New York
37°
Fair
7:01 am5:17 pm EST
6mph
81%
30.16
TueWedThu
46°F
37°F
43°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Warto przeczytać

OCEAN CISZY I EPIFANII

02.12.2024

Stany Zjednoczone narodziły się w bólach paranoi, która położyła się cieniem na całą naszą egzystencję. O sekretnych planach, ukrytych konspiratorach i niewidzialnych grupach dążących do naszego zniewolenia bajali już pierwsi Europejczycy, którzy dotarli na ten ląd i my wszyscy bajamy po dzień dzisiejszy.

To nie moje słowa, a człowieka, który zawodowo zajmuje się kulturą i historią USA, Colina Dickey’a. Cytat pochodzi z jego najnowszej książki pt. „Under the Eye of Power: How Fear of Secret Societies Shapes American Democracy”. W informacji o książce możemy przeczytać m.in.: „W porywającej narracji Dickey wyjaśnia, jak nasze ludzkie poszukiwanie sensu może stać się komiczne, a nawet dziwaczne i/lub mroczne.”

Najważniejsze wydarzenie, jakie miało miejsce tego roku w Stanach Zjednoczonych, wybory prezydenckie, też było formą poszukiwania i obstawiania odpowiedzi, które wydawały się nam sensowne, gdyż niosły obietnicę odnalezienia porządku w chaosie i światła w tunelu. Po morderczych miesiącach politycznej walki, w której wszystkie (i więcej) chwyty były dozwolone, mamy nowego prezydenta i mamy wreszcie spokój w skrzynkach mailowych oraz w telefonach.

Czy mamy spokój w duszy? Czy odnaleźliśmy sens, mamy wokół siebie porządek i czy światło wyprowadziło nas z tunelu?

To pewnie zależy od tego, kogo zapytać. Ciekawa jednak rzecz, wielu moich znajomych, bez względu na to, jak głosowało, prosi, żeby ich zostawić w spokoju i już nie wspominać niczego, co ma związek z wyborami. Wszystkim marzy się w tej chwili przede wszystkim wielka, niczym niezakłócona cisza. Media donoszą, że instynkt wie najlepiej, co dla nas dobre oraz że cisza i tzw. intencjonalne przekierowywanie myśli są jednocześnie najczęściej w tym momencie przepisywanym przez terapeutów lekiem dla tych, którzy mają trudności ze zdystansowaniem się do wyborów lub nie potrafią sobie poradzić z ich wynikami.

Cisza jest dobra. Pozwala odetchnąć, rozejrzeć się wokół, dostrzec, że otacza nas wciąż ten sam świat. Rośnie trawa, szumią drzewa, przychodzą kolejne pory roku. Niezakłócone trwanie.

A jednak … nie tak szybko. W ciszy wcześniej czy później spadnie jednak na nas epifania. W tym samym świecie nie ma nic stałego. Istotą świata jest zmiana. Istotą życia jest zmiana. Istotą historii też jest zmiana z tą różnicą, że zachodząca w obrębie cyklu wydarzeń, z którymi już kiedyś, jako ludzkość, mieliśmy do czynienia. Historia pozostaje najbardziej postronną obserwatorką naszych wzlotów i upadków. Ale i najlepszą, o ile tylko chcemy jej słuchać, krytyczką naszych słabości w sytuacji, gdy (znów) sięgamy po rozwiązania, które już przerabialiśmy i opłakiwaliśmy. Niekiedy niezliczoną wręcz ilość razy.

Przywołałam książką Colina Dickeya nie bez przyczyny. Czas pokaże z czym dokładnie zmierzyliśmy się w mijającym roku, ale już dzisiaj wiemy, że plaga dezinformacji, z którą Ameryka nigdy dobrze sobie nie radziła (i co Dickey po mistrzowsku opisuje), w tym roku zaatakowała nas i zniszczyła z mocą, jakiej jeszcze nie widzieliśmy. Zadziałała totalnie, a przyczyna dla której mogła to zrobić była prosta. Bo stworzyliśmy jej ku temu wymarzone warunki. Dawniej musiała się choć trochę napracować – znaleźć chętnych do spisku i zainwestować w realne, materialne środki propagacji sfabrykowanych faktów. A i tak jej uderzenie było zazwyczaj tylko lokalne, choć jak na prekursorkę wielu dziwnych trendów przystało, Ameryka i na tej niwie pokazała – przestrzegła? – że lokalne jak najbardziej może mieć wymiar ogólnokrajowy. W roku 1800 Thomas Jefferson został prezydentem w dużej mierze właśnie dzięki teorii spiskowej. Wrogowie sportretowali go jako wtyczkę francuskich iluminatów. Gdy spiskowców zdemaskowano, spindoktorzy Jeffersona wpadli na pomysł, by odwrócić role i to adwersarzy Jeffersona oskarżyć o szpiegostwo na rzecz Francji. Pomysł był przedni, bo dodatkowe zamieszanie, jakie wytworzyło się wokół kandydata Demokratów-Republikanów wyniosło go do zwycięstwa. 220 lat później „inwestycja” w dezinformację jest jednak praktycznie żadna, bo przy minimalnym wysiłku dzięki technologii, w które się wyposażyliśmy, narzędziem produkowania informacji może być dziś każdy w każdym zakątku świata. Oczywiście, świat absolutnej informacyjnej wolności mógłby, z założenia, być dla nas bardzo dobry. Gdybyśmy zgodzili się w nim na jedno: że pozostaniemy absolutnie uczciwi wobec siebie i wobec faktów. Czy można było z góry przewidzieć, że tak się nie stanie? Przepraszam, wiem że rozśmieszam Państwa tym pytaniem. Bo po pierwsze czy jest ktoś na sali, kto nie słyszał, że kłamstwo powtórzone wystarczająco często staje się prawdą? A po drugie, czy

jest ktoś, kto słyszał, żeby ludzie korzystali ze swoich wynalazków wyłącznie do osiągania celów, które które są etyczne i nobliwe?

Mija wyjątkowy rok. Rok kolejnej zmiany, a przede wszystkim precedensu, które nam się przydarzyły gdy zaprzątaliśmy uwagą czymś zupełnie innym. Niewykluczone, że 2024 przejdzie do historii jako ten, gdy już nie lokalnie, a masowo – i to jest ten precedens – wpłynęliśmy wszyscy do oceanu. Malutkie rybki w bezkresnej, ciemnej toni informacji i dezinformacji jednocześnie. Znikąd jednak podpory i znikąd kierunku. Co wtedy? W akcie samoocalenia będziemy zapewne coraz częściej płynąć po prostu tam, gdzie płynie reszta.

Nie namawiam nikogo do żadnych powyborczych refleksji. Namawiam do odpoczynku, posiedzenia w ciszy i sięgnięcia po wartościowe lektury, które przede wszystkim zadają pytania. W odmętach oceanu, który nadchodzi może to być jedyne światło, które nam pozostanie.

Autor: Eliza Sarnacka-Mahoney

Autor zdjęcia: Pixabay

Tagi wybory

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner