New York
77°
Mostly Cloudy
6:15 am7:40 pm EDT
9mph
72%
29.81
TueWedThu
81°F
79°F
81°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Opinie i Analizy

Walka o bezpłatny parking

01.02.2024
FOTO: DREAMSTIME Pobieranie opłaty za parkowanie na nowojorskiej ulicy jest kolejnym etapem nagonki na posiadaczy samochodów

Wiesław Cypryś

Najłatwiejszym rozwiązaniem, które forsują władze dużych miast, jest eliminowanie bezpłatnych miejsc parkingowych i instalowanie liczników z horrendalnymi opłatami.

Nie rozumieją tego mieszkańcy małych miast i szeroko rozumianej prowincji, natomiast ludzie wielkich aglomeracji mają z tym nieustający ból głowy. O czym mowa? O miejscach parkingowych.

Kierowcy tych drugich tracą czas i paliwo, krążąc tymi samymi ulicami w poszukiwaniu bezpłatnego parkingu. Niektórzy na wolnym skrawku ustawiają krzesła, pachołki drogowe, wiaderka, przywłaszczając je dla swoich pojazdów. Kłótnie i przepychanki z tym związane nieraz doprowadziły do obrażeń fizycznych, a nawet śmierci.

Brak miejsca przy krawężniku powoduje, że ciężarówki dostawcze parkują na tzw. podwójnego, często blokując przejazd innym pojazdom. Sterty worków ze śmieciami, surowcami wtórnymi i makulaturą zawalają chodniki, bo nie ma dla nich miejsca na jezdni. Co zrobić z tym fantem? Najłatwiejszym i przez to najbardziej preferowanym rozwiązaniem, które forsują władze dużych miast, jest eliminowanie bezpłatnych miejsc parkingowych i instalowanie liczników z horrendalnymi opłatami, tak aby skutecznie zniechęcić kierowców do zapuszczania się w najbardziej zakorkowane dzielnice aglomeracji.

Pomysł ten nie jest wcale nowy. Wprowadzono go już w różnych miastach na świecie, głównie w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, jak również w stolicy Meksyku. Nowy Jork, gdzie 97 procent z trzech milionów miejsc parkingowych jest bezpłatnych, może stać się ofiarą chętnych ukrócenia tego ewenementu.

Administracja miasta szuka pieniędzy, gdzie się da, i tu upatruje największą szansę na sukces. Podpiera się różnymi, często wątpliwymi autorytetami, podsuwającymi jej projekty, które jednym się podobają, drugim nie. Należę do tych ostatnich.

Argument, żeby inkasować pieniądze za każdą minutę pozostawionego na ulicy samochodu, wydaje się być sensownym posunięciem, gdyż w ten sposób podreperowuje się miejską kasę i zniechęca kierowców spoza aglomeracji do przyjeżdżania do niej swoimi pojazdami, którymi zakorkowują ulice. Ale muszą być spełnione podstawowe warunki, o czym w dalszej części artykułu.

Dodatkowym plusem tego posunięcia byłoby zmniejszenie wydzielania spalin, których wdychanie jest powodem wielu niebezpiecznych chorób, na które nowojorczycy częściej zapadają niż mieszkańcy miasteczek i wsi.

Na co poszłyby fundusze z parkometrów? Jak zapewnia ratusz, na poprawę kondycji ulic, w tym łatanie ciągle pojawiających się dziur w jezdni, malowanie pasów dla pieszych, sadzenie drzew i usuwanie graffiti. Deklaracje te należy jednak traktować jak bajki dla grzecznych dzieci, gdyż nieraz obiecywano jedno, a pieniądze przeznaczano na coś innego. Pamiętam, jak niedawno podwyższano opłaty za przejazd komunikacją miejską. Kulejące metro miało dostać zastrzyk reanimacyjny, stawiający go na nogi. Co z zabiegu wyszło, wiedzą ci, którzy nim jeżdżą. Fundusze powędrowały na inne programy, w tym pomoc nielegalnym imigrantom, których po przekroczeniu zielonej granicy w Teksasie wysyła autobusami do Wielkiego Jabłka gubernator stanu Greg Abbott.

Pobieranie opłaty za parkowanie na ulicy jest kolejnym etapem nagonki na posiadaczy samochodów. Poczynając od burmistrza Mike’a Bloomberga, którego ambicją było uczynienie z Nowego Jorku drugiego Amsterdamu, przez przeznaczenie setek kilometrów ulicznych pasów dla rowerów, poprzez wydanie zezwolenia prywatnej firmie na ich wynajem, do wyznaczenia stacji na ich przetrzymywanie, odbiera się miejsca parkingowe. Ale jakby tego było mało, trzeba zadać kierowcom jeszcze jeden cios opłatami za parkowanie samochodu na ulicy.

Stanowczo przeciwko takiej polityce miejskich władz protestuję. Protestuję nie tylko dlatego, że posiadam auto i obostrzenia w mniejszym czy większym stopniu utrudniają mi życie, uszczuplając mój portfel, protestuję w imieniu biedniejszych mieszkańców, których nie stać na wrzucanie monet do liczników albo płacenie za parkowanie w garażu.

Nowojorczycy ponoszą wystarczająco wysokie koszty zamieszkania w Wielkim Jabłku. Wydają ogromne sumy na dach nad głową, żywność, dojazd do pracy, benzynę, rozrywkę – jeżeli im coś jeszcze z pensji zostanie. Zmagają się z przestępczością, bezdomnymi, gangami, narkomanią, płacą wysokie podatki i opłaty za media, i jeszcze chce się im dołożyć szpikulec z licznikami parkingowymi? Nie, nie i jeszcze raz nie

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner