Nowojorczycy nie zjedzą już kultowego „New York Strip”? Nowe warunki chce podyktować Teksas, którego wicegubernator uznał, że skoro stek jest przyrządzany głównie z teksańskiej wołowiny, to powinien nazywać się „Texas Strip”.
Stek „New York Strip” nazywa się właśnie tak, gdyż po raz pierwszy zaserwowała go swoim gościom nowojorska restauracja Delmonico’s – już w XIX wieku. Wicegubernator Teksasu Dan Patrick twierdzi, że już wtedy danie było przyrządzane z teksańskiej wołowiny, stąd nazwa steku jest zwyczajnie „błędna”.
Zwłaszcza, że – jak uważa Patrick – obecnie większość amerykańskiej wołowiny pochodzi z jego stanu. Wicegubernator zaproponował, aby rozpocząć powolną rewolucję, która docelowo ma wyeliminować nazwę „New York Strip”, zastępując ją tworem o nazwie „Texas Strip”.
Polityk chce, aby zadziało się to oddolnie. Podczas spotkania z producentami bydła mięsnego Patrick skonsultował z nimi ten pomysł, a ci wyrazili poparcie. Wicegubernator zachęca producentów, restauracje i sklepy, by zaczęły używać zaproponowanej przez niego nazwy.
Według prawej ręki Grega Abbotta pomysł nie jest jedynie fanaberią, ale ideą, która może przynieść Teksasowi korzyści ekonomiczne. Ma to być zwyczajnie dobra i darmowa reklama lokalnych wyrobów.
Chociaż nie zanosi się, aby w najbliższym czasie pomysł Patricka zyskał ogólnokrajowe uznanie – choć w Teksasie może zostać przyjęty lepiej – wicegubernator nie myli się co do skali produkcji wołowiny, w czym jego stan ma znaczną przewagę nad Nowym Jorkiem.
Podczas gdy w Empire State hoduje się ok. 1,4 mln sztuk bydła – w tym 100 tys. krów mlecznych, które nie są przeznaczone na mięso – w Teksasie hoduje się go prawie dziesięć razy więcej, 12,2 mln sztuk. Całe teksańskie bydło wycenia się na 15,5 mld dolarów
Red. JŁ