New York
64°
Fair
6:03 am7:45 pm EDT
9mph
37%
30.18
ThuFriSat
73°F
75°F
72°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Publicystyka
Wywiady
Warto przeczytać
Społeczeństwo
Polonia

Wybrałam życie błękitnego ptaka

26.03.2025

Teresa Godlewska, rocznik 1931, ziemianka urodzona w Druskiennikach. Dzieciństwo i młodość spędziła w Gdyni. W wieku 37 lat wyruszyła w świat. Była zawodową modelką i tancerką, prowadziła własną galerię sztuki. Odwiedziła 66 krajów. Milionerka i bankrutka. Kiedy po czterdziestu ośmiu latach wróciła do Polski, trafiła do warszawskiego schroniska dla bezdomnych. Z pisarką rozmawiamy przy okazji wydania książki „66 powodów do szczęścia” i jej wizyty w Nowym Jorku.

Twoje życie to nieustanna podróż. A ile razy byłaś w Stanach i gdzie?

W Stanach byłam dotychczas tylko przejazdem w Detroit i Los Angeles. Dlatego też jestem bardzo podekscytowana, że już za kilka dni będę mogła pozwiedzać Nowy Jork i spotkać się z Polonią przy okazji promocji mojej książki. Częściej bywałam w Ameryce Południowej. Mogę się pochwalić, że nawet miałam działkę w Nicoya w Costa Rica.

Nie było Cię w Polsce przez pięćdziesiąt lat. Wróciłaś dziewięć lat temu. Dlaczego?

Wróciłam, bo wydawało mi się, że pięćdziesiąt lat zagranicznych przygód wystarczy. W trakcie moich wojaży zdarzało się, że przyjeżdżałam do Polski na jakiś czas, ale niestety, kobiecie w moim wieku niełatwo było znaleźć tam pracę. Gdybym wróciła na stałe po dziesięciu latach, moje życie pewnie potoczyłoby się zupełnie inaczej. No ale tak się nie stało.

Czy myślisz, że to już ostatnia przeprowadzka czy może masz jeszcze jakieś plany i znowu Cię gdzieś poniesie?

Co prawda mam już dziewięćdziesiąt cztery lata, ale cały czas mam energię i siłę i bardzo chętnie bym jeszcze podróżowała. Nie wiem w tej chwili czy chciałabym się przenieść do innego kraju na stałe, ale jest przecież jeszcze tyle miejsc, których nie widziałam. A chciałabym bardzo zobaczyć.

Zdradź nam sukces swego fenomenu. Jak zachowuje się taką witalność i energię po dziewięćdziesiątce?

Sama się czasem dziwię. Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Przypominam natomiast, ze Iris Apfel żyła sto jeden lat i cały czas była witalna. Wierzę, że jeszcze kilka cudownych, pełnych ciekawych wydarzeń i wyzwań przygód jest nadal przede mną.

Jak to się stało, że postanowiłaś napisać autobiografię i co miał z tym wspólnego Filip Chajzer?

W roku 2012, po niefortunnej inwestycji, straciłam wszystko. Niestety, pomimo tego, przez kolejne dwa lata musiałam nadal prowadzić swoją galerię sztuki w Dubaju, w nowym miejscu, gdzie praktycznie nikt nie zaglądał. Miałam bardzo dużo wolnego czasu, więc zaczęłam pisać swoje wspomnienia po angielsku. W 2016 roku, po powrocie na stałe do Polski, szukałam tłumacza i wydawnictwa, bo chciałam te wspomnienia wydać. Bez skutku. Byłam w Warszawie obca. Nie miałam żadnych koneksji, rodziny, przyjaciół. Dopiero w roku 2022 los się do mnie uśmiechnął. Idąc do fryzjera, który mieścił się przy ulicy Pięknej natknęłam się na Filipa, który właśnie robił wywiady z przechodniami do Dzień Dobry TVN. Ten wywiad ze mną osiągnął sześć milionów polubień! Myślę, że gdyby nie ten zbieg okoliczności, nikt by moimi wspomnieniami się nie zainteresował. Ale… takie już jest moje życie. Za każdym rogiem czai się szansa. A ja z nich chętnie korzystam.

Podczas swoich podróży wykonywałaś różne zawody. Byłaś, między innymi, tancerką. Gdzie i kiedy nauczyłaś się tańczyć? Czy ukończyłaś jakąś szkołę baletową?

Tancerką na Cyprze byłam tylko przez trzy miesiące, bo partnerka tancerza zakochała się w Cypriocie i uciekła. I ja ją właśnie zastąpiłam. Po ośmiu latach szkoły baletowej umiem i uwielbiam tańczyć, ale to nie jest mój zawód.

Piszesz, że odwiedziłaś sześćdziesiąt sześć krajów. To iloma językami władasz? Czy też raczej twoim językiem do komunikacji zawsze był angielski?

Dzięki mojej Mamie, która zaangażowała dla mnie guwernantkę z Belgii, od dziecka znam dobrze język niemiecki, francuski i angielski. Poprzez moje podróże i życie w tak wielu krajach porozumiewam się również po turecku, arabsku, włosku i grecku. Oczywiście najczęściej używanym językiem w czasie moich podróży był, jest i będzie angielski.

Mieszkając w tylu egzotycznych krajach, z pewnością częstowano Cię lokalnymi przysmakami. Czy jest jakieś szczególne danie, które zapamiętałaś na całe życie?

Nie przypominam sobie nic nadzwyczajnego. Najbardziej lubię kuchnię polską, włoską, francuską i chińską. Jeśli chodzi o potrawy arabskie, to lubię tylko zupę z soczewicy i hummus.

Czy po powrocie na stałe do kraju możesz powiedzieć, że Polska czymś Cię zaskoczyła? W sensie pozytywnym lub negatywnym?

Polska przez pięćdziesiąt lat bardzo się rozwinęła. To już jest jeden z pełnowartościowych europejskich krajów. Niestety nadal brak mi u ludzi uśmiechu! Nie wiem dlaczego tak jest. To nasze nieustanne marudzenie, niezadowolenie bardzo mi przeszkadza.

Czy masz jeszcze jakieś marzenia? Jeśli tak, to jakie?

Marzenia, marzenia. Jestem realistką, więc zawsze marzę o rzeczach realnych, możliwych do spełnienia. Żeby nie było rozczarowań. Zawsze chciałam odwiedzić Nowy Jork… and here I am!!!

Życzę Ci w takim razie spełnienia wszystkich marzeń i ciekawego spotkania z Czytelnikami w Fundacji Kościuszkowskiej. Dziękuję za rozmowę.

Również bardzo dziękuję.

Autor: Ella Wojczak, Polish Theatre Institute in the USA

Autor zdjęć: archiwum pisarki

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner