New York
72°
Fair
6:14 am7:42 pm EDT
5mph
95%
29.98
MonTueWed
86°F
82°F
79°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Opinie i Analizy

Dach nad głową

16.12.2024
W Skid Row znajduje się jedno z największych skupisk bezdomnych w Stanach Zjednoczonych, oceniane na ok. 10-15 tys. osób

Od dawna wszystkim wiadomo, że Stany Zjednoczone zmagają się z bezdomnością. Jak wielki to stanowi problem dla jednego z najbogatszych krajów świata widać gołym okiem, szczególnie tam, gdzie ludzie nie mający dachu nad głową przebywają, tworząc pozbawione zezwoleń koczowiska.

Największe skupisko ludzi, którzy nie mogą się pochwalić „czterema kątami” znajduje się w Los Angeles w dzielnicy Skid Row, którą wszystkie przewodniki radzą turystom omijać z daleka. Nie zastosowałem się do tej porady i w czasie ostatniej wizyty w „Mieście Aniołów” udałem się tam na przechadzkę. Spodziewałem się, co mogę tam zastać, gdyż oglądałem reportaże telewizyjne i czytałem artykuły prasowe o życiu w tym specyficznym miasteczku, ale to, co zobaczyłem na własne oczy, mnie przygniotło. Setki namiotów, domków zbudowanych z kartonów, desek, płyt, blachy i płacht, gdzieniegdzie wózki dziecięce i z supermarketów, rowery, skutery, wygasłe i palące się ogniska, wszędzie rupieciarnia i piętrzące się śmieci. I ludzie, tysiące ludzi zepchniętych na margines społeczeństwa, którzy nie poradzili sobie z presją istnienia w drogiej, bezwzględnej i bezdusznej aglomeracji.


Końcem lipca br., po fatalnej decyzji Sądu Apelacyjnego Kalifornii, gubernator stanu Gavin Newsom nakazał likwidację miasteczka bezdomnych. Nic z tego nie wyszło.


Na Wschodnim Wybrzeżu gubernator stanu Nowy Jork Kathy Hochul próbowała zawiesić prawo zapewniające bezdomnym miejsce w schronisku i równocześnie przeznaczyła miliony dolarów na budowę tanich mieszkań dla pozbawionych dachu nad głową. I tu nic nie idzie zgodnie z planem.
Wcześniej, po tym, jak nie udało się namówić bezdomnych, żeby skorzystali z pomocy miejskiej administracji, władze Atlantic City ogłosiły zakaz spania w miejscach publicznych. Tego również nie dało się wyegzekwować.


Przenoszenie bezdomnych z miejsca na miejsce nie rozwiąże problemu, gdyż nie przysporzy to nowych mieszkań, których Ameryka desperacko potrzebuje.


W 2024 roku w kraju między Atlantykiem i Pacyfikiem naliczono rekordową liczbę bezdomnych – 653 104. To z grubsza populacja średniej wielkości amerykańskiego miasta, takiego jak Memphis, Baltimore, czy Fort Worth. Jak to się stało, że tak ogromna rzesza ludzka szuka miejsca do przespania się pod mostami, na i pod ławkami miejskich parków, w niezamkniętych samochodach, na stacjach i w pociągach metra? Trudno w krótkim felietonie ująć podłoże problemu, który narastał od ponad wieku poprzez wprowadzanie jeden po drugim złych politycznych posunięć. Powoli, ale stale niszczyły one prawa właścicieli ziemskich do budowania domów tam, gdzie ludzie chcieli mieszkać.


Weźmy na przykład wprowadzanie stref, co dzisiaj feministycznie nazywamy planowaniem przestrzennym. Pierwsze tego typu prawo wprowadzono w Baltimore w 1910 roku, które czyniło przestępcą czarnoskórego, wprowadzającego się do białej dzielnicy. Wkrótce inne miasta zaadoptowały podobne przepisy, ale Sąd Najwyższy szybko obalił je. Najwyższe gremium Temidy orzekło, że ludzie mają prawo sprzedawać dom komukolwiek, kto chce go kupić.


Ale nie trzeba było długo czekać, aby władze miast omijały decyzję SN, wprowadzając strefy ekonomiczne. Budowy budynków mieszkalnych i domów wielorodzinnych były zakazane w dużych częściach miast i przedmieść. W Euclid w stanie Ohio wszystkie grunty grodu podciągnięto pod strefę rezydencyjną, nawet posiadłości graniczące z olbrzymią fabryką traktorów. Po tym, jak administracja miejska przekonała Sąd Najwyższy, że nowe mieszkania będą kłóciły się z interesem właścicieli domów, budowa tanich lokali dla mniejszości rasowych i klasy robotniczej w całym kraju napotykała na przeszkody. Ich niedobór trwa do dzisiaj.


Amerykańskie miasta bardzo często niszczą dzielnice ludzi pracy w imię budowy projektów, których cel pozbawiony jest sensu. Dzielnica Poletown w Detroit została zrównana z ziemią na powstającą fabrykę Generał Motors, którą później zamknięto. W New London w stanie Connecticut okrojono dzielnicę klasy średniej na budowę głównej siedziby firmy farmaceutycznej Pfizer, którą również porzucono.


Nieudane przedsięwzięcia się zdarzają, na co wpływ ma wiele czynników, ale czy aż tyle?


Rządowe rozwiązania częściej przysparzają więcej bólu niż ulgi. Prawo kontroli czynszu, tak hołubione przez Państwo, które dba o dobro uboższych obywateli, nie obniża ogólnego kosztu zamieszkania, a wstrzymuje budowę nowych budynków. Trzeba też sobie jasno powiedzieć, ilu obecnie mieszkańców na nie zasługuje. Stworzone po II Wojnie Światowej dla powracających z frontu żołnierzy i klasy robotniczej, dawało szansę na powrót do społeczeństwa przez minimalizację wzrostu opłat za „cztery kąty”. Generacja ta już wymarła lub jest na wymarciu, więc celowość tego programu jest pozbawiona podstaw, ale dziwnym trafem dalej jest kontynuowany. Rodziny zgłaszają, że babcią opiekuje się wnuczek i w tym celu zamieszkał z nią, a po jej śmierci przejmuje lokum, za które płaci bajecznie niski czynsz, bo jako tam zamieszkały, nie może być z niego usunięty. Absurd.


Wracając do problemu mieszkaniowego, o którym pisałem wcześniej, tak postępując, nigdy nie uda się znieść prawa popytu i podaży. Każda rządowa polityka, która ogranicza budowę domów, powoduje zmniejszenie podaży i podwyżkę cen. Jeżeli nie zostanie zmieniona, wyjście z tego dołka będzie trudne, a wprost niemożliwe.

Autor: Wiesław Cypryś
Autor zdjęcia: The Erica Chang / CC

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner