New York
45°
Clear
7:13 am6:58 pm EDT
6mph
43%
29.84
TueWedThu
64°F
54°F
48°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Wywiady
Warto przeczytać
Społeczeństwo
Opinie i Analizy
Polonia

Deportacje? Po pierwsze: Nie panikować!

06.02.2025
Mecenas Ewa Brozek

Rozmowa z mecenas Ewą Brożek, adwokatką imigracyjną z kancelarii Kurczaba&Brozek Law Offices w Chicago

Jak pani, ekspertka w zakresie prawa imigracyjnego, zareagowała na start programu masowych deportacji Donalda Trumpa? Wiele osób, w tym Polaków w USA, którzy nie mają uregulowanego statusu żyło przez czas wyborów w przekonaniu, że jeśli do deportacji dojdzie, to ich one nie obejmą. Rzeczywistość okazała się inna i nagle mamy panikę.

Liczyłam się z tym, że jeśli Donald Trump wygra wybory to nie skończy się na straszeniu i jako prezydent będzie wdrażał w życie swoje obietnice wyborcze. Zaskoczyło mnie tylko tempo, z jakim zaczął to robić. Pracuję w środowisku prawników imigracyjnych już od 20 lat, najpierw byłam asystentką prawną, a od kilku lat jestem już samodzielną adwokatką. Mam więc rozeznanie, jak wyglądało stosowanie prawa imigracyjnego przez różnych prezydentów. Pamiętam poprzednią kadencję prezydenta Trumpa i szereg nieracjonalnych działań, w tym próby zmiany przepisów stosowanych od lat.  Dlatego tym razem już w czasie wyborów starałam się tłumaczyć naszym klientom imigrantom, a także i pracodawcom, zwłaszcza tym, którzy popierali Donalda Trumpa, jakie będą konsekwencje jego kolejnej prezydentury. Mimo wszystko wiele tych osób czuje się zaskoczonych tym co się dzieje.

I łapie za słuchawkę, żeby zasięgnąć rady prawnika co ma teraz zrobić?

Tak. Telefony się urywają i odnoszę wrażenie, że w chwili obecnej świadczymy usługi już nie tylko z zakresu prawa imigracyjnego, ale staliśmy się swego rodzaju gorącą linią, pogotowiem psychologicznym, bo ludzie czują się zagubieni i zdezorientowani, a spirala strachu tylko się nakręca dotykając nawet najbardziej racjonalne osoby. Dzwonią do nas zarówno osoby, które chcą teraz jak najszybciej rozpocząć proces legalizujący ich pobyt w USA, jak i ci, którzy tego zrobić nie mogą, ale chcą od nas usłyszeć, jaki jest plan służb imigracyjnych. W tym, że to prawda, iż w pierwszym rzędzie będą one namierzać osoby z notowaniami kryminalnymi, a nie wszystkich nielegalnych jednakowo.

Jakie pytania padają najczęściej?

O to, jak się zachowywać w sytuacji, gdyby zostali zatrzymani. Czyli: czy mają współpracować i podawać swoje dane, czy lepiej zachować milczenie? Czy jeśli są w trakcie legalizacji pobytu, to powinni zacząć nosić przy sobie odpowiednie dokumenty i w razie kontaktu ze służbami od razu je pokazać? Czy jako zatrzymani będą mieli prawo do procesu sądowego, czy raczej będą natychmiast aresztowani i wysłani do kraju pochodzenia?  Jak w takim razie sprzedać nieruchomość, firmę? Wreszcie, czy to prawda, że policja imigracyjna może wchodzić do domów, w których nie mieszka nikt notowany kryminalnie, czy należy brać dosłownie zapowiedzi nalotów także na przedszkola i szkoły, jak grozi prezydent i co powtarzają media, oraz czy my jako reprezentanci prawni zawsze będziemy pod telefonem i do dyspozycji 24/7? 

No tak, mnóstwo pytań, bo i tyleż niepewności. Odpowiedzmy chociaż na te najważniejsze. Kto rzeczywiście powinien obawiać się, że grozi mu areszt i szybka deportacja?

Najwyżej na liście deportacyjnej prezydenta, i to było podkreślane od początku, stoją nielegalni imigranci z przeszłością kryminalną. Szacunkowo mamy w tej chwili w USA około 660 tysięcy takich osób. Na celowniku służb imigracyjnych jest też milion osób posiadających tzw. ostateczny wyrok deportacyjny, którzy jednak wciąż tu są, ukrywają się.

A taki wyrok może być nieostateczny?

Może się zdarzyć, że po rozprawie deportacyjnej sędzia jednak go na nas nie nałoży. Jeśli stawimy się na taką rozprawę i przedłożymy nasze argumenty, udowodnimy, że uczciwie w Ameryce pracujemy, odprowadzamy podatki i zbudowaliśmy tu całe nasze życie, to jest to właśnie linia obrony przed deportacją. Jeśli na rozprawie nas nie ma, ta szansa przepada, a sędzia wyda wyrok o deportacji zaocznie.

Jeśli jednak nielegalny imigrant ma tzw. czysty rekord, a więc żadnych przestępstw na sumieniu, może w tej chwili spać spokojnie?

Spokojniej. Bo jednak nie do końca. Minęło jeszcze za mało czasu, żeby mieć rozeznanie jak te deportacje będą wyglądały w praktyce. Obawiamy się, że może dochodzić do sytuacji, kiedy przy okazji aresztowań osób notowanych kryminalnie lub posiadających nakaz deportacji, służby mogą zechcieć wylegitymować wszystkie osoby przebywające w danym miejscu, np. w zakładzie pracy czy budynku mieszkalnym. I niestety aresztować wszystkich bez legalnego statusu. Taka linia postępowania wiąże się z dodatkowymi wydatkami, nie wiemy czy rząd ma środki na taką skalę zatrzymań i aresztowań, ale w tym momencie musimy się z tym liczyć.

Przejdźmy do kwestii, która wzbudza najwięcej kontrowersji, a jednocześnie paniki wśród nielegalnych imigrantów posiadających dzieci urodzone w USA. Czy Trump faktycznie może „cofnąć” ich dziecku obywatelstwo? Czy może deportować całą taką rodzinę?

Zgodnie z amerykańską konstytucją, tzw. „prawem ziemi”, każdy człowiek urodzony na terenie USA automatycznie staje się obywatelem USA na mocy tego prawa. Rozporządzenie Donalda Trumpa, które zostało wydane mówi o likwidacji tego prawa, dokładnie zaś, że od lutego tego roku dzieci osób nie posiadających obywatelstwa nie będą już automatycznie nabywać tego obywatelstwa. Sądy federalne zadziałały tu błyskawicznie, bo już dzień po ogłoszeniu tego dekretu blokując go jako niekonstytucyjny. Co bardzo ważne, sędziowie i prawnicy, nie tylko z naszej społeczności zajmującej się sprawami imigracyjnymi i nie tylko ci, którzy nie głosowali na Donalda Trumpa, lecz również jego zwolennicy wyrazili przy tym głębokie oburzenie na adwokatów prezydenta, że ktokolwiek mógł w ogóle przygotować akt prawny w tak oczywisty sposób sprzeczny z konstytucją i z miejsca skazany na niepowodzenie. Słychać głosy, że ci doradcy mogą za to zostać postawieni w stan odpowiedzialności dyscyplinarnej i nawet stracić licencję na wykonywanie zawodu.

To rozporządzenie na razie zostało zawieszone na 14 dni, potem pewnie będzie zawieszone na stałe, aż doczekamy się ostatecznego wyroku sądu w tej sprawie. Pomysł cofania obywatelstwa na razie nie znalazł odzwierciedlenia w rozporządzeniach, oczywiście byłby równie niekonstytucyjny. Odpowiadając zaś na drugą część pytania. Stanowisko Urzędu Imigracyjnego jest takie, że dziecko, nawet jeśli jest obywatelem amerykańskim, do czasu uzyskania pełnoletności podlega pod opiekę rodziców lub opiekunów prawnych. Jeśli więc oni będą musieli wyjechać z kraju, ono będzie musiało pojechać z nimi. Do USA będzie mogło wrócić po uzyskaniu pełnoletności.

A więc jednak bardzo zła wiadomość dla rodzin znajdujących się w takim położeniu.

Niestety, a muszę zwrócić uwagę na coś jeszcze. Do tej pory rodzice obywateli amerykańskich raczej spokojnie żyli w Ameryce czekając, aż ich dziecko osiągnie pełnoletność prawną, czyli 21 lat, bo to moment, kiedy mogli rozpocząć proces legalizacji własnego pobytu tutaj sponsorowani przez swoje dziecko. Donald Trump nie wydał na razie żadnego rozporządzenia wymierzonego w tę konkretną grupę nielegalnych imigrantów, ale w jego kampanii wyborczej pojawiały się zapowiedzi, że ta droga do Zielonej Karty też może zostać zablokowana. Ludzie są przerażeni i trudno się dziwić. Proszę sobie wyobrazić, ktoś czekał na tę chwilę ponad dwadzieścia lat. Jest już prawie u celu. Wie, że złamał prawo, ale wie też, że przez cały czas było światło w tunelu, bo po okresie oczekiwania będzie mógł swój pobyt zalegalizować. Żył uczciwie, pracował, może z powodzeniem prowadził własną działalność gospodarczą, a teraz nagle ten fundament, na którym zbudował całe swoje życie może się zawalić. A jednocześnie nie ma żadnej innej alternatywy. Przypomnę, że ostatni raz, gdy na mocy specjalnej ustawy nielegalni imigranci w USA mieli możliwość uregulowania swego statusu był w roku 2001. Od tej pory jedyną ścieżką dla nielegalnych rodziców stało się sponsorowanie przez dorosłe dziecko. Chociaż fakt posiadania dziecka, które jest obywatelem może ewentualnie pomóc, jeśli rodzic dostał się w ręce służb imigracyjnych i wyznaczono mu rozprawę deportacyjną. O ile bowiem będzie w stanie udowodnić przed sądem, że przebywa w Ameryce więcej niż 10 lat, nie był w tym czasie karany, płacił podatki i jest moralnym człowiekiem, sąd może zezwolić mu na dalszy pobyt w Ameryce poprzez tzw. „cancellation of removal” (kasacja nakazu o wydaleniu – przyp. autor.).  Z tym, że taki wyrok nigdy nie był i nie jest sposobem na otwarcie sobie ścieżki do uzyskania Zielonej Karty, a jedynie broni przed deportacją.

Proszę w takim razie o podpowiedź, co osoba o nieuregulowanym statusie może w tej chwili dla siebie zrobić? Od czego zacząć?

Od konsultacji ze specjalistą. Bo mimo wszystko może uda się znaleźć sposób, by rozpocząć proces legalizacji jej statusu. I jeśli będzie posiadała dokument potwierdzający, że petycja o zmianę statusu imigracyjnego jest w toku, to będzie to jej atut chroniący przed deportacją.  Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, że mają podstawy, by ten proces rozpocząć. Chodzi np. o rodzinne powiązania, a także status członków ich rodzin. Mieliśmy przypadki, w których dzieci myślały, że nie mają żadnej możliwości, by uregulować swój status, a okazało się, że mogą im pomóc sprawy rozpoczęte jeszcze przez ich rodziców. Pomocne może być sponsorowanie przez pracodawcę nawet sprzed 20 lat, a także, o czym mnóstwo osób nie wie, posiadanie w którymś momencie pobytu w USA wizy studenckiej, czyli wizy typu F1 bądź J1. Dlaczego? Bo nabyty wówczas status studenta nie wygasa. Tym samym więc nie wygasa możliwość bycia sponsorowanym przez pracodawcę jako osoba legitymująca się statusem studenta, mimo, że naukę zakończyliśmy wiele lat temu.  

Sama jestem zaskoczona tą informacją.

Jak masa naszych klientów. Niektórzy do tego stopnia, że odwiedzają kilka kancelarii prawnych, żeby się upewnić, że to prawda, bo niestety zdarza się, że otrzymują sprzeczne informacje od samych adwokatów. 

Aż powtórzę: czyli jeśli kiedykolwiek byliśmy w USA posiadaczami wizy studenckiej, a potem przez 15, a nawet i 25 lat żyliśmy tu jako imigranci nielegalni to mimo tego nie ma żadnych przeszkód, by jakiś pracodawca mógł nas sponsorować i w ten sposób umożliwić nam zalegalizowanie naszego pobytu? My zaś ujawniając się w ten sposób przed systemem nie ściągamy na siebie kłopotów typu deportacja?

Można to tak powiedzieć. Niektórzy uważają, że to luka prawna, ale to nieprawda. Treść tego przepisu jest bardzo czytelna. Posiadacze wizy studenckiej mogą otrzymać stały pobyt, a jedynym ewentualnym utrudnieniem jest to, że nie mogą tego procesu zakończyć tutaj. Muszą na co najmniej dwa tygodnie wyjechać za granicę, tam odebrać wizę imigracyjną, która jest odpowiednikiem Zielonej Karty i dopiero wtedy wrócić do USA już ze statusem stałego rezydenta.  

Dlaczego ludzie o tym przepisie powszechnie nie wiedzą?

Bo nie wiedzą, że niektóre statusy imigracyjne są wydawane bez ograniczenia czasowego i ważne są tak długo, dopóki urzędnik imigracyjny albo sędzia nie wyśle do nas listu, w którym nas jasno poinformuje, kiedy dokładnie kończy się ważność naszej wizy. Tak się składa, że w 99 procentach przypadków wiz studenckich ich posiadacze nigdy takiego listu nie otrzymują. Po zakończeniu nauki żyją w przeświadczeniu, że są nielegalnie, gdy w istocie mają autoryzację, żeby tutaj przebywać bezterminowo, a także zakończyć proces legalizacji swojego pobytu.

Co radziłaby Pani osobom, które obawiają się, że może im grozić deportacja? Sądząc po tym, co pokazują media, służby pracują szybko i efektywnie. Powinni pomyśleć o tym, by sprzedać dom i uregulować swoje sprawy tutaj, póki jest czas?

Nie, nigdy nikomu nie daję takiej rady. Przyczyn jest kilka. Po pierwsze dlatego, że każdy zatrzymany nielegalny imigrant ma prawo do procesu sądowego. Po drugie samo wezwanie do sądu imigracyjnego nie oznacza jeszcze deportacji. Po trzecie, proces deportacyjny może trwać wiele lat. Po czwarte wreszcie, zawsze sprawdzamy, czy mimo wszystko nie ma podstaw, by rozpocząć legalizację pobytu naszego klienta. Radzimy natomiast, by nie popełniać wykroczeń, przestępstw i starać się unikać wyjazdów. Przede wszystkim nie podróżować samolotem i nie zbliżać się do pasów przygranicznych. Na przykład nie urządzać sobie wycieczek w takie miejsca jak nad Niagarę. Uczulam na to, bo właśnie nad Niagarą jest bardzo dużo policji imigracyjnej, a jest to miejsce bardzo popularne wśród naszych rodaków. Osoby, którym nie jesteśmy w stanie pomóc to ludzie już posiadający ostateczny nakaz deportacji oraz notowani policyjnie za poważne przestępstwa.

To na koniec jeszcze jedno pytanie, które mocno podnosi w tej chwili nielegalnym imigrantom ciśnienie. Na co się przygotować, jeśli jednak się zdarzy, że „wpadną” w ręce służb imigracyjnych?  

Powtórzę jeszcze raz: po pierwsze nie panikować, że z miejsca będzie nam grozić deportacja. Nie, nie z miejsca, to proces, który w obecnych realiach rozciąga się w czasie, bo sądy imigracyjne są przeciążone i terminy rozpraw dla osób nie notowanych kryminalnie są dość odległe, mówimy nawet o kilku latach. Warto przygotować się na obronę przed deportacją, czyli na uzyskanie od sądu wspomnianego już „cancellation of removal”. A więc: pozbierać dokumenty, które pokażą kim jesteśmy i co robimy w Ameryce: jakie życie prowadzimy, że mamy i wychowujemy urodzone tu dzieci, że przebywamy tu dłużej niż dziesięć lat, lub przynajmniej dłużej niż dwa. Bardzo przydatna będzie też dokumentacja rozliczeń podatkowych, listy referencyjne od pracodawcy lub z parafii, do której należymy, także dowód na to, że np. udzielamy się charytatywnie i generalnie jesteśmy dobrymi sąsiadami i ludźmi. Słowem wszystko to, co przekona sędziego, że posiadamy dobry, moralny charakter i jesteśmy wartościowymi jednostkami, które wnoszą coś pozytywnego w życie Ameryki.

Autor: Eliza Sarnacka-Mahoney

Autor zdjęcia: archiwum

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner