Skrzypaczka Karolina Mikołajczyk i akordeonista Iwo Jedynecki to jeden z najciekawszych i najbardziej innowacyjnych zespołów kameralnych młodego pokolenia. Światowej sławy artysta Maxim Vengerov stwierdził, że tworzą „duet tak zgrany, że brzmi jak jeden instrument”. Podobne odczucia ma chyba każdy, kto chociaż raz widział i słyszał ich razem na scenie. „Połączyliśmy ze sobą dwa instrumenty, które na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego (…), co dało możliwość stworzenia nowego brzmienia, które nigdy wcześniej nie pojawiło się w muzyce klasycznej” – podkreśla Karolina. „Łamiemy stereotypy odnośnie instrumentarium i wymykamy się utartym schematom repertuarowym, co jest unikatowe na skalę światową” – dodaje Iwo podczas rozmowy z „Nowym Dziennikiem”. W dodatku podczas ich występów widać i słychać miłość nie tylko do muzyki, ale również istniejącą pomiędzy nimi.
Spędziliście w Stanach Zjednoczonych kilka miesięcy dając wiele koncertów i promując swoją twórczość. Co skłoniło Was do przyjazdu do Nowego Jorku i jak do tego doszło?
Karolina: Byliśmy już w Nowym Jorku kilka razy grając koncerty w różnych miejscach. Pierwszy raz było to w 2016 roku. Bardzo się nam tutaj podobało i chcieliśmy w jakiś sposób przedstawić bliżej nasz unikatowy duet wiedząc, że jest tu bardzo otwarty rynek na taką muzykę.
Iwo: Podczas pandemii zaczęliśmy szukać nowych możliwości promocji swojej twórczości i natknęliśmy się na informacje o stypendium Fulbrighta. Wiedziałem, że ono istnieje, ponieważ mój kolega, kontratenor Jakub Józef Orliński, robiący obecnie karierę na całym świecie, właśnie dzięki niemu miał szansę przez parę lat studiować w Juilliard School w Nowym Jorku. Nie sądziłem, że będzie taka możliwość, aby w Stanach Zjednoczonych studiować na kierunku związanym z akordeonem klasycznym, ponieważ nie ma takiej specjalności na uczelniach amerykańskich. Można sobie wybrać fortepian, klawesyn, wiolonczelę i różne instrumenty, ale nie akordeon. Z kolei w Europie jest to instrument, z którym można wiązać swoją przyszłość akademicką, zdobyć dyplom magistra czy zrobić doktorat – i tak na marginesie oba te tytuły już mam –ale jednocześnie rynek na ten instrument nie jest zbyt chłonny, bo w muzyce klasycznej akordeon jest uznawany za nowoczesny instrument. Zauważyliśmy jednak, że Stany Zjednoczone są bardziej otwarte na nowe pomysły i doszliśmy do wniosku, że warto tutaj spróbować swoich sił. Dlatego też postanowiłem złożyć wniosek o stypendium Fulbrighta, mimo że miałem niewielką nadzieję, że je zdobędę. Jednak udało mi się je dostać. Wiadomo też, że w rzeczywistości to stypendium, czyli pomoc finansową, otrzymuje się dopiero po zakwalifikowaniu się ma jakiś program studencki w Stanach Zjednoczonych, więc musiałem znaleźć uczelnię, która będzie chętna przyjąć mnie jako akordeonistę. I to było kolejne wyzwanie.
Karolina: Nasza idea była jednak taka, żeby móc przyjechać do Nowego Jorku, bo wiedzieliśmy, że jeśli Iwo znajdzie uczelnię w tym mieście, to będziemy mieli tutaj do wykorzystania dziewięć miesięcy na promocję naszego duetu i ten plan udało nam się zrealizować. W Polsce oboje skończyliśmy studia, zrobiliśmy doktoraty i doszliśmy do wniosku, że jeśli chcemy się jeszcze czegoś nauczyć lub coś osiągnąć, to musimy szukać nowych możliwości. Na świecie nie ma zbyt wielu klasycznych duetów skrzypcowo-akordeonowych, a w Stanach akordeonu klasycznego nie ma w ogóle. Dlatego chcieliśmy wykorzystać tę lukę i sprawdzić, czy to się „przyjmie”… i rzeczywiście zagraliśmy sporo koncertów. Początkowo był to Nowy Jork, a później wystąpiliśmy też w Los Angeles, Las Vegas, Filadelfii, San Diego i Waszyngtonie.
Iwo: Udało nam się zagrać w kilku pięknych i prestiżowych salach. W Nowym Jorku była to Carnegie Hall, w Los Angeles University of Southern California, w Las Vegas West Charleston Library, a także San Diego State University.
Na którą uczelnię ostatecznie udało Ci się dostać?
Iwo: Dla mnie miłym zaskoczeniem było to, że aż trzy bardzo dobre uczelnie były zainteresowane przyjęciem mnie w poczet swoich wizytujących studentów. Były to: Manhattan School of Music, New York University i Berklee College of Music w Bostonie. Będąc w zeszłym roku na egzaminach na te uczelnie zauważyliśmy, że w Bostonie było bardzo fajnie, ale w Nowym Jorku na NYU od razu poczuliśmy, że ci ludzie chcą nam rzeczywiście pomóc, by osiągnąć coś więcej, i to się sprawdziło. Poza tym Nowy Jork to jest jednak centrum kulturalne świata, dające naprawdę wiele możliwości. W dodatku szybko okazało się, że naszym duetem instrumentalnym zainteresowali się też różni kompozytorzy. Na NYU jest bardzo silna klasa kompozycji, z którą związana jest m.in. laureatka Nagrody Pulitzera Julia Wolfe, będąca też jedną z najważniejszych współczesnych kompozytorek amerykańskich i mająca co chwilę jakieś zamówienia, czy to z Carnegie Hall, czy też nawet z Filharmonii Berlińskiej. Podczas swojego pobytu na NYU miałem okazję dać wykład na temat akordeonu klasycznego dla jej klasy kompozycji. W dodatku okazało się, że ona miała nie mniej pytań na temat tego instrumentu niż jej studenci. Była bardzo zainteresowana komponowaniem na akordeon, co mam nadzieję w przyszłości mogłoby zaowocować jakąś bliższą współpracą – i na pewno byłoby czymś wspaniałym. Oczywiście to nie jest takie proste, ponieważ ona ma zamówienia przynajmniej na 5 lat do przodu, ale mam nadzieję, że kiedyś uda nam się zrobić coś razem.
Karolina: Właśnie takie kontakty z ludźmi, którzy w Europie wydają się być zupełnie niedostępni ze względu na swój status zawodowy, w Stanach Zjednoczonych są prawie na wyciągnięcie ręki. To wspaniałe, że z tak znakomitymi osobami można porozmawiać o swoich pomysłach jak równy z równym. Co więcej, często oni sami są bardzo zaciekawieni i otwarci, chętni do wspólnych działań. To bardzo inspirujące.
Iwo: Bardzo chcą pomagać niezależnie od tego, czy są wykładowcami na uczelni, czy też mają już za sobą długoletnią karierę. Każdy z nich z wielką radością dzieli się swoim doświadczeniem, kontaktami i sugestiami. To jest bardzo pomocne dla muzyków i artystów, którzy są na początku swojej drogi albo też dopiero co przyjechali do Nowego Jorku i próbują swoich sił. Dlatego naprawdę bardzo doceniamy czas spędzony tutaj, tym bardziej że widzimy duże zapotrzebowanie i zainteresowanie komponowaniem utworów na skrzypce i akordeon. Już wiemy, że w przyszłym roku będziemy mieli koncert podczas Queens New Music Festiwal, który będzie poświęcony prawykonaniom utworów nam dedykowanych.
Karolina: Mamy trzech kompozytorów amerykańskich, którzy podczas naszego pobytu w Stanach się z nami skontaktowali i chcą dla nas pisać. W dodatku są z różnych stron: z Kalifornii, Indiany i Nowego Jorku.
Tak więc chyba nie żałujecie, że na miejsce studiów wybrałeś NYU?
Iwo: Oczywiście, że nie, i w dodatku nie była to trudna decyzja, bo nawet jeśli z jednej strony w Bostonie zapewne życie byłoby tańsze i warunki finansowe zupełnie inne, to jednak Nowy Jork jest centrum świata i jest tu o wiele więcej możliwości do działania. W dodatku NYU od razu miało fajny pomysł na to, w jaki sposób ze mną współpracować, a nawet zorganizowali koncert z orkiestrą NYU, na którym zagraliśmy utwory Astora Piazzolli. Poza tym głównym moim zajęciem na tej uczelni była gra w zespole muzyki współczesnej. Na początku grudnia dałem studentom kompozycji wykład na temat akordeonu, a w semestrze wiosennym mieli oni za zadanie włączyć ten instrument do swoich kompozycji. Tak więc była to bardzo ciekawa współpraca również dla uczelni, która skorzystała z mojej wiedzy na temat akordeonu klasycznego. Na NYU przyjął mnie profesor perkusji, ponieważ nie było nikogo innego, kto by widział akordeon w muzyce klasycznej. Był on zachwycony już po pierwszym utworze, jaki zaprezentowałem. W trakcie egzaminu wstał i poprosił, żebym na chwilę przerwał, a on w tym czasie zaprosił wszystkich swoich studentów, żeby przyszli i posłuchali reszty tego zamkniętego przesłuchania. Później powiedział mi, że był zachwycony, ponieważ nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszał. To jest właśnie ten rodzaj otwartości w Stanach Zjednoczonych, który pozwolił nam tutaj zaistnieć i wystąpić w wielu prestiżowych miejscach.
Karolina: Myślę, że chyba nie ma żadnego innego miejsca na świecie, w którym w ciągu siedmiu miesięcy – bo ja przyjechałam tutaj nieco później niż Iwo – udałoby się nam zrobić tak dużo. Wydaje mi się, że to wynika z tempa tego miasta, oraz z faktu, że wiele osób jest tutaj zaangażowanych w kulturę i każdy – moim zdaniem – ma jakiś pomysł, cel i mierzy wysoko. My na pewno zamierzamy łączyć swoją artystyczną przyszłość z Nowym Jorkiem i Stanami Zjednoczonymi, dlatego że podczas pobytu tutaj mieliśmy możliwość nawiązać kilka nowych kontaktów, które w przyszłości mogą zaowocować kolejnymi koncertami w różnych salach, stanowiących istotne punkty na kulturalnej nowojorskiej mapie.
Rozumiem, że jako muzycy chcecie być niezależni i jesteście zainteresowani głównie życiem koncertowym, a nie stacjonarną pracą.
Iwo: W naszej branży na stałe można pracować w orkiestrze, czego ja nie mógłbym robić zbyt często, ponieważ, poza kilkoma utworami w literaturze muzycznej, nie ma w niej miejsca na akordeon. Również Karolina jako solistka grając w orkiestrze byłaby „przywiązana” do konkretnego miejsca. Inną formą stałej pracy jest nauka w szkole czy też na uczelni, co również wiąże się ze stałym miejscem pobytu. Natomiast my najbardziej chcemy występować na scenie i z życiem koncertowym związać naszą przyszłość, a szczególnie z Nowym Jorkiem i wschodnim wybrzeżem Stanów Zjednoczonych. Od tego roku współpracuję z agencją Astral Artists z Filadelfii, więc też na pewno wraz z Karoliną będę często przyjeżdżał do tego miasta. Dzięki tej współpracy zagramy w styczniu przyszłego roku solowy koncert z West Virginia Symphony Orchestra.
Karolina: W Stanach widzimy zainteresowanie naszym duetem, więc wychodząc naprzeciw temu chcemy być gotowi na wykorzystanie każdej okazji. Oczywiście, trudno dokładnie przewidzieć, co może się wydarzyć rok czy za kilka lat, więc musimy być bardzo elastyczni. Na tym polega życie muzyka – trzeba być gotowym na skorzystanie z każdej pojawiającej się szansy. Na pewno już w październiku znów przyjedziemy tutaj na kilka koncertów.
Udało Wam się wypełnić lukę muzyczną w szerokim spektrum artystycznym Nowego Jorku i zaistnieć koncertowo w Stanach Zjednoczonych zachwycając wiele osób swoim bardzo nietypowym – jak na muzykę klasyczną – duetem. Jak doszło do tego, że postanowiliście grać i występować razem?
Karolina: To był bardzo naturalny proces i w zasadzie ta decyzja sama się wyklarowała. Poznaliśmy się 12 lat temu, a po dwóch latach bliższej znajomości postanowiliśmy spróbować połączyć naszą działalność muzyczną. Mając na uwadze to, że skrzypce są instrumentem mogącym prowadzić linię melodyczną, a akordeon instrumentem harmonicznym stwierdziliśmy, że spróbujemy wspólnych sił w duecie.
Iwo: Akordeon, na podobnej zasadzie jak fortepian, organy czy klawesyn, może być instrumentem, który daje tzw. podstawę i można nim zastąpić np. fortepian, który wraz ze skrzypcami tworzy najpopularniejszy duet w muzyce klasycznej.
Karolina: Gramy razem już 10 lat i naszym pierwszym wspólnym występem był konkurs, na który przygotowaliśmy cztery utwory. Zdobyliśmy wówczas pierwszą nagrodę i Grand Prix, co utwierdziło nas w przekonaniu, że warto się w ten duet zaangażować. Zauważyliśmy wtedy, że nie tylko dobrze nam się gra razem, ale też, że jest bardzo dobry odzew słuchaczy. Od tamtej pory występujemy wspólnie i poszerzamy nasz repertuar.
Iwo: Tych konkursów było oczywiście zdecydowanie więcej, podobnie jak nagród, które na nich otrzymaliśmy. Dzięki nim narodziło się także wiele innych rzeczy, m.in. nasza pierwsza trasa koncertowa po Stanach Zjednoczonych. Odbyliśmy ją w 2016 roku i już wówczas mieliśmy okazję zagrać w Carnegie Hall. Odwiedziliśmy również mniej „oblegane” przez muzykę klasyczną miejsca, jak Arkansas czy Wirginia. Właśnie wtedy pomyśleliśmy, że Stany Zjednoczone byłyby dobrym planem na przyszłość. Oczywiście cały czas podtrzymywaliśmy działalność koncertową oraz budowaliśmy nowy repertuar, ponieważ na nasz nietypowy skład instrumentalny nie ma go za wiele. W związku z tym rozpoczęliśmy współpracę z kompozytorami nad tworzeniem nowych utworów na nasz skład. Poświęciliśmy im naszą pierwszą płytę, wydaną w 2016 roku, która – podobnie jak nasze dwa inne albumy – dostępna jest na wszystkich platformach streamingowych. Obecnie najważniejszym elementem naszej działalności jest opracowywanie i transkrybowanie kompozycji ze wszystkich epok muzyki klasycznej – od baroku aż do współczesności. Chociaż skrzypce i akordeon to połączenie nowe w muzyce klasycznej, i oryginalnie pisane na ten skład utwory to kompozycje współczesne, nie chcieliśmy zawężać naszego repertuaru tylko do jednej epoki. Podczas swoich studiów w Polsce, Hiszpanii oraz w Niemczech uczyliśmy się u profesorów – specjalistów muzyki barokowej, klasycznej, romantycznej czy wczesnodwudziestowiecznej i chcieliśmy ją także włączyć do naszego programu. Dzięki temu w naszym nietypowym składzie instrumentalnym wykonujemy kompozycje Bacha czy Mozarta. Tymi wyborami łamiemy stereotypy odnośnie instrumentarium i wymykamy się utartym schematom repertuarowym, co jest unikatowe na skalę światową.
Karolina: Połączyliśmy ze sobą dwa instrumenty, które na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego i są od siebie bardzo odległe. Skrzypce ze swoją kilkusetletnią tradycją, młody jeszcze i ciągle odkrywany akordeon, zupełnie inne źródło dźwięku obu instrumentów. Po wspólnych próbach dostrzegliśmy jednak wiele podobieństw, co dało możliwość stworzenia nowego brzmienia, które nigdy wcześniej nie pojawiło się w muzyce klasycznej. Uznaliśmy, że dzięki temu możemy dodać do niej nową wartość.
Czyli dzięki Wam ludzie mogą zmienić postrzeganie połączenia brzmienia skrzypiec z akordeonem, które do tej pory kojarzone było raczej z muzyką popularną i ludową.
Iwo: Zdarza się po koncertach, że ludzie pytają, czy gramy też polki itp. Właściwie to moglibyśmy to robić, ale bardzo tego unikamy. Naszym celem jest przestawienie publiczności tego instrumentarium właśnie w muzyce klasycznej. Chcemy pokazać, że możliwe jest w jej ramach połączenie ze sobą najrozmaitszych instrumentów, i że to muzyka jest najważniejsza, a barwnym dodatkiem jest to, na jakich instrumentach się ją wykonuje. Bardzo długo pracowaliśmy również nad tym, żeby nasze brzmienie było jak najlepszej jakości, szlachetne. Zwykle jeśli się mówi o połączeniu skrzypiec z akordeonem, to na myśl od razu przychodzi pewien konkretny rodzaj brzmienia, zupełnie odmienny od tego, co prezentujemy na naszych koncertach. Łamiemy stereotypy i jeśli po koncercie ktoś mi mówi: „Pan zupełnie nie brzmi jak akordeon”, to jest to dla mnie ogromny komplement i dowód, że swoją pracę wykonałem dobrze.
W ten sposób chyba kreujecie nową jakość w muzyce klasycznej.
Iwo: W tym sensie oczywiście tak, natomiast jeśli chodzi o spojrzenie na źródło dźwięku i historię muzyki, to nie do końca tak jest. Akordeon, podobnie jak skrzypce, jest instrumentem akustycznym, a źródłem jego dźwięku są tzw. stroiki przelotowe. W zasadzie jest to instrument dęty, ponieważ powietrze wprowadzane z miecha wprawia w ruch takie drobne metalowe języczki, czyli wspomniane stroiki przelotowe. Te mechanizmy były znane już 3000 lat przed naszą erą w starożytnych Chinach. Później w wieku XVIII pojawiły się w Europie. Tak więc instrumenty o takim źródle brzmienia, bardzo podobnym do dzisiejszego klasycznego akordeonu, mieli już znakomici kompozytorzy, jak Chopin, Dworzak czy też Saint-Saens. Były wówczas instrumenty nazywane fisharmoniami lub harmoniami (obie te nazwy stosuje się wymiennie). Na temat utworów pisanych na fisharmonię, a wykonywanych dziś na akordeonie napisałem swoją pracę doktorską. Jak widać, źródło dźwięku akordeonu istnieje już od dawna i kompozytorzy je znali, jednak wówczas tego typu instrumenty nie były doskonałe techniczne przez co utworów na to instrumentarium nie powstało dużo.
Z tego co zauważyłem, to grasz na akordeonie guzikowym. Czym się on różni od tego z klawiszami?
Iwo: Ludzie często myślą, że mój instrument to jakaś wariacja takiego „normalnego” akordeonu z klawiszami, a w rzeczywistości jest dokładnie na odwrót. Klawiatura fortepianowa została wprowadzona później i zastąpiła guziki po to, żeby pianistom było łatwiej się nauczyć grać na tym instrumencie, oraz by mogli korzystać z niego w różnych miejscach. Stąd też pewnie akordeon zaczął być zabierany i wykorzystywany w tawernach do grania do tańca i zaczął się bardziej kojarzyć z muzyką popularną niż z klasyczną, do której został stworzony. Akordeon był wyjątkowo praktyczny, a te instrumenty z XIX wieku, które wykorzystywały stroiki przelotowe, były wielkości pianina i nie nadawały się do transportu. Jednak jak już się znalazły w salach koncertowych, to były cały czas eksploatowane i świetnie się tam przyjęły. Jak się okazuje, źródło dźwięku akordeonu nie jest aż takie nowe i kompozytorzy, szczególnie w XIX wieku, również byli nim zafascynowani. Tak więc nasze połączenie skrzypiec i akordeonu jest bardzo nowatorskie, a jednocześnie zakorzenione w tradycji wykonawczej muzyki klasycznej.
Wasz repertuar jest bardzo szeroki muzyczne, od baroku po współczesność. Jak sami stwierdziliście, musicie także zajmować się opracowywaniem i aranżowaniem kompozycji na Wasze instrumentarium. To na pewno zajmuje sporo czasu. Jak Wam się udaje to wszystko pogodzić czasowo?
Iwo: To jest nasza praca, którą wykonujemy już trochę „automatycznie”. Zrobiliśmy już tyle tych transkrypcji i opracowań utworów z dawnych epok, a także muzyki współczesnej, że przychodzi nam to bardzo naturalnie. Wiemy, że jak zajmujemy się nowym utworem, to nie jest to tylko wierne oddanie tego, co jest w nutach, ale także dodatkowa praca, która ma sprawić, że dana kompozycja przeznaczona na inny skład instrumentalny musi brzmieć w naszym nietypowym zestawieniu dobrze i w sposób zadowalający dla nas i dla słuchaczy.
Karolina: W Stanach Zjednoczonych nasz bogaty repertuar jest niewątpliwie atutem. Każda epoka ma swój charakterystyczny styl, wymaga innego sposobu wykonania i różnych umiejętności, co tutaj jest niezwykle cenione. W Europie mamy dosyć wąskie specjalizacje w zakresie muzyki klasycznej, co oczywiście ma także swoje plusy – możemy bardzo dogłębnie wejść w jakiś temat i stać się ekspertami. Są zespoły, które grają tylko utwory barokowe lub muzykę współczesną. Natomiast my czujemy się dobrze w każdym repertuarze, bo tego się uczyliśmy i na ten temat mieliśmy wiele lekcji ze znakomitymi profesorami od muzyki dawnej.
Iwo: Pracowaliśmy m.in. z Krzysztofem Pendereckim nad opracowaniem jego „Sonaty na skrzypce i fortepian”. Jako że mieliśmy kontakt z niekwestionowanymi autorytetami w każdej z tych stylistyk, które wykonujemy, stwierdziliśmy, że byłoby to nienaturalne dla nas, gdybyśmy się chcieli zamknąć tylko w jednym stylu, czy to w muzyce współczesnej, czy też np. w twórczości Astora Piazzolli, z którą skrzypce i akordeon się kojarzą. To prawda, że w Stanach Zjednoczonych artyści mają szerokie spektrum repertuarowe, na co pewne wpływa wiele różnych czynników. Mamy znajomych muzyków w Nowym Jorku, którzy chcąc się utrzymać w tym mieście, muszą po prostu grać wszystko. Dlatego nikogo nie dziwi fakt, że w jeden dzień ktoś występuje z orkiestrą symfoniczną, a na drugi idzie grać do klubu jazzowego. Natomiast my dzięki temu, że byliśmy kształceni w Europie, bardzo dogłębnie poznaliśmy tajniki wykonawstwa szerokiego spektrum muzyki i teraz możemy to wnieść w środowisko muzyki klasycznej w Stanach Zjednoczonych. Dlatego też te nasze interpretacje zwracają uwagę nie tylko zwykłych słuchaczy, ale nawet wykładowców i kompozytorów, którzy mieli okazję nas słyszeć. Przykładem może być opinia jednego z profesorów z NYU, który podczas rozmowy po jednym z naszych występów powiedział mi, że rzadko słyszy u amerykańskich skrzypków, żeby grali z taką głębią dźwięku jak Karolina. A to jest po prostu kwestia uczenia się od najlepszych profesorów europejskich i pewnego sposobu uwrażliwienia. W Stanach Zjednoczonych nie zwraca się na to aż takiej uwagi, dlatego też nasze propozycje interpretacyjne spotykają się właśnie z takim dobrym odbiorem, bo jest w nich coś innego, nie tylko jeśli chodzi o instrumentarium, ale też sposób wykonania.
Byłem na kilku Waszych koncertach i miałem okazję nie tylko zobaczyć, jak ludzie reagują, ale także sam tego doświadczyć. Patrząc na Was na scenie można faktycznie zobaczyć i usłyszeć, że tworzycie jedną całość, czuje się pasję grania połączoną z miłością do muzyki.
Karolina: Cieszymy się, że to słychać, bo to jest dokładnie to, nad czym pracujemy, co czujemy i co chcemy dawać słuchaczom. Dzięki tej pasji i miłości do muzyki łatwiej jest trafiać do publiczności i przekazać dobre emocje oraz piękno. Po to też jesteśmy – słuchacz bez wykonawcy nie może doświadczyć muzyki. Oczywiście osoby, które czytają nuty, mogą popatrzeć w partytury i usłyszeć tę muzykę w swojej wyobraźni, ale dla większości to my, wykonawcy jesteśmy od tego, żeby ją przedstawić i w zależności od tego, w jaki sposób do tego podejdziemy, w taki zostanie przez nich odebrana.
Iwo: Staramy się włączać w nasz repertuar kompozycje, które uważamy za absolutnie najwyższe osiągnięcia ludzkości w muzyce, np. utwory Bacha, Mozarta czy innych wspaniałych kompozytorów. Jednak nawet jeżeli gra się utwory mniej znane, to jeśli jest dobry wykonawca, to jest on w stanie z każdej kompozycji zrobić coś, co publiczność będzie w stanie pokochać. I to też staramy się robić na naszych koncertach. Chcemy, żeby ludzie nie patrzyli na nas przez pryzmat repertuaru, tylko tego, jak gramy. Staramy się, aby nasze propozycje muzyczne były zróżnicowane, żeby każdy znalazł coś dla siebie i żebyśmy także my czuli się w tym dobrze i naturalnie oraz mogli przekazać pozytywne emocje, które wiążą się z zawodem muzyka. To jest chyba najpiękniejsza rzecz, jaką można robić, łączyć się z ludźmi poprzez najbardziej genialne osiągnięcia ludzkości w muzyce. To jest coś dla czego warto tyle ćwiczyć i robić to przez wiele lat.
Skąd wzięła się ta Wasza miłość do muzyki?
Karolina: W moim przypadku jest to trochę wyniesione z domu. Moi rodzice są muzykami, mama gra na skrzypcach, więc już jako małe dziecko bardzo chciałam spróbować grać na tym instrumencie. Mając 3 może 4 lata dostałam takie małe skrzypce i od tego się zaczęło. Natomiast tata jest perkusistą i kotlistą Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie, tak więc odkąd tylko pamiętam byłam zabierana na różne próby orkiestry, czy też na uczelnię, gdy moi rodzice wykładali. W dodatku wszystkie przyszywane ciocie, koleżanki i koledzy rodziców to też byli muzycy, tak więc ja bardzo długo w ogóle nie wiedziałam, że można robić cokolwiek innego. W związku z tym to było dosyć oczywiste, że w przyszłości prawdopodobnie będę chciała zająć się tym samym, czym jestem otoczona od najmłodszych lat.
Iwo: U mnie właściwie było bardzo podobnie, ponieważ rodzice też zajmowali się muzyką. Mama ma dwa dyplomy zdobyte na warszawskiej uczelni, jeden z edukacji muzycznej, a drugi z teorii muzyki. Z kolei tata – podobnie jak tata Karoliny – był perkusistą, z tym, że mój zaczął grać na perkusji mając około 18 lat. Najczęściej zajmował się muzyką rozrywkową i występował m.in. z Basią Trzetrzelewską i zespołem Perfect. Poza tym w naszym domu było pianino elektryczne, z którego korzystała mama, więc ja od dziecka lubiłem sobie eksperymentować i wydobywałem z niego różne dźwięki korzystając z różnych efektów, co mnie bardzo fascynowało. Dlatego później chciałem iść do szkoły muzycznej i zapisać się na lekcje fortepianu. Nawet zdałem egzamin, ale nie było już miejsca w klasie, ponieważ był to najpopularniejszy instrument. Dyrekcja szkoły zaproponowała mi klasę z akordeonem z możliwością przejścia w kolejnym roku do klasy fortepianu, jeśli oczywiście nie będę zadowolony. Okazało się, że akordeon bardzo mi się spodobał, a poza tym miałem świetnego nauczyciela, który dodatkowo dzielił moją główną pasję, jaką wówczas była gra w piłkę nożną. Spędziłem w tej szkole na warszawskiej Woli 12 lat i był to bardzo fajny czas, w którym nawiązałem przyjaźnie na całe życie i, jak widać, na dobre zainteresowałem się muzyką i akordeonem. Takie są nasze historie, jeśli chodzi o miłość do muzyki, która ostatecznie nas połączyła i osobiście, i zawodowo.
Dzięki temu tworzycie idealny duet, świetnie się rozumiecie chyba nie tylko prywatnie, ale przede wszystkim na scenie, co słychać i widać. Dzięki temu Wasza muzyka na niesamowitą moc.
Iwo: Wkładamy zawsze mnóstwo energii i serca w to, żeby każde nasze wykonanie koncertowe było na jak najwyższym poziomie, i żeby podobało się zarówno nam, jak i słuchaczom, bo to jest najważniejsze.
Wiem, że ten Wasz dziewięciomiesięczny pobyt w Nowym Jorku zaowocuje niebawem nową płytą. Możecie coś więcej zdradzić na ten temat? Powiedzcie też parę słów o Waszych wcześniejszych wydawnictwach.
Karolina: Nasza pierwsza płyta była poświęcona muzyce współczesnej, którą chcieliśmy zaistnieć na rynku jako duet kojarzony z klasyką. Druga płyta była nagrana w trio z wiolonczelą i jest poświęcona twórczości Astora Piazzolli, i oczywiście jest zdominowana przez tango. Trzecia płyta jest bardzo wyjątkowa, ponieważ nagraliśmy ją z orkiestrą. Jest to koncert napisany na skrzypce, akordeon i orkiestrę symfoniczną Marcina Błażewicza. Jest to jeden z nielicznych takich projektów na świecie, w dodatku płyta ta w roku ubiegłym otrzymała nominację do Fryderyka, z czego oczywiście jesteśmy bardzo dumni. Mamy też nagrany materiał na dwie następne wspólne płyty. Jedna jest związana ze Stanami Zjednoczonymi i łączy Polskę z Ameryką. Wydamy ją chyba jako pierwszą w kolejności. Jest to świetny projekt, który bardzo dobrze się sprawdza na koncertach i jest uwielbiany przez publiczność. Materiał ten zawiera dwie fantazje koncertowe, z czego jedna jest oparta na tematach muzyki filmowej z Hollywood z lat 1940-2016.
Iwo: Jest to bardzo ekscytujący utwór w konwencji takiej klasycznej fantazji koncertowej, ale opartej na melodiach, które wszyscy znają. Zawiera 18 tematów, m.in. z takich filmów, jak np.: „Różowa Pantera”, „Ojciec chrzestny”, „Gwiezdne wojny”, ale podanych w taki sposób, że jest to dla nas naprawdę jeden z bardziej wymagających technicznie utworów. Robi niesamowite wrażenie również przez to, że jest bardzo efektowny, a jednocześnie oparty na melodiach, które zna nawet osoba nieinteresująca się muzyką. Utwór ten zamówiliśmy u kompozytora Wojciecha Kostrzewy i na płycie będzie on połączony z fantazją koncertową opartą na „Porgy and Bess” George’a Gershwina. Roboczy tytuł tej płyty to „American Dream”. Mamy też gotową sesję zdjęciową zrobioną przez polską fotografkę Karolinę Klisiewicz na Dumbo z widokiem na Brooklyn Bridge. Odbyliśmy też spotkanie z osobą, która najprawdopodobniej będzie przyszłym wydawcą tej płyty. Być może uda się to wszystko sfinalizować jeszcze w tym roku. Na tę drugą płytę, o której wspomniała Karolina, materiał też już mamy nagrany i są to sonaty Mozarta, Haendla i Pendereckiego, na którą uzyskaliśmy oficjalną zgodę do naszego opracowania. Dla nas możliwość wykonania tego na koncercie w obecności Krzysztofa Pendereckiego była naprawdę dużym przeżyciem i doświadczeniem. Mieliśmy niesamowite szczęście, że jakieś 2-3 miesiące przed jego śmiercią udało nam się nawiązać osobisty kontakt z tym największym kompozytorem muzyki współczesnej. To będzie płyta utrzymana w konwencji klasycznej i znajdą się na niej trzy sonaty opracowane na skrzypce i akordeon, a także miniatury Chopina, Ravela i Bartoka, które bardzo często wykonujemy na koncertach. O takim wydawnictwie myśleliśmy od wielu lat, a nawet zrobiliśmy już projekt fotograficzny, który chyba musimy odświeżyć, bo to było parę lat temu. Jest jeszcze jeden materiał na płytę, który zrobiłem solowo, i są to opracowania etiud fortepianowych Philipa Glassa, najsłynniejszego amerykańskiego kompozytora muzyki współczesnej i jednego ze współtwórców minimalizmu w muzyce, mającego też ogromny wpływ na muzykę filmową i rozrywkową. Jest to projekt, do którego bardzo się przykładam i mam nadzieję niedługo wydać go na płycie. Byłoby super, gdyby udało mi się to zrobić przez nowojorską wytwórnię związaną z tym kompozytorem, również tutaj mieszkającym. Kontakt z nim udało mi się nawiązać dzięki temu, że pojawiłem się w Nowym Jorku, gdzie określenie, że jestem akordeonistą klasycznym, spotyka się raczej z zaciekawieniem, a nie z brakiem odpowiedzi, jak to bywało w Polsce. Tutaj te różne kontakty i połączenia są dużo łatwiejsze i bliższe i dają nadzieję na przyszłość.
Rozmawiał Wojtek Maślanka