Wiesław Cypryś
Politycy i kłamstwa są najlepszymi przyjaciółmi. Trzymają się razem na dobre i na złe. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że nie mogą bez siebie żyć.
Przykładem, który idealnie obrazuje ten dozgonny związek, jest Andrew Cuomo – były gubernator stanu Nowy Jork. W niedawnym wywiadzie telewizyjnym twierdził, że podczas pandemii nikogo nie zmuszał do zamykania sklepów, zakładów usługowych, szkół, basenów, sal gimnastycznych, świątyń. To nie on nakazał noszenie masek nie tylko w miejscach publicznych, ale także na ulicy. Ludzie robili to dobrowolnie, według własnego uznania.
Słuchając wypowiedzi tego polityka nie dowierzałem własnym uszom, bo to przecież on wprowadził drakońskie restrykcje, które ciągle zaostrzał. Swoje naukowo brzmiące nakazy i zakazy ogłaszał na codziennej konferencji prasowej, którą w początkowych tygodniach pandemii transmitowała ogólnokrajowa telewizja. To, co można było powiedzieć „krótko i węzłowato”, rozciągał do tasiemcowego pustosłowia. Oczywiście prezentował się jako wszystkowiedzący ekspert, który w rzeczywistości nie miał bladego pojęcia, o czym mówi.
Gdyby nie powaga sytuacji, jaka rozwijała się na naszych oczach, kiedy covid codziennie zabijał tysiące ludzi, niektóre obostrzenia wydawane przez Cuomo można by przedstawić na scenie kabaretu. Na przykład nakazał zamykać bary o 11 w nocy, żeby nie rozprzestrzeniać wirusa, tak jakby przed wyznaczoną godziną policyjną siedział on w ukryciu i nie wyrządzał żadnych szkód. Absurd.
Innym równie niepojętym zarządzeniem dyktatora, przepraszam gubernatora, była kara pieniężna w wysokości tysiąca dolarów za nieprzestrzeganie dystansu między ludźmi.
Ale to wszystko jest niczym w porównaniu z grzechem, do jakiego dopuścił się Cuomo w postępowaniu z mieszkańcami domów opieki, czyli seniorami zakażonymi covidem. Odsyłał ich do tych ośrodków, gdzie błyskawicznie zakażali się nim inni pensjonariusze. Decyzja ta spowodowała tysiące zgonów, których można było uniknąć.
Gdy opinia społeczna zwróciła uwagę na karygodny błąd administracji ówczesnego włodarza stanu, ukrywał prawdziwą liczbę śmiertelnych przypadków, bo niszczyły one jego wizerunek, który budował przez lata, i który miał go zaprowadzić do Białego Domu.
Ale i tak fundamentalne i nieodpowiedzialne błędy spływają po politykach jak woda po kaczce. Cuomo już na początku pandemii podpisał umowę z domem wydawniczym Penguin Random House na spisanie swoich doświadczeń w pierwszych sześciu miesiącach koronawirusa, gwarantującą mu honorarium w wysokości 5,2 mln dolarów.
Książka „American Crisis: Lidership Lessons from the Covid-19 Pandemic” okazała się publicystyczną klapą nie tylko z powodu zawartych w niej banałów, ale także z powodu ujawnionych oskarżeń o molestowanie seksualne przez gubernatora pracownic zatrudnionych w jego biurze. Nasuwało się również wszystkim zasadnicze pytanie: jak zapracowany gubernator, który sam podkreślał, że obowiązki służbowe pochłaniają mu trzy czwarte doby, może równocześnie pisać wspomnienia?
Odpowiedź brzmi: nie może. Dochodzenie Komitetu Jurysdykcyjnego Zgromadzenia Stanu Nowy Jork ustaliło, że Cuomo delegował współpracowników do zbierania materiałów do książki, a jego „druga ręka” Melissa De Rosa i kilku innych wysoko postawionych urzędników jego administracji pisało pierwszy szkic wspomnień i obrabiało go edytorsko.
Już po rezygnacji ze stanowiska były gubernator ciągle powtarzał, że nie uczynił niczego nagannego i mienił się ofiarą, a nie agresorem. Tę linię podtrzymuje do dzisiaj.
Kto był raz politykiem, zostaje nim na zawsze. Cuomo trzyma się tej zasady, ale nie widząc się wśród demokratów, przymila się republikanom. Dlaczego tak sądzę?
Od listopada 2022 roku pojawia się na antenie stacji WABC Radio w Nowym Jorku, które uważane jest za centrowe z odchyleniem w prawo. W grudniu widziano go na kolacji z Kellyanne Conway, która była szefową kampanii wyborczej Donalda Trumpa w 2016 roku i jego bliską doradczynią do wyborów 2020 roku.
Cuomo krytykował administrację Bidena za politykę imigracyjną i kryzys na południowej granicy. W kwietniu i maju piętnował prokuratora Alvina Bragga za postawienie byłego prezydenta przed sądem za zapłatę aktorce filmów dla dorosłych, z którą miał romans, z funduszy kampanii wyborczej.
W marcu sprzeciwiał się wprowadzeniu opłat za wjazd samochodów poniżej 60 Ulicy na Manhattanie, co wcześniej popierał i uruchomił proces legislacyjny w tym kierunku.
Czy, podlizując się republikanom, coś wskóra? Czy liczy na to, że w ich szeregach znajdzie dla siebie miejsce? Czy wybaczą mu wieszanie na nich psów, gdy znajdował się po drugiej stronie barykady? Czas pokaże