New York
70°
Fair
5:35 am8:09 pm EDT
6mph
56%
29.98
SunMonTue
70°F
72°F
79°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Społeczeństwo
Warto przeczytać
Polonia

Wojenne losy małej Tereski

15.06.2023

Początkowo miały to być wspomnienia spisane tylko dla najbliższych członków rodziny. Okazało się, że historie związane ze spokojnym dzieciństwem Teresy Donimirskiej, spędzonym w rodzinnej posiadłości znajdującej się Małych Ramzach w okolicy Sztumu oraz jej wojenne i powojenne losy nie tylko doczekały się wersji książkowej, ale nawet dwujęzycznego wydania. W dodatku jej opowieści trafiły do dźwiękowych zbiorów Queens Public Library.

Wojtek Maślanka

„Przelałam na papier moje przeżycia ponieważ chciałam je utrwalić dla przyszłych pokoleń. Chociaż ograniczyłam się do historii rodzinnej, to niektóre fakty zostały zapisane po to by nie nie przepadły, oraz żeby były świadectwem różnych sytuacji, przez które przeszło społeczeństwo naszego kraju. Obecnie może się to zdarzyć także w innych państwach dlatego jest to cenna informacja dla tych osób, które nie znają okresu okupacji w Polsce w czasie drugiej wojny światowej” – podkreśliła Teresa Donimirska Piechocka, autorka książki „Moje wspomnienia: Wysiedlenie z rodzinnej ziemi sztumskiej w 1939 roku„.

Rodzinna posiadłość Marii i Kazimierza Donimirskich znajduje się Małych Ramzach w okolicy Sztumu / Foto: ARCHIWUM RODZINY PIECHOCKICH

Zawarte są w niej dzieje polskiej rodziny mieszkającej w Małych Ramzach w okolicy Sztumu. Teren ten przed drugą wojną światową administracyjne należał do Prusów Wschodnich. Opisane historie widziane są z perspektywy dziewięcioletniej dziewczynki, której rodzice – Maria i Kazimierz Donimirscy – mający ogromną posiadłość gospodarczą liczącą 186 hektarów byli także zaangażowani w działalność społeczną i edukacyjną na rzecz podtrzymywania polskiej kultury.

Ta aktywność nie podobała się Niemcom przez co już w kwietniu 1939 roku cała rodzina otrzymała nakaz opuszczenia majątku. Mieli na to trzy dni. Ta sytuacja oraz późniejsze okupacyjne i wojenne losy spowodowały, że dosyć liczna rodzina Donimirskich została rozrzucona po różnych zakątkach Polski, a nawet świata. Ich posiadłość, początkowo skonfiskowana przez Niemców, a później znacjonalizowana i przejęta przez komunistów, mimo różnych perypetii obecnie jest w bardzo dobrej kondycji, lecz nigdy nie powróciła do prawowitych właścicieli oraz ich spadkobierców.

Teresa Donimirska Piechocka (siedzi w środku) wraz z Meral Agish (siedzi z lewej), koordynatorką projektu Queens Memory oraz rodziną i najbliższymi przyjaciółkami / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Pani Teresa od prawie 30 lat mieszka na nowojorskim Rockaway, gdzie w okresie stanu wojennego zadomowił się jej syn Grzegorz, a zdecydowanie wcześniej osiadł tam jej brat Marian.

Autorka rodzinnych wspomnień początkowo nie myślała o wydaniu ich w formie książki, mimo że zapamiętane, ciekawe historie spisywała przez jakiś czas na papierze. Jednak jej zamysłem było utrwalenie ich dla najbliższych, którzy nie tylko byli zainteresowani przeszłością swoich przodków, ale także często prosili ją by im opowiadała o przeżyciach z dzieciństwa naznaczonego okupacją i wojną.

Prawnuczęta Teresy Donimirskiej Piechockiej są bardzo zainteresowane jej opowieściami / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Członkowie mojej rodziny, a przede wszystkim wnuki i prawnuki, zainteresowani byli tym co przeżyłam jako dziecko, dlatego wielokrotnie musiałam powtarzać moją historię. W końcu stwierdziłam, że spiszę swoje wspomnienia żeby mogli je sobie czytać kiedykolwiek tylko zechcą” – wyjaśniła Teresa Donimirska Piechocka. Natomiast „Moje wspomnienia: Wysiedlenie z rodzinnej ziemi sztumskiej w 1939 roku” w rzeczywistości są pomysłem, który pojawił się spontanicznie wśród jej najbliższych.

„Gdy zbliżały się 90. urodziny mamy, to wszyscy razem postanowiliśmy, żeby te zapiski skompletować, połączyć w całość i zrobić z tego książkę” – dodał jej syn Marek Piechocki. Udało się to wszystko sfinalizować w 2000 roku. Książka doczekała się także wersji angielskiej, wydanej z myślą o Amerykanach. Przekład został zrobiony przez Gosię Baker, wnuczkę Teresy Donimirskiej Piechockiej.

Spotkanie z Teresą Donimirską Piechocką (w środku) prowadziła Meral Agish (z lewej), koordynatorka projektu Queens Memory, a pomagała jej wnuczka autorki książki Gosia Baker / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Promocja tej książki, która nosi tytuł „My Memoir: Nazis and Communists. Growing up in 1940s War-Torn Poland„, odbyła się 13 maja w oddziale Queens Public Library na Rockaway. Spotkanie z autorką i jej rodziną zostało zorganizowane w ramach projektu Queens Memory, którego celem jest kolekcjonowanie i archiwizowanie materiałów dokumentujących historię i różnorodność kulturową mieszkańców tej dzielnicy. Wywiad, który został zarejestrowany na potrzeby biblioteki przeprowadziła Meral Agish, koordynatorka projektu Queens Memory. W spotkaniu wzięło udział wiele osób, a zainteresowanie losami rodziny Donimirskich było tak duże, że nawet wyprzedano wszystkie książki, zarówno w wersji angielskiej jak i polskiej.

„Mieszkałam na wsi, gdzie moi rodzice mieli dużą posiadłość, na której hodowali zwierzęta i uprawiali rolę. Tam moje dzieciństwo było beztroskie i spokojne wśród natury. Wówczas wydawało się, że nasze życie jest bardzo bezpieczne, ale tak było tylko do pewnego momentu, aż nastały czasy hitlerowskie” – wspominała swoje młodzieńcze lata pani Teresa. Gdy wybuchła wojna miała 9 lat. Była jednym z siedmiorga dzieci wychowywanych – mimo że na pruskiej ziemi – w bardzo patriotyczny sposób.

Rodzina Donimirskich wraz z dziećmi w 1934 roku. Teresa Donimirska (najmłodsza) stoi na pierwszym planie po lewej stronie / Foto: ARCHIWUM RODZINY PIECHOCKICH

„Moje rodzinne strony obecnie należą do Polski, ale wówczas, w czasie mojego dzieciństwa teren ten był pod niemieckim wpływem. Jednak moi rodzice chcieli utrzymać polskość, tym bardziej, że mieszkało tam dużo Polaków. Niemcom się to bardzo nie podobało. Natomiast dla mnie, od najmłodszych lat, polska flaga czy też śpiewanie polskiego hymnu to było coś specjalnego” – opowiadała autorka książki. W związku z propolską działalnością rodzina Donimirskich została przez Niemców wygnana ze swojej posiadłości już w kwietniu 1939 roku. Na opuszczenie swojego majątku mieli trzy doby. Nie chcieli jednak udawać się w głąb Niemiec tylko na ziemie ojczyste, co nie było takie łatwe.

„Chcąc przedostać się do Polski musieliśmy pokonać polsko-niemiecką granicę. Rodzicom odebrano paszporty więc nie mogliśmy zrobić tego legalnie. Wówczas wsiedliśmy do pociągu, który nocą jechał z Królewca do Berlina i po drodze, w Tczewie z niego wyskoczyliśmy” – wspominała pani Teresa. Dodała, że od tego czasu, a w szczególności po wybuchu wojny, wszyscy musieli się ukrywać ponieważ jej rodzice byli poszukiwani jako wrogowie państwa niemieckiego. W związku z tym często się przemieszczali i mieszkali w różnych miejscach, przeważnie u krewnych, a czasami u obcych, ale za to bardzo gościnnych ludzi. Mimo tej tułaczki udało im się ocalić rodzinne pamiątki i kosztowności.

Teresa Donimirska z rodzicami i niemieckim oficerem, który ich uratował w 1940 roku w Kluczkowicach. Zdjęcie znajduje się na okładce anglojęzycznej wersji książki / Foto: ARCHIWUM RODZINY PIECHOCKICH

„Rodzice zabrali najcenniejsze rzeczy i musieliśmy je jakoś chronić żeby nam ich nie zabrano lub nie skradziono. Mama włożyła biżuterię do puszki po kawie i owinęła workiem na ziemniaki. Dzięki temu nikt nie myślał, że jest tam coś wartościowego” – wyjaśniała główna bohaterka spotkania. Dodała, że czasami te kosztowności zawinięte zwykłym płótnem wieszała na drzewie wśród żółknących liści, ale były i takie sytuacje, że podczas napadów różnych rabusiów wrzucała to zawiniątko pod stół i nikt na nie nie zwracał uwagi, skupiając się na przeszukiwaniach szuflad i szaf. Jednak wojenne losy rodziny Teresy Donimirskiej Piechockiej nie były łatwe.

„Miałam czterech braci i dwie siostry. Każdy z braci znalazł się gdzie indziej. Siostry także miały wiele przygód. Jedna z nich była już zamężna i miała dzieci, a druga miała narzeczonego. Ich historia nadaje się do tego żeby nagrać film” – podkreśliła autorka książki. Jeden z jej braci – Marian – tuż po wybuchu wojny uciekł do Francji, gdzie tworzyła się Armia Polska, później wraz z nią przetransportowany został do Anglii i tam walczył do końca wojny. Po jej zakończeniu, wiedząc że w Polsce jest komuna pozostał w Anglii skąd następnie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie założył rodzinę i przez 40 lat pracował.

Teresa Donimirska (siedzi w środku) wraz z rodzeństwem i mamą Marią przed swoim domem / Foto: ARCHIWUM RODZINY PIECHOCKICH

„Odwiedzaliśmy go co jakiś czas, ale gdy w Polsce nastał stan wojenny, to także jeden z moich synów, Grzegorz, pozostał w Ameryce i powoli cała nasza rodzina się tutaj przeprowadziła” – wyjaśniała bohaterka spotkania. Dodała, że ona pierwszy raz pojawiła się w Nowym Jorku w 1977 roku, a później co jakiś czas odwiedzała brata, a nieco później także syna, przebywając u nich po kilka miesięcy.

„Tak było do czasu gdy żył mój mąż, a gdy zmarł to zostałam w Stanach Zjednoczonych na stałe i jestem już tutaj prawie 30 lat” – zdradziła pani Teresa. Jej powojenne życie w Polsce nie było łatwe, zresztą tak jak wielu innych osób, które nie miały komunistycznych koneksji. W dodatku wówczas brakowało wszystkiego i panowały bardzo trudne warunki, zwłaszcza w dużych miastach.

Przekład książki Teresy Donimirskiej Piechockiej na język angielski zrobiła jej wnuczka Gosia Baker / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Ja znalazłam się w Poznaniu, gdzie mieszkały moje siostry, i u jednej z nich się zatrzymałam. Moja mama zmarła w czasie wojny, a ojciec, po jej zakończeniu, wrócił w rodzinne strony licząc na to, że uda mu się odzyskać swój majątek. Pracował w powiatowym urzędzie w Sztumie i zmarł 1947 roku” – wspominała autorka książki. Jako nastolatka, nie mająca już rodziców, pozostała na stałe u siostry w Poznaniu, gdzie ukończyła szkołę i zdała maturę. Po uzyskaniu pełnoletności jej szwagier stwierdził, że nie są już w stanie dłużej jej utrzymywać ponieważ mają własne dzieci, których ciągle im przybywało.

„W związku z tym podjęłam pracę w banku i jednocześnie uczyłam się w szkole muzycznej. Gdy miałam 22 lata wyszłam za mąż. Żyliśmy w bardzo trudnych warunkach. Mieszkaliśmy w jednym pokoju, bez kuchni, z prowizoryczną łazienką w dodatku bez ogrzewania. Tam urodziło nam się dwoje dzieci” – opowiadała Teresa Donimirska Piechocka.

Marek Piechocki, syn Teresy Donimirskiej Piechockiej opowiedział o kulisach powstania książki z jej wspomnieniami / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Niestety ani jej, ani nikomu z jej rodziny nie udało się odzyskać posiadłości w Małych Ramzach, mimo że do dnia dzisiejszego istnieje i mimo różnych losów obecnie jest w bardzo dobrym stanie.”W pierwszym okresie majątek zajęli Niemcy i przejęli całą rolę. Wówczas wszystko było zadbane i odpowiednio prowadzone przez jakiegoś niemieckiego gospodarza. Gdy skończyła się wojna to tereny te zostały zajęte przez Sowietów, którzy wprowadzi PGR-y i wówczas nasza posiadłość zaczęła niszczeć i być dewastowana ponieważ była to gospodarka rabunkowa. Wszystko podupadło, zwierzęta zostały rozkradzione ponieważ nie było dobrego gospodarza. Na szczęście to gospodarstwo jakoś przetrwało” – wyjaśniała prawowita spadkobierczyni majątku Marii i Kazimierza Donimirskich. Posiadłość ta po wielu latach znów zaczęła odzyskiwać swój dawny blask. Obecnie jest pod zarządem Agencji Nieruchomości Rolnych i zajmuje się nią doświadczony oraz bardzo odpowiedzialny gospodarz.

Teresa Donimirska Piechocka (w środku) wraz z najbliższymi przyjaciółkami / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Nasz dom jest teraz w bardzo dobrych rękach, a gospodarstwo jest świetnie prowadzone. Odwiedzamy je czasami ponieważ w pobliżu znajduje się kościół i cmentarz, na którym pochowani są moi rodzice. Dlatego też mamy pewien kontakt z osobą, która tym wszystkim się zajmuje. Jest to człowiek z doświadczeniem rolniczym i dobrze gospodarzy. Ma dużo bydła i upraw, ale wykorzystuje do tego wiele nowoczesnych maszyn rolniczych” – relacjonowała bohaterka spotkania, dodając, że w czasie jej dzieciństwa do wszelkich prac używało się tylko koni. Niestety spadkobiercy posiadłości Donimirskich znajdującej się w Małych Ramzach za skonfiskowany majątek nie otrzymali nawet żadnej rekompensaty.

„Ta sprawa wisi w powietrzu. Jedyne co udało nam się uzyskać to umieszczenie tablicy pamiątkowej na ścianie tego domu, który obecnie jest bardzo zadbany. Zrobiliśmy to jako hołd dla moich rodziców, którzy przeżyli tam wiele lat, pracowali i działali oraz byli bardzo zasłużeni dla tej ziemi” – dodała pani Teresa. Gospodarstwo to, prócz pięknej zabudowy liczy 186 hektarów, co – jak stwierdziła jej wnuczka Gosia Baker – odpowiada połowie powierzchni zajmowanej przez nowojorski Central Park.

Uczestnicy spotkania chętnie kontynuowali indywidualne rozmowy z Teresą Donimirską Piechocką / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Mimo bardzo ciężkich przeżyć związanych z drugą wojną światową Teresa Donimirska Piechocka nie ma uprzedzeń do narodu niemieckiego ponieważ – jak stwierdziła – zło tkwi w konkretnych osobach i ich postawach, a nie w narodzie.

„Ludzie są różni, natomiast jeśli chodzi o działalność Hitlera to wyrobił on dla Niemców bardzo złą i wręcz fatalną opinię” – podkreśliła autorka książki, dodając, że jednak nie powinno się nikogo oceniać i postrzegać przez jego faszystowski pryzmat bo ludzie są naprawdę bardzo różni. Jako przykład przytoczyła historię swojego najstarszego brata Zbyszka, który podczas wojny doznał od Niemców ogromnego okrucieństwa.

Wspomnienia spisane przez Teresę Donimirską Piechocką mają dwie wersje językowe / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Przez pięć lat był więziony w obozie koncentracyjnym, gdzie był bity, męczony i prześladowany przez Niemców. Po wojnie poznał i ożenił się z Niemką i byli razem najlepszym i najszczęśliwszym małżeństwem. Natomiast ona była moją najlepszą bratową ze wszystkich. Tak więc to jaką się jest osobą zależy od człowieka a nie od narodowości – zaznaczyła pani Teresa. – Zawsze podkreślam, żeby nie łączyć niczego tylko z jakimiś złymi sprawami, ponieważ we wszystkim można znaleźć coś dobrego” – dodała na zakończenie bohaterka autorskiego spotkania. W dodatku podczas wojennej tułaczki jej rodzina również była w pewnym momencie uratowana przez niemieckiego oficera, co miało miejsce w Kluczkowicach. Ich wspólne zdjęcie zdobi okładkę anglojęzycznego wydania książki „Moje wspomnienia: Wysiedlenie z rodzinnej ziemi sztumskiej w 1939 roku„.

Teresa Donimirska Piechocka przegląda album z archiwalnymi rodzinnymi zdjęciami / Foto: ARCHIWUM RODZINY PIECHOCKICH

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner