New York
66°
Clear
5:24 am8:24 pm EDT
3mph
49%
30.2
WedThuFri
82°F
90°F
84°F
Jesteśmy z Polonią od 1971 r.
Świat
Publicystyka
Warto przeczytać
Społeczeństwo

Wystarczyło pięć sekund i nastał blackout

13.05.2025
Stało się to w poniedziałek, 28 kwietnia o 12:33, w środku zwykłego hiszpańskiego dnia. Wtedy jeszcze ludzie nie wiedzieli, że właśnie zaczął się największy blackout w historii Półwyspu Iberyjskiego. Nie domyślano się, że padnie sieć komórkowa i internet, że nie będą jeździć pociągi i startować samoloty, że zamkną się sklepy, że nie będzie działać sygnalizacja świetlna na ulicach i bankomaty, że po prostu zapanuje chaos. | fot. PAP/EPA/RODRIGO JIMENEZ Dostawca: PAP/EPA.

Stało się to w poniedziałek, 28 kwietnia o 12:33, w środku zwykłego hiszpańskiego dnia. Wtedy jeszcze ludzie nie wiedzieli, że właśnie zaczął się największy blackout w historii Półwyspu Iberyjskiego. Nie domyślano się, że padnie sieć komórkowa i internet, że nie będą jeździć pociągi i startować samoloty, że zamkną się sklepy, że nie będzie działać sygnalizacja świetlna na ulicach i bankomaty, że po prostu zapanuje chaos.

Była jasno, więc nie wszyscy od razu zauważyli, że nie ma prądu. No, chyba że ktoś na przykład oglądał w domu telewizję. Pewnie poszedł sprawdzić, czy działa lampa albo elektryczny czajnik. Nie, czyli chyba wysiadły korki. Nie wysiadły. Zadzwonił do znajomego, żeby spytać, czy u niego też nie ma prądu. Albo nie zadzwonił, bo dość szybko padła też sieć komórkowa. Z internetem także nie było dobrze.

– Co u diabła?! Poczekam, pewnie wkrótce prąd wróci.

Nie wrócił.

– No dobrze, ale przecież już powinienem wyjść na umówione spotkanie – pomyślał. Zamknął drzwi i do windy. Nie jeździ.

– Trudno. Zbiegnę – postanowił. Na klatce było ciemnawo, a przez głowę przeleciała mu myśl, że całe szczęście, że nie wyszedł trochę szybciej, bo utknąłby w tej windzie. Ile ludzi wtedy w nich utknęło? Po drodze wstąpił do sklepu, ale okazało się, że nie można za nic zapłacić kartą, trzeba mieć gotówkę. W kieszeni miał niecałe dwa euro. Większość bankomatów nie wypłacała pieniędzy. Duże markety dość szybko w ogóle się zamknęły. Przecież i tak nie miały jak sprzedawać. Chyba że któryś miał generator prądu.

Zobaczył, że znajomy stoi przed kawiarnią, w której się umówili i próbuje gdzieś dzwonić, łapiąc telefonem w podniesionej ręce zasięg. Bez skutku. Nie on jeden zresztą. Kawy tego dnia się nie napili, bo nie działał ekspres. Kasy fiskalne zresztą też nie. Pogłębiał się chaos. W mieście nie działała sygnalizacja świetlna, więc szybko utworzyły się korki. Dopiero za jakiś czas ruchem zaczęli kierować policjanci, co pomogło tylko trochę. Jak się potem dowiedział, w całym kraju na ulice wysłano 30 tys. policjantów. Coraz więcej sklepów i punktów usługowych nie działało. Nie pracowały stacje benzynowe.

W pięć sekund z systemu elektroenergetycznego Hiszpanii wypadło aż 15 GW mocy. Ogromna ilość | fot. EPA/Juan Carlos Hidalgo Dostawca: PAP/EPA.

Wody w kranach też szybko zabrakło

Zdezorientowani ludzie, także liczni przecież w Hiszpanii turyści, próbowali się czegoś dowiedzieć. Ale skoro na internet i telefon nie można było liczyć, to i nie można było potwierdzić żadnych informacji. Polegano tylko na domysłach i plotkach. Pojawiły się różne mniej lub bardziej sensacyjne opowieści, co się właściwie stało.

Na co dzień nikt nie myśli, jak bardzo jest uzależniony od elektryczności. Choćby takie madryckie metro, pięknie oświetlone. W wagonach jasno. I nagle lampy zamigotały, włączyło się oświetlenie awaryjne, a składy stanęły. Zero informacji, co się stało. Chwilowa awaria? Czekać spokojnie? Jak długo? Nie da się sprawdzić w internecie, co się dzieje. W końcu zarządzono ewakuację pasażerów. Ruszyli pieszo do wyjścia wzdłuż torów.

Na dworcach kolejowych też rosło zamieszanie. Niektóre pociągi stanęły gdzieś w polu. Ktoś potem opowiadał w telewizji, że miał na dworcu odebrać bardzo starych, schorowanych  rodziców, tymczasem nie mógł się dowiedzieć, gdzie oni w ogóle utknęli. Porozumieć się z nimi nijak nie było można. Na lotniskach też nie było różowo, mimo wspomagania się agregatami prądotwórczymi. Odwołano wiele lotów. Tłumy rosły. Nie do wszystkich dotarły apele, żeby na razie zostać w domu. Szpitale także ratowały się generatorami prądu, wykonywano tylko niezbędne operacje. W trudnej sytuacji znaleźli się ci, którzy z powodu choroby używali w domach urządzeń wymagających zasilania prądem. Czy wszystkie miały zabezpieczenia na wypadek nagłego zaniku napięcia w sieci?

Zbliżał się wieczór, a prądu nadal nie było. Miasta tonęły w ciemnościach. Kto miał w domu świeczki albo latarki na baterie, miał chociaż trochę światła. Kto miał gazową kuchenkę, był wygrany. Kuchenki elektryczne? Zapomnij! Wody w kranach też szybko zabrakło. Armagedon.

Cyberatak? Ekstremalne wahania temperatur? Zielona energia?

Na początku wśród ludzi popularna była teoria, że to cyberatak. Czyj? Oczywiście rosyjski. Jako pierwszy z polityków publicznie wypowiedział się w tej sprawie Juan Manuel Moreno z Partii Ludowej, szef lokalnych władz w Andaluzji. Stwierdził, że wszystko wskazuje na cyberatak, ale nie sprecyzował, kto miałby być jego autorem.

Jednak większość polityków nie poszła w jego ślady. Raczej kładziono nacisk na techniczną przyczynę, na awarię sieci przesyłowej, jej gwałtowne przeciążenie lub jakieś mechaniczne uszkodzenie. Pojawiły się też głosy, że wszystkiemu winna „zielona energia”. Wśród przyczyn tej awarii wymieniano m.in. ekstremalne wahania temperatur z powodu „rzadkiego zjawiska atmosferycznego” w środkowej Hiszpanii. Miały doprowadzić do wahań napięcia w sieciach najwyższego napięcia. Skutkiem tego były problemy z synchronizacją sieci hiszpańskiej i portugalskiej, a także zakłócenia w systemach energetycznych innych krajów europejskich

Przypuszczeń, co się konkretnie stało było bardzo wiele. Jednocześnie zdano sobie sprawę z tego, że nawet jeśli to fizyczna awaria, a nie cyberatak, wskazuje ona na wrażliwość sieci energetycznej. W tym przypadku hiszpańskiej i portugalskiej. Bo to w tych krajach 28 kwietnia nagle prądu zabrakło. Chociaż zakłócenia pojawiły się też w południowej części Francji i gdzieniegdzie w Belgii i Andorze. W sumie ponad 55 mln ludzi nie miało prądu, wody i kontaktu z resztą świata. O wszelkich innych wynikających z tego kłopotach nie wspominając.

Na co dzień często zapominamy, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od elektryczności | fot. EPA/RODRIGO JIMENEZ Dostawca: PAP/EPA.

Najważniejsze, że znów jest światło

Okazało się, że w pięć sekund z systemu elektroenergetycznego Hiszpanii wypadło aż 15 GW mocy. Ogromna ilość. Za błyskawiczną awarią poszła kaskada zdarzeń – bloki energetyczne odłączały się jeden po drugim, elektrownie atomowe tymczasowo wstrzymały produkcję, podobnie rafinerie. Słowem – efekt domina. Hiszpańska sieć się załamała, pociągając za sobą portugalską. I nastał blackout.

– To coś, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło – mówił premier Hiszpanii Pedro Sánchez. Hiszpański resort spraw wewnętrznych ogłosił stan nadzwyczajny. Rząd zebrał się na specjalnym posiedzeniu. Unia Europejska, a konkretnie Komisja Europejska, natychmiast nawiązała kontakt z władzami Hiszpanii i Portugalii, a także z europejskimi operatorami odpowiedzialnymi za przesył energii elektrycznej, aby zrozumieć przyczynę awarii prądu w tych krajach. Podkreślano, że skala utraty zasilania była większa niż ta, do której są przystosowane europejskie systemy energetyczne i dlatego padło wszystko.

Następnego dnia już większość regionów miała prąd, ale uporządkowanie tego całego bałaganu szacowano na tydzień. Jak podał El Pais, wstępnie wyceniono straty na od 2,25 do nawet 4,5 mld euro.

Tam, gdzie prąd wrócił jeszcze pierwszego dnia wieczorem, ludzie wylegli na ulice, żeby świętować koniec blackoutu, a telewizje pokazywały rozświetlone dzielnice mieszkaniowe, jako coś wyjątkowo pięknego. Dla zwykłych ludzi najważniejsze było, że znowu jest światło. Roztrząsania, co właściwie się stało, zostawili specjalistom od energetyki i politykom.

Autor: Michał Kurowicki

Podobne artykuły

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

baner