Panika po katastrofie śmigłowca na Manhattanie jest przesadzona? W ciągu pół wieku było tylko sześć takich wypadków

Informacja o katastrofie śmigłowca turystycznego w Nowym Jorku obiegła cały świat, a wśród lokalnych prawodawców wywołała dyskusję o dalszych losach lotów widokowych nad miastem. Część polityków opowiada się za zakazaniem tego typu atrakcji. Inni – jak burmistrz Eric Adams – przestrzegają przed nadgorliwymi działaniami, wskazując, że tego rodzaju wypadki, choć się zdarzają, nie są zbyt częste. Czy rzeczywiście tak jest?

Czwartkowa katastrofa turystycznego Bella 206 jest ostatnią, która miała miejsce w Nowym Jorku. Sześć lat temu doszło tam do serii podobnych wypadków. 10 czerwca 2019 roku śmigłowiec zahaczył o dach wieżowca w Midtown. W katastrofie zginął pilot maszyny. Niespełna miesiąc wcześniej doszło do mniej poważnego w skutkach wydarzenia – helikopter rozbił się w rzece Hudson tuż po starcie z lądowiska. Ofiar śmiertelnych nie było, ale pilot i pracownik nabrzeża zostali ranni.

W marcu 2018 roku pięciu pasażerów zginęło w katastrofie śmigłowca w East River. Lot był realizowany z otwartymi drzwiami, aby możliwe było wykonanie dobrej jakości zdjęć. Pasażerowie utonęli po wodowaniu śmigłowca w East River, gdyż zostali zabezpieczeni zbyt ciasnymi pasami, których nie dali rady odpiąć. Po wypadku wprowadzono zakaz lotów z otwartymi drzwiami bez pasów z mechanizmem szybkiego wypięcia.

Przez niemal całą dekadę wstecz na nowojorskim niebie panował spokój. Przed 2018 rokiem do ostatniej katastrofy śmigłowca doszło niespełna 10 lat wcześniej. W 2009 roku nad rzeką Hudson zderzyły się wówczas helikopter i awionetka. W wypadku zginęło dziewięć osób, w tym pięciu włoskich turystów.

W pierwszej dekadzie XXI wieku niebo nad Nowym Jorkiem również było bezpieczne. Przed 2009 rokiem w mieście doszło tylko do dwóch katastrof. W 1997 roku śmigłowiec, którym leciał prezes Colgate-Palmolive, Craig Tate, spadł do East River. Na pokładzie były łącznie cztery osoby. Jedna z nich została ciężko ranna.

Dwadzieścia lat wcześniej – w 1977 roku – władze miasta zakazały montowania na dachach wieżowców lądowisk dla śmigłowców. Powodem był wypadek, do którego doszło 15 maja tamtego roku. Łopata śmigłowca, który lądował na takim lądowisku, zabiła pięć osób po oderwaniu się od nasady wirnika. Jedną z ofiar była przypadkowa kobieta, która spacerowała pod budynkiem.

W ciągu ostatnich niespełna 50 lat w Nowym Jorku doszło zatem tylko do sześciu wypadków z udziałem śmigłowców – wliczając w to czwartkowe rozbicie turystycznego Bella w rzece Hudson.

Red. JŁ