Od pierwszych godzin urzędowania, a nawet przed nimi, Donald Trump zapowiadał, co zamierza zrobić w czasie swojej kadencji w Białym Domu i nie wiadome było, która zapowiedź jest realna, która prawdopodobna, a która blefująca i nie do zaakceptowania. Z każdym dniem lista ta się wydłużała i stawała się coraz dziwniejsza. Oprócz masowych deportacji nielegalnych imigrantów, uszczelniania południowej granicy, wycofania prawa obywatelstwa dla dzieci nieudokumentowanych obcokrajowców urodzonych na ziemi amerykańskiej i wstrzymania pomocy finansowej i wojskowej dla Ukrainy, Trump zamierza kupić Grenlandię, przyłączyć do Stanów Zjednoczonych Kanadę, wysiedlić Palestyńczyków ze Strefy Gazy i przejąć kontrolę nad Kanałem Panamskim. Nie wspominam już o cłach nałożonych na Meksyk, Kanadę i Chiny.
Jeżeli niektóre wystąpienia noszą znamiona postępowania dyktatorskiego, który nie liczy się z nikim i z niczym, nie baczy na normy prawa międzynarodowego i postanowień światowych konwencji, za nic nie ma dobro innych i prawo do samostanowienia, to w kilku można zauważyć troskę o państwo, którego jest prezydentem i jego obywateli.
Poddałem analizie, jak sprawy się mają w kluczowych kwestiach od Panamy po Grenlandię i z tego wyłania się niezaprzeczalny wniosek, że w roli głównej zawsze znajdują się Chiny.
Sytuacja w Kanale Panamskim jest gorsza niż wygląda, na co mało kto zwracał uwagę. Chińska firma nie tylko kontroluje port kontenerowy tego szlaku, ale także Chińczycy powoli budują most biegnący dokładnie przez środek kanału. Z amerykańskich źródeł wynika, że zostanie on ukończony w 2027 roku, ale już dzięki częściowo stojącej konstrukcji, Państwo Środka może zablokować przepływ statków bez żadnego ostrzeżenia. Stanowić to może duże zagrożenie dla narodowego bezpieczeństwa Ameryki.
O jakie zagrożenie chodzi? Gdyby Chiny chciały zablokować Tajwan, który uważają za swój, a Stany Zjednoczone chciałyby przerzucić część swojej floty z Atlantyku na Pacyfik, żeby temu przeciwdziałać, Kanał Panamski jest kluczowym punktem zapobieżenia odcięcia wyspy.
Na amerykańskie lotniskowce przeciskające się przez Kanał, zawala się chiński most. Chiny udają, że to wypadek, składają kondolencje rodzinom marynarzy, którzy podnieśli śmierć i przepraszają administrację waszyngtońską za tragedię. Dwa, czy trzy miesiące później Tajwan, nie mogący przebić blokady, kapituluje. Fabryki największego na świecie producenta komponentów komputerowych wpadają w chińskie ręce.
Ale to nie koniec prób Pekinu rozszerzania swoich wpływów i rozpychania się łokciami w bliższych i dalszych regionach globu. W ostatnich latach ugryzł on kawałek sąsiedniego Bhutanu i Indii, zbudował bazę marynarki w Kambodży, dopingował Koreę Północną do kontynuowania zastraszania Zachodu budową rakiet dalekiego zasięgu. Parę tygodni temu dyktator Kim Jong Un wystrzelił kolejną rundę pocisków.
Chiny rozpoczęły także wojnę w “szarej strefie”, uszkadzając kable telekomunikacyjne przebiegające przez Morze Bałtyckie, i co jest jeszcze bardziej niepokojące, wokół Tajwanu, co może być preludium do prawdziwej blokady.
Równocześnie Pekin z wielkim tupetem przesunął się na Południowy Pacyfik, zawierając porozumienie bezpieczeństwa z Wyspami Samoa i szukający możliwości odbudowy strategicznego w czasie II Wojny Światowej lotniska w Kirbati oddalonego około 2,4 tyś. km od Hawajów.
Jak bardzo Chiny wpływają na burzenie globalnego porządku, widać po ich poczynaniach w obrębie Arktyki. W ostatnich latach zbudowały flotę lodołamaczy i spoglądają w kierunku Grenlandii.
Nie będzie przesadą określenie Państwa Środka agentem chaosu, czyhającym za każdym głównym światowym konfliktem.
Przed pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku, Putin udał się do Pekinu, aby uzyskać wsparcie Xî Pinga. Dyktatorzy również zawarli sojusz wojskowy.
Bez chińskiego sprzętu elektronicznego, Hamas nie byłby w stanie przygotować i przeprowadzić podstępnego ataku na Izrael 7 października 2023 roku. Atak cybernetyczny, który opóźnił jego odpowiedź na napad, to także robota Chińczyków.
Bez chińskiej pomocy dla irańskiego programu rakiet balistycznych, który kraj ten rozpoczął w latach 90. ubiegłego wieku i wsparciu finansowym poprzez zakup ropy, irańscy ajatollahowie nie byliby w stanie uderzyć na Izrael.
Wyliczając destrukcyjne działania Pekinu, trzeba zauważyć, że bez zielonego światła ze stolicy Chin, Kim Jong Un nie wysłałby swoich wojsk do walki po stronie Rosji w Ukrainie.
W 1979 roku niedawno zmarły były prezydent Jimmy Carter popełnił dwa strategiczne błędy, które prześladują Amerykę do dzisiaj. Jeden z nich to, w przypływie globalnej empatii, przekazanie Kanału Panamskiego maciupkiemu krajowi, nie mogącemu nim zarządzać i przeciwstawiać się wpływom wrogich agresorów.
Drugim błędem było rozszerzenie dyplomatycznych stosunków z Chinami, legitymizując w ten sposób reżim, który dzisiaj stanowi poważne zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.
Ameryka musi zatrzymać rozpychające się łokciami Chiny, bo zanim się oglądniemy, będą wszędzie.
Autor: Wiesław Cypryś
Zdjęcie: Pixabay.com