New York
45°
Clear
7:13 am6:58 pm EDT
6mph
45%
29.84
TueWedThu
64°F
52°F
50°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Sport
Publicystyka
Wywiady
Społeczeństwo

Marcin Możdżonek: Grając w USA czuliśmy się jak u siebie

25.01.2025
Marcin Możdżonek po meczu Polska – USA w Katowicach w 2012 roku | fot. CC/Piotr Drabik

– Mecze w Stanach Zjednoczonych były wyjątkowe. Trybuny zawsze były biało-czerwone, a my czuliśmy się, jakbyśmy grali u siebie – mówi w rozmowie z nami Marcin Możdżonek, były siatkarz, wieloletni kapitan reprezentacji Polski, mistrz Europy i mistrz świata w siatkówce, obecnie samorządowiec i prezes Naczelnej Rady Łowieckiej.

Jak Pan wspomina wyjazdy z reprezentacją Polski do USA na mecze z Amerykanami?

To były absolutnie szczególne spotkania. Gdy graliśmy na wielkiej hali w Hoffman Estates, gdzie na trybuny może wejść kilka tysięcy osób, przytłaczającą większość kibiców stanowili przedstawiciele Polonii. Amerykanów było może dwustu, w porywach do trzystu. Hala była po prostu biało-czerwona i czuliśmy się tak, jakbyśmy grali u siebie.

Wasi przeciwnicy byli tą sytuacją zdziwieni?

Akurat z drużyną Amerykanów zawsze mieliśmy bardzo dobre relacje personalne, były to niemal mecze przyjaźni – chociaż oczywiście graliśmy na poważnie. Rozmawialiśmy również na ten temat. Byli pod ogromnym wrażeniem i mówili, że nie ma różnicy, czy gramy w Polsce, czy w USA – trybuny zawsze wyglądają tak samo.

Doping Polonii różnił się od tego w Polsce?

Wyglądało to bardzo podobnie, przyśpiewki były praktycznie takie same. Chociaż myślę, że doping w Chicago miał wymiar trochę bardziej patriotyczny, niż w Polsce. W sposobie dopingowania dało się wyczuć pewien sentyment, bardzo mocne przywiązanie kibiców do Polski.

Wy, siatkarze, czuliście się wyjątkowo, występując przed taką publicznością?

Absolutnie tak. Naprawdę dało się odczuć, że polonijni kibice bardzo cieszyli się, że my tam jesteśmy, że mogą z nami porozmawiać, zrobić sobie zdjęcie, wziąć autograf. To były dla nich bardzo ważne sprawy. A kiedy wygrywaliśmy, to wszystko nabierało dodatkowego, szczególnego wymiaru – kibice byli dumni i chwalili się, że „nasi chłopcy” wygrali z gospodarzami. Oczywiście nie zawsze udawało się wygrać, bo Stany Zjednoczone to bardzo silna drużyna w siatkówkę, więc zwykle bilans zwycięstw rozkładał się mniej więcej po pół. Ale te spotkania zawsze dawały bardzo dużo emocji kibicom i nam, zawodnikom.

Poza meczami mieliście jakiś kontakt z Polonią?

Trzeba podkreślić, że my byliśmy w pracy, więc dla nas absolutnym priorytetem było jak najlepsze przygotowanie się do meczów. Ale kontakt oczywiście był. Gdy tylko mieliśmy chwilę wolnego, na przykład po meczu, to korzystaliśmy z tego. A Polonia gościła nas po Polsku – jak Pan Bóg przykazał! Ludzie podejmowali nas wspaniale, zabierali nas w przeróżne miejsca, opowiadali o tym, jak żyje się im w Stanach Zjednoczonych.

W trakcie swojej bogatej kariery Możdżonek zdobywał medale na różnych turniejach. Był także wielokrotnie wybierany najlepszym blokującym turniejów | fot. CC/Piotr Drabik

Podróż z Polski do USA nie należy do najkrótszych. Czy długi przelot i zmiana strefy czasowej wpływa na formę sportowców?

Wpływa, od tego się nie ucieknie. Ale trzeba pamiętać, że reprezentanci Polski w siatkówkę są zawodowcami, więc my musieliśmy się do tego dostosować i po prostu robić swoje. Zresztą to działało również w odwrotną stronę, kiedy to Amerykanie przylatywali do Polski na mecze. Oczywiście, przy naszych warunkach fizycznych długie podróże lotnicze nie należą do komfortowych doświadczeń. Zmiana czasu dla sportowca też nie jest łatwa – pamiętam, że zazwyczaj w trzecim dniu po przylocie pojawiał się duży kryzys. Trzeba było szczególnie uważać, by nie narażać organizmu na dodatkowe obciążenie. Ale traktowaliśmy to po prostu jako część naszego zawodu i dawaliśmy sobie radę.

Jak Pan ocenia zainteresowanie siatkówką w USA? W Polsce jest to na pewno jeden ze sportów narodowych.

W USA funkcjonują ligi uniwersyteckie i trzeba przyznać, że rozgrywki kobiece są bardzo, bardzo mocne. Samo występowanie w zespołach uniwersyteckich jest sporym osiągnięciem, a wygranie mistrzostw stanowych czy mistrzostwa kraju, to już w ogóle ogromny sukces. Z kolei uniwersyteckie rozgrywki mężczyzn dopiero się rozwijają, choć ten rozwój przebiega naprawdę dynamicznie. Nawet z Polski studenci wyjeżdżają do USA m.in. po to, by studiować i grać – łączą jedno z drugim.

A jak według Pana prezentuje się poziom sportu w Stanach ogólnie – w porównaniu do Polski?

Stany Zjednoczone są tak ogromnym i zróżnicowanym krajem, że nie da się tego porównać w prosty sposób. Ale to, co mnie się bardzo podoba i co chętnie przeniósłbym na polski grunt, to podejście do sportu akademickiego. Tamtejsze drużyny uniwersyteckie są nieraz na poziomie takim, jak zespoły grające u nas w najwyższych ligach. Jest to po prostu znakomicie rozwiązane systemowo – jeśli jesteś dobry, obojętnie w jakiej dyscyplinie sportu, to dostajesz wszelkie narzędzia, by zrobić karierę – i sportową i naukową. Podoba mi się takie podejście. To jest coś, czego u nas bardzo brakuje.

Infrastruktura sportowa w USA jest na dobrym poziomie?

Trenowaliśmy na różnych obiektach uniwersyteckich w Stanach Zjednoczonych, ale i w Kanadzie. I różnica, w porównaniu do Polski, jest ogromna. Te ośrodki są świetnie wyposażone, są dostosowane do dużej liczby trenujących. Amerykanie mają po prostu wszystko, czego potrzeba. W Polsce porównywalne, a nieraz nawet lepsze, są Centralne Ośrodki Sportu, którymi zarządza Ministerstwo Sportu. Obiekty takie jak np. w Spale są w ścisłej światowej czołówce. Ale Amerykanie mają takie warunki na każdym uniwersytecie. I to jest ogromna różnica. W USA dostęp do tego typu ośrodków jest zwyczajnie o wiele bardziej powszechny.

Proszę na koniec zdradzić naszym Czytelnikom, co najbardziej zapadło Panu w pamięci z wyjazdów do USA?

W Stanach Zjednoczonych bywałem jak do tej pory jedynie służbowo. Na pewno na zawsze zostanie mi w pamięci bardzo ciepłe przyjęcie nas przez Polonię. Od momentu wylądowania w Chicago, aż do samego wylotu, towarzyszyli nam kibice. To wsparcie było dla nas bardzo ważne i nigdy tego nie zapomnę.

Rozmawiał Kacper Rogacin

Możdżonek występował m.in. w barwach klubu ZAKSA Kędzierzyn-Koźle | fot. CC/Grzegorz Jereczek

***************

Marcin Możdżonek – ur. 9 lutego 1985 roku w Olsztynie. Przez kilkanaście lat kariery siatkarskiej reprezentował wiele klubów (m.in. AZS Olsztyn, PGE Skrę Bełchatów, Asseco Resovię Rzeszów czy turecki Halkbank Ankara). Zdobył trzy złote, trzy srebrne i trzy brązowe medale mistrzostw Polski, a także m.in. pięć Pucharów Polski, Puchar Turcji i Superpuchar tego kraju.
W latach 2011-2014 był reprezentantem Polski. Z kadrą narodową zdobył m.in. mistrzostwo świata (2014), mistrzostwo Europy (2009), brązowy medal ME (2011), a także wygrał Ligę Światową (2012). Karierę sportową zakończył w 2020 roku.
14 września 2009 za wybitne osiągnięcia sportowe, prezydent Lech Kaczyński nadał mu Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Dekoracji w imieniu prezydenta dokonał dzień później premier Donald Tusk. 23 października 2014 został odznaczony Krzyżem Oficerskim tego samego Orderu.
Od 2023 roku jest prezesem Naczelnej Rady Łowieckiej. W 2024 roku został wybrany do Rady Miasta Olsztyna.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner