Teatr Kwadrat często gości na Wschodnim Wybrzeżu. Polonia pokochała go i za każdym razem sale wypełnione są po brzegi. To ogromny sukces, na który składają się lata ciężkiej pracy. Jak długo związana jest Pani z teatrem?
W Teatrze Kwadrat pracuję od 1986 roku i wielokrotnie miałam przyjemność gościć z nim w Nowym Jorku i w New Jersey. Zawsze to spotkanie z publicznością pozostawia we mnie miłe wspomnienia i głębokie poczucie, że jesteśmy tu chętnie widziani.
Jest Pani aktorką, ale także dyrektorką teatru. Która rola jest trudniejsza?
Dla mnie zdecydowanie trudniejsza jest rola dyrektorki. Przynajmniej na razie… Wiele wyzwań, nowych doświadczeń i niespodziewanych przeszkód. Będąc aktorką teatru zajmowałam się jedynie pracą nad sobą, tzn. pracą na scenie. Teraz mam pod opieką wszystkich pracowników teatru. To ogrom obowiązków i odpowiedzialności.
Pozostańmy przy roli aktorki. Jest Pani nie tylko aktorką teatralną, ale także filmową. Zagrała Pani chociażby w serialach „M jak miłość”, „Czas honoru”, „Chyłka” czy w filmach, jak „Szaleństwa panny Ewy”, „Nad Niemnem”, „Mamuśki”. Gdzie czuje się Pani lepiej – na scenie teatralnej czy na planie filmowym serialowym?
Tam, gdzie wyzwanie aktorskie jest porywające. Tak było na przykład w filmie: „Plac Zbawiciela” czy w teatrze w sztukach „Wojna i pokój” albo „Zbrodnia i kara”. To takie role, które rozwijają, uczą zawodu.
A którą wspomina Pani z łezką w oku?
Pierwszą moją telewizyjną produkcję pt. „Małgosia contra Małgosia”. Zagrałam tę rolę zaraz po szkole, przyniosła mi wiele radości, satysfakcji i do dziś (ku mojemu zdziwieniu) widzowie wspominają ją, przypominając mi lata młodości.
Aktorka, dyrektorka teatru, ale także reżyserka, autorka scenariuszy, wykładowczyni. Chciałoby się powiedzieć „kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boi”. Z której „roli” czerpie Pani najwięcej radości?
Każde doświadczenie jest zupełnie inne, nie da się porównać tych wyzwań. Każde stawia poprzeczkę w różnych miejscach. Uwielbiam wszystkie, może poza „dyrektorowaniem” – zbyt krótko pełnię tę funkcję. Może za rok czy dwa zdołam powiedzieć nieco więcej. Na razie „szkoła życia” trwa.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani: „Będę robiła tylko to, w co wierzę i co ma dla mnie sens i wartość. Nie chcę poddawać się takiemu nurtowi bezwiednego płynięcia i zbierania po drodze wszystkiego, co wpada mi w ręce”. Czy czuje się Pani kobietą spełnioną?
W zawodzie tak. Jestem wdzięczna, że dostałam wiele szans, że mogłam cieszyć się z sukcesów, uczyć się na porażkach. Spotkałam wspaniałych twórców. Dzisiejsza pogoń za popularnością (zwłaszcza za nieuzasadnioną) nie porywa mnie. Trzeba też znaleźć czas na „życie życiem”.
A prywatnie – jaka jest Ewa Wencel?
To dla mnie trudne pytanie i zbyt intymne. Zresztą i tak nikt mi nie uwierzy w to, co o sobie powiem. Jestem… jaka jestem, ale staram się być OK.
W marcu przyjeżdża Pani z Teatrem Kwadrat na wschodnie wybrzeże USA ze sztuką „Szalone nożyczki”, która została zagrana w Polsce ponad 1000 razy i cieszy się ogromną popularnością. O czym jest ta sztuka i dlaczego warto ją zobaczyć?
O czym jest sztuka? Tego nie zdradzę. To niespodzianka. Jedno mogę powiedzieć: widz bierze czynny udział w przebiegu akcji i w dodatku doskonale się bawi.
Właśnie – „Szalone nożyczki” to sztuka, w której widzowie biorą czynny udział i decydują o losach bohaterów. Tym samym aktorzy muszą improwizować. Jak wyglądają przygotowania do takiej sztuki?
Podobnie, jak w innych przypadkach, jedynie dokładamy element improwizacji, który w wielu wersjach wyobrażamy sobie, czy wymyślamy i trenujemy różne możliwości. Na początku wydawało się to stresujące, ale z czasem przyniosło wiele radości i zabawy. To był wspaniały eksperyment, który trwa do dziś.
Rozmawiała Magdalena Stefanowicz
15 marca
Plainville High School
Plainville, CT
16 marca
Montclair State University
Montclair, NJ
17 marca
Tribeca Performing Arts Center
Nowy Jork
Bilety – mojbilet.com
ZDJĘCIA: ARCH. TEATRU KWADRAT