Około 1000 osób przeszło przez centrum Rotterdamu w marszu przeciwko zabójstwom kobiet z powodu ich płci. Protestujący domagali się skuteczniejszej ochrony kobiet przed przemocą i wprowadzenia kobietobójstwa jako osobnej kategorii przestępstwa w holenderskim kodeksie karnym.
Niedzielną demonstrację zorganizowała reaktywowana po latach feministyczna grupa Dolle Mina.
Bezpośrednim impulsem do manifestacji były dwa zabójstwa kobiet w ciągu zaledwie dwóch dni – w Goudzie i Vlijmen. Obie ofiary zostały zamordowane przez swoich partnerów. Hasłem marszu stały się słowa: „Dwie kobiety. Dwa dni. Dwa morderstwa”. W Holandii co osiem dni ginie kobieta, najczęściej z rąk byłego partnera – przypomnieli organizatorzy.
Na scenie na rotterdamskim placu Schouwburgplein ustawiono zdjęcia ofiar, obok stały czerwone buty – globalny symbol protestu, a uczestników marszu poproszono o minutę ciszy, by uczcić pamięć ofiar.
Gdy głos zabrał ojciec zamordowanej w 2023 r. Sanne, na scenę wtargnął mężczyzna, który próbował przerwać jego wystąpienie. Został obezwładniony i wyprowadzony przez policję.
– Takie zachowania pokazują, dlaczego tu jesteśmy – powiedział po incydencie ojciec ofiary. – Takie osoby mogą w każdej chwili wybuchnąć agresją. Są niebezpieczne – dodał.
Podczas demonstracji głos zabrała także posłanka Songul Mutluer z Zielonej Lewicy-Partii Pracy (GL-PvdA), która podkreśliła, że zjawisko zabójstw kobiet nie dotyczy wyłącznie jednej grupy społecznej.
– Kobietobójstwo przekracza granice kulturowe. Dochodzi do niego we wszystkich warstwach społeczeństwa. To nie kwestia kultury, lecz kwestia człowieczeństwa” – zaznaczyła Mutluer. Przypomniała też, że dzięki jej inicjatywie rząd przeznaczył 10 mln euro na walkę z kobietobójstwem. – To wciąż za mało i mamy prawo być z tego powodu oburzone – dodała posłanka.
Z Rotterdamu Patryk Kulpok (PAP)
pmk/ ap/