Rządzący, którzy mają coś na sumieniu, próbują kryminalizować dziennikarstwo i to powinno nas martwić.
Wiesław Cypryś
Nalot policji na siedzibę „Marion County Record” wywołał oburzenie środowiska dziennikarskiego w Ameryce. Przeciw niemu wypowiedziały się największe i najbardziej prestiżowe dzienniki i agencje prasowe w kraju, w tym „Washington Post”, „New York Times”, „Reuters” czy Associated Press. Swoje krytyczne zdanie wyraziły organizacje chroniące dziennikarzy. Dyrektor Freedom of the Press Foundation Seth Stern powiedział CNN, że najście na siedzibę gazety jest „naruszeniem prawa federalnego, Pierwszej Poprawki i ludzkiej przyzwoitości”.
Tak było rzeczywiście. Wtargnięcie policji do biura lokalnej gazety w miasteczku Marion w stanie Kansas był napadem na Pierwszą Poprawkę do Konstytucji USA.
Kilku oficerów w mundurach i kilku po cywilnemu przeszukało biuro, konfiskując komputery, notatki dziennikarskie, inne dokumenty i telefony komórkowe. Wyrwali z ręki reporterki telefon, powodując jej zranienie. Robili zdjęcia, w tym wyciągów prywatnego konta bankowego. Równocześnie weszli do domu 98-letniej Joan Meyer, współwłaścicielki i współwydawcy tygodnika.
Oburzenie akcją policji szybko przerodziło się w tragedię. Następnego dnia pani Meyer zmarła. Jak mówi jej syn, prawdopodobnie ze stresu. Po tym, co się stało, zagotowała się we mnie krew i pewnie zagotowała się ona u wielu Amerykanów. Później przyszedł czas refleksji i wniosków, dlatego też wracam do tej sprawy jeszcze raz, chociaż minęło od niej już sporo czasu. Uważam bowiem, że to, co zaszło w Marion, to obraza ludzkiej godności, obraza narodowych wartości i szarganie Konstytucji USA.
Istotę wolności prasy w 1786 roku objaśnił Thomas Jefferson w liście do przyjaciela: „Nasza wolność zależy od wolności prasy i nie można jej ograniczyć bez utraty wolności”. Jak bardzo ważna jest ta kwestia świadczy to, że James Madison wolność prasy umieścił w Pierwszej Poprawce, aby żaden przedstawiciel władzy z dziennikarstwa nie uczynił przestępstwa.
Jednak wszystko wskazuje na to, że dokładnie tak postąpiła policja w Marion i lokalny sędzia.
Po tym jak reporterka gazety została wyproszona z kafejki miejscowej aktywistki politycznej Kari Newell, anonimowy obywatel przekazał redakcji informację o jej kryminalnej przeszłości, czyli wyroku sądowym za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Redaktor naczelny Eric Meyer, w obawie o złe intencje źródła informacji, zawiadomił miejscową policję. Gazeta zweryfikowała otrzymaną wiadomość, którą znalazła w rządowej bazie danych, ale zdecydowała się nie publikować artykułu pogrążającego właścicielkę restauracji.
Pomimo tego szef miejscowej policji Gideon Cody przedłożył sędziemu do podpisania nakaz rewizji redakcyjnego biura i domu wydawców pisma. W uzasadnieniu podał prawdopodobieństwo nielegalnego uzyskania informacji z kartoteki wykroczeń drogowych wspomnianej wcześniej właścicielki restauracji.
Jednak nawet gdyby to było powodem podejrzeń, że gazeta nie postępuje zgodnie z prawem, nie usprawiedliwiłoby wtargnięcia policji do redakcji. Departament Policji mógł wystąpić o wezwanie sądowe dla podejrzanych dziennikarzy lub przyjąć bardziej wyważone podejście, jak zrobiliby funkcjonariusze, którzy szanują amerykańską konstytucję.
Ale policja w Marion zdecydowała przyjąć taktykę, której nie powstydziłby się dyktator Putin.
Gdy wiadomość o nalocie policji na opisywaną tu gazetę trafiła do mediów, zastanawiałem się, czy to rządowa taktyka wzmożonej agresji przeciw prasie, czy kryje się za nią jakaś zagrywka polityków walczących o stołki. W miarę napływania informacji wywnioskowałem, że to głównie osobista zemsta naczelnika lokalnej policji Cody’ego na zespole redakcyjnym, a szczególnie na reporterce Debbie Gruver, która prowadziła śledztwo dziennikarskie o jego pracy w policji w Kansas City. Ciążyły na nim oskarżenia o nieodpowiednie komentarze seksualne, za co groziły mu konsekwencje dyscyplinarne. Gazeta nigdy nie opublikowała posiadanych informacji, jakkolwiek detale jej śledztwa, w tym nazwiska osób, które wysunęły zarzuty wobec Cody’ego, znajdowały się w komputerze zarekwirowanym przez funkcjonariuszy.
W USA praktyki zastosowane wobec „Marion County Record” nie są częstym narzędziem przeciw mediom i dlatego każda tego typu akcja niepokoi. A przytoczyć tu można kilka innych przykładów.
Kilka lat temu w Laredo w stanie Teksas dziennikarka i krytyk rządu Priscilla Villarreal została aresztowana dlatego, że w trakcie przekazywania relacji zapytała policjanta o podstawowe informacje.
Na Florydzie agenci FBI, posiadający nakaz rewizji, przeszukali dom niezależnego dziennikarza Tima Burke’a i skonfiskowali nagrania wideo dotyczące kryminalnego dochodzenia wycieku w Fox News.
Politycy stojący za takimi praktykami usprawiedliwiają je mówiąc, że dziennikarze nie mogą popełniać przestępstwa tylko dlatego, że relacjonują je w środkach masowego przekazu. To kłamstwo. Dziennikarze muszą mieć możliwość zdobywania informacji, żeby odbiorca dowiedział się prawdy. Rządzący, którzy mają coś na sumieniu, próbują kryminalizować dziennikarstwo i to powinno nas martwić. Praktyki tu opisane zniechęcają do szukania dowodów, wstrzymują poufnych informatorów przed ujawnianiem znanych im faktów i w konsekwencji udaremniają zdolność do podążania za prawdą. Na dalszą metę wolność, która zależy od wolności prasy, wpadnie w kleszcze rządzących.