Skierowanie statku bezzałogowego nad Polskę to test szczelności naszego systemu – powiedział PAP Andrzej Kiński, redaktor naczelny miesięcznika „Wojsko i technika”. Dodał, że polska obrona przeciwlotnicza w warunkach pokojowych nie zapewnia ciągłego pola radiolokacyjnego na wysokościach poniżej 3 km.
Ekspert zaznaczył, że – jego zdaniem – obiekt, który spadł w rejonie Osin na lubelszczyźnie nie był wabikiem. Te mają uproszczoną konstrukcję i są uzbrojone w ładunek 2–5 kg materiału wybuchowego. – Jeśli w wyniku detonacji wypadły szyby w budynkach oddalonych o kilkaset metrów, można przypuszczać, że urządzenie wyposażone było w pełnowymiarową głowicę bojową. To oczywiście jedynie spekulacje, jednak 2–5 kilogramów trotylu nie wywołałoby tak silnej fali uderzeniowej – podkreślił.
Kiński ocenił, że obiekt, który w nocy z wtorku na środę spadł w rejonie Osin, to Gierań-2 – uderzeniowy bezzałogowiec oparty na konstrukcji irańskiego Shaheda 136. – Jeśli publikowane zdjęcia są autentyczne, widać na nich silnik MD-550 lub jego kopię, co potwierdzałoby, że mamy do czynienia właśnie z tym bezzałogowcem – wskazał ekspert.
Dodał, że obecnie każdy rosyjski atak przebiega w oparciu o dwie fale: wabików i właściwych dronów bojowych. – Proporcje są różne – czasem pół na pół, czasem dwie trzecie to drony bojowe, a jedna trzecia wabiki – tłumaczył.
Z kolei Jakub Palowski, zastępca redaktora naczelnego Defence24 podkreślił w rozmowie z PAP, że nawet drony-wabiki bywają wyposażone w głowice bojowe – mniejsze niż w standardowych bezzałogowcach typu Gierań-2. Mają one na celu utrudnienie rozbrojenia ładunku.
Palowski, zapytany o to, dlaczego nasz system obrony powietrznej nie wykrył obiektu, zwrócił uwagę, że na poważnie rozpoczęliśmy jego budowę w 2022 r., po pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. – Nie możemy teraz oczekiwać, że będzie on dobry; nie w tak krótkim czasie – podkreślił ekspert.
Jak wyjaśnił Kiński, polska obrona przeciwlotnicza w warunkach pokojowych nie zapewnia ciągłego pola radiolokacyjnego na wysokościach poniżej 3 tys. m. – Aby możliwe było stałe wykrywanie obiektów lecących poniżej 500 m., stacje radarowe musiałyby być rozmieszczone co kilkanaście kilometrów. Sytuację mogłyby poprawić radary umieszczone na aerostatach oraz samoloty wczesnego ostrzegania – wskazał ekspert.
Zaznaczył, że wzdłuż granicy z Ukrainą tych stacji jest więcej, ale i tak są luki sygnału. – Takie radary są widoczne z kosmosu, a rosyjskie i białoruskie systemy walki elektronicznej pozwalają na ich wykrycie – dodał.
Zdaniem eksperta, skierowanie statku bezzałogowego nad Polskę to test szczelności naszego systemu.
W nocy z wtorku na środę obiekt latający spadł i eksplodował na polu kukurydzy w okolicy miejscowości Osiny w powiecie łukowskim na Lubelszczyźnie. Miał to być dron wojskowy, najprawdopodobniej tzw. wabik, pozbawiony głowicy bojowej, zwierający jedynie niewielką ilość materiałów wybuchowych – przekazało PAP źródło zbliżone do resortu obrony.
W środę po południu szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował, że był to dron rosyjski.
Szef MSZ Radosław Sikorski, odnosząc się do sprawy, napisał w środę po południu na platformie X, że „kolejne naruszenie naszej przestrzeni powietrznej ze Wschodu potwierdza, że najważniejszą misją Polski wobec NATO jest obrona naszego własnego terytorium„. „Będzie protest MSZ wobec sprawcy” – zapowiedział.
W związku z incydentem wszczęte zostało postępowanie. Prokurator okręgowy w Lublinie Grzegorz Trusiewicz poinformował, że na miejscu pracuje łącznie z nim pięciu prokuratorów, w tym z wydziału ds. wojskowych. W trwających oględzinach miejsca zdarzenia wezmą udział również biegli z zakresu wypadków lotniczych i materiałów wybuchowych. (PAP)
gru/ bst/ lm/
(arch.)