New York
43°
Fair
7:01 am5:17 pm EST
3mph
74%
29.91
TueWedThu
45°F
37°F
43°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Sport
Warto przeczytać
Wywiady
Polonia

Sport daje nam tożsamość narodową

14.09.2023
Dariusz Szpakowski w grudniu 2022 roku zakończył komentowanie mundiali / Foto: ZOSIA ŻELESKA-BOBROWSKI

„Najpiękniejsze w sporcie jest to, że jest nieprzewidywalny, że nawet najlepsi reżyserzy nie napisaliby takich scenariuszy, jak chociażby ostatni finał mistrzostw świata – stwierdza w rozmowie z „Nowym Dziennikiem” Dariusz Szpakowski, jeden z najbardziej znanych i lubianych komentatorów sportowych.

Panie Dariuszu, pod koniec ubiegłego roku oświadczył Pan, że kończy swoją komentatorską przygodę z mundialami, czym zasmucił Pan wielu fanów piłki nożnej. Mamy nadzieję, że jednak jeszcze nie odchodzi Pan całkowicie na emeryturę.

Ja powiedziałem, że to będzie mój ostatni mundial. Kolejny będzie w 2026 roku, a ja mam już swoje lata, tak więc na pewno będzie go komentował już ktoś inny. Oczywiście ważne jest to, na ile lat człowiek się czuje i jak zdrowie dopisuje, a nie ile pokazuje kalendarz. Więc zobaczymy też, czy pożegnam się także z mistrzostwami Europy, ale chciałbym je jeszcze skomentować. Mimo trudnej sytuacji po przegranym meczu z Czechami i remisie z Mołdawią nasza reprezentacja nadal walczy i wszystko wskazuje na to, że te mistrzostwa będą z udziałem Biało-Czerwonych. A kiedy grają Polacy, zawsze jest inny sposób komentowania niż wtedy, gdy ich nie ma, no chyba że to jest duża impreza, na której emocje są ogromne. Przykładem może być niezapomniany finał ostatnich mistrzostw świata, którego dramaturgia była niesamowita. Był to fantastyczny mecz ze zmieniającymi się sytuacjami. Natomiast gdy grają Biało-Czerwoni, to zawsze łza się w oku kręci.

A co dokładnie skłoniło Pana do tej decyzji o rezygnacji z relacjonowana mundiali?

Czas, który biegnie nieubłaganie. Pożegnałem się z mundialami, ale od czasu do czasu chciałbym jeszcze coś skomentować. Zobaczymy, jak będzie ze zdrowiem. Na razie czuję się dobrze, więc mam nadzieję, że się jeszcze usłyszymy.

Jak Pan postrzega te 50 lat spędzonych z mikrofonem?

Mam dzięki temu mnóstwo przeżyć i wspomnień zarówno jeśli chodzi o Biało-Czerwonych, o finały mistrzostw świata i mistrzostw Europy, jak też mecze klubowe i inne dyscypliny sportowe. Miałem przyjemność komentowania hokeja wraz z Mariuszem Czerkawskim, doskonale tutaj znanym, bo przecież grał w Nowym Jorku i był gwiazdą NHL. Myślę, że bardziej był rozpoznawalny w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie niż w Polsce. Te 50 lat z mikrofonem to dla mnie jeden wielki film, którego jednak jeszcze nie zacząłem przewijać.

Skąd wzięła się u Pana ta miłość do sportu, a przede wszystkim do mikrofonu?

Jestem absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego. Sam uprawiałem sport i nawet byłem w reprezentacji koszykówki. W pewnym momencie miałem jednak pewne dylematy życiowe, bo jeśli człowiek się nie przebija i nie wchodzi do pierwszej reprezentacji, to myśli wówczas, co dalej ze sobą zrobić. Bardzo chciałem zaistnieć gdzieś w tym sporcie, i pojawiła się możliwość komentowania meczów. Zaczęłam od Rozgłośni Harcerskiej, mimo że wówczas było tylko jedno radio, i nie było łatwo się tam przebić. Po jakimś czasie przeszedłem do telewizji i jestem jej wierny do dziś. Oczywiście miałem swoich mistrzów, którzy nam wszystkim pomagali, nakłaniali i przekonywali do doskonalenia się. To były niezapomniane czasy, które pozostawiły wspaniałe wspomnienia. Mnóstwo pracy włożył w nasz rozwój nieżyjący już Bogdan Tuszyński. Niestety, powoli przemijamy i nie jesteśmy w stanie temu zapobiec, ale jednak coś po nas – podobnie jak po sportowcach – pozostaje. Po nich niezapomniane mecze i wrażenia, a po nas, komentatorach – wspomnienia z transmisji tych wyjątkowych spotkań. Są one zachowane w archiwach, czy to radiowych, czy też telewizyjnych.

Pan na pewno pozostanie zapamiętany jako jeden z najważniejszych i najbardziej charakterystycznych komentatorów.

To miłe, co pan mówi, ale muszę podkreślić, że przede mną był Janek Ciszewski, był wspomniany już Bogdan Tuszyński i Bogdan Tomaszewski, a było tylko jedno radio i jedna telewizja.

Który z nich był Pańskim mistrzem?

To wszystko zależy od konkurencji i dyscypliny sportowej. Bogdan Tuszyński nie komentował, a jeśli już to niewiele, meczów piłki nożnej. Mimo tego – jak wspomniałem wcześniej – on włożył w nas mnóstwo pracy. To on zaczął odmładzać redakcję sportową Polskiego Radia. Ja przeszedłem tam na etat w 1976 roku, po wcześniejszej współpracy z tą redakcją. Dziś młodzi komentatorzy mają wiele innych dróg do rozwoju. Jest wiele stacji radiowych i telewizyjnych, są także portale internetowe. Dzisiaj osoby chcące zająć się komentowaniem sportu mają otwartą drogę, nie muszą pukać tylko do jednych drzwi, bo mają ich mnóstwo do otwarcia. Z drugiej strony, mają też nieco trudniej, dlatego że w niektórych stacjach nie ma tradycji komentatorskiej, nie ma „mistrza” i jego relacji z „uczniem”, więc ci początkujący muszą podążać swoją ścieżką troszeczkę na oślep, nie otrzymują żadnej podpowiedzi od osób, które już tę drogę przeszły.

Słynny komentator sportowy Dariusz Szpakowski spotkał się z Polonią m.in. w Centrum Polsko-Słowiańskim / Foto: ZOSIA ŻELESKA-BOBROWSKI

A Pan nawet sobie tę drogę chyba sam przepowiedział. Myślę tu o słynnych słowach z początku transmisji meczu Anglia – Polska: „Z Wembley wita Dariusz Ciszewski”…

Tak wszyscy myślą, ale to było zwykłe przejęzyczenie wynikające z sytuacji, która miała miejsce na Wembley. Nie mieliśmy jeszcze połączenia z krajem, a już zaczynali grać hymny narodowe, więc byłem bardzo zdenerwowany. Przed meczem przygotowałem sobie cały wstęp, jak to przed laty Jan Ciszewski witał Polaków. Długo i często o tym opowiadałem i tak też chciałem zrobić wtedy, a tu okazało się, że nie mamy tej łączności transmisyjnej. Gdy pojawiliśmy się na wizji, to nawet z nerwów, nie miałem świadomości, że powiedziałem: „Z Wembley wita Dariusz Ciszewski”. Oczywiście gdy się o tym dowiedziałem, to później, po meczu, przeprosiłem rodzinę Janka Ciszewskiego, który już nie żył. Byłem na wielu stadionach, ale żaden nie robił takiego wrażenia jak Wembley, gdzie się zapomina własnego nazwiska. Ludzie to faktycznie zapamiętali. Kiedyś nawet, gdy jechałem do Poznana na mecz Polski z Holandią, zatrzymałem się na stacji benzynowej i gdy tankowałem paliwo, podszedł do mnie szef tej stacji i powiedział: „Panie Darku, ależ to pan pięknie połączył tego Ciszewskiego ze sobą”. Ja mu odpowiadam: „Ja się po prostu przejęzyczyłem, to była pomyłka”, a on do mnie: „Nie, to wszystko było pięknie wymyślone i zaaranżowane”. Więc, jak widać, każdy ma na ten temat swoje własne zdanie. To oczywiste, że pomyłki i wpadki językowe się zdarzają, zwłaszcza jeśli prowadzi się coś na żywo i w dodatku towarzyszą temu duże emocje. Nie uniknie się tego, i nie tylko na żywo, ponieważ w redakcjach prasowych ludzie mają korektorów, a i tak w druku czasem zdarzają się literówki. Błędy to jest normalna sprawa, i to w każdej dziedzinie życia.

Czasem takie lapsusy „przyjmują się” i wchodzą do języka potocznego, żyją własnym życiem. Jednak Pan znany jest także z wielu ciekawych powiedzeń, które padają podczas transmisji sportowych, a później również są chętnie wykorzystywane przez innych. Skąd one się biorą? Czy są przez Pana wymyślane wcześniej, czy też przychodzą same z siebie i wynikają z emocji podczas komentowania?

Trzeba po prostu kojarzyć pewne rzeczy, żeby móc ludzi czymś zaskoczyć. Przygotowywać sobie wcześniej jakichś wypowiedzi nie ma sensu. Myślę, że jestem człowiekiem, który reaguje sytuacyjnie i nic nie wymyśla wcześniej. Oczywiście ja sobie wcześniej przygotowuję wstęp do transmisji, ale to, co się dzieje na boisku, dyktuje mecz, podobnie jak jego zakończenie. I to wszystko trzeba umieć w jakiś sposób podsumować i się odpowiednio pożegnać. Przykładem może być ostatni finał mistrzostw świata, mecz Argentyna – Francja i sytuacja, w której akcja rozpoczęta przez Messiego została zakończona przez Di Marię golem, dającym im prowadzenie 2:0, a ja w związku z tym mówię: „Argentyno, co ty robisz”. To była taka spontaniczna, normalna reakcja. Siła komentatora polega na powiedzeniu w danym momencie tego, czego inni oczekują. I to jest najważniejsze.

Prócz ostatniego mundialu skomentował Pan setki innych ważnych meczów i innych rozgrywek sportowych. Które były najważniejsze i utkwiły Pani w pamięci?

Na pewno były to mecze z 1978 roku, kiedy po raz pierwszy komentowałem mistrzostwa świata. Na pewno mecz rozpoczęcia tego mundialu. Poza tym zawsze zapada mi w pamięci mecz Polska – Niemcy; był wprawdzie bez bramek, ale emocji było bardzo dużo. Do niezapomnianych chwil należy też pierwszy finał mistrzostw świata Argentyna – Holandia, który zakończył się dopiero po dogrywce. Wówczas byłem 120 minut na antenie. Ważnych rozgrywek sportowych, które komentowałem, jest do przywoływania z pamięci bardzo dużo. Jednak najważniejsze są te, które są związane z sukcesem Biało-Czerwonych, jak np. trzecie miejsce wywalczone w Alicante podczas mistrzostw świata w 1982 roku, kiedy to wygraliśmy z Francją 3:2. Mógłbym wymienić wiele finałów. Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, to na pewno takim niezapomnianym meczem był finał rozgrywany w 1999 roku w Camp Nou pomiędzy Manchesterem United a Bayernem Monachium. Anglicy wygrali wówczas 2:1, chociaż do 90. minuty przegrywali 0:1. Ówczesny prezydent UEFA Lennart Johansson zszedł pod koniec meczu po puchar, który miał wręczyć zwycięskiej drużynie, i wracając zobaczył, że Niemcy płaczą. Zapytał, dlaczego płaczą, bo jak schodził z trybun, to wygrywali. Okazało się, że w dwie minuty (i to w doliczonym czasie – przyp. WM) zmieniło się wszystko. Myślę, że najpiękniejsze w sporcie jest to, że jest nieprzewidywalny, że nawet najlepsi reżyserzy nie napisaliby takich scenariuszy, jak chociażby ostatni finał mistrzostw świata czy wiele innych mniej głośnych, ale też wielkich w skali wydarzeń sportowych. Mimo że chociaż żyjemy w czasach globalizacji i możliwości szybkiego kontaktu ze sobą poprzez telefony komórkowe czy internet, to jednak potrzebujemy też takich przeżyć, o których mówię. Sport dostarcza nam emocji, a przede wszystkim daje nam tożsamość narodową. Jednoczymy się poprzez biało-czerwone koszulki i pomalowane twarze w narodowe barwy. Przy postępującej globalizacji i różnych sporach, sport jest ponad podziałami politycznymi, bo jesteśmy wszyscy jednakowi, biało-czerwoni i takie też mamy serca. I właściwie tak jak w każdym z krajów, bo każdy kibic, niezależnie od narodowości, czuje podobnie. W związku z tym, mimo że świat się otwiera, a Europa coraz bardziej się jednoczy i ma otwarte granice, to jednak ludzie poszukują tej tożsamości narodowej. I właśnie to daje im sport.

Jak widać, łączy nas nie tylko piłka, ale ogólne sport rozumiany jako wiele różnych dyscyplin. Komentował Pan nie tylko futbol, ale też wiele innych rozgrywek. Które, poza piłką nożną, są dla Pana najważniejsze? W których najlepiej Pan się czuje jako sprawozdawca? 

Poza piłką, to na pewno hokej. Chętnie komentowałem też koszykówkę i niezapomniane były mecze „Dream Teamu” pochodzącego z amerykańskiej ziemi na igrzyskach olimpijskich, które komentowałem z Włodzimierzem Szaranowiczem. Komentowałem też kolarstwo z Czesławem Langiem, relacjonowałem, gdy zdobywał srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Moskwie. Mam mnóstwo takich wspólnych przeżyć z byłymi polskimi gwiazdami. „Wiosła”, które komentowałem na ostatniej olimpiadzie w Tokio wraz z Markiem Kolbowiczem, „dominatorem-terminatorem” z tej naszej czwórki. Tak więc takich wspomnień jest wiele.

Wspomniał Pan na początku naszej rozmowy, że żegna się Pan z mundialem, ale nie kończy Pan całkowicie pracy zawodowej. Tak więc gdzie będziemy mogli Pana znów usłyszeć, poza oczywiście Memoriałem Kazimierza Deyny w Garfield, na który Pan przyjechał do Stanów Zjednoczonych.

Na pewno w Telewizji Polskiej, bo na razie barw klubowych nie zmieniam. Jest tam nowy szef – Sebastian Staszewski – z którym się niedawno spotkałem i rozmawiałem, więc myślę, że lada chwila będzie okazja, żebym z przyjemnością wrócił i coś skomentował.

Podczas spotkania z Polonią w Centrum Polsko-Słowiańskim na Greenpoincie wspomniał Pan o książce. Rozumiem, że jej wydanie to obecnie priorytet należący do Pańskich najbliższych planów. Kiedy możemy się jej spodziewać?

Mam nadzieję, że zostanie wydana przed Mistrzostwami Europy. Chciałbym opowiedzieć w niej o tym wszystkim, o czym nie ma okazji mówienia w wywiadach, czy też przed lub po transmisji, ani też w jej trakcie, czyli o kulisach naszej pracy, bo to chyba najbardziej ciekawi ludzi. 

Rozmawiał Wojtek Maślanka

Ulubioną dyscypliną sportową do komentowania jest dla Dariusza Szpakowskiego piłka nożna / FOTO: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner