New York
70°
Sunny
6:04 am7:44 pm EDT
11mph
33%
29.96
WedThuFri
73°F
68°F
73°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Wywiady
Społeczeństwo

Jak będą patrzeć na nas za 100 lat? „Epoka Zachodu dobiega końca”

22.04.2025

Epoka Zachodu dobiega końca. Desperackie próby prezydenta Donalda Trumpa w postaci ceł, które nakłada teraz na Chiny, również pokazują, że ma on świadomość tego końca – powiedział PAP argentyński dziennikarz i pisarz Martín Caparrós, autor książki „Tamte czasy. Raport z teraźniejszości”.

Polska Agencja Prasowa: Książka „Tamte czasy. Raport z teraźniejszości” kojarzy się ze złotymi płytami, które w latach 70. wysłano w kosmos, lub listem w butelce dla przyszłych pokoleń.

Martín Caparrós: Złote płyty czy listy w butelce wysłano z teraźniejszości do przyszłości. Natomiast w przypadku mojej książki sytuacja jest odwrotna. Jest ona bowiem podręcznikiem do historii spisanym w przyszłości na temat obecnych czasów. Narratorką jest historyczka, która z perspektywy przyszłości opowiada nam o tym, co dzieje się w naszej teraźniejszości.

Forma podręcznika jest jednak wyłącznie zabiegiem literackim. Odwołałem się do niego, aby osiągnąć główny cel książki, czyli przedstawienie panoramy świata tu i teraz.

PAP: Skąd pomysł na taką właśnie książkę?

M.C.: Podręczniki do historii zazwyczaj syntetyzują epoki. My natomiast, żyjąc we współczesnym świecie, mamy jedynie częściową wizję tego, co się dzieje. Skupiamy się na tym, co robimy. To my decydujemy o tym, co jest dla nas ważne, a co nie. Trudno więc na otaczającą nas rzeczywistość spojrzeć z dystansem, zrobić krok w tył i patrzeć na całość. Stąd wziął się pomysł na spojrzenie z perspektywy przyszłości w teraźniejszość.

PAP: Narratorką jest historyczka, kobieta.

M.C.: Już we wcześniejszych swoich książkach na narratora wybrałem kobietę. Jestem mężczyzną, ale naprawdę interesuje mnie kobieca perspektywa. Tym wyborem podkreślam także aspekt beta tej opowieści oraz sposobu przedstawiania historii.

PAP: Czy decydując się na szerokie i całościowe ujęcie historii naszych czasów, nie obawia się pan oskarżeń o bezczelność, arogancję?

M.C.: Nie sądzę, abym był bezczelny. Po prostu spróbowałem zebrać jak najbardziej szeroką informację, a następnie ją podsumować i dokonać syntezy. W tym celu wykonałem ogrom pracy, poświęciłem jej wiele.

Oczywiście, nie wszyscy muszą się zgadzać z tym, co napisałem. Nie sądzę, abym znał całą i absolutną prawdę. Myślę jednak, że moja książka jest ambitna. A czyż nie powinniśmy być właśnie ambitni?

PAP: Wspomniał pan o prawdzie. Na ile w książce czytelnik znajdzie prawdę obiektywną, a na ile prawdę Martina Caparrósa?

M.C.: Nie wierzę w prawdy obiektywne. Zresztą w żadnej opowieści nie ma czegoś takiego jak obiektywizm. Zawsze jest ten ktoś, kto pisze lub opowiada historię. To on wybiera, o czym pisze, jak łączy elementy, o których właśnie opowiada. A to zawsze zależy od tego, jak się przygotował, jakie odebrał wykształcenie, co go interesuje oraz co sądzi o świecie i jak go widzi.

Wierzę w szczerość, uczciwość. Kiedy piszę, staram się być najbardziej uczciwy, jak to możliwe. Więc tak, to moja wizja – wizja Martina Caparrósa – ale to nieuniknione.

PAP: Na ile w tej książce fikcja – o ile jest – łączy się z faktami?

M.C.: W książce nie ma fikcji, ale jest coś na kształt jej insynuacji. Przecież książka została napisana z perspektywy stu lat! Elementy fikcji dotyczą zatem konwencji. Bo ktoś z przyszłości próbuje w ramach przeszpiegów zrozumieć, jak ludzie żyli w naszych czasach.

Natomiast mamy w książce w pełni rygorystyczny opis rzeczywistości. To, co napisałem o dzisiejszym świecie, sam zaobserwowałem, sprawdziłem albo odkryłem. To na pewno nie jest fikcja!

PAP: Czy narratorkę-historyczkę coś zadziwia?

M.C.: Owszem, podam przykład. Wskazuje ona, że w roku 2020 większość osób nosiła spodnie. Czytelnik zastanawia się wtedy – jest to maleńki element fikcji: czy rzeczywiście za sto lat nie będzie już spodni, dlatego tę historyczkę to dziwi? Albo wspomina, że w naszych czasach stosunki seksualne odbywały się głównie na żywo, a nie wirtualnie. Wtedy czytelnik też może się zacząć zastanawiać, jak w przyszłości może wyglądać seks.

PAP: Historyczka mówi także, że w trzecia dekada XXI wieku była czasem bez przyszłości, że panowało poczucie, że świat chyli się ku upadkowi. Czy to właśnie poczucie kresu historii sprawiło, że zdecydował się pan na napisanie tej książki?

M.C.: Napisałem tę książkę teraz, bo akurat teraz do głowy wpadł mi taki na nią pomysł. Może to głupie wyjaśnienie, ale taka jest prawda. Natomiast faktycznie wykorzystałem pretekst narracyjny.

Uważam, że żyjemy pod koniec epoki Zachodu. Co prawda historycy dzielą historię na cztery podstawowe okresy – starożytność, średniowiecze, nowożytność i współczesność – ale nazwanie epoki, w której żyjemy, współczesnością jest poważnym błędem. Przecież każda epoka i czas, które trwają, są czasem współczesnym.

Także narratorka-historyczka mówi o tym, że przez ostatnie z jej perspektywy sto lat historycy przestali nazywać bieżące czasy współczesnością – postanowili nazywać je epoką Zachodu. Powiedzmy umownie, że są to czasy, które rozpoczęły się w roku 1776, wraz z niepodległością Stanów Zjednoczonych, i trwały przez kolejne ok. 250 lat.

Przez czas trwania tej epoki względnie mały obszar świata – Zachód – zdobył hegemonię. Jest to wydarzenie, jakiego nigdy wcześniej w historii nie doświadczyliśmy. Jeden region dominował nad resztą poprzez swoje kolonie, a pozostałe części świata kopiowały to, co robił – maszyny, formy rządów, mody, a nawet muzykę. Dziś ta epoka dobiega końca.

PAP: Co może być wyznacznikiem tego końca?

M.C.: Zazwyczaj w historii epoki dobiegały końca, ponieważ następowała jakaś wojna czy okupacja. W książce jest mowa o tym, że w roku 2023 produkt krajowy brutto Chin przewyższył PKB USA. W naszych, tak mocno zdominowanych przez ekonomię czasach jest to doskonały symbol końca czasu Zachodu.

Z drugiej strony, jeśli się rozejrzymy, to wszystko pokazuje nam, że rzeczywiście epoka Zachodu dobiega końca. I te desperackie próby prezydenta USA Donalda Trumpa w postaci ceł, które nakłada teraz na Chiny, również pokazują, że ma on świadomość tego końca.

PAP: Jak pan zbierał materiały do książki?

M.C.: Zebrałem listę tematów, które wydały mi się ważne, aby za ich pomocą przedstawić rzeczywistość świata, który nas otacza. Wspomniałem już o kwestiach politycznych i ekonomicznych. Ale na kartach tego podręcznika pojawia się także wiele innych tematów – relacje międzyludzkie, technologia, sport, sztuka, seks, moda. Czyli te wszystkie elementy, które tworzą nasze życie. Chciałem podzielić się swoją refleksją na ich temat.

Próbowałem opowiedzieć to wszystko w sposób interesujący, wywołać zdziwienie i zaskoczenie. Zależało mi, aby czytelnik na nowo spojrzał na rzeczy mu znane.

PAP: Co dzisiaj takim podręcznikiem z przyszłości chce pan przekazać współczesnym czytelnikom?

M.C.: Chcę, aby ludzie żyjący tu i teraz poznali moją wizję świata i lepiej zrozumieli nasz świat i nasze życie.

Rozmawiała Anna Kruszyńska

Książka Martína Caparrósa „Tamte czasy. Raport z teraźniejszości” w tłumaczeniu Marty Szafrańskiej-Brandt ukaże się 23 kwietnia w Wydawnictwie Literackim.

Martín Caparrós – argentyński dziennikarz i pisarz. Pracował w radiu, telewizji i prasie. Od lat stale podróżuje. Jest autorem ponad dwudziestu książek tłumaczonych na wiele języków. Mieszkał w Paryżu, gdzie studiował historię, Madrycie i Nowym Jorku. Tłumaczył również dzieła Woltera, Szekspira, Queveda. W Polsce ukazały się m.in. jego „Głód” oraz „Nameryka”.

Anna Kruszyńska (PAP)

akr/ miś/

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner