łożyła przeciw Związkowi Sowieckiemu w czasie zimnej wojny.
Chiny zwiększyły liczbę szpiegowskich satelitów i udoskonaliły je oraz zintensyfikowały podgląd cyberprzestrzeni w celu kradzieży technologicznych innowacji. Rząd USA ostrzega zaprzyjaźnione kraje o tym, że proceder ten tylko się nasili, jeżeli będą one używały sprzętu chińskich firm łączności.
Bitwa między mocarstwami rozgrywa się także na polu sztucznej inteligencji. Chińczycy mają nadzieję, że technologia ta pomoże im przeciwstawić się amerykańskiej potędze militarnej, w tym zlokalizowaniu amerykańskich łodzi podwodnych, oraz zdominować badania w kosmosie.
Amerykańskie służby są bardzo zaniepokojone coraz aktywniejszym zbieraniem informacji wywiadowczych przez umieszczonych na terytorium USA agentów, którzy także rekrutują informatorów pracujących w amerykańskim rządzie, jak również w firmach technologicznych i przemysłu zbrojeniowego.
Chińscy agenci do tego celu używają mediów społecznościowych, głównie Linkedin, znanego z kontaktów profesionalistów. Za każdym razem, kiedy Amerykanin – świadomie czy nie – ujawni pracę wywiadowczą, może oczekiwać nawału chińskich obywateli chcących nawiązać kontakt.
W odpowiedzi na to zagrożenie federalne agendy szybko otworzyły lub rozszerzyły komórki do zwalczania tego procederu. Dyrektor FBI powiedział, że wszystkie lokalne biura prowadzą tysiące dochodzeń i wszystkie mają już wydziały kontrwywiadu i cyberbezpieczeństwa, w większości skupiające się na walce ze szpiegostwem Kraju Środka.
Agenci chińscy operujący na terenie USA mają się lepiej niż ich odpowiednicy amerykańscy na terytorium Chin. W Stanach Zjednoczonych łatwo się podróżuje, a ze względu na wieloetniczność kraju przebywanie osoby z azjatyzkimi rysami w każdym jego zakatku i w każdym miejscu pracy nie wzbudza podejrzeń. Inaczej się to ma w Chińskiej Republice Ludowej. Poza dużymi miastami obcokrajowcy rzucają się w oczy i przez to kontakty z miejscowymi są utrudnione.
Dekadę temu amerykańska siatka informatorów w Chinach została zlikwidowana przez kontrwywiad Kraju Środka, który przechwycił ich dane osobowe. Od tego czasu CIA nie może w pełni odbudować utraconego stanu po części dlatego, że rozwinięta w Chinach sieć elektronicznego podglądu utrudnia amerykańskim funkcjonariuszom swobodne przemieszczanie się po kraju w celu spotykania się z informatorami.
Na dodatek Chiny dysponują sztuczną inteligencją rozpoznającą twarze, co powoduje, że tradycyjne sposoby kamuflażu nie wystarczają, aby uniknąć schwytania.
Służby szpiegowskie USA nie mogą liczyć na przechwycenie jakichkolwiek informacji wysłanych drogą elektroniczną. Jinping, podobnie jak inni autorytarni przywódcy, prawie nie używa telefonów komórkowych i poczty elektronicznej, ale biurokraci w jego aparacie władzy są już mniej przezorni i posługują się elektronicznymi przekaźnikami, co daje szansę amerykańskim służbom na wgląd w wewnętrzne dyskusje wroga.
Za urzędowania dyrektora CIA Williama J. Burnsa, który kieruje nią od 2021 roku, agencja zatrudniła więcej ekspertów Chin oraz zwiększyła nakłady finansowe na śledzenie działań służb wywiadowczych drugiej strony i rekrutację informatorów, mogących się wywodzić z politycznej i biznesowej elity, która w poprzenich latach zyskała na mniejszej partyjnej kontroli, a teraz traci zdobycze i wpływy.
Chiny też nie zasypiają gruszek w popiele i chcą dotrzeć do umysłów amerykańskiej władzy. Nie ustają w rekrutacji wysoko postawionych urzędników waszyngtońskiej administracji. Akt oskarżenia Departamentu Sprawiedliwości odtajniony w lipcu br. sugeruje, że chińscy biznesmeni powiązani z chińskim rządem próbowali zwerbować byłego dyrektora CIA Jamesa Woolseya, który ubiegał się o stanowisko w Radzie Bezpieczeństwa administracji Trumpa tuż po wyborach prezydenckich 2016 roku.
We wzajemnych stosunkach USA – Chiny nie ma dzisiaj bardziej zapalnej kwestii niż Tajwan. Analitycy twierdzą, że z tego powodu może dojść do konfliktu zbrojnego między obu państwami. Jinping nieraz mówił, że Chiny muszą przejąć kontrolę nad niepodległą wyspą i zobowiązał armię do dokonania tego do 2027 roku. Nie wiadomo jednak, czy to tylko polityczne gadanie, czy konkretny plan, bo amerykański wywiad nie ma żadnych sygnałów, że dojdzie do inwazji.
Z braku odpowiednich danych wywiadowczych o intencjach wobec siebie, amerykańscy i chińscy oficjele gromadzą informacje o militarnych zdolnościach drugiej strony. Amerykanie, dla przykładu, zintensyfikowali powietrzny podgląd chińskich baz wojskowych, a druga strona zbiera wszystkie możliwe informacje, w jaką broń Ameryka wyposaża Tajwan i jak się rozwija jej militarna współpraca z azjatyckimi aliantami.
Jak zatem może wyglądać następny rozdział w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi i Chinami? Wzajemne szpiegowanie się wcale nie musi być preludium do konfliktu zbrojnego. Może przyczynić się do wyścigu zbrojeń, jak to miało miejsce w okresie zimnej wojny między USA i ZSRS. Według mojego osądu, Chiny prowadzą nową wieloletnią zimną wojnę z Ameryką. Przywódcy Kraju Środka wiedzą, kto wygrał pierwszą wojnę, dlatego nie zamierzają przegrać drugiej, więc zbroją się i… szpiegują.