Według statystyk Departamentu Policji miasta Nowy Jork (NYPD) nawet 65 proc. wszystkich strzelanin ma związek z działalnością grup przestępczych. Policjanci alarmują przy tym, że liczebność gangów stale rośnie, a w ostatnim czasie osiągnęła rekordowy poziom w historii. Co jeszcze bardziej niepokojące, do ulicznych band dołączają coraz młodsze osoby.
Jeszcze kilkanaście lat temu gangi kojarzono głównie z hermetycznym środowiskiem zakładów karnych i biedniejszymi dzielnicami Wielkiego Jabłka – dziś wpływy ulicznych grup przestępczych są zauważalne w całym mieście.
Wbrew pozorom z biegiem lat skala problemu nie maleje, tylko rośnie, a – co gorsza – uczestnictwo w gangach staje się coraz atrakcyjniejszą opcją dla młodych osób. Zdaniem nowojorskiej policji, coraz młodszych. Coraz młodsze są także ofiary uczestniczące w porachunkach.
Liczebność i aktywność gangsterów ma ogromny wpływ na bezpieczeństwo w mieście. „Trzeba zdać sobie sprawę, że historycznie rzecz biorąc, około 65 proc. strzelanin w Nowym Jorku ma związek z gangami” – podkreślił szef departamentu NYPD John Chell.
Szacuje się, że w Wielkim Jabłku działa kilkadziesiąt tysięcy członków gangów. Większość z nich jest związana z czterema głównymi strukturami przestępczymi: Bloods, Crips, Folk Nation i Trinitarios. Te potężne, ale luźno zawiązane syndykaty przestępcze dzielą się na setki mniejszych grup, tzw. „setów” albo „ekip”.
„Modę” na bycie gangsterem cechuje jednak coś, co – przynajmniej z perspektywy organów ścigania – można uznać za plus. Przestępcy nie kryją swoich powiązań i sami, wręcz intencjonalnie, pozostawiają po sobie ślady, głównie w sieci.
„Zdjęcia z bronią, które wrzuciłeś na swój Instagram, cóż, mamy to” – stwierdził znany adwokat z dziedziny prawa kryminalnego Arthur Aidala. „Materiał, w którym wygłaszasz jakąś tyradę na jakiś temat, wypłynie. Zostanie wykorzystane przeciwko tobie” – podkreślił.
Red. JŁ