New York
45°
Clear
7:13 am6:58 pm EDT
8mph
45%
29.86
TueWedThu
64°F
52°F
50°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Wywiady
Społeczeństwo
Polonia

Marcin Możdżonek: Myśliwi stoją na straży polskiej przyrody

07.02.2025
Marcin Możdżonek jest prezesem Naczelnej Rady Łowieckiej od 2023 roku

– Wielu przedstawicieli amerykańskiej Polonii przyjeżdża do Polski i tutaj poluje. Polska ma rewelacyjne łowiska, kapitalne tereny i wspaniałą zwierzynę. My, myśliwi, dbamy o zasoby naturalne i o to, by pozostawić je przyszłym pokoleniom – mówi w rozmowie z nami Marcin Możdżonek, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, były wybitny polski siatkarz.

Czy łowiectwo w Polsce różni się od tego w Stanach Zjednoczonych?

Zdecydowanie tak. Przede wszystkim różni się systemowo.

Co to dokładnie znaczy?

Łowiectwo w Polsce jest dostępne dla każdego – oczywiście trzeba odbyć kurs, ścieżkę legislacyjną, otrzymać pozwolenie na broń itd. Ale po przejściu całej tej drogi każdy może polować. Co więcej, można polować bardzo tanio, w porównaniu do tego, jak to wygląda za granicą. Natomiast w Stanach Zjednoczonych funkcjonuje system licencyjny, który różni się też czasem w zależności od konkretnego stanu. W tym systemie wykupuje się odstrzał na konkretny gatunek, konkretną liczbę zwierząt itd. U nas oczywiście również można polować komercyjnie, właśnie wykupując sobie odstrzał. Ale co do zasady, można ze swoimi uprawnieniami być zaproszonym w każde miejsce w kraju i polować bez najmniejszego problemu.

Który system jest Pana zdaniem lepszy?

Uważam, że te dwa systemy w miarę się sprawdzają. Czy można przenieść system z USA do Polski lub na odwrót? Moim zdaniem nie, przede wszystkim dlatego, że Stany Zjednoczone są tak bardzo rozległym krajem. Nierzadko pojedynczy stan ma większą powierzchnię, niż cała Polska. Oprócz tego w USA obowiązuje też prawo własności ziemi – w większości przypadków dzika zwierzyna należy do właściciela ziemi, po której chodzi. A w naszych warunkach zwierzyna dziko żyjąca jest własnością Skarbu Państwa, czyli wszystkich obywateli. Myśliwi w Polsce dostają tylko i wyłącznie prawo do polowania, a nie prawo do zwierzyny. Za pozyskaną, upolowaną zwierzynę każdy myśliwy musi zapłacić, jeśli chciałby wykorzystać jej mięso do własnych potrzeb.

Były kapitan reprezentacji Polski w siatkówce założył fundację wspierającą młodzież w realizacji sportowych marzeń

Może warto byłoby przeszczepić do Polski tę kwestię – żeby to właśnie prawo własności ziemi decydowało o możliwości polowania?

Według mnie, to nie jest dobre wyjście, ponieważ polowanie stałoby się bardzo trudno dostępną działalnością. Powstałoby wiele prywatnych obwodów łowieckich, w których polowaliby tylko nieliczni. A ceny za udział w polowaniu byłyby bardzo, bardzo wysokie. Mamy zresztą tego przykłady ze Słowacji czy Republiki Czeskiej, gdzie po prostu takie rozwiązania nie zdają egzaminu. Uważam, że nasz polski model wymaga reformy, ale nie rewolucyjnej, tylko ewolucyjnej.

Myśliwi z zagranicy przyjeżdżają do Polski na polowania?

Jak najbardziej. Można zaprosić kogoś na polowanie, ale w większości przypadków są to polowania komercyjne – myśliwi z zagranicy przyjeżdżają do Polski, bo mamy wspaniałe łowiska, rewelacyjne tereny, kapitalne stany zwierzyny. Przyjeżdżają, płacą duże pieniądze i tu polują.

Przyjeżdżają również z USA?

Tak, wielu przedstawicieli amerykańskiej Polonii przyjeżdża do Polski i tutaj poluje. Obecnie prowadzimy rozmowy z prezesem Koła Strzelecko-Łowieckiego „Hubertus” – Wacławem Ustupskim i Łowczym Wiesławem Ciołkiewiczem – przy okazji pozdrawiam obu panów i przekazuję duże wyrazy uznania dla pracy, jaką wykonują. Nasze rozmowy dotyczą tego, jak sprawić, by osoby z polskim obywatelstwem, ale mieszkające za granicą, mogły łatwiej polować nad Wisłą. Chodzi o rozwiązania prawne – moim zdaniem powinniśmy wyjść naprzeciw przedstawicielom Polonii i prace w tym kierunku się toczą. Chodzi głównie o to, by czasochłonne kursy (wymagane przez prawo) można było odbyć przez internet, a na miejscu, w Polsce, przejść już tylko egzamin końcowy. Bo skoro te osoby polują przez całe życie za granicą, jeśli są myśliwymi, to na pewno sobie poradzą. Muszą tylko poznać specyfikę danego kraju.

Czy za granicą funkcjonuje wiele „polskich” kół?

Funkcjonuje i to nie tylko w Stanach, bo również w Niemczech czy Skandynawii, a także na południu Europy. Pracujemy nad tym, by w pewien sposób połączyć polskich myśliwych mieszkających za granicą i by Polski Związek Łowiecki (PZŁ) był platformą do wymiany myśli, doświadczeń, spostrzeżeń. Wiadomo, że co kraj, to obyczaj, więc taka wiedza jest nieraz naprawdę bardzo cenna.

Są pewne prawa natury, które nie zmieniają się od setek tysięcy lat i musimy je respektować – mówi Możdżonek

W jakiej kondycji jest obecnie PZŁ?

Polski Związek Łowiecki ma 101 lat i ma się dobrze. Trzymamy się twardo, opowiadamy się za zdrowym rozsądkiem, za korzystaniem z odnawialnych naturalnych zasobów i utrzymywaniem tych zasobów dla przyszłych pokoleń. Dlatego właśnie gospodarując dbamy, a dbając gospodarujemy o to wszystko. I mimo obecnych kłopotów, jakie mamy z kierownictwem Ministerstwa Klimatu i Środowiska, które nas nadzoruje – bo tam niestety w mojej opinii fachowców nie ma, są za to ideolodzy – głęboko wierzymy, że wygra zdrowy rozsądek, wygrają nauka, dane, statystyki, a nie emocje i chciejstwo jakiejś wąskiej grupy aktywistów.

Co jest głównym problemem tych kłopotów?

Przede wszystkim bardzo duża niewiedza społeczeństwa, dlatego łatwiej jest organizacjom aktywistycznym lobbować za pewnymi rzeczami. Co najlepiej sprzedaje się w mediach? Emocje. Więc stosowane są emocjonalne zagrywki, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, ale niestety idące przez opinię publiczną jak fala. Zresztą jest to ogólnoświatowy trend. My przyjęliśmy od początku stanowisko, że nie wchodzimy w dyskusje ideologiczne, opieramy się tylko i wyłącznie na nauce. Gospodarka łowiecka jest dobra dla przyrody i będziemy ją wykonywać. Są pewne prawa natury, które nie zmieniają się od setek tysięcy lat i musimy je respektować. Emocje są tu najgorszym doradcą.

Nie ma Pan wrażenia, że przez ostatnie dekady edukacja społeczeństwa właśnie w sprawach związanych z przyrodą, ale też z łowiectwem, została zaniedbana?

Nawet nie trochę. To jest także mój poważny zarzut w stronę moich poprzedników w Polskim Związku Łowieckim. Również po to przyszedłem do PZŁ, żeby ten trend zmienić. I to się zmienia, choć nie ukrywam, że łatwo nie jest. Np. Ministerstwem Edukacji w Polsce rządzi obecnie Lewica, która nie jest skora do zdroworozsądkowych rozmów na temat edukacji przyrodniczej. Ale my nadal będziemy prowadzić wysiłki, żeby dzieci w Polsce miały wiedzę o podstawowych kwestiach. Żeby wiedziały, że sarna nie jest „żoną jelenia”, tylko że to są dwa inne gatunki zwierząt. Dzieci uczą się w szkołach o słoniach, żyrafach, krokodylach – i bardzo dobrze. Ale jednocześnie nie są w stanie odróżnić borsuka od jenota, a przecież to te zwierzęta żyją w Polsce. Tu trzeba – naszym zdaniem – ogólną wiedzę zwiększyć.

Czym były spowodowane masowe protesty myśliwych w 2024 roku w Polsce?

Nierozsądnymi decyzjami Ministerstwa Klimatu i Środowiska, działającymi na szkodę myśliwych, ale przede wszystkim na szkodę polskiej przyrody. Decyzje, które planowano, miałyby dalekosiężne skutki w wymiarze społecznym, ekonomicznym, przyrodniczym. Stąd te protesty. Nie może być tak, że minister będzie podejmował decyzje „bo tak”, chcąc zaspokoić swoją grupę wyborców (zresztą bardzo wąską, co okazało się w badaniach i chociażby w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku). Nie można kosztem całych społeczności, milionów ludzi, załatwiać swoich interesów. Nie można próbować przekreślać jedną decyzją setek lat odpowiedzialnego gospodarowania polską przyrodą.

Ile warta jest branża łowiecka w Polsce?

Wycenia się, że całe łowiectwo w naszym kraju jest warte około 9 miliardów złotych rocznie. Trzeba pamiętać, że łowiectwo to nie jest tylko polowanie. To jest ogromna gałąź gospodarki – producenci broni, amunicji, ubrań, samochodów… I my, myśliwi, robimy to społecznie – PZŁ funkcjonuje ze składek myśliwych, nie z dotacji państwowych.

Myśliwi płacą również za szkody wyrządzane przez dziką zwierzynę na polach, należących do rolników?

Tak, bo skoro dostaliśmy prawo do polowania, to musimy zajmować się też szkodami, jakie zwierzyna wyrządza w rolnictwie (i lasach, choć to w mniejszym stopniu). Więc my pilnujemy upraw, współpracujemy z rolnikami, grodzimy uprawy, a kiedy dojdzie do szkody wyrządzonej przez zwierzynę, to szacujemy szkody i wypłacamy odszkodowanie.

Jak wysokie są te odszkodowania?

W skali całego kraju jest to koszt 1,5 miliarda złotych rocznie.

Czyli bez pracy myśliwych rolnicy mieliby o wiele trudniej.

Absolutnie tak. Przecież teoretycznie w każdej chwili wszyscy możemy odwiesić strzelby na kołek i przestać polować. Ale myślę, że w takiej sytuacji, po wiosennych zasiewach Ministerstwo Klimatu i Środowiska byłoby dosłownie rozebrane przez protestujących rolników – cegła po cegle.

Urzędnicy nie mają świadomości, jak wiele myśliwi robią dla polskiej przyrody?

Wie pan, naprawdę trudno powiedzieć, czy mają tego świadomość. Liczba absurdalnych postulatów, jakie wypływały z ministerstwa i były suflowane przez aktywistów każe w to wątpić.

Wśród najpoważniejszych zarzutów do myśliwych, jakie funkcjonują w przestrzeni medialnej, przoduje kwestia wypadków podczas polowań. W wielu mediach panuje wręcz narracja, że myśliwi chodzą pijani i strzelają na prawo i lewo do wszystkiego co się rusza.

Jest to absolutnie oburzająca i haniebna propaganda, niemająca nic wspólnego z rzeczywistością. Tę histerię obnaża statystyka i proste liczby. Przez ostatnie 10 lat w Polsce doszło do 26 wypadków śmiertelnych podczas polowań. Oczywiście, to są ogromne tragedie dla rodzin, dla bliskich tych osób. Wszyscy chcielibyśmy, żeby do wypadków nie dochodziło wcale. Ale weźmy pod uwagę drugą statystykę – w Polsce rocznie odbywa się od 4,5 do 5 milionów polowań. Z prostych obliczeń wynika, że wypadek śmiertelny ma miejsce raz na około 2 miliony polowań. Są to więc przypadki naprawdę skrajnie rzadkie, a ta narracja panująca w wielu mediach to po prostu stek bzdur i kłamstw. Znów jest to wywoływanie emocji i gra niewiedzą społeczeństwa.

Polska posiada wspaniałe zasoby naturalne, o które myśliwi dbają – przekonuje prezes Naczelnej Rady Łowieckiej

Inny zarzut to kwestia obowiązkowych okresowych badań lekarskich dla myśliwych. Czy myśliwi boją się tych badań?

Oczywiście, że nie. Problem w tym, że przepisy dotyczące tej kwestii, zaproponowane w propozycji nowelizacji ustawy o broni i amunicji, były jawnie stygmatyzujące i były po prostu gniotem legislacyjnym. Trzeba to powiedzieć wprost. Biuro Analiz Sejmowych nie zostawiło na tych propozycjach suchej nitki. To jest wręcz nieprawdopodobne, że można wypuścić coś takiego tylko po to, by zagrać politycznie. Komenda Główna Policji powiedziała, że ta ustawa wprowadziłaby nieprawdopodobny chaos w Polsce. Kolejna sprawa – gdzie my byśmy się przebadali? Kto by za to zapłacił? Obliczono, że koszt wszystkich badań wyniósłby w sumie około 116 milionów złotych. Kto by przeprowadził te badania? Polska psychiatria jest w zapaści, brakuje lekarzy, a tu nagle w kolejkach do przeciążonych już przecież gabinetów ustawiałyby się sznury kolejnych osób. Więc tych argumentów jest cała masa.

Myśliwi przechodzą w ogóle badania?

Próbowano sprzedać narrację, że my żadnych badań nie mamy. Tymczasem każdy posiadacz broni w Polsce musi przejść szereg drobiazgowych badań. To akurat jest różnica, w porównaniu do USA, gdzie prawo do posiadania broni można obywatelowi co najwyżej odebrać, natomiast w Polsce prawo do posiadania broni się nabywa. Jeżeli chcemy to zrobić, obojętnie do jakich celów, mamy do przejścia określoną procedurę – badania psychiatry, psychologa, lekarza ogólnego, wizytę na policji itd.

Od kilku lat w Polsce obowiązują przepisy, zgodnie z którymi zabroniony jest udział w polowaniach młodzieży – osobom niepełnoletnim. Tymczasem całe pokolenia myśliwych wychowały się przecież, uczestnicząc w polowaniach, tropieniu, dokarmianiu zwierzyny, będąc w wieku gimnazjalnym czy licealnym.

To jest zasadnicza różnica między nami, a Ameryką. W Stanach szanuje się Konstytucję i prawo rodziców do wychowania dzieci według własnego uznania. My w Polsce mamy te same zapisy konstytucyjne, ich sens jest ten sam, ale zapisy ustawy Prawo Łowieckie, po jej nowelizacji z 2018 roku, zabraniają nam zabierać swoje pociechy na polowanie. Czyli ja mojego 17-letniego syna na polowanie zabrać nie mogę, bo państwo mi tego zabrania. Wszyscy mamy nadzieję, że dojdzie do zmiany tych przepisów i wydaje się, że nie jest to niemożliwe.

Do tego potrzebne byłoby porozumienie w Sejmie ponad politycznymi podziałami. Orientuje się Pan, czy wśród posłów z różnych opcji parlamentarnych są sympatycy łowiectwa?

Powiem więcej – znam takie osoby, znam osobiście bardzo wielu posłów, ale też ministrów czy osoby decyzyjne, które są myśliwymi. Rozmawiamy absolutnie z każdym, tutaj nie ma mowy o jakichkolwiek sympatiach czy antypatiach. I te rozmowy są nieraz bardzo budujące.

Na koniec kwestia ostatnio również głośna – czy w Polsce istnieje problem związany z wilkami?

Faktycznie, jest to narastający problem. Wilk, który jest pod ścisłą ochroną, jest zwierzęciem konfliktogennym. To jest bardzo duży drapieżnik, który musi jeść i to się nie zmieni. Wilk wchodzi w interakcje w człowiekiem, z inwentarzem rolników, powoduje bardzo duże szkody. Szacuje się, że w Polsce mamy około 7-8 tys. wilków. To jest przerażająco dużo. Ale rzeczywistej liczby nie znamy, bo ministerstwo i aktywiści boją się wilka policzyć.

Dlaczego?

Dlatego, że okazałoby się, że wilkiem trzeba gospodarować. My, jako PZŁ uważamy, że policzenie jest koniecznie, nie do końca chcielibyśmy dostać prawo do polowania na wilka. Bo w takim wypadku przecież automatycznie nabywamy odpowiedzialność za szkody łowieckie, jakie wilk wyrządza.

Jakiego rzędu to są szkody?

Wilki zagryzają krowy, konie, kozy, psy – i to nawet te w budach. Atakują ludzi, są już przypadki ludzi pokąsanych, a nawet zagryzionych przez wilki. Wilka w Polsce jest zdecydowanie za dużo. Oczywiście wilk musi być, jest dla niego miejsce w ekosystemie i z tym nie dyskutujemy. Ale trzeba mieć świadomość, że np. w amerykańskim stanie Montana, który jest nieco większy powierzchniowo od Polski, funkcjonuje 250 par wilków. I to jest odpowiednia liczba.

Autor: Kacper Rogacin

Autor zdjęć: Facebook/mozdzonekmarcin

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner