Gdyby to, co zaraz napiszę działo się w kraju rządzonym przez dyktatora, nikogo by to nie zdziwiło i nikt nie wierzyłby, że może być inaczej, ale gdy ma to miejsce w kraju demokratycznym, więcej, szczycącym się przewodzeniu wolnemu światu, może szokować.
Otóż administracja Trumpa otwarcie przyznaje, że wykorzystuje swoją władzę do tłumienia opozycji politycznej, szczególnie do uciszania nieprzychylnych jej dziennikarzy. Takiej nagonki na media, jakiej zaledwie w sześciu miesiącach drugiej kadencji nowojorskiego miliardera dokonała jego administracja, nie powstydziłby się Putin, czy Kim Jong Un. Niezgodne z oceną prezydenta artykuły, czy korespondencje telewizyjne, wyśmiewa on na swojej platformie społecznościowej, a autorów lży i nazywa ich wrogami narodu, natomiast redakcje wzywa do ich natychmiastowego zwolnienia. Tak uczynił z dziennikarką CNN Natashą Bertrand, która poinformowała o wstępnym raporcie amerykańskiego wywiadu, podważającym twierdzenia Trumpa na temat skutków bombardowania podziemnych laboratoriów irańskiego programu atomowego. „Powinna być wyrzucona, jak pies” – napisał na swoim portalu Truth Social. Innych dziennikarzy, którzy o tym informowali, nazwał „szumowinami” i chorymi ludźmi.
Nawoływania Trumpa do usunięcia Bertrand nie dały skutku, ale osiągnęły swój cel w stosunku do wieloletniego korespondenta stacji ABC Terry’ego Morana, który zamieścił na platformie X krytyczny wpis o wpływowym doradcy Trumpa, Stephanie Millerze. Nazwał go „hejterem klasy światowej”. Stacja najpierw zawiesiła, a potem zwolniła autora wpisu.
Walka Trumpa z nieprzychylnymi mu mediami to nie tylko nagonka na konkretnych dziennikarzy i całe redakcje, to kampania dezinformacji, polegająca na bombardowaniu mediów i opinii publicznej ogromną ilością sprzecznych, kontrowersyjnych lub fałszywych informacji. Jej celem jest stworzenie chaosu, w którym trudno odróżnić prawdę od kłamstwa. Ma to prowadzić do dezinformacji społeczeństwa i osłabienia tradycyjnych mediów, które nie są w stanie nadążyć z publikowaniem ciągle nowych wieści i opracowaniem analiz. Te ostatnie – przez potencjalną mobilizację antytrumpowskich nastrojów wśród wyborców – miałyby być większym zagrożeniem dla Trumpa niż demokraci.
Taktyka Trumpa to nic nowego, zapożyczył ją do Kremla, który stosuje ją od dziesięcioleci, a którą ze zwielokrotnioną intensywnością faszeruje odbiorców od pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Putinowska propaganda różni się od trumpowskiej tym, że zawiera tylko kłamstwa, a w tej drugiej można znaleźć półprawdy, przeinaczenia i niedopowiedzenia, ale także fakty.
Zwalczanie przeciwników przez Trumpa nie ogranicza się do mediów, wykracza daleko poza nie. Jednym ze sposobów jest ingerowanie w praktyki reklamodawców, które powstrzymywałyby ich przed bojkotem firm o prawicowych poglądach.
Najnowszy manewr pochodzi od Federalnej Komisji Handlu. W czerwcu br. ogłosiła ona, że zatwierdzi połączenie się dwóch największych agencji reklamowych na świecie pod warunkiem, że firma nie będzie mogła odmówić umieszczania reklam na stronach internetowych z powodów politycznych.
Posunięcie to stanowi wyraźne odejście od tradycyjnej praktyki FTC, która koncentruje się na takich kwestiach, jak ochrona konsumentów i przeciwdziałanie monopolowi: teraz próbuje dyktować firmom, gdzie mają reklamować swoje produkty.
Chociaż teoretycznie posunięcie to winno mieć wpływ na różne ugrupowania politycznego spectrum, nie ma wątpliwości, że jest to ledwie zawoalowana próba wsparcia platformy X. Znana wcześniej jako Twitter, doznała odpływu reklamodawców po tym, jak przejął ją Elon Musk i zaczął wykorzystywać ją do promowania prawicowych poglądów. W 2023 roku dziesiątki reklamodawców wstrzymały ogłaszanie się na stronie X, kiedy dwie organizacje monitorujące media – Center for Countering Digital Hate i Media Matters – ujawniły, jak X czerpał zyski przez szerzenie nienawiści i dezinformację, że reklamy dużych marek pojawiały się w sąsiedztwie treści pronazistowskich.
Platforma X pozwała obie organizacje monitorujące, jak również branżową grupę reklamową oraz kilku głównych reklamodawców, których oskarżyła o nielegalny bojkot swojej działalności.
Równocześnie Federalna Komisja Handlu rozpoczęła dochodzenie kilkunastu agencji reklamowych, by ustalić, czy nie brały one udziału w spisku, czy zmowie zachęcającej reklamodawców do bojkotu platformy X i innych stron internetowych.
Działania te wzmacniają wątpliwy prawnie argument X, że reklamodawcy nie mają prawa do wolności słowa. Warunki zatwierdzenia fuzji reklamowej przez agencję są rażąco sprzeczne z prawem reklamodawców do niekojarzenia swoich marek z treściami lub poglądami, z którymi identyfikuje się dany podmiot prasowy.
Próby udaremniania bojkotów miały miejsce w przeszłości, ale bledną one z tym, co dzieje się dzisiaj, kiedy agencja federalna całą swoją energię angażuje do zmuszania reklamodawców do wspierania konserwatywnych mediów. Kontrola reklam to droga tylnymi drzwiami do kontroli mediów. Trump dąży do zmiany sposobu relacji prasowych, dając przychylnym konserwatywnym mediom większy dostęp do informacji, a karząc tradycyjne organizacje medialne, takie jak Associated Press, które sprzeciwiają się jego zarządzeniom, pozbawiając finansowania mediów publicznych i wnosząc pozwy przeciwko redakcjom, których treść relacji nie podoba się prezydentowi.
Gra Trumpa ma jeszcze jeden aspekt: osiągnięcie korzyści osobistych. Gospodarz Białego Domu jest właścicielem platformy społecznościowej Truth Social, od której reklamodawcy uciekają, jak szczury z tonącego okrętu.
Autor: Wiesław Cypryś