Marek Probosz został laureatem głównej nagrody United Solo Festival w Theatre Row na Broadwayu. Otrzymał ją za monodram „Powrót Norwida”. To jego drugie zwycięstwo na największym światowym festiwalu jednego aktora. Pierwszy raz okazał się bezkonkurencyjny w 2018 roku dzięki przedstawieniu poświęconemu rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu.
„Wielka radość i satysfakcja po wielkim wysiłku. Mam wrażenie, że wraz z tym sukcesem Norwid powrócił, odnalazł swój dom w Nowym Jorku. Teraz wyruszy w świat jako pielgrzym-zwycięzca” – powiedział „Nowemu Dziennikowi”, tuż po ogłoszeniu wyniku konkursu, Marek Probosz, reżyser i aktor w jednej osobie.
Werdykt jurorów został ogłoszony w niedzielny wieczór, 20 listopada, podczas uroczystej gali kończącej dwumiesięczny festiwal, w którym wzięło udział prawie 90 różnych spektakli zaprezentowanych przez aktorów z sześciu kontynentów. To jeszcze bardziej podkreśla sukces odniesiony przez polskiego aktora i reżysera.
Premiera monodramu opowiadającego o życiu i twórczości Cypriana Kamila Norwida, jednego z najwspanialszych polskich poetów, uznawanego za czwartego wieszcza narodowego, miała miejsce w niedzielę, 13 listopada, i cieszyła się ogromnym zainteresowaniem publiczności. Pokaz był wyprzedany dzień wcześniej i wiele osób musiało „odejść z kwitkiem” od kasy. Ci, którym udało się dostać na widownię Theatre Row, byli pod wielkim wrażeniem tego, co zobaczyli. A w rzeczywistości mieli wrażenie, że widzą zmartwychwstałego Cypriana Kamila Norwida, który jak „feniks z popiołów” powstał i zabłysnął niczym „gwiaździsty dyjament” i – jak się później okazało – stanowił „wiekuistego zwycięstwa zaranie”. Bo chyba nikt opuszczający później teatralną salę nie miał wątpliwości, który spektakl powinien wygrać tegoroczny konkurs. A to wszystko dzięki Markowi Proboszowi, który genialnie przetrawił i przedstawił sztukę napisaną przez norwidologa Kazimierza Brauna, w dodatku spowinowaconego z Norwidem. Również rewelacyjnie dobrał kostiumy i rekwizyty, które dodawały specyficznego klimatu i pogłębiały przekaz płynący ze sceny. Dużą rolę odgrywały również efekty dźwiękowe oraz muzyka, skomponowana i zaaranżowana przez Annę von Urbans.
Zaprezentowany monodram składał się z czterech aktów, podczas których można było poznać życie i problemy, z jakimi borykał się Cyprian Kamil Norwid. Tak więc była mowa o nieszczęśliwej miłości oraz niezrozumieniu jego twórczości i odrzuceniu jej przez ówczesne społeczeństwo, a przed wszystkim przez krytykę, co spowodowało, że nikt nie chciał jej publikować. Było też odniesienie do uznania go przez carat rosyjski za wygnańca oraz do tułaczego losu wiecznego emigranta, a także do bezdomności. Monodram rozpoczyna się i kończy sceną, w której pojawia się zgarbiony starzec, w podartych łachmanach i z dużym worem przytłaczających go problemów i wspomnień. A później epizody z jego tułaczego życia przeplatają się z poezją, prozą, fragmentami dramatów, dokumentów i wspomnianą wcześniej odpowiednio dobraną muzyką.
To wszystko zaprezentowane jest przez jednego aktora – Marka Probosza, któremu należą się wielkie brawa już za sam fakt, że opanował i świetnie zaprezentował trudną twórczość polskiego wieszcza i genialnie interpretował ją przez 90 minut. To już jest nie lada wyczyn… Przypomnijmy sobie, ile problemów miało wielu z nas, gdy musieliśmy się nauczyć na pamięć krótkiej „Inwokacji” z „Pana Tadeusza”… Ale w przypadku monodramu zaprezentowanego w Theatre Row mieliśmy do czynienia z wiele wyższym poziomem aktorskiego rzemiosła, niż tylko opanowanie tekstu (nawet 90 minutowego) i jego interpretacja. Otóż można było odnieść wrażenie, że na scenie nie widzimy aktora, tylko prawdziwego Cypriana Kamila Norwida. Marek Probosz tak wczuł się w rolę, że sprawiał wrażenie, że w jego ciało wstąpił duch polskiego wieszcza i to on recytuje swoją poezję oraz opowiada o swoim ciężkim i tułaczym życiu.
Świetnie ujęła to w swojej facebookowej recenzji Katarzyna Drucker, sopranistka, dyrygentka i współzałożycielka Theatre And Opera Society „Theos”: „Zdawało się, że to nie on, ale sam Norwid przed publicznością stanął, a ta, jak niebo 'Ani płacze – ani się śmieje’ nad losem tułacza emigranta, poety, malarza, znakomitego mówcy i znawcy głębi ludzkiej duszy, bo… zamarła w ciszy, oniemiała geniuszem słowa niczym 'pieśnią wzniosłą, co z serca sama się wylewa! (…) o Miłości, Wierze i Nadziei”.
O tym, że na scenie można było zobaczyć prawdziwego Norwida, mówiło wiele osób, które miały okazję zobaczyć monodram. A wszelkie opinie publiczności, która nagrodziła aktora długą owacją na stojąco, dowodziły, że spektakl był czymś wyjątkowym… jak poezja Norwida.
„Jękły głuche kamienie na broadwayowskiej scenie, a to się stało dzięki Kazimierzowi Braunowi, który napisał wspaniały scenariusz do sztuki, którą po mistrzowsku stworzył Marek Probosz – powiedział „Nowemu Dziennikowi” Stan Borys, który był oczarowany monodramem „Powrót Norwida” zaprezentowanym w ramach konkursu United Solo. – To było wielkie i genialne przedstawienie, które powinni zobaczyć wszyscy, a w szczególności osoby mieszkające na obczyźnie. Nas ten spektakl dotyka wyjątkowo, ponieważ my jesteśmy emigrantami, podobnie jak Norwid, jak Kazimierz Braun i jak Marek Probosz. Będąc na scenie w Theatre Row byłem pod wielkim wrażeniem jego mistrzowskiej gry i oglądając to przedstawienie stwierdziłem, że jest to kolejnych kilka etiud, które powinny być wzorem dla wielu adeptów sztuki teatralnej. To było coś cudownego. Norwid wchodzi na scenę z workiem pełnym poezji i tworzy tę wielką manifestację emigracyjną, którą wszyscy przeżywaliśmy i nadal przeżywamy” – podkreślił Stan Borys, który jest ekspertem od twórczości Norwida. Sam także przed laty mieszkając w Chicago wyreżyserował sztukę „Norwid i niewola” oraz nagrał płytę z jego poezją pt. „Piszę pamiętnik artysty”.
Warto również zwrócić uwagę, że twórczość Norwida jest ponadczasowa i idealnie pasuje do obecnej sytuacji panującej w Polsce i na świecie. To dowodzi genialności pisarskiej czwartego wieszcza narodowego, ale także twórcy scenariusza i reżysera monodramu. Momentami można było odnieść wrażenie, że słowa płynące ze sceny opisują to, co współcześnie dzieje się na naszych oczach, a przecież Norwid pisał dwa wieki temu.
Dla polskich widzów ta wymowa była tym bardziej widoczna i bliska, że monodram był prezentowany po polsku. Było to właśnie związane z przekazem, jaki zawiera twórczość Norwida, który sam stwierdził – a słowa te pojawiają się już na samym początku spektaklu – że „Bóg mieszka w języku”. Dla Amerykanów, którzy oglądali to przedstawienie, tłumaczone teksty były wyświetlane na telebimie. Wydawać by się mogło, że ten fakt mógł ograniczyć możliwość zwycięstwa „Powrotu Norwida” w festiwalowym konkursie, a jednak stało się inaczej, z czego na pewno nie tylko Marek Probosz jest dumny. A aktor ten i reżyser w jednej osobie włożył w swój monodram sporo wysiłku i pracy.
„Przez rok w samotności chodziłem z 'Norwidem’ nad ocean i rozmawialiśmy dwie, trzy godziny każdego dnia. Z tego kłębowiska myśli i radykalnych prawd geniusza stworzyło się coś niesamowitego” – opowiadał niedawno w wywiadzie udzielonym „Nowemu Dziennikowi”. I warto było zadać sobie ten trud, bo dzięki temu powstało coś pięknego i wartościowego, a „piękno na to jest, by zachwycało do pracy – praca, by się zmartwychwstało!”. Dzięki temu Norwid – podobnie jak w połowie XIX wieku – znów odwiedził Nowy Jork. W dodatku wszystko wskazuje na to, że zagości tu na dłużej.
„Jestem po słowie z konsulem generalnym Adrianem Kubickim, który jest zainteresowany promocją tego spektaklu. Będziemy wraz z Konsulatem Generalnym RP pracować, aby monodram w mojej reżyserii i wykonaniu, według tekstu Kazimierza Brauna oraz z żywą muzyką fortepianową, znalazł się w repertuarze, któregoś ze znanych nowojorskich teatrów, i to jak najszybciej, na fali sukcesów 'Powrotu Norwida” – zapewnił Marek Probosz. Wyjaśnił też, że w planach ma regularne przedstawienia przez dłuższy okres, aby twórczość Norwida dotarła zarówno do Polonii, jak i Amerykanów. Myśli również o podobnej promocji w Polsce.
„Chcemy, aby Norwid powrócił do Wielkiego Jabłka już w przyszłym roku” – dodał na zakończenie zwycięzca festiwalu United Solo w Theatre Row na Broadwayu.