Amerykanie wyjaśniając motywy chęci osiedlenia się za granicą mówią o polaryzacji politycznej i impasie, przemocy z użyciem broni palnej i strachu przed rządami „drugiej strony”
Tomasz Deptuła
Jeśli w listopadowych wyborach prezydentów wygra kandydat X, to wyprowadzę się z Ameryki – takie deklaracje składa w ostatnich dniach wielu Amerykanów. Choć niewielu z nich rzeczywiście dotrzyma obietnicy, mamy do czynienia z interesującym fenomenem.
Liczba Amerykanów rozważających przeprowadzkę do Kanady, Meksyku lub Europy wzrosła w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Temperatura rywalizacji wyborczej między Donaldem Trumpem a prezydentem Joe Bidenem sprawia, że Amerykanie poważniej rozpatrują możliwość emigracji z przyczyn politycznych – alarmują mainstreamowe media, takie jak „USA Today”, „Newsweek” czy „Fortune”. Jednocześnie jednak uspokajają – większość deklarujących chęć przeprowadzki nigdy tego nie zrobi.
Według badań Gallupa, na początku kadencji Donalda Trumpa w 2017 i 2018 roku rekordowe 16 procent Amerykanów twierdziło, że gdyby było to możliwe, chciałoby na stałe przeprowadzić się do innego kraju. To więcej niż średni poziom za administracji George’a W. Busha (11 proc.) czy Baracka Obamy (10 proc.). Gallup nie pytał respondentów o sympatie polityczne, ale gwałtowny wzrost deklaracji o możliwej migracji Amerykanów w tamtych latach nastąpił wśród grup, które zazwyczaj opowiadały się za demokratami i nie aprobowały Trumpa: kobiet, młodych Amerykanów i osób z grup o niższych dochodach. W późniejszych sondażach Gallupa odsetek respondentów, którzy chcieliby wyjechać za granicę na stałe, spadł do 13 proc. w 2020 r. i wzrósł do rekordowych 17 proc. w 2023.
Pomysł przeniesienia się do innego kraju, aby zaprotestować przeciwko kierunkowi, w jakim zmierza kraj, lub polityce konkretnej administracji, nie jest niczym nowym. Przypomnijmy choćby o wojnie w Wietnamie, kiedy w przypadku mężczyzn rzeczywiście istniało prawdopodobieństwie przymusowego poboru do armii. Tysiące Amerykanów uciekło wówczas do Kanady i Meksyku. Po reelekcji prezydenta George’a W. Busha w 2004 r. także wiele osób zapowiadało wyprowadzkę ze Stanów Zjednoczonych. Tu jednak kończyło się raczej na deklaracjach.
Obecnie wskazuje się na kilka niepokojących danych, świadczących o tym, że na deklaracjach o wyprowadzce może się nie skończyć. W niedawnej ankiecie przeprowadzonej przez wydawcę International Living, 65 proc. z ponad 2700 czytelników stwierdziło, że obawy związane z rosnącą temperaturą politycznych sporów skłoniły ich do przyspieszenia planów przeprowadzki za granicę. W marcowym sondażu Uniwersytetu Monmouth odsetek obywateli USA, którzy osiedliliby się za granicą, gdyby było to możliwe, osiągnął 34 proc., w porównaniu z 12 proc. od 1995 r. Tym razem zapytano o sympatie polityczne tych, którzy zadeklarowali chęć wyjazdu: 41proc. niezależnych, 35 proc. demokratów i 22 proc. republikanów.
Henley & Partners, duża globalna firma doradcza w zakresie wyboru miejsca zamieszkania i wyboru obywatelstwa dla najzamożniejszych mieszkańców planety, poinformowała w tym roku, że bogaci Amerykanie coraz częściej starają się o dodatkowe obywatelstwo lub pobyt za granicą. Motywacją klientów jest ryzyko polityczne oraz czynniki podatkowe i biznesowe.
Kilka innych firm, które pomagają Amerykanom w przesiedleniu i znalezieniu zatrudnienia za granicą, powiedziało „USA Today”, że podziały polityczne i związana z nimi niepewność zwiększają zainteresowanie budowaniem awaryjnych scenariuszy, obejmujących wyprowadzkę ze Stanów Zjednoczonych.
Może nie zwróciłbym uwagi na te statystyki, gdybym nie usłyszał deklaracji o wyprowadzce z ust członka najbliższej rodziny. „Jak wygra X, zamieszkam w Kanadzie” – usłyszałem. W mainstreamowych mediach znalazłem też artykuły w stylu „Chcesz opuścić USA? Oto, jak jako Amerykanin możesz przenieść się do Kanady, Meksyku i Europy” („USA Today”), opatrzony informacjami, że np. na karaibskim archipelagu Antigua i Barbuda wystarczy inwestycja o wartości około 100 000 dolarów, aby zostać obywatelem. Nie jest to suma przekraczająca finansowe możliwości potencjalnego przesiedleńca. Klienci z USA wyjaśniając motywy szukania możliwości osiedlenia się za granicą mówią o polaryzacji politycznej i impasie, antysemityzmie, przemocy z użyciem broni palnej, zagrożeniach dla praw osób LGBTQ i strachu przed rządami „drugiej strony”.
Wyjazd za granicę niesie ze sobą wyzwania związane z uzyskaniem prawa stałego pobytu w kraju osiedlenia i osłabieniem więzi rodzinnych. Emigracja staje się jednak coraz częstszym tematem rozmów, zwłaszcza po debacie prezydenckiej, która zrodziła nowe pytania dotyczące zdolności Joe Bidena do dalszego sprawowania urzędu. Decyzję o wyprowadzce ułatwia także upowszechnienie się pracy zdalnej, jak również – jak to ma miejsce w przypadku polskiej diaspory – możliwość potwierdzenia obywatelstwa jednego z zamożniejszych krajów Unii Europejskiej. Paszport RP daje prawo do zatrudnienia i prowadzenia działalności gospodarczej na ogromnym, liczącym prawie pół miliarda ludzi rynku.
Mainstreamowe media przypominają jednak, że także inne kraje stają w obliczu zawirowań politycznych. Choć Polakom podziały kojarzą się z plemiennymi sporami PO-PiS, to częściej przypomina się o sytuacji we Francji, Holandii czy Belgii. Adrian Leeds, którego firma pomaga Amerykanom we Francji w znalezieniu nieruchomości, powiedział w rozmowie z „USA Today”, że od czasu pandemii jego obroty podwajają się każdego roku. Chociaż niektórzy Amerykanie martwią się zdobyczami skrajnej prawicy w tym kraju, w oczach klientów strach przed Donaldem Trumpem i kryzysem związanym z opieką zdrowotną czy kontrolą broni jest dużo silniejszy od obaw o kondycję Europy. Nie zmienia to faktu, że te same problemy, przed którymi próbowaliby uciec z USA, mogą ich dopaść gdzie indziej.
Przy podejmowaniu decyzji o opuszczeniu Ameryki najczęściej decydują jednak czynniki ekonomiczne, czyli chęć ucieczki przed podatkami (najbogatsi) lub znalezienie miejsca, gdzie stosunkowo skromne świadczenia emerytalne wypracowane w Stanach będą gwarantowały wyższy standard życia. Według danych na grudzień 2022 r. Administracji Social Security, 450 156 osób otrzymywało świadczenia za granicą – ponaddwukrotnie więcej niż w 1999 r., kiedy było ich 219 504. Liczby te nie obejmują emerytów, którzy otrzymują przelewy na konta w USA, ale mieszkają za granicą, lub tych, którzy nie ubiegali się o świadczenia.
Czynnikami wypychającymi ze Stanów Zjednoczonych stają się rosnące koszty utrzymania i opieki zdrowotnej oraz niewystarczające oszczędności zgromadzone na prywatnych lub pracowniczych kontach emerytalnych. Co więcej – rozwój pracy zdalnej pozwala emerytom lub współmałżonkom na uzyskanie dodatkowego dochodu. Nie bez znaczenia jest też dostęp do informacji związany z upowszechnieniem internetu – dzięki czemu załatwienie formalności staje się łatwiejsze.
Choć w większości krajów świata – wyłączając najbardziej zbrodnicze dyktatury – migranci z USA z solidnym zapleczem finansowym zostaną przyjęci mniej lub bardziej życzliwie, decyzja o przeprowadzce nigdy nie jest łatwa. Nawet, gdy z powodów sentymentalnych czy rodzinnych, decydujemy się na powrót do starej ojczyzny. Ryzyka, że wpadniemy z przysłowiowego deszczu pod rynnę, nie da się bowiem wykluczyć.