Przez jednych ostro krytykowany za konserwatyzm i spychanie Ameryki w stronę średniowiecza, przez innych chwalony za przywracanie konstytucyjnych wolności. Przy wszystkich kontrowersjach trudno nie zauważyć, że Sąd Najwyższy wydaje coraz więcej orzeczeń, które wpływają na nasze życie.
Tomasz Deptuła
W ubiegłym roku konserwatywna większość w Sądzie Najwyższym zanegowała precedens z 1973 roku w sprawie Roe vs. Wade, który zalegalizował aborcję na życzenie w całych Stanach Zjednoczonych. Sędziowie zablokowali także ambitny program ekologiczny administracji Joego Bidena.
Czerwiec przyniósł kolejne orzeczenia. Wśród najgłośniejszych i najbardziej kontrowersyjnych decyzji Sądu Najwyższego ostatnich tygodni wymienić należy:
• Odwrócenie polityki “akcji afirmatywnej” – mającej na celu wyrównywanie szans mniejszości rasowych na amerykańskich uczelniach. Według konserwatywnej większości w SN (za opinią opowiedziało się 6 sędziów przy 3 głosach sprzeciwu) przy rekrutacji na wyższe uczelnie nie powinno się uwzględniać rasy, bo zastosowanie takiego kryterium stanowi zaprzeczenie zasady równości. Sąd Najwyższy ustosunkował się do programów rekrutacyjnych uniwersytetów Harvarda i Karoliny Północnej. Co ciekawe, w komentarzu konserwatywnej większości powołano się na 14. Poprawkę o Konstytucji USA – tę samą, która w XIX w. przyznała prawo do obywatelstwa wyzwalanych afroamerykańskich niewolników i ugruntowała “prawo ziemi” – czyli obywatelstwo osób urodzonych na terytorium USA.
• Podważenie prawa stanu Kolorado zabraniającego dyskryminowania na podstawie orientacji seksualnej. W sprawie projektantki stron komputerowych, która odmówiła przygotowania witryny dla ślubu LGBTQ, chodziło o granice wolności słowa i wyznania. Sąd przyznał rację artystce do odmowy tworzenia dzieł sprzecznych z jej światopoglądem. Według konserwatywnego sędziego Neila Gorsucha tego rodzaju prawo gwarantuje 1. Poprawka do Konstytucji USA.
• Zablokowanie planu Białego Domu dotyczącego umorzenia pożyczek studenckich. Tu Sąd Najwyższy orzekł, że prezydent jako przedstawiciel władzy wykonawczej nie miał kompetencji do podejmowania tego rodzaju decyzji bez przyzwolenia władzy wykonawczej, czyli Kongresu.
KTO STWORZYŁ TRZECIĄ WŁADZĘ?
Rządzący w Białym Domu demokraci próbują przedstawić ostatnie decyzje Sądu Najwyższego jako pogrobowe zwycięstwo Donalda Trumpa, bo to on jest odpowiedzialny za nominacje sędziów, które przesądziły o obecnym układzie sił w najważniejszym gremium trzeciej władzy. Można to traktować jako element politycznego dyskursu. Niepokoić może natomiast próba dyskredytowania całej instytucji Sądu Najwyższego, którego pozycja jest bardzo mocno osadzona w amerykańskiej konstytucji. “To nie jest normalny sąd” – miał powiedzieć Joe Biden. Chciałoby się powiedzieć: jeśli nie normalny, to jaki? Bo przecież o ideologicznym obliczu Sądu Najwyższego decydują zarówno politycy, jak i… przypadek.
Skład Sądu Najwyższego i nastawienie większości orzekających sędziów zależą od wielu czynników. Mówiąc trywialnie – od tego, kiedy ktoś umrze lub zdecyduje się odejść i z jakiej partii pochodził będzie wówczas urzędujący prezydent. To zresztą nie przypadek – ojcom założycielom amerykańskiej demokracji zależało bowiem na tym, aby uniezależnić sądownictwo od bieżących układów politycznych. Dlatego sędzia Sądu Najwyższego może orzekać bezterminowo, niezależnie od tego, kto aktualnie rządzi w Białym Domu.
Kandydatów do Sądu Najwyższego wskazuje prezydent USA, a zatwierdza Senat. Samego kandydata wyznacza prezydent i nie jest tajemnicą, że od samego początku gospodarze Białego Domu starali się wybierać osoby o nastawieniu zbliżonym do ich własnego światopoglądu. Sędziowie praktycznie mogą urzędować albo do śmierci, albo do momentu, gdy sami zdecydują się odejść na emeryturę. Z kolei przy wydawaniu orzeczeń decyduje zwykła większość głosów.
DZIEŁO PIĘCIU PREZYDENTÓW
Poglądy większości sędziowskiego składu, a zarazem ton wydawanych orzeczeń są więc wypadkową tych wszystkich czynników. I tak George H.W. Bush (ojciec), Bill Clinton, George W. Bush (syn) i Barack Obama zdążyli mianować po dwóch sędziów, ale warto pamiętać, że starszy z Bushów rządził tylko przez jedną kadencję. Z tej liczby w SN nie zasiadają już sędziowie nominowani przez Clintona i jeden z dwóch nominatów starszego Busha. Za kadencji Donalda Trumpa zmieniło się troje sędziów SN, a urzędujący wówczas prezydent wybrał kandydatów o konserwatywnych poglądach. Z kolei Joe Biden nominował jedną osobę – jest nią Ketanji Onyika Brown Jackson, ale jej pojawienie się w Waszyngtonie nie zmieniło układu sił. Brown Jackson zastąpiła bowiem odchodzącego na emeryturę Stephena Breyera, który otrzymał nominację od demokraty Billa Clintona. W rezultacie w 9-osobowym składzie mamy aż sześć osób o zdecydowanie konserwatywnych poglądach i trzy osoby uważane za liberałów. Skład mianowało pięciu prezydentów.
NIE ZAWSZE PO MYŚLI REPUBLIKANÓW
O obecnym obliczu sądu zdecydowały trzy nominacje Donalda Trumpa. Nastąpiła zasadnicza zmiana proporcji, bo w przeszłości stosunek sił rozkładał się najczęściej jak 5-4, a o ostatecznym wydźwięku orzeczeń często decydowało zdanie najbardziej umiarkowanego z sędziów, który w najbardziej kontrowersyjnych sporach przyznawał rację bądź prawemu, bądź lewemu skrzydłu.
Teraz do takich sytuacji dochodzi już dużo rzadziej, co nie znaczy, że nie jest to niemożliwe. Tak było w przypadku niedawnej sprawy Moore v. Harper, w której przewodniczący SN John Roberts wraz z dwoma innymi konserwatystami poparł liberalną mniejszość w sprawie, która mogła pozwolić stanowym legislaturom na manipulowanie prawem wyborczym do instytucji federalnych. Tę decyzję pochwalił nawet niechętny republikanom “New York Times”. W innym ciekawym orzeczeniu Sąd Najwyższy, także powołując się na 14. Poprawkę, zakwestionował obowiązek noszenia spódnic przez uczennice jednej z charter school uznając go za naruszenie prawa równości.
Mimo wszystkich słów krytyki, które spadają w ostatnich dniach na Sąd Najwyższy, warto pamiętać, że grono dziewięciorga sędziów nie stanowi w USA prawa, a jedynie go interpretuje. Często robi to w sposób, który wpływa na całe społeczeństwo, ale o treści ustaw decyduje Kongres i w pewnej mierze prezydent poprzez prawo weta. Rolą SN jest natomiast interpretacja już obowiązujących zapisów, a punt odniesienia stanowi Konstytucja Stanów Zjednoczonych, która w zasadniczej części, razem z Bill of Rights, powstała jeszcze w XVIII wieku.
W historii USA były okresy, gdy rządy republikańskich administracji hamowały orzeczenia liberalnej większości w Sądzie Najwyższym. Teraz ideologiczne wahadło znalazło się po drugiej stronie. A to znaczy, że prędzej czy później znów zacznie się odchylać w drugą stronę.