„Z perspektywy czasu i dziesięciu lat posługi doświadczyłem wiele dobra zarówno ze strony Polonii jak i innych grup etnicznych, które są bardzo bliskie i drogie mojemu posługiwaniu” – mówi „Nowemu Dziennikowi” Jego Ekscelencja ks. bp Witold Mroziewski, pełniący od dekady funkcję biskupa pomocniczego w diecezji brooklyńskiej. Dodaje, że łączenie wszystkich w jedną wspólnotę jest kluczem „do tego abyśmy stanowili nie tylko oazę jakiegoś miejsca, ale wielką, kwitnącą wspólnotę pełną zaangażowania w Kościół lokalny i zarazem dającą owoce dla Kościoła powszechnego”.
Niedawno minęło 10 lat od sakry biskupiej, która miała miejsce 20 lipca 2015 r., w konkatedrze św. Józefa na Brooklynie. Jak Ksiądz Biskup wspomina tę minioną dekadę, która jednocześnie stanowi prawie jedną trzecią posługi kapłańskiej Jego Ekscelencji?
Do tej chwili sięgam pamięcią dosyć często, albowiem jest to wyjątkowe wspomnienie w moim życiu. Było to ogromne zaskoczenie i wielka niepewność, czy podołam wyzwaniom, jakie są przede mną postawione. Był to dzień dosyć szczególny poprzez zastanowienie nad odpowiedzią, która zabrzmiała bezwarunkowo „tak”, albowiem, jak to mówimy – „Ojcu Świętemu się nie odmawia”. Taka decyzja przyszła od papieża Franciszka i początkowo komentowałem to mówiąc, że Ojciec Święty lubi zaskakiwać, że Ojciec Święty lubi czynić coś niekonwencjonalnego w postępowaniu i działaniu w życiu Kościoła więc zapewne uczynił to także ze mną. Później przyszły dni przygotowania do święceń, następnie czas refleksji, rekolekcje tygodniowe przeżywane z wielką zadumą i z pytaniem czy podołam temu co zostaje mi powierzone. Było też oczywiście było dużo modlitwy i ufności w Boże działania. W tym momencie pragnę odnieść się do ówczesnego ordynariusza brooklyńskiego, bp. Nicholasa DiMarzio, a także bp. Jamesa Massy, który wraz ze mną został wyznaczony na funkcję biskupa pomocniczego. Nasza wzajemna relacja modlitewna podczas rekolekcji upewniała, że rzeczywiście trzeba podjąć się tej posługi i należy odpowiedzieć z radością, ale też z pewną niepewnością, bo pytania stawiane są zawsze – „Co będzie dalej?”. Ksiądz bp DiMarzio wszystkim, których święci, daje tzw. kwiat z ciernia. Tak też było w naszym przypadku. On ciągle rośnie i obecnie ma już około 180 cm, bo jest to już dziesięcioletnie drzewko. Ordynariusz brooklyński określa je także jako koronę cierniową (crown of thorns), będącą rzeczywistym odniesieniem do naszej pracy, w której na pewno nie brakuje radości, ale też zdarzają się sytuacje oplecione cierniem. Tych trudnych momentów każdy z nas doświadcza zarówno na drodze kapłańskiej, jak i podczas posługiwania biskupiego, bo nie wszystko jest idealne. Pięknie i cudownie mogą to odbierać wierni i ludzie spoza Kościoła katolickiego, aczkolwiek wewnętrznie każdy z nas poddaje się temu co przynosi życie. A są to różne wydarzenia, w których uczestniczymy. Nie jesteśmy tylko podziwiani i chwaleni, ale też jesteśmy ganieni i doświadczamy różnego rodzaju opinii oraz komentarzy. Tego nie unikniemy. Podobnie jak to bywa w życiu codziennym, małżeńskim i rodzinnym, tak też jest w życiu kapłańskim czy biskupim.
Co bardziej dominowało, obawy czy nadzieja związana z nowymi wyzwaniami i możliwościami?
Obawy przed wyzwaniami na pewno rodziły się w myślach, ale też niepewność czy podołam wszystkim zadaniom jakie postawił przede mną biskup diecezjalny, bo jako biskup pomocniczy mam za zadanie pomagać mu, a nawet w wielu przypadkach reprezentować go lub zastępować. Nasze działanie jest pracą zespołową i kolektywną, a zarazem jednoczącą nas we wspólnocie Kościoła diecezjalnego. To wyzwanie było dla mnie osobiście bardzo znaczące i związane z posłaniem mnie tam, gdzie do tej pory nie byłem i nie bywałem. Są to posługi sakramentalne, okoliczności jubileuszowe i odpustowe w parafiach, czy też związane z opieką nad grupami etnicznymi w diecezji brooklyńskiej, czyli emigrantami. Następnie z racji przynależności do Polonii, siłą rzeczy moja odpowiedzialność i zadania, które spełniałem wcześniej nabrały nieco innego wymiaru. Mój związek z Polakami w naszej diecezji jeszcze bardziej się rozwinął, a nawet poszerzył poza jej granice. Z kolei inne grupy etniczne dały mi obraz różnorodności w jedności Kościoła. Ogromnym bogactwem jest uczestniczenie i przewodniczenie w liturgii różnych grup kulturowych oraz etnicznych, i mimo że jest ona sprawowana głównie w języku angielskim, to jej obrzędowość jest charakterystyczna dla każdej grupy etnicznej.
Czym i jak bardzo się różni?
Obrzędowość i mentalność grup etnicznych różnią się witalnością, kolorystyką i zachowaniami wypracowanymi przez poszczególne narodowości. To jest trochę analogiczne do naszych polonijnych elementów kulturowych, które wchodzą w liturgię. Podobnie jak polskie sztandary, stroje ludowe, czy też dekoracje znajdują pewne miejsce w liturgii, tak też bywa w liturgii afrykańskiej, azjatyckiej oraz południowoamerykańskiej. U nich jest to związane z większą żywotnością, a nawet taką odważną postawą okraszoną tańcem, gestami, śpiewem oraz różnymi elementami dekoracyjnymi. Przykładem może być np. kołysanie na rękach małego Jezusa w okresie świąt Bożego Narodzenia czy też wnoszenie świętych i wiwatowanie z wielkim splendorem w czasie odpustu. To wszystko jest obleczone w kulturową i etniczną oprawę. Jest to zgodne z tym, co kiedyś powiedział Ojciec Święty Franciszek, że łączy nas język, strój i kuchnia. To odnajdujemy w każdej grupie etnicznej, bo każda z nich w inny sposób pojmuje uczestnictwo w liturgii inaczej się zachowuje i w niej uczestniczy. To jest bardzo pouczające i to mnie niesamowicie zaskoczyło, gdy bywałem w różnych miejscach naszej diecezji na liturgii oraz różnych spotkaniach z wiernymi.
Jak Polonia wygląda na tle innych grup etnicznych zarówno pod względem kulturowym jak i przynależności do Kościoła?
Polonia i Polacy poza granicami kraju są ludźmi wiary i ufności, są osobami bardzo poważnymi podczas liturgii. Na pewno, kiedy mamy dobrą oprawę i sprawowanie liturgii w sposób bardzo pobożny, ułożony i harmonijny, to jesteśmy pewnego rodzaju wzorem jako grupa etniczna. Jesteśmy również zaangażowani kulturowo w tzw. pobożność maryjną, którą przedkładamy ponad wiele innych modlitw, a nawet ponad kult świętych i błogosławionych. To dlatego, że nasza narodowa tradycja pociąga do pielgrzymowania, do sprawowania nabożeństw paraliturgicznych w maju i październiku, czyli do litanii i różańca. Poza tym na większości sztandarów różnych grup polonijnych wkomponowany jest wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej i to sprawia, że polska grupa etniczna ulega bardzo wielkiej bliskości Maryi. Praktycznie w każdym kościele, gdziekolwiek mamy polską Mszę Świętą lub gdzie są Polacy a nawet nie ma polskiej Mszy Świętej, zawsze znajdziemy wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej, począwszy od katedry św. Patryka, a skończywszy na lokalnych parafiach. Wszędzie tam, gdzie nawet Polacy chodzą okazjonalnie do kościoła ich proboszczowie dają możliwość umieszczenia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, w którejś z kapliczek, lub zamieszczenia jej wizerunku na ścianie w ogólnie dostępnym miejscu. Takich przykładów mamy wiele zarówno na terenie diecezji brooklyńskiej, jak i poza nią. Trzecim ważnym punktem jest nasza narodowa tradycja, która objawia się w strojach regionalnych: góralskich, krakowskich, kaszubskich, kujawskich, itd. One odgrywają ogromną rolę, podobnie jak patriotyzm, którym Polonia odznacza się na tle innych grup. Polacy okazują swój patriotyzm, kiedy wnoszą do kościoła flagi, sztandary i feretrony oraz gdy w strojach regionalnych pokazują to co nam bliskie i ten element nas jednoczy. To jest nasz wyraz przywiązania do wartości i hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Jest to bardzo widoczne i dzięki temu na pewno jesteśmy, jako grupa etniczna, bardzo wartościową częścią każdej wspólnoty diecezjalnej. Między innymi chyba dzięki temu ja jestem biskupem pomocniczym w diecezji brooklyńskiej.
A jaką jej część stanowi Polonia?
Obecnie w rejonie naszej diecezji, czyli na Brooklynie i Queensie jest około 90 tys. Polaków. Oczywiście nie wszyscy chodzą do kościoła, ale polonijne parafie na razie, w mniejszym czy większym stopniu, się utrzymują. Te które były zakładane i budowane przez Polaków są dla Polonii takim oczkiem w głowie do dzisiaj. Są też parafie amerykańskie, które stały się przystanią dla naszych rodaków i dlatego również nazywane są polskimi, ale wielką różnicą jest przynależność do polskiej parafii i wspólnoty, a uczestniczenie w mszy św. w kościele amerykańskim, w którym stworzono miejsce dla naszej grupy etnicznej. Polskich parafii w naszej diecezji jest siedem, a polska msza św. odprawiana jest w 20 miejscach w niedzielę, a w niektórych kościołach także w dni powszednie.
Jak to wygląda od strony administracyjnej? Ogólnie mówi się, że polscy proboszczowie są dobrymi gospodarzami.
Bardzo się cieszę, że taka jest opinia o polskich księżach, że są dobrymi gospodarzami, że pilnują wspólnot parafialnych oraz dbają o wnętrze kościołów i budynków parafialnych. To jest prawda, ponieważ my mamy to zaszczepione z naszego miejsca urodzenia w Polsce, gdzie widzieliśmy zawsze dbałość proboszcza o kościół, o wspólnotę parafialną i miejsce, w którym również mieszka. W diecezji brooklyńskiej też dostrzegam bardzo wyraźnie, że ci księża, którzy zostali posłani nawet do parafii amerykańskich, aby być proboszczami lub administratorami, dokładają wiele uwagi, aby dana wspólnota funkcjonowała należycie, a wygląd estetyczny kościoła był jej wizytówką.
Jak w ciągu minionej dekady zmienił się Kościół i co miało na to wpływ?
Szybkie zmiany postępujące we wszystkich wspólnotach Kościoła katolickiego wymusiła pandemia, która nawet przyspieszyła ten proces o kilka lat. Początkowo napędziła nam strachu, później, gdy się rozwijała było jeszcze trudniej, ponieważ stanęliśmy między przepisami a życzeniami ludzi, aby nie zważać na nic, żeby otworzyć kościoły i bronić wiary, wiernych i nas samych. To były trudne czasy szczególnie dla księży, ponieważ przepisy nakazywały nam przestrzegania prawa, a parafianie często żądali rzeczy z nim niezgodnych. Pandemia także bardzo postraszyła ludzi. Wierni zaczęli się przemieszczać z aglomeracji miejskiej w inne części Stanów Zjednoczonych, a wielu z nich wróciło także do Polski. Dlatego też w polonijnych parafiach przyspieszył proces zmniejszania się wiernych w każdym z kościołów, a zwłaszcza w tych amerykańskich, w których odprawiana była tylko polska msza św. Są miejsca, gdzie według obliczeń diecezjalnych ilość wiernych spadła o 60-70 proc. Są też parafie, w których ilość wiernych zmniejszyła się do 50 proc. Ogólne w każdym z kościołów liczba osób uczestniczących w życiu sakramentalnym i mszach świętych jest o wiele mniejsza. Księża wspominają czasy spowiedzi wielkopostnej i wielkanocnej, gdzie bardzo wielu kapłanów przez kilka godzin posługiwało w konfesjonale. Czasy obecne nie wymagają już takiej ilości spowiedników do posługi dla Polonii. Kolejnym punktem świadczącym o tej zmianie jest sakramentalność. Ponieważ liczba chrztów zmniejszyła się drastycznie, więc automatycznie spadła ilość dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej oraz do bierzmowania. Bardzo wyraźnie spadła liczba zawieranych małżeństw i to nawet o 80 proc. W tym przypadku przyczyny są różne i nie znaczy to, że te osoby żyją bez ślubu, tylko że biorą je w innych miejscach, stanach lub też w Polsce. Również zauważamy w polskich parafiach mniejszą ilość pogrzebów, co związane jest z wyjazdem emerytów do Polski lub do innych stanów, gdzie żyje się spokojniej i taniej. Mniej dzieci uczęszcza też do polskich szkół dokształcających oraz na katechezę. W tym przypadku spadek wynosi od 40-50 proc. Co będzie dalej? Trudno powiedzieć, ale takie pytania też sobie zadajemy. Miniona dekada była dużym krokiem zmian, a wszystkie ich składowe postępowały bardzo szybko. Dzisiaj ważnym jest, aby zachować polonijne wspólnoty i skupić wokół nich Polaków. Ważnym jest również, aby nasi wierni uczyli się odpowiedzialności za Kościół, ale nie tylko w sensie finansowym, a przede wszystkim poprzez uczestnictwo w jego działalności i ich zaangażowanie np. w katechezę, zorganizowanie czegokolwiek przy parafii czy to grupy lektorów, grupy muzycznej, grupy biblijnej, czy jakieś innej małej wspólnoty. Chodzi o coś co będzie łączyło ludzi, bo to jest najważniejsze. Wyraźnie to widać w wielu grupach etnicznych, włącznie z polską, jednak potrzeby są na dziś większe, bo to nie biskup i nie ksiądz stanowi Kościół, ale wierni wraz z biskupem, z księdzem, z klerykiem, z siostrą zakonną i z diakonem. Bardzo istotne znaczenie w naszej grupie etnicznej mają diakoni świeccy, których w diecezji brooklyńskiej mamy do tej pory wyświęconych dwóch. Jednak potrzeba ich więcej. Podobnie jest z szafarzami, których znaczenie jest bardzo duże w parafiach i wspólnotach, w których jest jeden ksiądz, aby można było usprawnić rozdzielanie Komunii Świętej wiernym oraz by wesprzeć tego kapłana swoją posługą. Na pewno jest w naszej mentalności coś, co nie pozwala nam tej bariery przebić i zrozumieć, ponieważ dla większości wiernych Kościół w Polsce kojarzy się z księdzem i zakonnicą, a nie z nimi samymi. Dominuje przekonanie typu: „My przychodzimy, uczestniczymy w liturgii i idziemy, a on zostanie i nic nie robi przez cały dzień, żeby nam za tydzień znów mszę św. odprawić”.
Z mojej obserwacji wynika, że faktycznie w Stanach Zjednoczonych, ludzie są bardziej związani z codziennym życiem Kościoła niż w Polsce, chociażby poprzez różne wydarzenia i imprezy, które mają miejsce przy parafiach.
Tak jest i ja się bardzo cieszę, że takowe działania mają miejsce, że istnieją różne grupy i podejmowanie różnych inicjatyw jest w nas, że jesteśmy zauważalną częścią wspólnot własnych, a także wspólnoty diecezjalnej. To jest bardzo ważne i istotne, dlatego wspomniałem o diakonach i mówię o aktywności np. młodzieży na płaszczyźnie diecezjalnej. Hiszpańskojęzyczna grupa jest zawsze, mimo że jest to wspólnota wielonarodowościowa, Włosi i Irlandczycy oraz inne grupy etniczne są obecne, a Polaków nie ma za dużo. Jest to zauważalne chociażby przy organizacji pielgrzymki diecezjalnej do Waszyngtonu, kiedy trudno jest nam zebrać ludzi by zapełnić jeden autobus, który zawozi wiernych na to wydarzenie. Kiedy jest Kongres Eucharystyczny i odprawiana jest msza św. dla diecezji na stadionie to w zasadzie Polaków nie zauważamy. Może to jest zbyt nikła odpowiedź na wezwanie i zaproszenie przez księży, ale dobrze by było gdybyśmy jednak byli bardziej aktywni jako polska grupa etniczna. Jedynym takim wydarzeniem wiążącym nas jest Dzień Dziedzictwa Polskiego, nad którym pracujemy praktycznie cały rok. Gdy kończy się jedno wydarzenie, my od razu rozpoczynamy przygotowania do kolejnego. Przywozimy wiernych z poszczególnych parafii do konkatedry św. Józefa na Brooklynie, gdzie jest odprawiana okolicznościowa msza św. Oczywiście pojawiają się pytania czy nie lepiej by było zorganizować to w polskich parafiach. I faktycznie początkowo tak było, ale okazało się, że wtedy na Mszy Dziedzictwa Polskiego skupialiśmy tylko polskich parafian danego kościoła i kilku lub kilkunastu gości z innych miejsc. Natomiast teraz wszyscy jedziemy do konkatedry i to jest nasza dobra wizytówka, a kiedy jeszcze przywieziemy młodzież przyjmującą sakrament bierzmowania czy też dzieci pierwszokomunijne, to wtedy mamy wyraźny obraz naszego zaangażowania i bycia w tej wspólnocie. Te wszystkie elementy, o których wspomniałem na pewno są priorytetowe dla polskiej grupy etnicznej. Niestety nie mamy też zbyt wielu księży wywodzących się z Polonii. Ostatnimi, którzy pochodzili z polskich rodzin są prałaci John Strynkowski i Tomasz Machalski. Wszyscy pozostali są z rodzin emigrantów lub urodzili się w Polsce, a przyjęli święcenia w Stanach Zjednoczonych, albo przyjechali z Polski i zostali tu do posługi. Przy tej okazji chciałbym podkreślić, że wszyscy polscy księża służący, czy to w polskich czy też amerykańskich parafiach, odznaczają się naprawdę wielką gorliwością i zaangażowaniem oraz mają duży zapał do pracy i działania.
Przed jakimi wyzwaniami stoi diecezja brooklyńska w najbliższym czasie?
Nasza diecezja jest w przededniu dosyć dużej rekonfiguracji i poważnych zmian. Jedną z nich jest partnerstwo parafii, czyli tworzenie bratnich parafii. Oznacza to łączenie dwóch sąsiednich parafii w jedną wspólnotę, której będzie przewodniczył jeden proboszcz. Wówczas stanie się on proboszczem lub administratorem parafii, która zacznie kooperację i wyznaczanie wspólnego celu na przyszłość.
Czyli to będzie coś podobnego do sytuacji jaką mamy na Ozone Park w przypadku amerykańskiej parafii Najświętszej Marii Panny oraz polskiego kościoła św. Stanisława Biskupa i Męczennika?
Tak, z tym, że tamte parafie są już połączone w jedną. Mamy wiele polskich parafii, które są samodzielne, a prawdopodobnie w przyszłości będą w takiej partnerskiej przyjaźni i zarazem formowaniu na przyszłość wspólnoty obejmującej sąsiednie parafie. To jest w tej chwili wyzwanie dla diecezji. Jest to spowodowane kilkoma czynnikami. Pierwszym z nich jest zmniejszająca się liczba księży, których drastycznie ubywa. Wyświęca się niewielu nowych kapłanów, wiek księży jest dosyć wysoki, a jego średnia to około 68-70 lat. Oni niebawem przejdą na emeryturę, więc potrzebujemy, aby ktoś ich zastąpił, a niestety nie będziemy mieli zbyt wielu kandydatów. Dlatego brak księży ma znaczący wpływ na tę zmianę w reorganizacji parafii. Innym powodem jest wewnętrzna migracja ludności, co wiąże się z tym, że ludzie przenoszą się z miejsca do miejsca i zastępowani są inną grupą etniczną, ale niekoniecznie osobami wierzącymi czy też katolikami. W takiej sytuacji mamy następne wyzwanie, co uczynić z miejscem, które w przeszłości było zdominowane np. przez Włochów, a dzisiaj wchodzi tam grupa Arabów lub Azjatów. Kolejnym czynnikiem są uwarunkowania finansowe. Wiemy doskonale, że dzisiaj nic nie tanieje, a w ostatnich 10 latach opłaty za wszystko wzrosły co najmniej dwukrotnie. W wielu parafiach budżet nie starcza na pokrycie podstawowych wydatków związanych z ich funkcjonowaniem, dlatego też skonsolidowanie obszarowe i połączenie wiernych w większą wspólnotę będzie wymagane, aby Kościół mógł dalej funkcjonować.
Czy to będzie się także wiązało z zamykaniem niektórych kościołów?
Trudno powiedzieć co będzie dalej, ale jeśli nie będziemy mieli nowej emigracji i przypływu wiernych to prawdopodobnie wówczas konieczne będzie łączenie wspólnot. W ostatnich latach nie było zbyt wielu połączonych parafii, ale kilka takich sytuacji miało miejsce. W ubiegłym roku powstało osiem takich łączonych wspólnot, czyli w sumie konsolidacja dotyczyła 16 parafii. W kolejnych latach będą planowane następne. Jednak czy to będzie jedna wspólnota? Docelowo prawdopodobnie tak, ale na razie nie wiemy, kiedy to nastąpi. To wszystko zależy od ilości duchownych, wiernych i środków materialnych. Kościoły mamy piękne i ogromne, ale często wymagające remontów, a zdobycie funduszy na ten cel jest bardzo trudne. Gdyby nie wynajem parafialnych budynków, opustoszałych konwentów, szkół, które nie funkcjonują już w pełnym wymiarze, to wówczas prawdopodobnie rzadko którą parafię byłoby stać, żeby się utrzymała z ofiar wiernych. Takie są realia.
Większość z nich, a zwłaszcza polskie kościoły mają co najmniej 100 lat.
Polskie parafie rzeczywiście powstawały na przełomie wieku osiemnastego i dziewiętnastego. Niektóre z nich nawet jeszcze w osiemnastym wieku.
Powróćmy jeszcze na moment do tej dekady posługi biskupiej. Nawiązując do podarowanego przez bp. Nicholasa DiMarzio cierniowego drzewka chciałbym zapytać o najtrudniejsze momenty pełnienia tej zaszczytnej funkcji. Czy miał Ksiądz Biskup jakieś „cierniowe elementy” w swojej posłudze?
Osobiście dla mnie najtrudniejszymi sprawami do rozwiązania były problemy administracyjne i personalne na różnych szczeblach, ponieważ powierzono mi wiele funkcji związanych z pracą w diecezji brooklyńskiej. Chodzi m.in. o bycie wikariuszem biskupim do spraw etnicznych i na tej płaszczyźnie ścierały się pewnego rodzaju nurty związane z posługą kapłanów i ich współpracą z wiernymi. Tak więc były to sprawy trudne i konfliktowe do rozwiązania i do dzisiaj się nimi zajmuję. Otrzymałem także funkcję wikariusza terytorialnego, gdzie wcześniej byłem odpowiedzialny za cały Queens, a obecnie za zachodnią część Brooklynu, w której znajduje się 49 parafii. Tam również mam sprawy do rozwiązania pomiędzy księżmi i wiernymi, między samymi wiernymi czy też dotyczące różnych zdarzeń. To wszystko są bolesne kwestie z racji na sprawiedliwość czy też na zachowanie zewnętrzne. Do trudnych spraw należy także rozwiązywanie wszelkich konfliktów i ważne jest, aby przy tym mieć dużo cierpliwości, a także umieć wysłuchać ludzi. Mimo że to nie należy do przyjemności to zawsze staram się odpowiadać na wyzwania i wysłuchać wiernych oraz w jakiś sposób załagodzić konflikt, a przynajmniej wytłumaczyć im jak i dlaczego tak się dzieje. Jednak najtrudniejsze są spory, przy których ludzie nie chcą dyskutować ani nie żądają wyjaśnień tylko od razu opiniują. Wówczas to zderzenie z różnymi określeniami i krytyką często jest niezrozumiałe i trudne do przyjęcia. W mojej działalności są płaszczyzny życia parafialnego i diecezjalnego, jest ich nawet kilka. Mam funkcję proboszcza parafii i administratora innej parafii, mam także funkcję wikariusza terytorialnego w polskiej grupie na terenie diecezji, a zaangażowanie w życie Polonii jest także dosyć duże. Do tego dochodzą jeszcze polskie wspólnoty poza diecezją brooklyńską. Kalendarz, na prawie cały rok, mam zajęty okolicznościowymi sprawami, które dotyczą sfery kościelnej i nie tylko ponieważ dochodzą do tego różnego rodzaju funkcje pozakościelne. Tak więc jeśli mówimy o sprawach trudnych to są to kwestie administracyjno-personalne.
A co Ksiądz Biskup zalicza do przyjemnych obowiązków?
Na pewno udzielanie sakramentów, świętowanie rocznic i odpustów parafialnych, sprawowanie liturgii na cmentarzach katolickich w Dniu Zadusznym oraz w Memorial Day, a także udział w uroczystościach i życiu polonijnym. To wszystko przynosi wielką radość. Do tego dochodzi jeszcze modlitwa, bo my jesteśmy tam gdzie potrzeba modlitwy, wsparcia oraz działania z każdą grupą wiekową, począwszy od najmłodszych, a skończywszy na seniorach, którzy dali i cały czas dają świadectwo życia. Duch tego działania jest widoczny zarówno w dużych, jak i mniejszych zgromadzeniach. Mówiąc o dużych zgromadzeniach mam na myśli: msze św. dla diecezji, dla kilku parafii czy też dla grup polonijnych oraz przed Paradą Pułaskiego, podtrzymywanie i kultywowanie dziedzictwa św. Jana Pawła II, a także różne pielgrzymki. Tam jest moc, siła oraz miłość i jedność Kościoła, a to sprawia mi największą radość. Odnajduję także dużą wartość w małych wspólnotach jak np. w grupie anonimowych alkoholików. Oni zawsze zapraszają nas do siebie na celebrowanie lat trzeźwości i jeśli tylko pozwala mi na to czas, to przychodzę do nich i słucham ich świadectw. Jest to doświadczenie naprawdę bardzo budujące i radosne. Podobnie jest podczas spotkań w polskich szkołach dokształcających a także na koloniach zuchowych, gdzie również od wielu lat staram się być każdego roku. Ogromną wartość mają także grupy biblijne, a spędzanie z nimi czasu sprawia mi ogromną radość. To samo dotyczy różnych spotkań wielkanocnych, opłatkowych i organizacji działających przy parafiach. To wszystko mnie bardzo buduje i cieszy.
Czyli ta radość ma przewagę nad wspomnianymi wcześniej „cierniami”.
Zdecydowane tak, jest ogromna przewaga, ale te ciernie ostateczne też często przynoszą radość, zwłaszcza jeśli się komuś udało pomóc.
Na zakończenie proszę powiedzieć z jakimi nadziejami patrzy Ksiądz Biskup w przyszłość, na kolejne lata swojej posługi?
Mam nadzieję, że zdrowie będzie mi dopisywało, oraz że fizycznie, psychicznie i emocjonalnie dam radę ogarnąć to wszystko co do mnie należy i że to będzie mi szło tak jak do tej pory. Mam też nadzieję na większe zaangażowanie i bliskość wiernych do siebie samych w poszczególnych wspólnotach, a tym samym dla Kościoła. To jest ogromna nadzieja. Ojciec Święty Jan Paweł II zawsze mówił o młodzieży, że jest nadzieją świata, Kościoła i jego nadzieją. Również dla mnie młodzież, dzieci i rodziny są ogromną nadzieją do budowania Kościoła, parafii, wspólnoty, małych grup i większego zaangażowania w życie tych wspólnot. Muszę też powiedzieć, że z perspektywy czasu i tych dziesięciu lat posługi doświadczyłem wiele dobra zarówno ze strony Polonii jak i innych grup etnicznych, które są bardzo bliskie i drogie mojemu posługiwaniu. Tam też upatruję dalszego rozwoju i dobrej energii, dawania siły i optymizmu dla siebie nawzajem i łączenia wszystkich we wspólnocie Kościoła diecezjalnego i powszechnego. To jest klucz do tego abyśmy stanowili nie tylko oazę jakiegoś miejsca, ale wielką, kwitnącą wspólnotę pełną zaangażowania w Kościół lokalny i zarazem dającą owoce dla Kościoła powszechnego. To jest ogromna siła.
Tak więc życzę zdrowia, jak również dużo siły i energii do dalszego działania oraz duchowych sukcesów w biskupim posługiwaniu.
Dziękuję bardzo.
Rozmawiał Wojtek Maślanka