New York
77°
Fair
6:14 am7:42 pm EDT
14mph
68%
29.89
MonTueWed
88°F
82°F
77°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Społeczeństwo
Warto przeczytać
Wywiady
Sport
Polonia

Widziałem więcej niż niejeden Amerykanin

08.04.2025
Tomasz Sobania podczas biegu przez Stany Zjednoczone promował Polskę / Foto: ARCHIWUM TOMASZA SOBANI

„Pamiętam ten dzień jako wielką ulgę i celebrację, ponieważ udało mi się spełnić coś, o czym tak długo marzyłem” – w ten sposób biegacz ekstremalny Tomasz Sobania wspomina w rozmowie z „Nowym Dziennikiem” moment ukończenia biegu przez całe Stany Zjednoczone. Dodaje, że najtrudniejsze w marzeniach i realizowaniu celów jest przekucie pomysłu w rzeczywistość. „W momencie, w którym przebiegłem przez Amerykę wiedziałem, że to już się stało i nikt mi tego nie zabierze” – podkreślił z dumą.

Kilka tygodni temu zrealizowałeś swoje najpoważniejsze wyzwanie jakim było przebiegnięcie całych Stanów Zjednoczonych. Co czujesz teraz, gdy spełniłeś dotychczasowe, największe marzenie swojego życia?

Jestem bardzo dumny i szczęśliwy, że udało mi się to zrobić. Jednak w trakcie biegu nieraz zastanawiałem się czy warto to robić, czy ten cały mój trud ma jakikolwiek sens i czy coś zmieni w moim życiu. Teraz pomimo tego, że jestem niesamowicie zmęczony to jestem bardzo zadowolony, że tego dokonałem.

Jaka była główna idea tego biegu?

Głównym celem było przebiegnięcie przez Amerykę i spełnienie mojego marzenia. Jednocześnie zawsze przy okazji moich biegów starałem się komuś pomóc i tym razem początkowo zbierałem pieniądze dla polskiej fundacji, a później dla polskiej rodziny, która straciła dom podczas pożarów w Los Angeles. Do tego też zachęcałem i inspirowałem ludzi. Biegłem pod hasłem: „Możesz więcej niż myślisz”. Występując w różnych programach telewizyjnych opowiadałem o tym, że ja jako chłopak z małego miasteczka na Śląsku biegnę przez całą Amerykę i chcę żeby to stało się inspiracją dla innych, i tak też właśnie było.

Tomasz Sobania jest bardzo dumny z faktu, że udało mu się przebiec całą Amerykę w ciągu 139 dni / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

„Run Across USA” to było bardzo duże przedsięwzięcie zarówno pod względem logistycznym jak i sprawnościowym. W jaki sposób przygotowywałeś się do tego biegu i co stanowiło większe wyzwanie, zorganizowanie wszystkiego czy wytrzymałość fizyczna na trasie? 

Właściwie nie wiem co było trudniejsze, zorganizować to wszystko czy przebiec tyle kilometrów. Ja wszystko przygotowywałem sam, nie miałem znajomości, nie miałem pieniędzy, nie byłem wcześniej na dłużej w Stanach Zjednoczonych poza trzydniową wizytą, tak więc było to dla mnie wielkie wyzwanie organizacyjne. Na szczęście dzięki wcześniejszym biegom, które zrealizowałem w Europie, miałem trochę doświadczenia jak to robić i tutaj było bardzo podobnie. Poza tym otrzymałem dużo pomocy ze strony Polonii, spotkałem wiele dobrych ludzi w Nowym Jorku, Waszyngtonie, Chicago, Kalifornii i w Arizonie. Wszędzie tam byli Polacy, którym mój pomysł się spodobał i dzięki nim udało mi się wiele załatwić, znalazłem sponsorów i wszystko było możliwe do zrealizowania. Później zabrałem ze sobą odpowiednią ekipę, kampera i wyruszyłem na trasę.

Te przygotowania na pewno pochłonęły sporo czasu ponieważ musiałeś zebrać chyba dosyć duże fundusze na pokrycie kosztów tak ogromnego przedsięwzięcia jakim był „Run Across USA”. W jaki sposób udało ci się to zrealizować?

To było bardzo trudne zadanie, ponieważ ten bieg kosztował ponad 100 tysięcy dolarów. Niestety, nie miałem takich funduszy i wszystko musiałem załatwić. Jednak to i tak nie były aż tak duże pieniądze, jakie faktycznie mogły być. Dużą część tych kosztów udało mi się obniżyć, ponieważ miałem współpracę z firmą Lowell International Foods, która dała nam jedzenie. Ja to wszystko wcześniej sam załatwiałem, jeździłem i spotykałem się z ludźmi i szukałem sponsorów, dzięki którym ten bieg mógł się odbyć. Miałem trochę sponsorów załatwionych już w Polsce, a później w Stanach Zjednoczonych znaleźli się Polacy, którzy prowadzą swoje biznesy i we mnie zainwestowali. Właśnie dzięki nim mogłem zrealizować swoje marzenie, za co wszystkim bardzo dziękuję.

Podczas biegu przez Stany Zjednoczone Tomasz Sobania odwiedzał różne ważne miejsca. Jednym z nich był pomnik Katyń 1940 w Jersey City, NJ / Foto: WOJTEK MAŚLANKA/NOWY DZIENNIK

Swoją ekstremalną, amerykańską przygodę biegową rozpocząłeś w Wielkim Jabłku, do którego teraz znów powróciłeś. Jak wspominasz ten swój start związany z trasą od Atlantyku do Pacyfiku?

W Nowym Jorku byłem bardzo ciepło przyjęty zarówno przez Polonię, Konsulat Generalny RP jak i przez Amerykanów. Wszyscy tak dobrze oraz miło mnie witali i przyjęli, że na starcie byłem bardzo podekscytowany. Z drugiej strony wówczas dotarło do mnie, że właśnie mam zamiar przebiec przez całą Amerykę. W dodatku już wówczas byłem bardzo zmęczony ponieważ wcześniej włożyłem sporo pracy w przygotowanie i załatwienie wszystkich spraw związanych z biegiem. Wtedy musiałem zmierzyć się z tym, że mam na głowie największy projekt mojego życia i muszę sobie z tym poradzić. Tak więc z jednej strony to był dla mnie bardzo trudny czas, a z drugiej niesamowicie ekscytujący, bo realizowałem coś, o czym długo marzyłem. Na starcie było mnóstwo ludzi, miałem eskortę policyjną i już wtedy czułem, że spełniają się moje marzenia. Biegnąc po Manhattanie uświadomiłem sobie, że gdyby parę lat temu ktoś mi powiedział, że będę w takim miejscu, to na pewno bym mu nie uwierzył, a wtedy czułem, że to właśnie ma miejsce. To był moment takiego mojego prawdziwego szczęścia.

Podczas biegu zatrzymywałeś się i odwiedzałeś różne znane miejsca czy to związane z Polonią czy też z Ameryką. Możesz opowiedzieć o tych, które dla Ciebie były najważniejsze? 

Takich miejsc na trasie, które zapamiętałem było wiele. Pierwszym był Central Park na Manhattanie, później pomnik Katyń 1940 w Jersey City i słynne „schody Rocky’ego” w Filadelfii, na które oczywiście wbiegłem. Bardzo ważny był dla mnie Waszyngton, gdzie dostałem amerykańską flagę, która wcześniej powiewała nad Kapitolem. Moment, w którym odwiedziłem Kongres Stanów Zjednoczonych i otrzymałem tę flagę był dla mnie przeżyciem nie z tej ziemi. Później było Chicago, w którym też przeżyłem coś wyjątkowego biegnąc przez środek miasta z policyjną eskortą, a także z Polakami, którzy przyjechali tam z różnych rejonów żeby się ze mną spotkać i dołączyli do mnie na trasie. Następnie była wielka przestrzeń Ameryki i długie bieganie po Route 66, dotarcie do Arizony, a później do Kalifornii. To wszystko było dla nie czymś niesamowitym, czymś co mogłem zobaczyć na własne oczy i wydaje mi się, że dzięki temu widziałem więcej niż niejeden Amerykanin. Dlatego uważam, że był to dla mnie wielki przywilej, że pomimo tego ogromnego wysiłku fizycznego miałem okazję zobaczyć tak dużo różnorodności w Stanach Zjednoczonych.

Tomasz Sobania z polską flagą dotarł również na Kapitol w Waszyngtonie / Foto: ARCHIWUM TOMASZA SOBANI

Wiem, że na tej trasie miałeś też różne przygody i nietypowe spotkania.     

Miałem przeróżne spotkania zwłaszcza z żywą naturą. Niektóre z nich teraz wydają się śmieszne, ale wówczas takie nie były, wręcz przeciwne, były niebezpieczne. Jednym z takich momentów była sytuacja, w której w ostatniej chwili przeskoczyłem nad wygrzewającym się w słońcu wężem leżącym na trasie w Oklahomie. Innym razem wpadłem na byki na zamkniętym ranczu w Arizonie. Miałem też spotkania z dziwnymi ludźmi, m.in. z człowiekiem, który prowadził przed sobą dwa psy niebezpiecznej rasy i to bez smyczy, przez co od razu się na mnie rzuciły. Miałem też problemy z ekipą, która mi towarzyszyła, w związku z czym jedną osobę musiałem z niej wyrzucić. Na szczęście pozostałe osoby się sprawdziły i m.in. dzięki nim ten bieg się udał. Mój fizjoterapeuta Bartek Mierzwa był ze mną pół roku, a pozostali ludzie z ekipy się zmieniali. Byli też amerykańscy filmowcy, którzy kręcili o mnie film. Tak więc było wiele osób, które mi pomagały, angażowały się w ten bieg i m.in. dzięki nim był on możliwy.

Podczas wizyty na Kapitolu w Waszyngtonie Tomasz Sobania spotkał się z amerykańskimi kongresmenami / Foto: ARCHIWUM TOMASZA SOBANI

Prócz różnych problemów miałeś też na tej trasie momenty załamania.

Mimo że wcześniej przebiegłem całą Europę wzdłuż i wszerz, w trakcie tego biegu po raz pierwszy w życiu się poddałem. W pewnym momencie było ze mną tak źle, że uznałem, że już dalej nie biegnę. Co ciekawe szybko odkryłem, że nawet moment, w którym się poddałem nie oznacza końca i mogę jeszcze się ze wszystkim pozbierać. Tak też zrobiłem w kolejnym dniu, kiedy to nadrobiłem wszystkie zaległe kilometry, których nie zaliczyłem w momencie poddania się i oczywiście przebiegłem cały maraton, czyli mój codzienny dystans.

Mimo różnych problemów i utrudnień udało ci się zrealizować założony plan. Dystans 5250 kilometrów czyli odpowiednik 125 maratonów przebiegłeś w 139 dni. Na mecie w San Diego – gdzie dotarłeś 2 lutego br. – czekała twoja mama. Czy wiedziałeś o tym, że się spotkacie na mecie czy też była to swego rodzaju niespodzianka?

Zaplanowaliśmy to wcześniej, ale z powodu pożarów w Los Angeles nie było do końca wiadomo czy mama jednak przyleci. Cieszę się bardzo, że miała na tyle odwagi, że nie będąc nigdy wcześniej w Stanach Zjednoczonych i mówiąc słabo po angielsku zdecydowała się przylecieć, żeby powitać mnie na mecie. W związku z tym jestem z niej bardzo dumny i zadowolony, że przyleciała i myślę, że miała świetny czas ponieważ w Kalifornii poznała trochę nowych ludzi. Poza tym już w 2014 roku miała tam przylecieć, ale z różnych powodów nie mogła i musiała zrezygnować z tych planów. Tak więc po dziesięciu latach, w końcu spełniła swoje marzenie.

W Chicago Tomasz Sobania przebiegł przez centrum miasta / Foto: ARCHIWUM TOMASZA SOBANI

Jak zapamiętałeś moment dotarcia na linię mety i ukończenia biegu swojego życia?

Pamiętam ten dzień jako wielką ulgę i celebrację ponieważ udało mi się spełnić coś, o czym tak długo marzyłem. Najtrudniejsze w marzeniach i realizowaniu celów jest to żeby pomysł przekuć w rzeczywistość, a w momencie, w którym przebiegłem przez Amerykę wiedziałem, że to już się stało i nikt mi tego nie zabierze. Zostałem człowiekiem, który przebiegł przez całe Stany Zjednoczone i wiem, że będę to pamiętał do końca życia. Ten bieg na pewno mnie trochę zmienił i wpłynął na moje życie. Tak więc dotarcie na metę było dla mnie momentem pewnej ulgi, ale też celebracji szczęścia i radości. Do tej pory jestem z tego bardzo dumny. Jest to dla mnie coś co także buduje mnie jako człowieka na przyszłość. Mam dopiero 26 lat więc świadomość tego, że potrafiłem zorganizować to wszystko, a później jeszcze wytrzymać na trasie, świadczy o tym, że powinienem sobie w życiu poradzić, i to jest dla mnie bardzo ważne.

Spotykamy się w miejscu, w którym ten ekstremalny projekt „Run Across USA” się rozpoczął. Czy gdybyś jutro miał znów pojawić się w Central Parku i ponownie rozpocząć ten bieg, to czy zdecydowałbyś się pokonać tę trasę jeszcze raz? 

Nie… jutro nie, ale dajcie mi trochę czasu. Na razie mam inny plan. Za rok chcę przebiec 50 maratonów we wszystkich 50 stanach w ciągu 50 dni. Tak więc znów pojawię się w Nowym Jorku, a to wszystko w ramach celebrowania 250-lecia Stanów Zjednoczonych.

Tak więc trzymam kciuki i do zobaczenia za kilka miesięcy. Dziękuję bardzo za rozmowę.   

Ja również dziękuję bardzo.

Rozmawiał Wojtek Maślanka

Dużą część trasy Tomasz Sobania biegł słynną Route 66 / Foto: ARCHIWUM TOMASZA SOBANI

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner