Sześciu strażników zakładu karnego w Nowym Jorku zostało oskarżonych o morderstwo drugiego stopnia w związku z pobiciem na śmierć osadzonego Roberta Brooksa. Mniej poważne zarzuty postawiono także czterem innym pracownikom więzienia.
Rusza proces strażników więziennych, którzy mieli doprowadzić do śmierci osadzonego Roberta Brooksa w więzieniu Marcy Correctional Facility. Wstrząsające postępowanie pracowników zakładu zostało zarejestrowane przez kamery monitoringu i nasobne. Po śmierci Brooksa przeprowadzono sekcję zwłok, która ujawniła u zmarłego poważne obrażenia wewnętrzne – w tym złamany kręgosłup. Przyczyną śmierci miało być natomiast uduszenie się własną krwią.
„Myślę, że każdy świadomy człowiek, oglądając nagrania, naturalnie dochodzi do wniosku, że [Brooks] musiał czymś zawinić. Musiał <<opluwać>> funkcjonariuszy. Musiał stawiać opór w jakiś sposób. A faktem jest, że nie zrobił absolutnie nic” – stwierdził prokurator William Fitzpatrick. Dodał, że strażnicy myśleli, że ich kamery nasobne są wyłączone.
W Marcy Correctional Facility już wcześniej miało dochodzić do wielu nadużyć wobec więźniów, ale w miejscach, gdzie nie ma monitoringu – np. pod prysznicami albo w pojazdach więziennych. Nowym osadzonym komunikowano podobno, że „tutaj używa się rąk”, jeżeli strażnikom coś się nie spodoba.
W związku ze śmiercią Brooksa o morderstwo drugiego stopnia oskarżeni zostali: Nicholas Anzalone, David Kingsley, Anthony Farina, Christopher Walrath, Mathew Galliher oraz jeszcze jedne funkcjonariusz, którego nazwiska nie ujawniono. Galliher otrzymał dodatkowo zarzut napaści gangowej. Innemu strażnikowi, Nicolasowi Gentile’owi, za usuwanie śladów krwi ofiary zarzucono manipulowanie dowodami.
Red. JŁ