New York
37°
Fair
7:01 am5:17 pm EST
3mph
81%
30.13
TueWedThu
46°F
37°F
43°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Warto przeczytać

Nasi chłopcy dzielnie bronią Ukrainy. To wielka próba

13.06.2022

Panią Ludmiłę spotykamy przy grobie jej syna Pawła. Zginął 22 marca, niecały miesiąc po rozpoczęciu wojny, choć Ukraińcy podkreślają, że wojna u nich trwa już od 8 lat, czyli od aneksji Krymu. „Paweł był i pozostał moim największym przyjacielem, najcenniejszym nauczycielem, bo nie ja go wychowywałam, ale on wychowywał mnie. Ja miałam bardzo trudne życie, Paweł też. Nie było dzieciństwa, niczego. Musiałam bardzo dużo pracować. We Lwowie byliśmy we dwoje, moi bliscy mieszkają setki, tysiące kilometrów stąd. Nie mieliśmy wsparcia materialnego ani moralnego. Od Pawła uczyłam się człowieczeństwa, hojności, dobroci – mówi pani Ludmiła. – Bardzo pomagał ludziom. Na przykład chłopcom, którzy byli w ATO, tam, gdzie były działania wojenne w 2014 roku (ATO – Antyterrorystyczna Operacja na wschodzie Ukrainy wymierzona przeciwko wojskom rosyjskim, które zajęły część terytoriów obwodów ługańskiego i donieckiego – przyp. red.). On za całą swoją pensję co chwila coś kupował i wysyłał. Kiedyś przyszedł do domu i zapytał: mamo, czy mamy makaron? Odpowiedziałam, że tak, że zaraz ugotuję. Odpowiedział – nie trzeba gotować. To co ty chcesz? – zapytałam. Powiedział, że jest taka rodzina – trzyletnie dziecko i babcia, która je wychowuje. Mama walczy na wojnie, a oni nie mają co jeść. Powiedziałam: synku, bierz wszystko, co jest w domu, nawet nie pytaj o takie rzeczy” – wspomina pani Ludmiła.

Paweł był saperem, zginął niecałe trzy tygodnie przed 21. urodzinami

Paweł pomagał też bezdomnym zwierzętom. Bardzo lubił koty, regularnie je dokarmiał. Chciał założyć schronisko dla bezdomnych kotów. „Może panią dziwić karma dla zwierząt, która leży na nagrobku mojego syna, ale w pierwszym dniu po pogrzebie, obok mogiłki mojego synka zobaczyłam czarnego kotka z czerwoną obrożą. Zrozumiałam, że to znak, że dusza Pawła żyje i gdzie by on nie był, to koty będą obok niego. Pamiętam, był taki przypadek nawet, kiedy szkolił się w Żytomierzu, na telefon przysyłał mi SMS-a, że gdzieś tam jest bezdomny kociak, trzeba go nakarmić i ja, matka bojownika, chodziłam po rejonie, błądziłam i szukałam tego budynku. Spieszyłam się do pracy, więc zadzwoniłam do Pawła, że nie mogę go znaleźć, ale on napisał, by szukać kota. Chodziłam po 2-3 razy dookoła. W końcu się udało, a Paweł napisał: czy to na pewno ten i poprosił o zdjęcie, żeby być pewnym, że to ten zagubiony zwierzak” – mówi mama 20-latka. Gdy kończyła opowiadać za naszymi plecami przemaszerował brązowo-biały kot. „O, proszę zobaczyć, jestem przekonana, że Paweł nas teraz słucha” – powiedziała pani Ludmiła. Doskonale pamięta noc, kiedy zginął jej syn. „Wieczorem, 3 marca, kiedy zginął mój syn, bardzo źle się czułam. Tak jak nigdy w życiu. Zapaliłam w domu świeczkę i modliłam się, modliłam, by Paweł był żywy. Nie mogłam zasnąć. W tym czasie we Lwowie był alarm przeciwlotniczy, ale ja nie zeszłam do piwnicy, było mi wszystko jedno, co się ze mną stanie, to moje jedyne dziecko – mówi z trudem opanowując drżenie głosu pani Ludmiła. – Obiecałam mu, że będę silna, że nie załamię rąk, że nie będę rozpaczać. My to zwycięstwo razem wygryziemy zębami, pazurami, nie wiem – czym będzie można” – dodaje matka żołnierza. Pytam, czy jest coś, co chciałaby powiedzieć matkom rosyjskich żołnierzy, wielu z nich jest w podobnym wieku jak Paweł. „Mam jedną prośbę, żeby się nie bały sprzeciwić temu, co się dzieje. Wiem, że nie jest to łatwe, ale inaczej nie skończymy tego horroru” – mówi pani Ludmiła.

***

W tej samej części cmentarza, pochowany jest 29-letni Wołodymir. W tym samym rzędzie spoczywają także jego dowódca i przyjaciel. Zginęli w połowie marca, w tym samym ataku w obwodzie ługańskim na wschodzie Ukrainy. Jego ojciec przyszedł na spotkanie z nami w koszulce z herbem Ukrainy. „Poszedł z chłopakami, trzech ich było, po wodę, tam był rosyjski czołg, który miał termowizor, dlatego ich zobaczyli. Strzelili z czołgu… Tak mój syn zginął” – mówi pan Bogdan. „Wołodia został najciężej ranny, był bardzo pokiereszowany, ponieważ był najbliżej tego czołgu. Trudno było go rozpoznać. Nie miał głowy, klatka piersiowa mocno rozszarpana. Mąż był na identyfikacji. Ciężko było. Ale każdy ojciec zawsze rozpozna swoje dziecko” – dodaje Halina Duch, macocha Wołodymira. „Nasi chłopcy dzielnie bronią naszej Ukrainy, naszego narodu, nas wszystkich w bardzo trudnych warunkach. To wielka próba, w tym sensie, że tam, gdzie był Wołodia, trwały ciągłe ostrzały, pomoc humanitarna do nich nie docierała. Samochody zawracały, a oni chcieli po prostu przeżyć, doczekać się jedzenia, ubrań, z nadzieją, że wszystko będzie dobrze” – opowiada ojciec 29-latka.

Wołodymir zostawił żonę i dwie córeczki, zginął w obwodzie ługańskim

Wołodymir służył w wojsku od kilku lat. We wrześniu walczył w obwodzie donieckim. W grudniu pojechał na szkolenie do Kijowa. W lutym w region najcięższych walk. Tak często, jak to było możliwe, dzwonił do rodziców na Skypie. „Zawsze się uśmiechał. Nawet wtedy, gdy siedział w okopie, a nad nim przelatywały rakiety. Nie chciał nas martwić i za każdym razem powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Podczas jednej z ostatnich rozmów powiedział, że nie ma odwrotu, że mogą iść tylko do przodu” – wspomina ojciec żołnierza.

Wołodymir osierocił dwie córeczki – razem z jego żoną wyjechały w lutym do Niemiec, by uciec przed rosyjską agresją. „Do tej pory słyszę w uszach krzyk synowej, gdy dowiedziała się, że Wołodia nie żyje. Krzyczała, płakała, nie chciała tego przyjąć do wiadomości. My także do końca mieliśmy nadzieje, że to wszystko okaże się potwornym snem, ale, niestety, nasz syn nie żyje” – mówi pani Halina.

„Jesteśmy niezłomni i będziemy walczyć do ostatniego żołnierza. Nawet kobiety, matki są gotowe chwycić za broń, by bronić swojej ziemi, swoich dzieci, swoich potomków, aby zachować naszą historię. To co on robi (Putin – przyp. red.), to monstrum, to, co robi z naszym krajem, niszczy nasze dobra, nasze wartości. My, jako Ukraińcy, po prostu tracimy swoją historię. Tyle zniszczono, że niedługo nie zostanie nic, z czego możemy być dumni. Ale nie oddamy swojej ziemi, to bardzo boli. I spodziewam się, że po wygraniu tej wojny przegonimy wroga z Ukrainy. Mówią, że Rosja to druga armia świata, ale my udowodnimy, a nawet nie trzeba już nawet udowadniać, cały świat już wie, że to nie druga armia. Ukraińcy to druga armia na świecie, dlatego że tak dajemy sobie radę, tak trzymamy się i nie tracimy wiary w zwycięstwo” – mówi pani Halina. Na cmentarzu u Wołodymira jest prawie codziennie, zapala znicze, podlewa kwiaty, odruchowo głaszcze zdjęcie pasierba.

Ale nie wszyscy rodzice mają siłę, by tu przychodzić. „Niedaleko grobu Pawła jest grób nieco starszego żołnierza – mówi pani Ludmiła. – Na jego pogrzebie był tylko ojciec i to był pierwszy i ostatni raz, kiedy tu przyszedł. Spotkałam go jakiś czas temu przy bramie cmentarza. Powiedział mi, że nie jest w stanie jej przekroczyć” – dodaje Ukrainka.

***

Pochodzący ze Lwowa żołnierze, którzy zginęli w walce z Rosjanami, pochowani zostali w wojskowej części Cmentarza Łyczakowskiego. Kilka tygodni temu zabrakło tam miejsca. Nowe groby są poza murami cmentarza, na tak zwanym Marsowym Polu. Msze pogrzebowe odprawiane są przede wszystkim w greckokatolickiej świątyni garnizonowej. Codziennie – co najmniej jedna taka uroczystość. Po prawej stronie świątyni jest ołtarz polowy, jego częścią są pociski i przestrzelone hełmy, tuż obok umieszczono zdjęcia żołnierzy, którzy od 2014 roku zginęli w skutek rosyjskiej agresji. Ołtarz ustawiono przy stacji dziewiątej Drogi Krzyżowej: Pan Jezus upada po raz trzeci.

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner