Kościół znalazł się na rozdrożu po śmierci papieża Franciszka, który długo pogardzał coraz silniejszym na Zachodzie nacjonalizmem – ocenił we wtorek amerykański dziennik „Washington Post”.
„Śmierć Franciszka zamyka historyczny rozdział największej wiary chrześcijańskiej na świecie, każąc zamilknąć orędownikowi marginalizowanych w czasie, gdy nacjonalizm – idea długo pogardzana przez pierwszego papieża z Ameryki Łacińskiej – ponownie rośnie na Zachodzie w siłę” – czytamy w „WP”.
Dziennik podkreśla, że Kościół znajduje się obecnie na rozdrożu, nękany podziałami i konkurującymi wizjami po śmierci swojego duchowego przywódcy, który był przeciwnikiem religijnej hipokryzji i chciał otworzyć drzwi wiary przed wszystkimi.
„WP” zwraca uwagę, że podczas swego 12-letniego pontyfikatu Franciszek odwrócił uwagę Kościoła „od spraw alkowy”, takich jak rozwód, homoseksualizm czy antykoncepcja, w stronę bardziej współczesnych problemów, takich jak zmiany klimatyczne, imigracja czy sztuczna inteligencja.
Według gazety konklawe, które wybierze nowego papieża, będzie jednym z najbardziej nieprzewidywalnych, bo Franciszek nie ma oczywistego spadkobiercy. Przytacza przy tym opinię watykanisty Marco Politiego, że „Kościół wychodzi z ponad 10-letniej wojny domowej, w której skrajni konserwatyści sprzeciwiali się papieżowi”.
„Śmierć Franciszka usunęła ze sceny światowej postać, która mocno opowiadała się za sprawiedliwością społeczną. Franciszek ścierał się z administracją (prezydenta USA Donalda) Trumpa i rządami europejskimi o politykę antyimigracyjną i starał się podnosić kwestię godności biednych oraz posuwać do przodu sprawę walki ze zmianami klimatycznymi. Po obu stronach Atlantyku wszystkie jego sztandarowe idee są teraz w różnym stopniu atakowane” – pisze „WP”.
Konserwatywny komentator „New York Timesa” Ross Douthat podkreślił natomiast, że Franciszek był liberalnym papieżem, jakiego wielu katolików bardzo pragnęło podczas długiego pontyfikatu Jana Pawła II i krótszego pontyfikatu Benedykta XVI – ukształtowanym przez Sobór Watykański II i dążącym do odnowienia jego rewolucyjnego ducha, do wielkiej modernizacji Kościoła.
„Przynajmniej pod jednym względem mu się udało. Przez całe pokolenia moderniści ubolewali nad nadmierną władzą papieża, anachronizmem monarchicznej władzy w czasach demokracji i nad tym, że dogmat papieskiej nieomylności mroził katolickie spory, podczas gdy świat pędził do przodu. Teoretycznie Franciszek podzielał te niepokoje, obiecywał Kościół bardziej kolegialny i zorientowany poziomo (…). W praktyce często wykorzystywał swą władzę w taki sam sposób jak poprzednicy, aby opanować odchylenia – tyle że jego celem byli niezadowoleni konserwatyści i tradycjonaliści” – czytamy.
Ta nowa postać konfliktu sprawiła, że Franciszek zdemistyfikował swój urząd – ocenił Douthat. Wtrącając w nieposłuszeństwo konserwatystów wierzących w „papiestwo imperialne”, Franciszek „wykopał bowiem ostatnią mocną podporę spod silnego papiestwa i pozostawił urząd Piotrowy w takim samym stanie jak inne instytucje XXI wieku: mające władzę, ale pozbawione wiarogodności, otoczone charyzmą, ale bez legitymacji (…)” – zauważył komentator.
Jego zdaniem ta słabość Kościoła po pontyfikacie Franciszka utrudni biskupom bycie moralnymi przewodnikami, ale z drugiej strony sprawia, że niektórym osobom łatwiej będzie przekonać się do katolicyzmu jako religii i stylu życia oraz wejść do Kościoła.
„Może zatem ta swego rodzaju dekonstrukcja, do której doszło za (pontyfikatu) Franciszka, choć niezupełnie zgodna z nadziejami wielu liberałów, była opatrznościowo konieczna, by stworzyć obecny krajobraz – taki, w którym władzę trzeba będzie odbudować, ale w którym zostały usunięte niektóre przeszkody, pozwalając usłyszeć chrześcijańskie przesłanie” – czytamy.(PAP)
mw/ akl/